Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 9 “Don’t be mad at me.”

 Rozdział 9


- Kiedy Jazzy umarła… - Justin przerwał, przy zamykaniu oczu marszcząc brwi, starając sobie
przypomnieć daleką przeszłość - Całkiem się zagubiłem. - mruknął tak nisko, że ciężko było zrozumieć co mówi, ale ja go słyszałam. Słyszałam go głośno i czysto.

Przesuwając palcami po jego włosach masowałam jego głowę i starałam się go zrelaksować, kiedy zatracił się w moim dotyku, jego głowa wygodnie leżała na moich kolanach. Pozwoliłam mu mówić; chciałam usłyszeć co miał mi do powiedzenia.

- Psułem rzeczy, krzyczałem, wyłem, oskarżałem ludzi o robienie rzeczy, których nie robili… Myślałem nawet o zabiciu się - pokręcił głową, ból malował się na jego twarzy na to wspomnienie - Myślałem, że skoro ona musiała umrzeć przeze mnie, równie dobrze ja mogę zrobić to samo dla niej.

Wstrzymałam oddech i aż poczułam ucisk w piersi na to, co mi właśnie przekazał. Przyłożyłam rękę do jego policzka i wzięłam głęboki oddech, starając się to wszystko przetrawić.

- Dużo przechodziłem emocjonalnie i chciałem, by to się skończyło. - wyszeptał, jego zęby wbiły się w dolną wargę - Wiedziałem, że to co stało się Jazzy to moja wina. Wiedziałem, że nie było to umyślnie, ale jednak to przeze mnie wylądowała w tamtym miejscu i to przeze mnie Jason wysadził magazyn.

- Nie mogłeś przewidzieć, że to zrobi… - dodałam mu odwagi, starając się trochę umorzyć jego ból, ale głęboko w duszy wiedziałam, że nie było nic, co mogło zagoić pozostałe psychiczne rany.

- To nie ma znaczenia. Faktem jest, że moja siostra zmarła wtedy, kiedy miałem umrzeć ja. - mocniej ścisnął mój nadgarstek i wtulił twarz w mój brzuch - Zjebałem sprawę. - wymamrotał - Zrujnowałem wszystko i Jazzy musiała zapłacić śmiercią, bym wreszcie… załapał.

Tyle pytań napłynęło do mojej głowy w jednej chwili i bardzo chciałam znaleźć odpowiedzi, ale wiedziałam, że jeśli dam mu czas, sam na nie odpowie.

- Pewnej nocy byłem sam w domu i wtedy go zdemolowałem. - Justin westchnął, luzując ucisk - Siedziałem na kanapie z twarzą w dłoniach, a w głowie w kółko odtwarzała się tamta scena… jej przeszywający krzyk i eksplozja… nie mogłem się tego pozbyć z głowy. Nie ważne jak wiele wypiłem, i tak idealnie słyszałem jej głos. To tak, jakbym nadal był w tym magazynie razem z nią i jakby stała tylko metr ode mnie.

Nadal głaskałam jego włosy wpatrując się, jak relaksuje się pod moim dotykiem.

- Znalazłem mój pistolet na podłodze. Musiał spaść, kiedy rzucałem wszystkim i coś we mnie drgnęło, więc go podniosłem. Nie wiedziałem co we mnie weszło, ale zanim zauważyłem trzymałem go przy głowie. Zamarłem i zatrzymałem się w czasie, póki John nie przyszedł i mnie nie znalazł.

Przełknęłam z trudem i znowu oparłam głowę o ścianę, nie chcąc myśleć o tym ‘co jeśli’ i jak wyglądałoby moje życie, gdyby naprawdę poszedł o krok za daleko.

Jak ktoś tak silny mógł być tak podatny na zranienie w środku, to było zadziwiające i bolało mnie, gdy widziałam go w takim stanie. Wszystko, czego chciałam to zabrać od niego ten ból, by zapewnić go, że wszystko będzie dobrze. Przeszedł przez wystarczająco dużo i ostatnią rzeczą, jaką potrzebowaliśmy to to, by musiał przechodzić przez to jeszcze raz.

Nie byłabym w stanie żyć, gdyby coś mu się kiedykolwiek stało.

- Spytał mnie co robię, a ja po prostu… siedziałem. Nie powiedziałem nic, aż podszedł i sam zobaczył broń. Namówił mnie, bym mu ją podał i zadawał mi pytania, a ja jedynie mogłem się w niego wpatrywać. - pocierając czoło dłonią, Justin odwrócił się tak, że całkiem leżał na plecach z głową w górze, by mógł bez problemu patrzeć mi w oczy - Wiedziałem, że nie mogłem jakoś usprawiedliwić swojego zachowania lub wymyślić wymówki. On wiedział… Wiedział, że się załamałem.

- Justin… - wyszeptałam z poczuciem upewnienia się, że wie, wie, że to nie stanie się nigdy więcej tak długo, jak żyję.

Nigdy nie pozwolę mu wrócić do tego ciemnego miejsca.

- Nie. - wymamrotał Justin - Daj mi dokończyć. Proszę. - spoglądał na mnie spod rzęs i widziałam desperację skrytą w jego orzechowych tęczówkach.

- Okej. - pokiwałam głową, przejeżdżając kciukiem po jego dolnej wardze, po czym zaczęłam pieścić jego szczękę.

- On mnie uspokoił… Schował broń i upewnił się, że wszystko ze mną dobrze. Zajął się mną i mimo tego, jak czułem się przez to co stało się Jazzy; on pomógł mi poradzić sobie z tym w sposób, który znam najlepiej. Miesiąc zajęło mi wyjście z depresji, w którą wpadłem i z pomocą chłopaków udało mi się ponownie stanąć na nogi.

- A teraz… - Justin zamknął oczy i wziął głęboki oddech - Boję się, że znowu w nią wpadnę i znajdę się w miejscu, którego tak bardzo starałem się unikać. - zamrugał i otworzył oczy, po czym spojrzał na mnie - Nie chcę się załamać… - pokiwał głową, mówiąc do siebie - Nie mogę się załamać… Nie ze wszystkim, co się właśnie dzieje.

- Nie załamiesz się. - starałam się go przekonać - Tak długo jak oddycham za diabła nie ma mowy bym pozwoliła ci się ponownie załamać. Jestem tu i zajmę się tobą tak jak ty mną wiele razy. - wyszeptałam.

- To moja praca… zajmowanie się tobą. - Justin nieśmiało się uśmiechnął, bez przerwy wpatrzony w moje oczy.

- No cóż, teraz moja kolej, by zrobić dla ciebie to samo. Zrobiłeś dla mnie tak wiele… Nadszedł czas, by się odwdzięczyć. - również nieśmiało się uśmiechnęłam i pochyliłam, po czym przycisnęłam usta do jego.

Oddając pocałunki, Justin chwycił mój policzek i ścisnął go przekazując wszystkie emocje, jakie mógł w prostym uścisku, który był tylko nasz - Kocham cię. - mruknął po odsunięciu się.

- Ja ciebie też. - przygryzłam dolną wargę i dopiero w tej chwili efekty tego co właśnie się wydarzyło we mnie uderzyły, oczy zaczęły mnie piec i popłynęły z nich łzy.

- Kurcze kochanie, nie płacz… - delikatnie wymruczał Justin, siadając. Przejeżdżając knykciami po stronie mojej twarzy, złapał mój policzek między palca wskazującego i kciuka - Spójrz na mnie.

Przecząco pokiwałam głową i spuściłam wzrok na kolana, bawiłam się palcami podczas gdy ramiona drżały mi od wszystkiego, co w sobie kryłam.

- Kelsey. - Justin zmusił mnie, bym na niego spojrzała i złapał moją dłoń w swoją wolną - Przepraszam, okej? Proszę, nie płacz kochanie… Nienawidzę, kiedy to robisz.

- Nienawidzę tego. - westchnęłam przez szloch - Po prostu chcę, by to wszystko odeszło. - spojrzałam na niego i zadrwiłam z jego uprzejmości - Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina, żadna z tych rzeczy nią nie jest… - przerwałam, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć.

Pocierałam swoje kolano wierzchem jego dłoni i wpatrywałam się, jak Justin pochyla się do przodu i garbi w taki sposób, w jaki zawsze to robi, gdy jest głęboko zatracony w myślach, co znaczyło tylko jedno: za dużo myślał.

- Nie. - skierowałam na niego wskazujący palec - Nie rób tego. Nie myśl. Wiem co robisz i nie pozwolę na to. - unosząc się na kolanach złapałam jego twarz w dłonie, by móc zmusić go do spojrzenia mi w oczy - Żadna z tych rzeczy nie jest twoją winą. Nie możesz kontrolować tego, jak radzisz sobie z rzeczami i nie możesz walczyć ze sobą. Musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

- W jakim świecie żyjesz w swojej pięknej, malutkiej główce, że wydaje ci się, że wszystko jest dobrze i nic nie może pójść źle? Ponieważ chciałbym się tam przeprowadzić. - zadrwił, stanowczo trzymając moje biodra - Tak skąd pochodzę nie ma szczęśliwego zakończenia, Kelsey.

- Tak? - podkreśliłam z sarkazmem, przechylając głowę na bok - No cóż, wydaje mi się, że będziemy musieli stworzyć nasze własne szczęśliwe zakończenie. - wzruszyłam ramionami.

- Jesteś dla mnie zbyt pozytywna. - mruknął Justin przekornie, przesuwając rękami po obydwóch stronach mojego ciała.

- To dla ciebie chujowe, ponieważ będziesz musiał z tym żyć. - uśmiechnęłam się, opadając na pięty i pozwalając, by moje dłonie opadły na jego ramiona.

- No serio? - uniósł brwi, wsuwając dłonie w moje i splatając nasze palce.

- Mhm. - uśmiechnęłam się - Chcesz wiedzieć dlaczego? - szczerząc się, Justin przycisnął czoło do mojego.

- Dlaczego? - spytał, a ja przysunęłam twarz jeszcze bliżej do jego.

- Ponieważ nigdzie się nie wybieram. - wyszeptałam.

- Dobrze. - całkiem zmniejszył odległość między nami i ułożył nasze splecione dłonie za moimi plecami, tym samym obejmując mnie w pasie i przyciągając bliżej. Ciężko wciągnęłam powietrze przez nagły ruch i zachichotałam w jego usta, kiedy upadłam na niego i razem upadliśmy - Jesteś wredny.

- Jakoś muszę się do ciebie zbliżyć, czyż nie?

- Możesz po prostu spytać. - zaśmiałam się, moje włosy opadły i stworzyły kurtynę wokół naszych twarzy.

- Zgodziłabyś się?

- Może.

- To dopiero wredne. - stwierdził Justin i nadal trzymał moje ręce za moimi plecami.

- Nie, wredne jest przytrzymywanie mnie przy sobie, teraz puszczaj. - zaczęłam się wykręcać, starając się znaleźć sposób, by jakoś uwolnić się z jego uścisku.

- Nie ma możliwości, skarbie. - pokiwał głową uśmiechając się i pokazując przy tym całe zęby, perfekcyjny uśmiech sprawiający, że mój żołądek się wykręcił w zbyt znanym mi uczuciu. Po chwili sama również zaczęłam się uśmiechać.

- Kocham tą stronę twojej osoby. - mruknęłam głośno, nim mogłam się powstrzymać. Złączył brwi i przejechał po mnie wzrokiem

- Mam różne strony? - otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak zmieniłam zdanie.

- Zapomnij o tym. - dałam mu wiele wiedzące spojrzenie - To po prostu mój typowy słowotok. Wiesz, jaka się staję w takich sytuacjach… Zawsze muszę powiedzieć coś, by je zrujnować. - westchnęłam.

- Nic nie zrujnowałaś, kochana. To było po prostu proste słowo, jakie zadałem. - poluźnił uścisk na moich dłoniach i kciukiem potarł mój - Powiedz mi.

- To naprawdę nie jest nic wartego opowiadaniu… Ja po prostu… - zauważając jego uważne spojrzenie wiedziałam, że go zasmucam i to była ostatnia rzecz, jaką chciałabym zrobić. Westchnęłam i skupiłam wzrok na punkcie na ścianie - Tak, masz. - odpowiedziałam na wcześniejsze pytania - Jest twoja opiekuńcza strona, straszna strona, kochana strona, zła strona, biznesowa strona i ta , gdzie jesteś po prostu… ty.

- Ja? - pokiwałam głową.

- Justin, w którym się zakochałam. Ten ukryty za tym ‘Nie przejmuję się’ nastawieniem. Ten który pokazał mi, że się przejmuje.

- Jacy są ci wszyscy inni Justinowie? - wyszeptał, ciekawy. W jego czekoladowych oczach dało się zauważyć ostry ból.

- Justin, nie jestem pewna czy powinniśmy o tym mówić właśnie teraz… - mruknęłam, nie chcąc robić problemu. Jeszcze musiałam znaleźć sposób na załagodzenie ich, a ostatnią rzeczą jaką teraz chciałam było skrzywdzenie go.

- Po prostu mi powiedz. - nalegał. Nie chcąc zaczynać kolejnej kłótni, zrelaksowałam się w jego ciele.

- Twoja opiekuńcza strona jest, no cóż, opiekuńcza. Upewniasz się, że ze mną wszystko dobrze i nie pozwalasz niczemu ani nikomu mnie skrzywdzić. Twoja straszna strona pokazuje się, gdy jesteś zły, nie wiem wtedy co zrobisz i to strona ciebie, która z ciebie nie odchodzi przez większość czasu. Twoja kochana strona to ta. Tu, teraz; twój śmiech i uśmiech, i ty mówiący mi, jak bardzo mnie kochasz. Twoja zła strona to ta, która często ujawnia się po ciężkim dniu z chłopakami lub gdy coś cię dręczy. Ta strona ciebie najczęściej pokazuje się, kiedy się kłócimy. A strona biznesowa to to, co stało się wcześniej przed domem.

- To wielu Justinów, co?

- Tak, ale za nic bym ich nie oddała.

- Jesteś tego pewna? - uniósł brew, jego oczy wpatrzone były w moje.

- Tak. Inaczej nie byłbyś sobą bez nich. Wszystkie te różne strony ciebie sprawiają, że jesteś kim dzisiaj jesteś i nie chciałabym, by było inaczej.

- Zakochałaś się w tych wszystkich stronach, czy po prostu w tej kochanej, którą wolisz? - nadal miał uniesioną brew.

- Zakochałam się w całym tobie. - pocałowałam go i położyłam głowę na jego klacie - Jesteś idealna taka, jaka jesteś.

- Nie jestem idealny, Kelsey. - Justin westchnął - W sumie jestem temu daleki.

- Jak to możliwe, że nie widzisz w sobie wszystkiego, co dobre? - pokręciłam głową, wnerwiona - Robisz wszystko co w twojej mocy upewniając się, by ci na których ci zależy byli bezpieczni, a i tak leżysz tutaj i jedziesz po sobie za nic.

- Jestem potworem, Kelsey. Nie zauważasz całego tego gówna które zrobiłem, ale wiem, że to zjebałem. Wszystko co robię jest zjebane.

- Masz swoje powody by robić to, co robisz Justin. To nie sprawia, że w środku jesteś złym człowiekiem.

- Tak i strzelam, że każdy innych zimnokrwisty morderca na tym świecie nie jest złym człowiekiem. - sarkazm wylewał się z jego słów.

- To co innego. - skarciłam go.

- Jak? Jak niby jest to inne od tego, co ja robię? Zabijam ich w ten sam sposób.

- To co innego, ponieważ w przeciwieństwie do innych ludzi masz powody, przez które ścigasz tamtych ludzi. Może nie wiem co się dzieje, kiedy jesteś poza domem z chłopcami i robisz cokolwiek robisz, ale wiem, że ci ludzie których zabijasz zrobili coś, byś miał do tego powód. - zawahałam się i zdecydowałam, że mogę to wszystko z siebie wyrzucić. Skończyłam już z walczeniem przeciwko sobie, by być cicho.

- Każdy inny zabija dla swojej własnej przyjemności. Szukają młodych, niewinnych ludzi i mordują ich za nic. Ci ludzie którzy robią to, co ty… to ich decyzja. Oni zdają sobie sprawę z konsekwencji ich czynów, kiedy stawiają się tobie. Nie próbuję mimo wszystko tego usprawiedliwić, bo mimo wszystko, zabijanie jest złe. Każdy to wie, ale to robisz ty, a inni… to co innego. - między nami nastała cisza i zanim byłam w stanie to zauważyć, Justin puścił moje dłonie.

- Chodź, zaprowadzę cię do łóżka. - klepnął mnie w tyłek, wyciągając mnie z naszej rozmowy - Robi się późno. - wysunął się ze mnie i wstał, przejeżdżając dłońmi po włosach. Wpatrywałam się jak odchodzi na drugą stronę pokoju z głową praktycznie w dłoniach, moje serce z dyskomfortem praktycznie spadło do żołądka.

- Nie bądź na mnie zły. - wyszeptałam. Odsunął dłonie od włosów i odwrócił głowę w moim kierunku, zaalarmowany.

- Czemu miałbym być zły?

- Za wszystko co powiedziałam, ja… - zająkałam się i spojrzałam na swoje kolana - Nie wiem. - ruszył w moim kierunku, ale rozmyślił się i stanął w miejscu, dłonie wsuwając w kieszenie spodni.

- Nie powiedziałaś nic źle. To był długi dzień. Powinnaś iść do spania.

Wpatrywałam się w niego, nie mogąc wytrzymać napięcia pomiędzy nami i natychmiast pożałowałam tego, że otworzyłam usta. Spojrzałam na złamane szkło na podłodze i przypomniałam sobie o wcześniejszych wydarzeniach i wszystko podpowiadało mi, że muszę się upewnić, by został ze mną dzisiejszej nocy.

- Tylko, jeśli zostaniesz ze mną. - wyszeptałam. Uchylił wargi w nagłym zdziwieniu i zacisnął je w cienką linię.

- Najpierw chciałbym wziąć kąpiel.

- Pójdę z tobą.

- Jest dobrze. - Justin podskoczył, od razu chcąc mi przerwać. - Myślę, że będzie lepiej, jeśli pójdę sam.

- Okej. - ostatni raz na mnie spojrzał i odwrócił się, po czym zniknął za drzwiami łazienki, pozostawiając mnie całkiem samą.

Kiedy woda zaczęła lecieć i wiedziałam, że Justin mnie nie słyszy wstałam z łóżka, ruszając do nieporządku na podłodze. Przykucnęłam i zaczęłam zbierać kawałki i układać je na otwartej dłoni, uważając przy tym, by się nie skaleczyć. Mniejsze kawałki ułożyłam w kupkę z boku, po czym ramkę ułożyłam w kolejną. Położyłam dłoń na podłodze, by pomóc sobie wstać na nogi i gdy to zrobiłam jedynie upuściłam kawałki szkła z drugiej dłoni.

- Ah! - syknęłam i spojrzałam na jeden z kawałków wbił się w moją dłoń. Przycisnęłam usta do rany starając się powstrzymać krew przed wypływaniem, byłam zaskoczona słysząc kolejny głos.

- Co się stało? - Justin szybko znalazł się u mojego boku z niczym poza ręcznikiem owiniętym w pasie i z mokrymi włosami, z których kapała woda z prysznica, którą właśnie wziął.

- Po prostu podnosiłam szkło i chciałam wstać, przez co upuściłam wszystko. - westchnęłam.

- Przecięłaś się. - zachowywał się bardzo rzeczowo, gdy wziął moją dłoń i obejrzał ją. Przesunął ją do swoich ust i pocałował. Wstrzymałam oddech, wpatrzona w niego - Chodź, zabandażuję ją.

Postawił mnie na nogi i pociągnął mnie do łazienki. Złapał moje biodra i posadził mnie na brzegu umywalki. Pochylił się i otworzył jedną z szafek, po czym wyciągnął apteczkę pierwszej pomocy. Przeszukując ją wyciągnął sprej i bandaż. Wstał i ponownie złapał moją dłoń.

- To trochę zapiecze, okej?

- Okej. - wyszeptałam. Odkręcił zakrętkę i przytrzymał sprej w niedalekiej odległości, po czym popsikał nim rozcięcie na mojej skórze. Skrzywiłam się, starałam się wytrzymać ból który przeszedł przez moje ciało, starałam się nie ruszać, gdy Justin zaczął to owijać.

- Jutro powinno być dobrze. - poinformował mnie, odkładając wszystko.

Nie wiedząc co mam powiedzieć, po prostu pokiwałam głową by pokazać mu, że przynajmniej słucham. Rozejrzałam się i nie byłam w stanie zignorować ironii w tym wszystkim.

- Co? - spytał Justin, zauważając moje nagłe zachowanie.

- Po prostu… Role były odwrócone trzy lata temu, kiedy pierwszy raz cię spotkałam. Ja byłam tą, która nakładała ci sprej i bandaż.

- Oh. - Justin zachichotał i podrapał się po karku - To. To wtedy pierwszy raz cię pocałowałem, czyż nie? - zaczerwieniłam się i spojrzałam na niego.

- Tak, jak to zapamiętałeś?

- Jak mógłbym zapomnieć? To był dzień w którym zrozumiałem, że nie jesteś dziewicą w babcinych gaciach. - uśmiechnął się łobuzersko, a moja twarz zaczęła palić.

- Justin! - wrzasnęłam, uderzając niepokaleczoną ręką w jego ramię.

- Co? To prawda… - zaśmiał się, a ja ponownie go uderzyłam.

- Jesteś idiotą. - wymamrotałam, krzyżując ramiona na piersi.

- Wiem. - zaśmiał się, ponownie łapiąc mnie za biodra i stawiając mnie na nogach - W sumie nie mogę powiedzieć, że narzekam… Mogłem dotknąć twojego tyłka. Mrugnął, a moje oczy szerzej się otworzyły.

- Justin!

- Co? Nie mów mi, że tego nie lubisz. Cały dom prawdopodobnie słyszał twoje jęki. - uśmiech Justina się poszerzył. Szerzej otworzyłam usta i postanowiłam odpowiedzieć.

- Nie mogę uwierzyć, że właśnie to powiedziałeś.

- No cóż, powinnaś uwierzyć kochanie. - Justin wyszczerzył się - No weź, wynieśmy się stąd. - wyprowadził mnie z łazienki i puścił moją dłoń, podchodząc do szuflady. Ściągnął ręcznik i wsunął bokserki, po czym wsunął spodnie od piżamy - Podoba ci się to co widzisz?

- Hm? Co? - pokiwałam głową, wpatrzona w niego. Zaśmiał się i złapał swoją bluzkę, po czym podał mi ją.

- Ubierz się, idziemy do łóżka.

- Idziemy? - spytałam niepewnie.

- Nie chciałaś, żebyśmy poszli do łóżka. - Justin wpatrywał się, jak bawię się jego bluzką.

- Tak, ale myślałam… - przecząco pokiwałam głową i oblizałam wargi - Masz rację. - przeciągnęłam swoją bluzkę przez głowę i zastąpiłam ją tą od Justina, po czym wydostałam się ze swoich rurek. Złapałam swoje rzeczy i ułożyłam na komodzie - Co ze szkłem?

- Posprzątam je jutro, chodź. - uniósł koc pokazując mi tym samym, żebym położyła się pierwsza. Kiedy to zrobiłam, czekałam aż on położy się na miejscu obok mnie. Naciągnął na nas koc i owinął ramiona w moim pasie, przyciskając mnie do swojej piersi. Przejechał nosem po mojej szyi i wziął głęboki oddech - Przepraszam… za wszystko. - śledziłam linię jego szczęki i westchnęłam.

- Też przepraszam. - ucałowałam jego pierś i położyłam na niej głowę, pozwalając by moje powieki opadły i by rytm jego serca zaśpiewał mi do snu.

————

Nagły prąd, który przeszedł przeze mnie usiadłam na łóżku, rozglądając się. Gdy zauważyłam puste miejsce oraz brak Justina, szybko wstałam. Obeszłam łóżko i spojrzałam na miejsce w którym powinno być szkło, jednak już go nie było, a nigdzie nie było widać ani śladu Justina.

Gdy już miałam wyjść z pokoju i go poszukać, w jego pokoju zobaczyłam szeroko otwarte drzwi balkonowe, a za nimi cień sylwetki. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc czy to on czy nie, na palcach ruszyłam w tamtym kierunku, by zobaczyć Justina wpatrzonego w niebo, jego włosy rozczochrane, oczy oddalone. Żołądek mi się zacisnął, gdy zobaczyłam jego dłoń zaciśniętą na czymś i połyskującą ciecz spływającą na podłogę.

- Justin… - nie wzdrygnął się, ani nie poruszył. Zamiast tego, pozostał w pozycji, jakbym nic nie powiedziała - Justin… - podeszłam do niego i prawie sapnęłam, gdy zauważyłam, że krwawi. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to “tylko nie znowu…" - Spójrz na mnie. - nacisnęłam delikatnie, kładąc dłoń na jego.

Kiedy zabrał dłoń wiedziałam, że nie był w humorze, by mnie słuchać co znaczyło, że musiałam podejść go w inny sposób.

- Otwórz dla mnie dłoń, skarbie i pokaż mi, co tam ukrywasz, dobrze? Obiecuję, że nie będę zła. - uspokoiłam go, delikatnie kładąc dłoń na jego plecach i gładząc je w górę i dół.

Przecząco pokiwał głową, zaciskając uścisk na tym co trzymał. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i wstrzymałam je, mój żołądek się wykręcał i tylko mogłam sobie wyobrazić krzywdę, jaką sobie wyrządzał.

- Justin, otwórz dłoń. Pokaż mi, co trzymasz.

Kiedy nic nie powiedział uznałam to za wskazówkę na własną próbę. Złapałam jego dłoń w swoją i delikatnie odsunęłam palce, po czym zobaczyłam kawałek szkła wbity w skórę jego dłoni.

Z trudem złapałam powietrze, zakrywając usta dłonią. Łzy napłynęły do moich oczu, gdy wyciągnęłam szkło i wyrzuciłam je za balkon. Przejechałam opuszkami palców po jego ranie i wpatrywałam się jak łza na nią upada.

- Dlaczego to zrobiłeś? - wyszeptałam.

- Skrzywdziłem cię. - wymamrotał, bardziej do siebie niż do mnie.

- Nie, nie skrzywdziłeś Justin… O czym ty mówisz? - spojrzałam na niego, w duszy modląc się, by znowu do mnie wrócił.

- Okłamałem cię. Sprawiłem, że byłaś wściekła… - pokiwał głową - Zostawisz mnie. - mruknął cicho, spoglądając na mnie z góry.

- Nie zostawię cię, Justin. - wyszeptałam - Już ci mówiłam, nigdzie się nie wybieram.

- Wszyscy to mówią, zanim odejdą. - oczy Justina zaszkliły się - Na koniec wszyscy mnie zostawiają.

- Nie jestem wszystkimi, Justin. - złapałam jego policzek w moją dłoń i zaczęłam go pieścić - Nie odchodzę.

- Obiecujesz? - wyszeptał powoli, wzrokiem błagając mnie bym nie odchodziła.

- Obiecuję. - zamknęłam oczy i pokiwałam głową, zmuszając się do pozostania silną - Chodź, oczyścimy ci ranę. - opuściłam dłoń do jego i złapałam ją, po czym poprowadziłam go do łazienki, gdzie szybko opatrzyłam jego rękę w ten sam sposób, w jaki on opatrzył moją - Już, o wiele lepiej. - przejechałam opuszkiem kciuka po bandażu i spojrzałam na niego.

- Czujesz się dobrze? - pokiwał głową i pociągnął mnie za rękę - Nie odchodź. - wymamrotał.

- Nie odejdę, nie odejdę…

- Proszę, nie odchodź. - wyszeptał - Przepraszam. Przepraszam za wszystko.

- Nie rób tego. - zabłagałam, moja warga drgała - Proszę, nie odchodzę. Zostaję tu z tobą, jasne?

Bez żadnego słowa, Justin podszedł i przyciągnął mnie do uścisku, wtulając głowę w moją szyję i mocno mnie ściskając. Oddałam pocałunek i wzmocniłam uścisk wokół niego, by przekazać mu, że tu jestem i nigdzie się nie wybieram.

- Chodź, położysz się. Rano poczujesz się lepiej.

- Idziesz ze mną? - jego oczy były nieprzytomne, co sprawiało, że skurczył mi się żołądek.

- Tak, idę. - złapałam jego drugą dłoń i uspokajająco ją ścisnęłam, prowadząc go do łóżka. Wsunęłam się pod koc i pociągnęłam go za sobą, po czym zamknęłam go w swoich ramionach. Przejechałam palcami po jego włosach i masowałam kark, aż uspokoił się pod moim dotykiem - Wszystko będzie dobrze… Zaopiekuję się tobą. - musnęłam jego czoło i wpatrywałam się, jak oddech Justina uspokaja się.

Położyłam głowę na poduszce i spojrzałam w górę na sufit, wszystko co się stało w przeciągu ostatnich godzin rozprzestrzeniało się w mojej głowie niczym niekontrolowany ogień. Justin z tym walczył, pokonał to i teraz znowu się tak czuł. Wpadł w ciemność właśnie kiedy myślałam, że już będzie dobrze. Pokręciłam głową, chcąc pozbyć  się wszystkich myśli i przejechałam palcami po włosach. Był tylko jeden sposób który znałam, by pomóc mu znowu stanąć na nogach i musiałam porozmawiać z Bruce’m, by to wypaliło.

Upewniłam się, że Justin śpi, po czym wydostałam się z jego uścisku i złapałam jego dół od piżamy z niedaleka oraz wsunęłam je na siebie. Wróciłam do Justina i złożyłam mokry pocałunek na jego policzku, po czym wyszłam i ruszyłam po schodach na dół, gdzie zobaczyłam Johna wpatrzonego w podłogę z głową schowaną w dłoniach.

- Hej. - wyszeptałam uważając, by nie być za głośno i nie obudzić Justina, by nie musiał się martwić, że mnie nie ma. Spojrzał na mnie i widziałam ulgę na jego twarzy.

- Wszystko dobrze?

- Tak, jest okej. Trochę rozdygotany, ale sobie poradziłem. - wymusiłam lekki uśmiech - Chciałam tylko zejść i powiedzieć, że wszystko dobrze i porozmawiać z Bruce. - John przełknął ślinę i zakrył usta dłonią po tym, jak polizał usta.

- Miał kolejny ze swoich epizotów, prawda? - spytał, a ja spojrzałam na swoje dłonie, powstrzymując łzy.

- Tak?

- Kurwa. - Justin westchnął, pociągając za końcówki swoich włosów - Miałem tam iść gdy usłyszałem rozbijane szkło, ale nie chciałem pogorszyć spraw. - warknął i odrzucił głowę do tyłu, rozdrażniony - Wiedziałem, że coś się dzieje, ale… Nie myślałem, że zaszło to tak daleko. - ponownie spojrzał na mnie, smutek dosięgnął jego oczu - Przepraszam.

- Jest dobrze; to nie twoja wina… Po prostu nie spodziewałam się tego, wiesz? - przerwałam i pomyślałam o wszystkim, po czym postanowiłam mówić to, co czuję - To po prostu mnie przestraszyło… On mnie przestraszył. - wyszeptałam i zanim się zorientowałam, znowu płakałam - Cały czas mówił rzeczy jak… wszystko zepsute i mówił mi, bym go nie zostawiała…

- Myślał o Jazzy… Nie chciał, byś go zostawiła tak, jak ona. - pospiesznym tonem wyjaśnił John widząc, jak załamana jestem przez to wszystko.

- Nigdy nie byłabym w stanie go zostawić. - wyszeptałam szczerze - Pomijając to, jak wiele razy myślałam o zostawieniu go przez jego kłamstwa, nie mogłam. Tak bardzo go kocham.

- I on kocha ciebie, to dlatego mogłaś powstrzymać go, zanim ponownie siebie skrzywdził. - zapewnił John i podszedł do mnie - Jedyni ludzie, którzy to potrafili to Bruce i ja. Masz nad nim władzę, któremu nikomu innemu się nie udało zdobyć. Mogłabyś uratować go przed nim samym, on też to wie. Jednak jest zbyt uparty, by się do tego przyznać.

- Nie powiedziałabym tak… - wyszeptałam smutno - Znalazłam go na balkonie z kawałkiem szkła w dłoni…

- Czekaj, co? Kiedy to było?

- Zaraz po tym, jak poszliśmy spać. - kiwając się na stopach, pociągnęłam za rąbek bluzki Justina, którą miałam na sobie - Obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że jest na balkonie. Zobaczyłam, że ma coś w dłoni i kiedy powiedziałam, by pokazał mi co tam ma nie zrobił tego, musiałam sama ją otworzyć i zobaczyłam kawałek szkła wbity w jego skórę.

John mocno potarł czoło palcami i wziął głęboki oddech, po czym znowu zaczął wpatrywać się w podłogę.

- To gorsze, niż myślałem.

- Co to znaczy? - ignorując moje pytanie, John zadał swoje.

- Co się stało zanim go znalazłaś? - patrząc się na niego zdziwionym wzrokiem, przypomniałam sobie co się stało
- Powiedział mi co się stało po tym jak Jazzy umarła i jak znalazłeś go samego w domu z… - zaczęłam, nie będąc w stanie skończyć tego zdania - Wydawał się być w porządku, a potem zaczęliśmy się kłócić o niego, a on wydawał się… nieobecny. Poszedł wziął prysznic, a ja zaczęłam sprzątać bałagan na podłodze. Przez przypadek się przecięłam…
- Czekaj, co powiedziałaś? – John zapytał, a jego brwi złączyły się, uważnie nasłuchiwał, co powiem.
- Powiedziałam, że przez przypadek się przecięłam, kiedy podnosiłam kawałki szkła z podłogi, upuściłam je przez przypadek… a co?
- Dlatego zrobił to co zrobił… - John wykrzyknął, a w jego oczach pojawiła się troska - Pomyślał, że przez to, że to rozwalił, zraniłaś się; przez niego. Obwiniał się i zrobił sobie krzywdę, by poczuć się lepiej.
Usłyszałam wcześniejsze słowa Justina w moich uszach "Pomyślałem, że jeśli musiała umrzeć przeze mnie, równie dobrze mógłbym zrobić dla niej to samo."
- Tak samo jak z Jazzy… - wyszeptałam i zdałam sobie ze wszystkiego sprawę.
- Dokładnie.
- Okej, więc jak mu teraz pomożemy?
- Nie możemy. Nic nie możemy zrobić. Musi sam sobie poradzić. Wszystko co możemy zrobić to zapewnić go, że wszystko będzie dobrze i pomimo tego, że śmiesznie to brzmi, musimy pocieszać go niczym dziecko. Musimy być cierpliwi, delikatni i ostrożni, ponieważ nie wiemy, kiedy się załamie.
- Dobrze… - kiwnęłam głową, rozumiejąc jego słowa –A co ze Snipers? – wyszeptałam.
- Co z nimi?
- Słyszałam jak rozmawialiście… nie możecie nic takiego planować z Justinem. To tylko pogorszy sprawy. Nie jest w dobrym stanie do zajmowania się biznesem czy podejmowania swoich własnych decyzji.
- Zajmę się tym.
- Jak? - zapytałam z irytacją w głosie, a mój żołądek zacisnął się ze zmartwienia, jak to wszystko może się udać bez skrzywdzenia go.
- Nie martw się o to, wymyślimy coś. - zapewnił mnie John - Chodź tutaj… - wyciągając ramiona, wymusiłam mały uśmiech i podeszłam do niego, a on zamknął mnie w uścisku - Wiesz, że nigdy nie pozwoliłbym nikomu go zranić.
- Wiem. – wypuściłam powietrze - Po prostu się o niego boję.
- Wszyscy się boimy. - odsuwając się, John trzymał mnie na długości swoich ramion - Wiem, że to ta strona Justina, której nigdy wcześniej nie znałaś, ale obiecuję że wszystko wróci do normalności. Musisz mu dać czas. Przy wszystkim, co właśnie się dzieje jestem zaskoczony, że nie załamał się wcześniej.
- Ja też. - wyszeptałam wiedząc, że gdybym była na jego miejscu, to tak by się stało - Dzięki John, za wszystko.
- Od tego są przyjaciele, prawda?
- Racja. - kiwnęłam głową, jeszcze raz go przytulając zanim całkiem się odsunęłam - Widziałeś może Bruce’a? Muszę z nim porozmawiać.
- Myślę, że poszedł do piwnicy wykonać kilka telefonów. Zaraz powinien być z powrotem, jeśli chcesz poczekaj na niego.
- Okej.
- Czekać na mnie, po co? - Bruce zapytał w momencie, w którym podniosłam wzrok i zauważyłam go idącego w stronę salonu.
- Coś się stało? Wszystko dobrze? - lęk był słyszalny w jego głosie, Bruce włożył swój telefon do tylnej kieszeni jeansów.
- Tak, wszystko dobrze. Muszę z tobą porozmawiać o Justinie. - wiedząc gdzie to zmierza, John odezwał się w moim imieniu.
- Pamiętasz jak myśleliśmy, że Justin miał dzisiaj jeden ze swoich epizodów? spytał, a twarz Bruce’a momentalnie zmieniła wyraz, wiedząc w jakim kierunku zmierza rozmowa.
- Tak?
- Okazało się, że naprawdę go miał… i wygląda to na bardziej poważne niż myśleliśmy.

~~~~~~~~~~~~~~
BARDZO WAS PRZEPRASZAM,WIEM ŻE ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ DODANY JUŻ DAWNO. 

2 komentarze:

  1. NARESZCIE DOCZEKAŁAM SIĘ !!! ASDFGHJKL SUPER
    CZEKAM NA NEXT

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie tłumaczysz. Tylko tam było parę błędów, ale nikt nie jest idealny ( oprócz Dangera :D ) :))

    OdpowiedzUsuń