Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 6 “And now I have you all to myself.”

Kelsey’s PoV

- Jesteś pewna, że musisz iść do szkoły? - mruknął Justin pocierając twarz dłońmi, po czym położył je na tyle głowy i spojrzał na mnie. Marudził od samego rana, starając się mnie przekonać, bym nie poszła na lekcje, nie, żebym miała coś przeciwko. Uważałam to za słodkie, jak zdeterminowany był. Zachowywał się jak stary on i za nic nie mogłam tego zniszczyć. Figlarnie przewróciłam oczami, rzucając mu rozdrażnione, wszystko wiedzące spojrzenie.

- Tak, Justin. Muszę iść do szkoły.

- Ale jest piątek. - jęknął, wyrzucił ręce w powietrze i pozwolił, by jego głowa opadła na miękkie poduszki.

- No i?

- No i powinniśmy robić normalne, zabawne, przygotowujące do weekendu rzeczy. Nie chodzić do szkoły. - oburzył się, na jego twarzy malowała się niezgoda.

- Justin. - zaśmiałam się, rzucając mu zdziwione spojrzenie - Co w ciebie wstąpiło?

- Co? - wzruszył ramionami, drapiąc się po piersi - Czy chłopak nie może chcieć spędzić dzień ze swoją dziewczyną? - wydęłam usta, myśląc o jego słowach.

- No cóż, tak, ale…

- No więc powinniśmy. - wstał i ruszył w moim kierunku - Odpuść sobie raz lekcje. - owinął ramiona wokół mnie i posłał mi pełen nadziei uśmiech. Przygryzłam wnętrze policzka, myśląc o tej propozycji. Moi rodzice zabili by mnie, gdyby tylko się dowiedzieli.

- Tylko jeden dzień? - upewniłam się, nie pewna na czym stoję.

- Tylko jeden dzień. - przytaknął - Plus weekend. - w sumie, jeśli czegoś nie wiedzą, to ich nie zaboli.

- Okej. - uśmiechnęłam się, w moim brzuchu rozlało się ciepło - Niech będzie. - odsunął mnie na odległość ramion i wpatrywał się we mnie uważnie.

- Naprawdę? - jego brwi uniosły się w zdziwieniu, najwidoczniej nie był w stanie uwierzyć, że się zgodziłam. Zaśmiałam się, powoli kiwając głową.

- Tak, to przecież tylko jeden dzień. Ile szkód może wnieść? Poza tym, po prostu spytam Carly o notatki kiedy wrócimy z… skądkolwiek. - przerwałam i położyłam dłonie na jego, umieszczonych na moich biodrach - Gdzie dokładniej idziemy? - uśmiechnął się.

- To niespodzianka, kochanie. - wysunął dłonie z pod moich i odszedł, po czym wyciągnął jeansy z szafy i wsunął je na siebie. Warknęłam i w rozdrażnieniu odrzuciłam głowę do tyłu.

- Wiesz, jak bardzo nienawidzę niespodzianek.

- Tak, i to jeden z powodów, dla których je robię, poza tym czy kiedykolwiek cię zawiodłem robiąc niespodzianki? - odwrócił głowę, jego brwi się uniosły.

- Nie… - mruknęłam niechętnie - Nie zawiodłeś. - wziął świeżą bluzkę z innej półki i ruszył w moim kierunku.

- Więc nie masz się o co martwić. - musnął moje usta i uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Pozwolę sobie być innego zdania, kochanie. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy jego własnym tekstem, którego wolał używać przeciwko mnie - Zawsze muszę się martwić jeśli chodzi o ciebie, ponieważ tylko Bóg wie, co zaplanowałeś.

- Trochę we mnie uwierz, skarbie. Musisz mi ufać. Pokochasz to, co zaplanowałem. - znacząco poruszył brwiami i zachichotał, robiąc unik przed moją dłonią, która chciała go uderzyć. Skierowałam oczy na niego i skrzyżowałam ramiona, przeszywając go wzrokiem, by znaleźć coś niezwykłego.

- Kiedy jedziemy?

- Jak najszybciej. - wsunął na siebie bluzkę i przejechał palcami po włosach - Musimy wyjechać, zanim zacznie się ruch.

- Dlaczego mam wrażenie, że to będzie długa droga? - rzuciłam mu rozdrażnione spojrzenie, już widząc przed oczami długi dzień, jaki nas czekał.

- Ponieważ tak będzie. - zaśmiał się - Idź się spakować kochanie, wyjeżdżamy za godzinę.

- Spakować? Za godzinę? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Co? - kiedy na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, uświadomiłam sobie coś.

- Planowałeś to od dawna, czyż nie?

- Trochę. - wzruszył ramionami, wsuwając dłonie w kieszenie spodni tak, by kciuki wystawały - Miałem nadzieję, że najpierw się zgodzisz. - pokiwałam głową i odwróciłam się.

- Co mam spakować?

- Będziemy tylko ty i ja, użyj wyobraźni. - mrugnął, zadowolony z siebie. Ciężko odetchnęłam i złapałam pierwszą lepszą rzecz znajdującą się najbliżej mnie, która okazała się być bluzką i rzuciłam ją w jego kierunku. Zrobił unik i uniósł dłonie w w ruchu obronnym, odsuwając się do drzwi - To była tylko sugestia!

- Tak, okropna. - westchnęłam, opierając ciężar ciała na jednej nodze - A tak na serio, co powinnam spakować?

- Cokolwiek chcesz. W ten weekend chodzi tylko o ciebie, kochanie. Chcę, żebyś czuła się komfortowo. - powiedział serdecznie, lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przygryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się jak kompletna idiotka.

- Naprawdę? - szeroko się uśmiechając, pokiwał głową.

- Naprawdę, a teraz rusz twój słodki, malutki tyłek do szafy i wybierz co tylko chcesz. Będę czekał na dole.

- Okej. - odwróciłam się i już miałam wyciągnąć parę rurek, kiedy zrozumiałam, co powiedział - Poczekać sekundę… - przerwałam zdezorientowana - A co z tobą? Nie powinieneś też się pakować? - zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na mnie, uśmiechając się.

- Co mogę powiedzieć? Jestem o krok do przodu.

- Dupek. - mruknął i wyszedł przez drzwi, po czym usłyszałam jeszcze tylko “Też cię kocham”. Przewracając oczami zaczęłam wybierać bluzy i jeansy, próbując sobie wyobrazić miejsca, do których mnie zabierze.

___________

Ciągnąc na dół drugą torbę pełną rzeczy, które najbardziej potrzebne były mi na te małej wycieczce zaplanowanej przez Justina, wypuściłam głęboki oddech, prostując plecy.

- Okej. - klasnęłam w dłonie - Jestem gotowa. - odwracając się, Justin szeroko otworzył oczy.

- Na co się spakowałaś? Nie będzie nas tylko 3 dni, jeśli liczyć dzisiaj. - zważył torby podnosząc każdą, ponieważ według niego spakowałam zbyt wiele rzeczy. Mężczyźni.

- No cóż, przepraszam, ale skąd miałam wiedzieć, gdzie mnie zabierasz? Mogę potrzebować kilku zmian ubrań. Poza tym, jestem dziewczyną. Czego oczekujesz? Dla ciebie jest łatwiej. Jedyne czego potrzebujesz to bluzka, jeansy oraz bokserki i jesteś gotowy do wyjazdu. - wybuchnął śmiechem i przyciągnął mnie do swojego boku, całując czubek mojej głowy.

- Jesteś za słodka, skarbie. - uderzyłam go łokciem w bok, a on syknął zdziwiony tym kontaktem - Jezusie. - mruknął - Za co to było? - unosząc brwi, stanęłam naprzeciwko niego, dłonie opierając na biodrach, usta wydęte

- Myślisz, że jestem słodka? - podkreśliłam przekornie, mój głos brzmiał dobitniej niż chciałam.

- No cóż… tak? O co ci… oh. - chichocząc, Justin uśmiechnął się do mnie, jego twarz promieniowała nagłym zainteresowałem - Seksowna, chciałem powiedzieć, że jesteś seksowna. - pochylając się do mnie, przyłożył usta do moich - Zapomniałam, że nie jesteś słodka.

- Teraz dobrze. - zachichotałam, kiwając głową. Przypomnienie sobie starych wspomnieć pomiędzy nami wywołało w moim brzuchu stado motyli. Było niesamowicie znowu zachowywać się jak my, zamiast dyskutować o starych różnicach i problemach.

- Macie ze sobą poważne problemy. - zawołał Marcus zza nas, z obwarzankiem w jednej dłoni i kawałkiem wiszącym z buzi. Wyciągając środkowego palca w górę, Justin przyciągnął mnie bliżej, pogłębiając pocałunek, jego język walczył z moim. Uśmiechając się przez pocałunek schowałam jego policzek w dłoni i przekręciłam głowę na bok, byśmy obydwoje mieli lepsze pole do popisu.

- Co do kurwy nędzy? Próbuję tu jeść! - Marcus pomachał rękami w powietrzu, okruszki z obwarzanka latały wszędzie. Zaciskając zęby na mojej dolnej wardze Justin uśmiechnął się dumny, kiedy głośno jęknęłam. Wkręcając się w grę zarzuciłam ramiona na jego szyi i stanęłam na opuszkach palców, by pogłębić kontakt między nami.

- Serio? Dalej będziecie ssać swoje twarze, kiedy ja jestem blisko zwrócenia mojego śniadania? - wydukał z niedowierzaniem. Zachichotałam i prawie się odsunęłam, kiedy Justin zacisnął palce na moich udach, po czym podniósł mnie tak, że objęły go w pasie.

- Chce show? - cicho wymruczał Justin tak, bym tylko ja mogła to usłyszeć - To mu je damy. - przyciskając usta do najbardziej czułego miejsca na mojej szyi i zaczął ją ssać, a w odpowiedzi dostał głośny jęk, który dało się usłyszeć w całym domu.

- Okej, okej! - Marcus uniósł ręce w geście rezygnacji - Poddaję się! Wygrywacie, wygrywacie, tylko przestańcie! - błagał, zmuszając mnie i Justina do wybuchu śmiechu. Justin postawił mnie na nogach - To po prostu obrzydliwe. - Marcus niezadowolony pokiwał głową i usiadł na kanapie.

- Nikt nie kazał ci oglądać. - stwierdził Justin, obejmując mnie ręką w talii.

- No cóż, nikt też nie kazał wam napalać się na siebie na środku salonu! - odpowiedział w odwecie, wygodnie się rozsiadając - Poza tym, nie jedziecie gdzieś? Nie mogliście powstrzymać obściskiwania się do czasu, aż będziecie sami?

- Nie, ponieważ pieprzenie z tobą jest o wiele lepsze. - Justin zaśmiał się z całego serca, jego twarz aż świeciła z największej radości. Rzucając się na kanapę naprzeciwko Marcusa, Justin pociągnął mnie na swoje kolana.

- O czym pierdolicie? - Bruce wszedł do salon, a Stephanie zaraz za nim.

- Justin postanowił wsadzić język w gardło Kelsey, kiedy ja próbowałem jeść, nic wielkiego. - wysyczał Marcus z sarkazmem i lekceważąco machnął ręką.

- Tak jakbyś ty się kurwa nie lizał ze swoją dziewczyną, kiedy tylko jest w pobliżu. - mruknął Justin, przewracając oczami.

- Chodzi mi tylko o to, że jeśli chciałbym pooglądać pornosy, sam bym sobie poradził, dziękuję bardzo. - Marcus zaśmiał się, kiedy odwróciłam się, by na niego spojrzeć.

- Nawet z dziewczyną u boku jesteś sztywnym, przestrzegającym zasad dupkiem. - Justin zachichotał, przygryzając dolną wargę - Może powinieneś zadzwonić do Kadry i niech się z tobą przerucha czy coś, ponieważ zachowujesz się teraz jak cholerny świętoszek, a obydwoje wiemy, że nim nie jesteś.

Marco wszedł do pokoju chichocząc, krzywy uśmiech malował się na jego twarzy

- Stary, właśnie mu dowaliłeś.

- Zamknij się. - wysyczał Marcus, poirytowany.

- Aw. - powiedziałam - Jesteście dla niego tacy wredni.

- Dziękuję Kelsey! - Marcus wyrzucił dłoń w moim kierunku - Przynajmniej ktoś przejmuje się moimi uczuciami.

- Jestem po twojej stronie, Marcus. - przyłożyłam zaciśniętą pięść do piersi, po czym przyłożyłam dwa opuszki palców do ust i pokazałam w jego kierunku znak pokoju. Śmiejąc się, Marcus pokręcił głową.

- Jesteś zwariowana.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - odrzuciłam włosy za ramie, chichocząc.

- Nie ważne, jak bardzo zabawnie jest. - przerwał nam Justin, całując mój nos i obejmując mnie w pasie - Powinniśmy już iść. - zepchnął mnie ze swoich kolan i postawił, sam też wstając.

- Wierz mi lub nie… - Bruce poklepał plecy Justina - Będę tęsknił za twoją wkurzającą dupą.

- Boooże, dziękuję Bruce, doceniam to. - sarkastycznie odpowiedział Justin z uśmiechem, zanim przyciągnął go do uścisku - Zobaczymy się za kilka dni; postarajcie się aż tak bardzo za mną nie tęsknić. - biorąc nasze torby, zaczął żegnać się z resztą.

- Postaram się. - zachichotał cierpko - Po prostu spróbujcie nie bawić się za dobrze. Ostatnia rzecz jakiej potrzebujemy to mini Bieber biegający po naszym domu. - mrugnął w naszym kierunku. Czerwieniąc się złapałam dłoń Justina.

- Nie musisz się o to martwić.

- Jestem pewien, że nie muszę. - Bruce zaśmiał się, odsunął i położył rękę na ramieniu Stephanie, kiedy stanęli z tyłu jak dumna para i przyglądali się, jak się żegnamy. Otwierając drzwi, odwróciłam się i pomachałam do ich.

- Będę za wami tęskniła.

- Jestem pewna, że będziesz. - Stephanie zaśmiała się sprawiając, że moje policzki oblały się czerwienią.

- Okej, idę sobie. - figlarnie na nich spojrzałam, wychodząc przez drzwi frontowe. Nie udało mi się jednak, ponieważ usłyszałam głośny głos wołający mnie.

- Nie waż się nigdzie iść, młoda damo! - wydałam z siebie głośny rechot wpatrzona, jak Carly wybiega z samochodu Johna i wbiega po schodkach - Kto powiedział, że możesz wyjechać bez pożegnania się ze swoją najlepszą przyjaciółką?

- Przepraszam…? - rzuciłam jej niewinne spojrzenie z nadzieją, że nie będzie za bardzo zawiedziona.

- Oczywiście ci wybaczam. - Carly zaśmiała się, przyciągając mnie do uścisku - Masz szczęście, że cię kocham.

- Wiem. - uwalniając się, wyczerpana na nią spojrzałam - Skąd w ogóle wiedziałaś, że wyjeżdżam?

- Można powiedzieć, że mam swoje sposoby. Poza tym to ja będę tą, która będzie musiała później ratować twój tyłek, kiedy twoi rodzice zadzwonią do apartamentu i będą chcieli z tobą rozmawiać lub po raz pierwszy naprawdę będę uważała na lekcjach, by twój tyłek był przygotowany, kiedy wrócisz. - uśmiechając się, dumnie stała wyprostowana - Nie ma za co.

- Bardzo dziękuję, Carly. Jestem ci coś winna.

- Jesteś, ale porozmawiamy o tym, kiedy wrócisz. Teraz czas na to, byś ty i twój facet się dobrze bawili. Zadzwoń do mnie kiedy będziecie na miejscu, okej? I po prostu się zrelaksuj i rozluźnij. - ponownie przyciągając mnie do uścisku, przytrzymała mnie blisko - Robi to dla ciebie, wiesz?

- Wiem. - wyszeptałam, odsuwając się z uśmiechem - Zobaczymy się, kiedy wrócimy.

- Do zobaczenia. - przesunęła się do Johna stojącego za nią, a ja pomachałam i przytuliłam się do niego. Mocno mnie ścisnął i odsunął się, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.

- Uważajcie na siebie i dobrze bawcie. - poczekałam na Justina, który wreszcie potraktował Carly w sposób, w jaki jeszcze nigdy jej nie traktował. Był miły i naprawdę podziękował jej ten pierwszy raz, po czym wymienił kilka słów z Johnem.

- Jesteś gotowa, skarbie? - przeniósł wzrok z Johna na mnie. Pokiwałem głową i schowałam wargi w ustach, kiedy ruszył do swojego czarnego jeepa. Otworzył bagażnik i wsadził torby, po czym obszedł samochód i wsiadł na miejsce kierowcy, a ja wsunęłam się na miejsce pasażera. Otworzył okno i zapalił silnik, a ja wystawiłam dłoń przez szybę, machając i krzycząc słowa pożegnania. Robili to samo do momentu, w którym Justin zjechał na drogę.

- Jesteś podekscytowana? - Justin spojrzał na mnie, jego lewa ręka znajdowała się na kierownicy, a palce drugiej złączył z moimi.

- Mhm. - uśmiechnęłam się, pociągając za jego policzek - Ale wiesz, jak moglibyśmy sprawić, by ta wycieczka była jeszcze lepsza? - zatrzepotałam rzęsami w jego kierunku z nadzieją, że złamie się pod moim ruchem.

- Co?

- Powiedz mi, gdzie jedziemy. - mocniej ścisnęłam jego rękę, rzucając mu najbardziej kuszące spojrzenie na jakie mogłam się zdobyć z nadzieją, że zdradzi swój sekret i nie będę musiała zastanawiać się gdzie jedziemy przez całą drogę.

- Co powiesz na… nie? - Justin zaśmiał się, gdy mój pełen nadziei wyraz twarzy zbladł i zamiast niego pojawiło się skrzywienie. Oparłam się o siedzenie.

- Nienawidzę cię.

- Nie, nie jest tak, nie okłamuj sama siebie. - zaszydził ze mnie miło się uśmiechając. Wyraz wygranej był widoczny na jego twarzy, gdy skręcił w kolejną ulicę, jadąc częścią Stratford, której nigdy nie widziałam.

- Tak, tak jest. - uparcie skrzyżowałam ramiona, marszcząc brwi - Bardzo cię nienawidzę.

- Okej kochanie, w takim razie ja też ciebie nienawidzę. - znowu złapał moją dłoń i lekko ją ucałował z nadzieją, że trochę rozluźni sytuację. Kiedy to nie pomogło i nadal się dąsałam, Justin lekko ścisnął - Nie złość się, Kelsey - zagruchał - Uwierz mi, pokochasz tą niespodziankę.

- Nienawidzę niespodzianek Justinie Bieberze i nie ważne jak bardzo ją pokocham, ta cała droga do tego miejsca będzie niczym poza torturą, ponieważ jedyne, o czym jestem w stanie myśleć to możliwe opcje i to doprowadza mnie do krańca wytrzymałości.

- Nie bądź taka melodramatyczna, będziemy tam za około 3 godziny. Nie więcej. Dlaczego nie spróbujesz się przespać?

- Ponieważ nie chcę.

- No to co chcesz robić?

- Nie chcę robić nic. Chcę, byś ty powiedział mi, gdzie do cholery jedziemy.

- Przysięgam na Boga, że gdybym cię nie kochał, to już byś nie żyła. - mruknął Justin, zatrzymując się na czerwonym świetle.

- No cóż, przepraszam, że chcę wiedzieć gdzie na cały tydzień zabiera mnie chłopak. Nie wiedziałam, że to przestępstwo.

- Nie jest, ale jeśli chcę, byś była zdziwiona, muszę to utrzymać w sekrecie. A teraz przestań zachowywać się jak dzieciak i o tym myśleć. Im dłużej to robisz, tym bardziej wykańczasz się psychicznie. Zrelaksuj się, okej? Obiecuję, że warto.

- Wiesz, że to wszystko by się skończyło, gdybyś tylko powiedział mi gdzie jedziemy, ale nie, musisz być takim osłem i trzymać to dla siebie. - przewróciłam oczami i sapnęłam.

- Osłem? Serio, Kelsey? - Justin zaśmiał się - Kto tak jeszcze mówi?

- Ja, masz z tym jakiś problem? - wysyczałam z pretensją. Czułam się jak pięcioletnie dziecko, które nie dostaje słodyczy, których chce ze sklepu, ale to naprawdę zżerało mnie od środka. Wyglądało tak, jakby wszyscy poza mną wiedzieli gdzie jadę i to było nie do zaakceptowania.

- Tak, mam. - dokuczył mi Justin, pochylając się do mnie i kciukiem dotykając policzka - Nie ważne co zrobisz i tak nie powiem ci gdzie jedziemy, więc po prostu rozsiądź się i uspokój. - nagła myśl przyszła mi do głowy, złośliwy uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

- Jesteś tego taki pewien? - rzuciłam mu wyzwanie z uniesioną brwią, mając nadzieję, że pomyśli o swoich słowach i zda sobie sprawę, jakie drzwi mi właśnie otworzył.

- Tak. - pokiwał głową, pewien siebie - Jestem.

- No dobrze. - wzruszyłam ramionami pochyliłam się, biorąc płatek jego ucha w zęby i szarpnęłam nim, dłoń kładąc na jego kolanie.

- Co robisz? - wyszeptał, jego głos był teraz bardziej roztrzęsiony niż się spodziewał, oddech nierówny, gdy zębami przesunęłam po skórze na jego szyi.

- Oh… nic. - uśmiechnęłam się chytrze, pochylając się w dół i przyciskając usta do jego rozpalonej skóry. Ssałam jego delikatny punkt i w głowie przybiłam sobie samej piątkę, gdy jęk wydostał się z jego rozchylonych warg. Przygryzałam jego skórę po czym lizałam ją, uśmiechając się do siebie i wiedząc, że to rozproszy go na tyle długo, bym dostała cenne dla mnie informacje.

- P-przestań, Kelsey. - warknął, zaciskając palce na kierownicy mocniej niż kiedykolwiek, jego koście stały się białe.

- Nie. - ustami przemieściłam się na szczękę, składając tam gorące, mokre pocałunki. Nie przestawałam przesuwać dłoni, aż nie znalazła się na jego kroczu.

- O Jezusie, Kelsey.. - wyjęczał Justin, jego głowa opadła na skórzane oparcie siedzenia, zęby wbijały się w dolną wargę.

- Powiedz… - pocałunek - Mi… - pocałunek - Gdzie… - pocałunek - Mnie… - pocałunek - Zabierasz. - wyszeptałam do jego ucha, liżąc skórę zaraz pod nim i sprawiając tym samym, że włosy na jego karku się uniosły.

- Nie. - wydyszał i zanim mogłam złapać jego skarb, rozproszył nas dźwięk klaksonu z tyłu. Odskoczyłam z obecnej pozycji, w której prawie znajdowałam się na nim, a jego stopa nacisnęła na pedał gazu, ruszając na przód. Nieprzytomnie przejechał dłonią po twarzy, biorąc głęboki oddech. - Kurwa.

- Co? - wypuściłam powietrze.

- Cholernie mnie podnieciłaś, skarbie. To, co. - rzucił mi spojrzenie, po czym potarł kark, starając się znowu poczuć komfortowo, co było jednak niemożliwe z nadal widocznym wybrzuszeniem w kroczu chłopaka. Szeroko otworzyłam oczy, odsuwając się do samego okna.

- Ja to zrobiłam? - pokazałam na jego spodnie.

- Tak. - Justin puścił swoje włosy i rzucił mi oburzone spojrzenie - Zrobiłaś.

- Przepraszam. - wydusiłam z siebie, czując się winną temu, co zrobiłam - Nie miałam w zamiarze sprawić, byś, ni wiesz. - westchnęłam.

- Tak, wiem jakie były twoje intencje. - pokiwał głową, pocierając kark. Przez kolejne kilka minut siedzieliśmy w kompletnej ciszy, chociaż wiedziałam, że ciężko było mu jechać z małym - lub, raczej powinnam powiedzieć - wielkim problemem. Cały czas się wiercił i kręcił, a na każdym czerwonym świetle na jakie trafialiśmy kierował dłoń do spodni, starając się sobie jakoś ulżyć, jednak nic nie działało.

- Okej. - westchnęłam - Zatrzymaj się.

- Co? - odwrócił głowę i wpatrywał się we mnie, zmarszczył brwi.

- Powiedziałam, żebyś się zatrzymał. - machnęłam ręką na prawo pokazując, by się zatrzymał i kiedy wreszcie go przekonałam zjechał na postój niedaleko drogi.

- O co chodzi? - spojrzał w lusterko upewniając się, że nikt go nie widział, po czym skupił się na mnie.

- Przesuń fotel do tyłu. - odpięłam pas, okręcając się do niego.

- Dlaczego? - rzuciłam mu ostre spojrzenie.

- Możesz skończyć z pytaniami i po prostu robić, co ci mówię? - powoli, ale pewnie przesunął fotel tak daleko, jak się tylko dało. - Dziękuję. - przesunęłam się tak, że teraz okrakiem siedziałam na jego kolanach. Odpięłam jego pas i zsunęłam się tak, że klęczałam przed nim.

- C-Co ty robisz? - Justin ciężko przełknął, jego oczy szeroko otworzyły się ze zdziwienia przez moją nagłą śmiałość.

- Nie możemy tak jechać, a ja mam dosyć kiedy cały czas się wiercisz, więc… - oblizałam usta, spoglądając na niego spod rzęs - Po prostu się zamknij, rozsiądź się i korzystaj. - rozpięłam jego pasek i wyciągnęłam z jeansów, po czym rzuciłam na tylne siedzenie i zabrałam się za rozporek.

- Ja pierdole, Kelsey. - wychrypiał Justin, doskonale wiedząc, co miałam zamiar zrobić. Rozsuwając jego nogi zaczęłam zsuwać jego spodnie aż do kostek, po czym to samo zrobiłam z bokserkami i wreszcie widziałam jego przyjaciela.

Przysunęłam twarz do jego przyrodzenia i głęboko odetchnęłam, po czym wzięłam go do ust, dłońmi masując jądra. Jęcząc wsunął palce w moje włosy, ciągnąc i przyciskając, nadając tempa. Śledził moje poczynania, kiedy poruszałam głową w górę i dół, biorąc go tak głęboko, jak tylko mogłam. Oblizując jego długość, delikatnie podrażniłam jego skórę zębami, uważając, by go nie ugryźć.

- O kurwa. - wysyczał przed zęby, gwałtownie pociągając moje włosy, gdy odrzucił głowę do tyłu w czystym zachwycie. Ssąc długo i mocno wbiłam paznokcie w jego skórę, zaczęłam językiem drażnić jego główkę, po czym znowu wzięłam go całego.

Przyciągając mnie jeszcze bliżej niż było to możliwe Justin jęknął, spoglądając na mnie w tej samej chwili, w której ja spojrzałam w górę na niego. Wpatrzony w to, jak mu obciągam wbił zęby w dolną wargę. Naprężył się we mnie i wiedziałam, że jest bliski dojścia. Zaczęłam ssać szybciej i dłużej, moja głowa poruszała się bardzo szybciej, gdy Justin nadawał tempa dłońmi znajdującymi się w moich włosach.

- Kurwa… - wychrypiał Justin - Kelsey… - jęknął i po jeszcze trzech ruchach jego soki spłynęły do mojej szyi, gdy je przełknęłam. Oblizując usta wpatrywałam się, jak jego ciało staje się wiotkie na siedzeniu, jego oddech był nierówny. Z nadzieją, że zrobiłam to dobrze wróciłam na siedzenie pasażera. Siadając wpatrywałam się, jak Justin zakłada bokserki i jeansy, zapina zamek i nawet nie przejmując się zapięciem guzika, jego oczy pełne żądzy spojrzały na mnie.

- Co? - mruknęłam, topniejąc pod jego intensywnym spojrzeniem.

- Gdzie się do cholery tego nauczyłaś? - wydusił z siebie zdziwiony, oczy były rozchylone, a pierś poruszała się w górę i dół w szybkim tempie - Znaczy, wiem, że to potrafisz, ale ja pierdole, kochanie to było… - pokiwał głową, oszołomiony - Zajebiście wspaniałe. - moja twarz poczerwieniała we wstydzie, gdy schowałam twarz w dłoniach.

- Nie mów mi tak. Ja po prosty, ty byłeś, i ja starałam się ci pomóc… po prostu jedź. - wymamrotałam, zawstydzona sama przez siebie.

- Aw. - zaśmiał się Justin, łapiąc mój policzek między dwa palce i ściskając - Jesteś taka seksowna, kiedy jesteś taka zdenerwowana nawet, jeśli nie masz czego się wstydzić. - uśmiechnął się łobuzersko.

- Zamknij się. - skarciłam go, odrzucając jego dłoń.

- Tylko mówię, kochanie. - Justin opuścił swoje siedzenie, po czym wrócił na drogę - Musisz mnie nakręcać częściej, jeśli to zmusza cię do zrobienia tego.

- Justin… - rzuciłam mu takie spojrzenie, że się zaśmiał, odpuszczając.

- No dobrze, dobrze, przestanę, ale nie myśl, że to koniec. Odwdzięczę ci się za to, co zrobiłaś.

- Odwdzięczysz się? - spojrzałam na niego zakłopotana, zdziwiona o co chodzi tym razem - Za co?

- Na początku za to, że mi stanął. To twoja wina, wiesz o tym. - syknął, powstrzymując chęć zaśmiania się 8 Gdybyś tylko przestała być taka ciekawska, to nigdy by się nie stało. - pokiwał na mnie palcem, na jego twarzy malował się uśmieszek.

- Wcześniej nie widziałam, byś marudził. - odburknęłam.

- Masz rację. - wzruszył ramionami - Ale co to by była za zabawa, gdybym ci przeszkodził? - rzucił mi ożywione spojrzenie i wiedziałam, że definitywnie nie ma zamiaru odpuścić. Zadąsana spojrzałam przez okno.

- Nienawidzę cię.

 Nie, nie jest tak. - pochylając się, przycisnął usta do mojego policzka - Kochasz mnie, więc przestań sama siebie okłamywać.

- Cokolwiek. - odepchnęłam go, opierając czoło o szybę.

- Nie jesteś zabawna. - ubolewał niczym dziecko.

- Tak, tak. - wymruczałam, obejmując się ramionami i kurcząc nogi na skórzanym siedzeniu.

___________

- Kochanie. - poczułam, jak ktoś mną trzęsie - Kochanie, obudź się… - zawahałam się, zanim otworzyłam oczy. Ziewając zakryłam usta, po czym spojrzałam na Justina wpatrzonego we mnie.

- Jesteśmy wreszcie? - ziewnęłam.

- Tak, chodź. - wystawił do mnie ręce i złapałam je, wychodząc z auta i zamykając za sobą drzwi. Przesunęłam się, by zobaczyć gdzie jesteśmy i prawie rozwarłam usta widząc przed sobą piękny widok.

- O mój boże… - byliśmy na stromym wzgórzu, z którego widać było całe Stratford, a niedaleko zdawała się mała chatka i jezioro. Niebo miało idealny, jasno niebieski kolor, było czyste i słońce na nas świeciło. Ptaki latały nam nad głowami, szczęśliwie ćwierkając do ich własnej melodii.

- Podoba ci się?

- Podoba? Justin, kocham to miejsce! Nic dziwnego, że trzymałeś je przede mną w sekrecie… jest piękne. - tryskałam radością i rozmarzonym wzrokiem wpatrywałam się w domek, w którym, jak podejrzewałam, zatrzymywaliśmy się - To takie słodkie, małe i niesamowite… dziękuję. - spojrzałam na niego - Nie musiałeś tego robić.

- Musiałem. - pokiwał głową i złapał moją dłoń, kciukiem masując jej wierzch - Przeszłaś przez piekło i potem z powrotem… zasługujesz na czas dla siebie. Obydwoje zasługujemy. Ostatnie trzy i pół roku były wszystkim poza czasem wolnym od dramatu. - przysunęłam się do niego bliżej, po czym położyłam głowę na jego piersi.

- Dziękuję. - pocałował czubek mojej głowy i przyciągnął mnie bliżej - Wszystko dla mojego skarba.

Uśmiechając się zamknęłam oczy, napawając się tym nierealistycznym momentem pokoju i ciszy. Dobrze było wiedzieć, że tu nic nam nie przeszkodzi. Biorąc krok do tyłu, jego dłonie wiotko opadły na po jego bokach, kiedy marszczył oczy spoglądając w promienie słoneczne.

- Powinniśmy wejść do środka; chciałbym zobaczyć, jak wygląda środek. - klasnęłam dłońmi, praktycznie podskakując.

- Wchodź do środka, zaraz do ciebie dojdę, tylko wezmę torby. - idąc skalistą ścieżką, zatarłam dłonie z radości. Otwierając pierwsze drzwi otworzyłam również drewniane za nimi i weszłam do środka.

Wstrzymałam oddech, napawając się atmosferą dookoła mnie. Było oszołamiająco, wszystko było zrobione z drogiego drewna, na ścianach w ramkach wisiały zdjęcia Justina i jego rodziny. Podłogi nie były pokryte dywanem, a kanapa stała na prawo od kominka. Domek wyglądał, jakby był wyrwany z magazynu lub filmu. Żadna z tych rzeczy po prostu nie wydawała się być prawdziwe i nie czuło się być prawdziwe.

- Podoba ci się to, co widzisz? - okręcając się, moje oczy zatrzymały się na Justinie, kiedy ten postawił torby na boku i ruszył w moim kierunku.

- Mhm, to piękne.

- Nie tak piękne jak ty. - powiedział słodko. Spoglądając w dół, wsunęłam kosmyk włosów za ucho - To dom twoich rodziców?

- Tak, kiedyś przyjeżdżaliśmy tu co zimę, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. To była rodzinna tradycja, czy coś takiego. - wzruszył ramionami, niezadowolony z tematu szybko go zmienił - Chcesz rozejrzeć się teraz, czy później?

- Jak ty chcesz. - wsunęłam dłonie do tylnych kieszeń jeansów - Nie obchodzi mnie to.

- No dobrze. - przeszedł obok mnie i podszedł do kominka, po czym położył na nim kilka kawałków drewna, jedno na drugim, robiąc wszystko, co potrzebne, by zapalić.

Zdecydowałam, że lepiej będzie teraz wypakować trochę ubrań i odłożyć je, bym nie musiała robić tego później. Odpięłam jedną z moich torb i zaczęłam składać rzeczy, które wcześniej wrzucałam do środka nie wiedząc, czego oczekiwać od tego wyjazdu. Nagle poczułam parę ramion obejmującą mnie od tyłu.

- Rozjaśnij się, kochanie. Spędzimy weekend razem, tylko ja i ty, nikt inny. - powiedział Justin w ściszonym, spokojnym głosem - To nasz czas, by robić co nam się do cholery podoba bez żadnego przeszkadzania. - mruknął w mój kark, delikatnie muskając skórę.

Przygryzając dolną wargę wiedziałam, że ma rację. To niesamowite, jak dobrze wiedział, kiedy źle się czułam. Nie wiedziałam, co dzisiaj we mnie wstąpiło, ale dobrze było wreszcie być sobą; jakby każdy dany moment, wszystko po prostu się rozpadło i było jedynie marzeniem. Stwierdzając, że to już zbyt wiele i mam dosyć dąsania się przez te głupie pytania zadręczające mnie odwróciłam się w jego ramionach, po czym zarzuciłam własne na jego szyję.

- O czym ty mówisz? - wyszeptałam.

- Nie wiem. - powiedział w moje wargi - A co masz na myśli?

- Ty mi powiedz.

- Myślę o tobie i mnie, niczym pomiędzy. - wyszeptał szybko.

Moje ciało zamieniło się niczym w budyń w jego rękach, ponieważ roztapiałam się w pod jego dotykiem. Uderzałam wargami w jego i przejechałam palcami po jego włosach, ciągnąc za końcówki. Justin przesuwał dłonie w górę i dół mojego ciała, zanim złapał moje uda i podsadził mnie, bym objęła go nogami w pasie. Zaraz po tym położył mnie na podłodze obok kominka. Leżąc na plecach wpatrywałam się, jak Justin odsuwa się na tyle, by ściągnąć bluzkę, po czym przycisnął usta do mojej szyi i wziął kawałek skóry między zęby. Przytrzymywałam jego głowę pojękując, kiedy złożył kilka mokrych pocałunków, dłońmi podciągając bluzkę.

Popychając jego pierś usiadłam i ściągnęłam bluzkę, odrzucając ją do kąta, po czym złapałam jego twarz w dłoniach i pocałowałam go, ponownie kładąc się na podłodze. Zjeżdżając pocałunkami aż do moich piersi, Justin odpiął zapięcie mojego stanika, pozbył się go i zacisnął usta na jednym z moich stojących sutków. Ssał go i suwał po nim językiem, a ja odrzuciłam głowę do tyłu, wsuwając dłonie w jego włosy i jęcząc z rozkoszy.

Przesunął się do mojej drugiej piersi, by poświęcić jej tyle samo uwagi. Rozpiął guzik moich spodni, po czym zsunął je z moich nóg razem z majtkami, pozostawiając mnie nagą. Robiąc to samo mu, pozbyłam się jego ubrań i odrzucałam je byle gdzie, podczas gdy Justin całował długość mojej ręki.

- Cholernie za tobą tęskniłem, wiesz? - wyszeptał, muskając moje usta kilka razy - Byłaś wszystkim o czym myślałem, gdy mnie nie było. Jesteś wszystkim czego pragnąłem, nie chciałem nikogo innego. - w jego miodowo karmelowych oczach widać było miłość, pożądanie i uwielbienie, hipnotyzowało mnie to. Złączając nasze palce, Justin uniósł moje ręce nad moją głowę, po czym przycisnął je do podłogi - A teraz mam ciebie tylko dla siebie. Uśmiechając się czułam, jak mój żołądek się wykręca.

- Nie ważne co robiłam, wszystko przypominało mi o tobie. Jesteś tym, co znam i kocham… - pokiwałam głową - Nie obchodziło mnie to, że jesteś godziny drogi ode mnie. W moim sercu wiedziałam, że jesteś przy mnie, psychicznie i emocjonalnie. Nie ważne jak zła byłam, nic nie mogło mi zrekompensować uczucia, jakim ciebie darzę. - Justin oblizał usta i wziął głęboki oddech.

- Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wiem co bym zrobił, gdybym ciebie stracił.

- Nigdy nie mógłbyś mnie stracić. - uśmiechnęłam się, pamiętając jak mieliśmy podobną rozmowę, zanim wszystko się rozwaliło - Będę tu, nie ważne co się stanie.

- Obiecujesz? - chichocząc, pokiwałam głową.

- Obiecuję. - uśmiechając się, Justin przyłożył usta do moich w pasjonującym pocałunku, jego ciało przybliżyło się do mojego, gdy powoli we mnie wszedł. Jęcząc, wbiłam paznokcie w jego plecy. Wchodził we mnie z całymi emocjami, jakie mógł z siebie wydobyć, jego oddech był głęboki i równy.

- Justin… - ściskając moje dłonie wyszedł ze mnie, od razu ponownie się wsuwając i powodując u mnie rozkosz wszech czasów. Odrzuciłam głowę w zachwycie przez jego ruchy, nasze ciała poruszały się w niczym jedno, nie mogłam tego wyjaśnić - Boże, kocham cię.

Odsuwając dłonie od moich przycisnął je do moich bioder, wsuwając się we mnie całą długością, całując każdy cal mojego ciała. Pociągając za jego włosy głośno jęknęłam, owijając go nogami w pasie i zatracając się w przeżyciach. Całkiem się ze mnie wysunął i krótko po tym znowu we mnie wszedł z całą siłą, doprowadził mnie na krawędź. Zacisnęłam mięśnie na jego przyrodzeniu pulsującym z potrzeby i wiedziałam, że jesteśmy bliscy dojścia. Całując mnie, Justin złapał mnie mocniej niż wcześniej, jednak nie tak, by mnie skrzywdzić i poruszał się we mnie szybciej, moje biodra podskakiwały przez jego mocne ruchy.

- Justin! - krzyknęłam, gdy osiągnęłam orgazm dający mi ulgę, a soki zaczęły ze mnie wypływać. Zsuwając się ze mnie, Justin położył się obok i objął mnie ramieniem, całując mój dekolt i ramiona do czasu, aż wreszcie mogłam normalnie oddychać.

- Byłaś niesamowita. - przycisnął wargi do mojej skroni. Przyjemna cisza zapanowała między nami, kiedy leżeliśmy w swoich ramionach i cieszyliśmy się swoimi ciałami, kiedy nagle coś mnie uderzyło. Składając delikatny pocałunek na jego piersi, schowałam twarz w jego ramieniu.

- Też cię kocham.

- Słucham? - uniósł głowę, by na mnie spojrzeć.

- Właśnie zdałam sobie sprawy, że nigdy ci tego nie odpowiedziałam, gdy wcześniej to mówiłeś…

- Nie martw się o to, skarbie. I tak już wiem, że mnie kochasz. - uśmiechnął się - Wiesz, co mówią. - przerwał - Czyny są głośniejsze od słów.

- Może powinniśmy to przetestować. - zasugerowałam niewinnie, bawiąc się końcówkami moich włosów, gdy oczy Justina się na mnie skierowały.

- Co ty właśnie powiedziałaś? - wzruszyłam ramionami, rysując nic nie znaczące znaki na jego piersi - Nieważne.

- Nie, do cholery. - okręcając nas, Justin uśmiechnął się do mnie - Powiedz.

- Powiedziałam, że może powinniśmy przetestować to całe “czyny są głośniejsze od czynów.” - przygryzłam dolną wargę, unikając jego wzroku.

- Czy mówisz, że jesteś gotowa na rundę drugą, Kelsey Jones? - uśmiech Justina stał się dziki, kiedy znowu chciał mnie przekonać do wzięcia mnie tu i teraz

- Może tak, może nie. - wzruszyłam ramionami - Chyba ja jestem tą, która zadecyduje, co? - zanim mógł coś powiedzieć przekręciłam go na plecy i usiadłam na nim. Opierając ręce na jego piersi, nakierowałam go na moje wejście - Jesteś gotowy?

Położył dłonie na moich biodrach i przejechał językiem po górnej wardze.

- Pokaż mi co potrafisz, maleńka.

~~~~~~~~~~
I jak emocje?? ;)

1 komentarz:

  1. Kiedy dodasz następny rozdział? Pośpiesz sie :)
    Uzależniłam się od tego :P

    OdpowiedzUsuń