Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 7 “She was my everything.”

Rozdział 7 


-Więc… - Kelsey zaczęła, jej palce przechodziły się po mojej gołej klatce piersiowej, a jej zęby nerwowo skrobały dolną wargę – Jakie było?
Zmieszany, złączyłem moje brwi, nie wiedząc o co jej chodzi i przekręciłem moją szyję, żeby na nią spojrzeć – Co jakie było?
-Więzienie. – powiedziała dosadnie, przechodząc do sedna sprawy. Chociaż to w niej uwielbiałem, nie mogłem powstrzymać kłującego uczucia w sercu.
-Nie owijasz w bawełnę, to na pewno. – zachichotałem, próbując obejść ten temat w pozytywny sposób. Chodzi mi o to, że to nie był najłatwiejszy temat do rozmowy.
-Po prostu, - Kelsey westchnęła, wzruszając ramionami – wiesz przez co ja przechodziłam, kiedy cię nie było. To zrozumiałe, że chcę wiedzieć co się z tobą działo.
-To co się ze mną działo, działo się ze mną z jakiegoś powodu, Kelsey. – całując ją w czoło, popatrzyłem się w dal, próbując przezwyciężyć ból w środku mojego jelita. – Nie musisz się o to martwić.
-Ale o to chodzi, że się martwię, Justin. – podniosłem się tak, że jej goła klatka piersiowa była przyciśnięta do mojej, a ona oplotła swoje ręce na około mnie. – Zawsze się martwię i to, że nie wiem przez co przeszedłeś niszczy mnie od środka. – Kelsey zaczęła abstrakcyjnie malować wyimaginowane wzory na moim ciele i wsadziła swoje wargi do swoich ust.
-Nie rób tego. – mruknąłem, biorąc jej podbródek pomiędzy mój palec wskazujący, a kciuk i uwalniając jej usta z tego co im zrobiła. Popatrzyła się na mnie ze zmęczeniem, ale ja zignorowałem ten wzrok. Pochyliłem się i słodko ją pocałowałem, próbując rozluźnić jej mózg.
Pogłębiając pocałunek, Kelsey złapała mnie za ramiona, próbując się podnieść, ale przestała. Wyrywając się z uścisku, w którym były połączone nasze usta, Kelsey popatrzyła się na mnie potępiająco. – Jak mnie pocałujesz to nie przestanę chcieć wiedzieć.
-Ale odciągnę cię wystarczająco żebyś o tym zapomniała. – odgryzłem się z westchnieniem, moje ręce nieuważne chodziły w górę i w dół jej ciała.
-Kiedy cię wypuścili, zaczęłam cię obwiniać o wszystko. Wyłam i krzyczałam, ale nie powiedziałam ci przez co przechodziłam i czułam się… winna. – Kelsey powiedziała z kaprysem, a jej ramiona opadły.
Podnosząc moje łokcie, popatrzyłem się na nią nieufnie, nie wierząc w to co właśnie usłyszałem. – Nie masz o co się czuć winna. To była moja wina, że mnie złapali i zabrali. Nie dziwię ci się, że byłaś na mnie zła. Okłamałem cię, wszystko zniszczyłem… - zamykając oczy, myślami powróciłem do błędów, które popełniłem w związku z naszym związkiem – ale ty nie miałaś w tym udziału.
-Więc dlaczego czuję się jakbym zawiodła ciebie… zawiodła nas. – marszcząc brwi, unikała moich oczu, patrząc się na wszystko oprócz mnie.
-Nie mówisz poważnie… - kiedy nic nie mówiła, moje oczy się rozszerzyły – kochanie. – spróbowałem jeszcze raz, ale ona ani nie drgnęła.
Siadając, wziąłem jej nogi, ustawiając je każda po jednej stronie mnie i wziąłem jej twarz w swoje ręce zmuszając ją, aby się na mnie popatrzyła. – Nie chcę, żebyś kiedykolwiek mówiła coś takiego, rozumiesz mnie?
-Justin…
-Nie. – przerwałem jej, wiedząc że będzie próbowała uzasadnić swoje śmieszne powody. – Przestań i posłuchaj mnie. – kiedy odwróciła swoją głowę w moją stronę, wsadziłem pasemko jej włosów za jej ucho, głaszcząc jej policzek czubkiem mojego kciuka – Nie zawiodłaś mnie. Jeśli kiedykolwiek coś zrobiłaś, to uczyniłaś mnie jeszcze dumniejszym z ciebie. Żadna dziewczyna nie dałaby rady przejść przez to co ty i cały czas być przy mnie. Nawet kiedy się dowiedziałaś, że nie będzie mnie kilka lat, czekałaś na mnie. – kręcąc głową, poważnie gapiłem się jej w oczy – Jeśli to nie jest wspaniałe, to nie wiem co jest. – delikatnie ją muskając, popatrzyłem się w jej oczy – Jesteś jedną z najsilniejszych dziewczyn jakie znam, Kelsey Jones, i jeśli spróbujesz temu zaprzeczyć, będę musiał cię przekonać inaczej. - uśmiechnąłem się.
-Coś mi mówi, że to nie byłaby taka zła rzecz  - chichocząc, schowała swoją twarz w moje ramię, kiedy zauważyła moją oszołomioną reakcję.
-Od kiedy tak śmiało mówisz o takich rzeczach? – gapiłem się na nią, zdziwiony jej nagłą śmiałością.
Jak ktoś tak nieśmiały może być taki seksowny, nie rozumiem tego.
-Zamknij się. – wymamrotała, a jej twarz, w tym momencie, prawdopodobnie była pomidorem.
-Czy coś o czym powinienem wiedzieć, stało się kiedy mnie nie było? – dokuczyłem jej, otaczając jej drobną budowę moimi ramionami.
-Oh, z pewnością. – podkreśliła z sarkazmem – Nauczyłam się jedną, albo dwie rzeczy od Carly i słuchałam rozmów chłopaków. – wzruszyła ramionami, lekceważąco machając ręką – Wiesz, to co normalnie.
Zaśmiałem się słysząc tą nową informację. – Dobrze wiedzieć.
Kelsey podniosła jej głowę z udawanym zdziwieniem – Tylko żartowałam. – zaczęła się bronić, a jej usta otwarły się z przerażenia.
Podnosząc na nią brew, zachichotałem – Wiem.
Bijąc mnie w pierś, figlarnie się na mnie popatrzyła – Dupek.
-To nie to co mówiłaś kilka godzin temu. – dokuczliwie się wyszczerzyłem – O ile dobrze pamiętam to było bardziej „Oh, Justin! Szybciej, proszę!” – udałem ją, mówiąc to wysokim głosem, który ani trochę nie brzmiał jak jej, ale przynajmniej było to zabawne.
-Justin! – wrzasnęła przerażona.
-Tak, dokładnie tak!
Opuściła twarz, na której pojawiło się pełne wściekłości spojrzenie.
-Tylko żartuję, kochanie. – śmiejąc się, pocałowałem ją w usta i położyłem się kładąc ją sobie na mnie.
-Jeśli myślisz, że wyciągniesz ze mnie rundę trzecią, to się mylisz, kochanie. -  Kelsey się skrzywiła, a jej usta wydęły się z irytacji.
-Spokojnie, kochanie, tylko sobie poleżymy. – klepiąc miejsce obok siebie, pokazałem na nie głową – Chodź tutaj.
Wahając się na początku, Kelsey się poddała, kładąc się obok mnie, tam gdzie jej pokazałem.
Kiedy oboje leżeliśmy wygodnie, oplotłem ją ramieniem na około jej ramion, trzymając ją blisko siebie. Splatając moją prawą rękę z jej lewą, pocałowałem ją w policzek. – Co chcesz wiedzieć?
-O czym? – przeniosła swój wzrok z naszych rąk na moją twarz.
-O więzieniu. – nonszalancko powiedziałem, wiedząc że to było dla mniej ważne i chociaż bardzo nie chciałem jej obciążać moimi kłopotami, wiedziałem że tego nie porzuci, a ostatnią rzeczą jakiej chciałem było denerwowanie jej.
-Oh, - otworzyła usta, które uformowały się w kształt koła, zanim znowu odzyskała zimną krew – wszystko… - zaczęła niepewnie – Chcę wiedzieć wszystko.
Wiedząc, że to powie, wewnętrznie się przygotowałem. Ściskając moje dłonie razem, wróciłem myślami do różnych sprzeczek, które się zdarzyły.
Niezmiernie długi dźwięk syreny ogłosił otwarcie drzwi do celi, które powstrzymywały mnie od ucieczki. –Bieber! – ostry głos, zawołał groźnie ze słyszalnym niesmakiem i cierpkością.
Wywróciłem oczami na tą żałosną próbę wystraszenia mnie. Wstałem, rozprostowując moje kończyny.
Podchodząc do niego, podniosłem brew aż do mojego czoła, czekając na tą sprawę, która była zaadresowana do mnie.
-Twoja kolej, żeby iść na stołówkę. – trzymał ręce na swoich biodrach, odznaka świeciła pomimo braku słońca, a brązowe oczy promieniały ze złości.
Kiwnąłem głową, szybko przechodząc obok niego i udając się w stronę holu, on sam był niedaleko ode mnie i upewniał się, że obserwuje mój każdy ruch, w razie gdybym próbował uciec. Przechodząc obok zwierząt w klatce… ups, miałem na myśli ludzi, którzy byli wzdłuż drogi, tylko chichotałem na widok ich śmiesznych ataków furii. Niektórzy z nich agresywnie kaszleli, inni mruczeli coś niezrozumiale pod swoimi nosami, a jeszcze inni, którzy mieli trochę zdrowego rozsądku, siedzieli, gapiąc się na swoje ręce.
-Tędy. – ochroniarz, który mnie wziął, pokazał swoim kciukiem prawą stronę, a ja zaśmiałem się z jego idiotyzmu.
-Wiem, - wychrypiałem – nie jestem taki głupi. – pokręciłem głową, przechodząc przez kolejny korytarz wypełniony tylko zajętymi celami, aż wreszcie zostaliśmy uwolnieni od okrutnych dźwięków, które dochodziły z celi, przez zachowanie więźniów.
Drgnąłem w momencie, w którym poczułem rękę na moim ramieniu. Odwracając się prawie chwyciłem tego idiotę za szyję i przycisnąłem go do ściany, ale powstrzymałem się od utracenia nad sobą kontroli. –Czego? – syknąłem pokornie z gniewem w oczach.
-Proszę za mną. – to wszystko co powiedział, przechodząc koło mnie i zaczynając mnie prowadzić.
Burcząc, poszedłem za nim, nadążając za jego tempem. Moja cierpliwość się kończyła, a jakaś część mnie chciała opuścić obiad i wrócić do mojej celi. To było lepsze niż chodzenia za nim, jakbym był zagubionym szczeniaczkiem. Tyle mogę powiedzieć.
Łapiąc za gałkę od drzwi, które prowadziły do środka stołówki, wszedłem przez nie, a jasne światło prawie mnie oślepiło, przez wcześniejszy niedobór oświetlenia.
-Masz dziesięć minut, a potem musisz wracać. – Rodger, ochroniarz, który mnie tu zaprowadził na początku, poinformował mnie cały czas patrząc się na drzwi wejściowe.
Kiwając głową, ustawiłem się w kolejce za innymi więźniami, którym powiedziano, żeby przyszli o tej samej godzinie co ja.
Kręcąc się na pięcie, obracałem ramionami w tył i kręciłem szyją, próbując się czymś zająć, podczas gdy niecierpliwie czekałem na moje jedzenie.
Bez ostrzeżenia, zostałem popchnięty do przodu, prawie wpadając na faceta, który stał przede mną. Zwijając ręce w pięści, natychmiast się obróciłem, żeby zobaczyć kto sobie zażyczył dzisiaj umrzeć. Zmrużyłem oczy, zauważając trzech gości popychających się między sobą, co najwyraźniej było powodem, czemu i ja zostałem popchnięty. Zaciskając szczękę, wewnętrznie się uspokoiłem, próbując nie rozpocząć walki z tymi durniami.
Zamykając oczy, wziąłem głęboki wdech i wypuściłem go. Chciałem się obrócić, ale jeden z nich się odezwał.
-Masz jakiś problem, koleżko?
Sarkastyczny uśmieszek, pojawił się na moich ustach, kiedy stanąłem z nimi twarzą w twarz. Ten, który się do mnie odezwał był łysy, dobrze zbudowany i miał ramiona pokryte tatuażami. Typowy Latynos. Wydąłem moją dolną wargę i pokiwałem głową – Nie, żadnego.
-Jesteś pewien gilipollas?
Mogę nie być Hiszpanem, ale cholernie dobrze wiedziałem co to jest gillipollas, a ten dupek właśnie wystawił mnie na granicę wytrzymałości, która dzieliła go od zbicia na kwaśne jabłko.
-Kogo ty nazywasz gilipollas, ty mały hijo de puta? – wykrzywiłem moje usta w uśmiechu.
Jego oczy delikatnie się rozszerzyły, był zdziwiony faktem, że wiedziałem co do mnie powiedział. Cały czas będąc w pozycji sportowej, nie pozwolił uciec swojemu stylowi. – Mądry chłopczyk.
-Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. – odgrywając się, zlustrowałem wzrokiem pozostałą dwójkę, która była zadziwiająco cicho w porównaniu do tego co robili wcześniej, obróciłem się i z radością zauważyłem, ze kolejka poruszyła się do przodu, więc  byłem co raz bliżej aby dostać moje jedzenie i się stąd wynieść.
Słyszałem za sobą szepty, które zignorowałam. Jeśli ci idioci chcieli sobie rozmawiać pod nosem jak jakieś cioty, to nie mam nic przeciwko.
Nie chciałem zaczynać bezsensownej walki.
-Ay, - łysy wykrzyknął swoim ciężkim akcentem – ty nie jesteś ten Bieber?
Szybko skapnął się kim jestem. –Ta, - mruknąłem, obracając głowę przez ramię – czy to ma jakieś znaczenie?
-Nie, - wzruszył ramionami – po prostu się zastanawiałem, bo wiesz, jesteś tutaj, utknąłeś w tej dziurze tak jak cała reszta.
-Luis, chłopie! – jego koledzy krzyknęli wystarczająco głośno, abyśmy ich usłyszeli. Najwyraźniej nie szukali żadnych kłopotów.
Luis jednak ich zignorował, gapiąc się na mnie z kamiennym twarzą.
-Co próbujesz przez to powiedzieć?
-Że jesteś niczym więcej niż rekrutem, chłopczyku.  – podszedł do mnie – Widzisz, chłopcy jeszcze w domu, czcili twój tyłek, gadając o tobie jakbyś był już jaką legendą, ale jeśli byłbyś taki dobry w tym co robiłeś, nie stałbyś tu teraz.
-Pozwolę się z tobą nie zgodzić, Luis. – wypowiedziałem jego imię z obrzydzeniem – Widzisz, jest różnica między mną, a tobą. – popatrzyłem się na jego profil. Dobrze wiedziałem kim jest i co zrobił. – Zostałeś przyłapany na sprzedawaniu narkotyków na rogu ulicy, kiedy myślałeś, że jest czysto i ci się uda, prawda?
Kiedy się nie odzywał, a jego policzki stawały się czerwone wiedziałem, że złapałem go tam gdzie chciałem. – Zostałem przyłapany na zabijaniu kogoś i uciekłbym jeśli by się na mnie nie przyczaili. To właśnie tutaj linia odkreśla nasze podobieństwa, przyjacielu. Zostałeś przyłapany, bo jesteś idiotą. Ja zostałem przyłapany, bo miałem do czynienia z idiotą. – przerwałem, cmokając moimi ustami z satysfakcji – Widzisz tą rozbieżność? – stałem prosto, a moja postura górowała nad jego – Wiem o tobie wszystko Luisie Antonio, - zachichotałem z jego przejęcia – teraz może skończmy to gówno i zajmijmy się swoimi sprawami, co? – nie dając mu szansy na odpowiedź, odwróciłem się, zostawiając go samego ze swoimi myślami i zorientowałem się, że przede mną była już tylko jedna osoba.
Po tym jak facet przede mną odszedł, podszedłem przygotowując się do wybrania tego co chcę zjeść, kiedy ktoś chwycił mnie za łokieć, mocno mnie szarpiąc, tak że obróciłem się i stałem twarzą w twarz z Luisem.
-Nie lubię mądrali. – zadrwił z irytacją, jego uścisk się zaciskał, a jego oczy czarniały ze złości.
Zaciskając moje żeby, gapiłem się w jego oczy, mój mocny piwny kontra jego solidne. – Zabieraj swoje brudne łapy ze mnie. – ostrzegłem go, mój głos zniżył się do pomruku, nie chcąc ściągnąć na siebie uwagi ochroniarzy.
-Albo co, Bieber? Zastrzelisz mnie? – parsknął, wyraźnie rozbawiony samym sobą.
-Nie igraj z ogniem, Antonio. – zacisnąłem szczękę, a moja klatka piersiowa stała się ociężała z oczekiwania.
Śmiejąc się, Luis odwrócił się do swoich chłopaków, mówiąc do nich coś po hiszpańsku, a kiedy odwrócił się do mnie, moja pięść spotkała się z jego szczęką, wypuszczając mnie z jego uścisku.
Luis wtedy uderzył mnie z liścia w policzek i zanim się zorientowałem, odpłynąłem, moje pięści były wszędzie. Łapiąc go za talię, rzuciłem nas na podłogę i cały czas biłem go tam gdzie popadnie.
Potrzeba było trzech ochroniarzy, żeby nas od siebie odciągnąć, a jednym z nich był Rodger. –Wystarczy, wystarczy! – kolejny wrzasnął. – Patrz się co narobiliście!
Zlizując krew z moich ust, wyplułem ją na wprost mnie. –On to kurwa zaczął. – mruknąłem, a moje oczy płonęły z szału.
-Ty go pierwszy uderzyłeś, chodź Bieber, idziesz ze mną. – ten, w którym rozpoznałem Teda, odciągnął mnie od uścisku innego ochroniarza i przeszedł przez pokój w stronę korytarza.
Wiedząc gdzie jestem zabierany, nie byłem zdziwiony, kiedy zostałem wrzucony do izolatki.
-Siedzisz tu trzy dni, Bieber. – obserwowałem jak metalowa brama zamyka się za nim, moje ciało trzęsło się ze zdenerwowania. – Może następnym razem nie stracisz panowania.
-Izolatka? – Kelsey szepnęła z troską, jej twarz była wykrzywiona ze zdziwieniem i zmartwieniem – Co to?
Oblizując usta, westchnąłem, kręcąc sobie kosmyk jej włosów wokół palca. – To cela oddzielona od wszystkiego, dla tych którzy się źle zachowują albo są uważani za zagrożenie. – bez zainteresowania wzruszyłem ramionami i wypuściłem kosmyk, którzy trzymałem, powrócił on na swoje miejsce, a ja odgarnąłem go z jej twarzy. – To nie było nic takiego. Nie przeszkadzało mi bycie z daleka od wszystkich. Mogłem o wszystkim pomyśleć i nie musiałem się martwić o więcej kłopotów.
Kelsey kiwnęła głową, biorąc to wszystko do informacji bez żadnego słowa. –Co się jeszcze zdarzyło?
-Nic takiego. Trzymałem nerwy na wodzy. Mimo, że jestem wygadany, ostatnią rzeczą, której chciałem to przedłużenie wyroku za zbyt dużą ilość bójek. – głaszcząc jej brzuch swoimi palcami, wsadziłem swój nos w jej szyję. – Chciałem tylko stamtąd wyjść i wrócić do domu, do ciebie.
Sztywniejąc, poczułem jak Kelsey kładzie swoją rękę na mnie, powstrzymując mnie od muskania jej szyi i przewróciła się na bok, tak że byliśmy do siebie odwróceni twarzami.
Oplotłem ją swoim ramieniem na około jej nagiej talii i trzymałem ją blisko siebie, nie chcąc jej nigdy puszczać. Tęsknota za nią była czymś niemożliwym. Pragnąłem jej dotyku i tęskniłem za byciem obok niej. Przejęła moje życie i stała się jedną osobą, o której myślałem.
Była moim wszystkim.
-Ja…
-Kocham cię. – delikatnie wyszeptała, wyjmując mi te słowa z ust, a jej usta wygięły się w małym uśmiechu – Zawsze kochałam i zawsze będę.
Szczerząc się do niej, złączyłem nasze usta w błogim pocałunku, zanim się odsunąłem – Jesteś piękna, wiesz o tym?
Rumieniąc się, zaczęła bawić się łańcuchem, który zwisał z mojej szyi, a jej twarz była kompletnie czerwona.
-Hej, - szepnąłem, trącając ją swoim nosem w jej, znowu przyciągając jej uwagę, a jej jasne oczy wpatrywały się w moje – jesteś piękna…
Przygryzając jej wargę, moje oczy ściemniały na znajome uczucie w dole brzucha. Pochylając się, przygryzłem jej górną wargę, otwierając jej usta i wsuwając mój język do jej ust, poczułem jej smak.
Kładąc jej rękę na moim policzku, Kelsey trzymała mnie blisko siebie, nie chcąc nas rozdzielić. Przewracając się na plecy, obróciłem moje biodra w stronę jej bioder, chcąc jej tutaj, w tym momencie, jeszcze raz. –Kochanie, - jęknąłem – przestań się ze mną droczyć.
Poczułem jak się uśmiecha jeszcze zanim spojrzałem na jej twarz, a jej włosy zasłoniły nas jak kurtyna. –Mówiąc o droczeniu, to ty jesteś w tym mistrzem.
-Po prostu wiem jak grać swoimi kartami, kochanie, - wyszczerzyłem się, dziobiąc jej usta – to prezent, co mogę więcej powiedzieć?
Śmiejąc się, Kelsey usiadła na mnie rozkrokiem.
-Nie, -jęknąłem z niezadowoleniem, chwytając jej biodra w moje dłonie – wracaj tutaj…
Kręcąc głową, Kelsey wzięła koc z oparcia siedzenia i zanim wstała otuliła się nim.
-Co ty robisz? – popatrzyłem się na nią z trwogą.
-Ubieram się? A wygląda, że co robię? – popatrzyła się na mnie niewinnie i podeszła do naszych walizek.
-Żartujesz sobie… - pokręciłem głową, patrząc się jak idzie w kierunku mojej torby, a nie jej. –Mówiąc o droczeniu, - mruknąłem, sprawiając, że zaczęła chichotać. Krzywiąc się, usiadłem wyprostowanie, a moje ręce zwisały z moich kolan. –co robisz w mojej torbie?
-Szukam koszulki – Kelsey wyciągnęła zwykłą, białą koszulkę z dekoltem w kształcie litery „v”, złożyła ją ponownie i odłożyła ją na bok. Wyciągała różne koszulki zanim wreszcie wybrała czerwoną z długim rękawem i zwykłą czarną.
Wsuwając do niej swoje ramiona, zapięła ją, pozwalając jej spaść wzdłuż jej drobnego ciała – Jak wyglądam? – obróciła się wokół własnej osi, zatrzymując się po zrobieniu pełnego obrotu.
Lustrując ją od góry do dołu, przygryzłem wargę – Wyglądasz cholernie seksownie, - mruknąłem zalotnie i wstałem podchodząc do niej – myślę, że powinnaś ubierać moje ciuchy częściej.
-Oh, naprawdę? – Kelsey podniosła brew i promieniejąc oplotła ramiona na około mojej szyi.
-Mhm, - jeszcze raz ją zlustrowałem, w myślach dziękując Bogu za to, że mogłem znaleźć kogoś tak cholernie idealnego dla mnie. – chociaż wolę cię bez ubrań. – sugestywnie poruszałem brwiami.
Wywracając swoimi oczami, Kelsey wyrwała się z mojego uścisku – Jesteś takim typowym facetem.
-Po prostu jestem szczery.
-Nie, jesteś idiotą. – zmarszczyła twarz, krzyżując jej ramiona na klatce piersiowej.
Wzdychając, znowu zamknąłem ją w objęciu –Przepraszam, okay? Nie o to mi chodziło, po prostu sobie z tobą żartowałem, tyle.
-Więc nie uważasz, że wyglądam seksownie w twojej koszuli? – przekrzywiła swoją głowę i wydęła usta.
-Nie, uważam! – szybko się zacząłem bronić – Miałem na myśli, że…
Przyciskając swoje usta do moich, Kelsey przerwała mi w środku zdania – Za dużo się martwisz. – stwierdziła, trzymając moją twarz w jej rękach i gapiła się w moje oczy.
Wzdychając, rozdrażnienie się na nią popatrzyłem, a potem uśmiechnąłem – Muszę ci przyznać, kochanie, że jesteś dobrą aktorką
-Czemu, dziękuję, - Kelsey udała Elvisa – dziękuję bardzo. – żartobliwie mrugnęła, śmiejąc się.
Wychodząc z naszego uścisku, rozglądnąłem się na około, a potem znowu popatrzyłem się na nią. –Co teraz robimy?
Promienny uśmiech zagościł na twarzy Kelsey –Myślę, że mam pomysł.
***
-O mój B… Boże, to jest t… takie zimne. – Kelsey wyjąkała przez jej szczękające zęby i oplotła się ramionami, próbując się ogrzać.
-Mówiłem, ale mnie nie słuchałaś. – parsknąłem, patrząc się jak zlustrowała mnie wzrokiem. Podnosząc ręce w geście obrony, uśmiechnąłem się nie zwracając uwagi na jej jadowity wzrok – Tylko mówię.
-A ja tylko mówię, - Kelsey podniosła głos, a jej oczy stały się węższe. Zaraz potem jej twarz złagodniała, a ona sama przyciągnęła mnie do siebie – żebyśmy się bawili. – wyszeptała i myślałem, że mnie pocałuje, ale w momencie, w którym miało się to stać, Kelsey podskoczyła, zanurzając moją głowę w wodzie.
Oplatając jej nogi swoimi rękami, pociągnąłem ją za sobą, a jej przeszywający krzyk i plus wody, zasygnalizowały, że udało mi się to zrobić.
Wypływając na powierzchnię, otarłem wodę z mojej twarzy i przejechałem palcami przez moje włosy, przez co stały w każdą stronę.
Czekając aż Kelsey wypłynie, poczułem dziwne uczucie w żołądku, kiedy nie było po niej śladu – Kelsey? – zawołałem, czekając na odpowiedź
Nie było odpowiedzi.
-Kochanie? – rozglądając się na około mnie, byłem gotowy żeby znowu zanurkować, kiedy ktoś skoczył na mnie od tyłu.
-Bu!
Łapiąc ją za rajstopy, żeby nie upadła, wypuściłem powietrze, nawet nie wiedząc, że je w sobie trzymam i zauważyłem, że to Kelsey – Do cholery jasnej, kochanie! Nigdy więcej tak nie rób, prawie dostałem zawału.
-Przepraszam. – zachichotała, mokro mnie całując na tyle mojej szyi.
-Mam ochotę znowu cię wrzucić. – mruknąłem, przekręcając moją szyję, żeby chociaż częściowo ją zobaczyć.
-Nie śmiałbyś. – odpowiedziała.
-Jesteś tego pewna? – opuszczając ręce, znowu je podniosłem, kiedy usłyszałem jak z trudem łapie powietrze i trzyma się mnie mocno.
-Okay, okay… - odetchnęła – przepraszam.
-Tak, masz za co. – zachichotałem – Chodź, - złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie – lepiej mi będzie, jak będziesz z przodu.
-Nie chcę upaść – Kelsey wymamrotała, ze słyszalnym zatroskaniem w głosie.
-Nie spadniesz. – zapewniłem ją, całując ją w dłoń.
-Spadnę.
Wzdychając, popatrzyłem się na nią. – Ufasz mi?
-Oczywiście, że tak.
-Więc mnie słuchaj. – kiedy przytaknęła głową, mówiłem dalej – Złap mnie za ręce, ale przestań mnie trzymać na około torsu.
-Okay…- robiąc tak jak powiedziałem, czekała na moje kolejne instrukcje.
-Teraz delikatnie cię podniosę. Wszystko co musisz zrobić to upewnić się, że trzymasz swoje nogi na około mnie.
-Nie wydaje się trudne. – przygotowując się, szarpnąłem ją ze rękę, obracając ją i szybko łapiąc ją za tyłek. Podnosząc moje ręce pod jej rajstopy, pocałowałem ją w nos.
-Widzisz? Takie trudne?
-Chyba nie.
Uśmiechając się, oparłem swoje czoło na jej – Kocham cię.
-Ja ciebie też. – biorąc moją twarz w swoje dłonie, delikatnie mnie pocałowała, trochę pogłębiając pocałunek i odsunęła się. –Chodźmy popływać.
-Ktoś tu ma za dużo energii –zachichotałem, stawiając ją na ziemi.
-Nie, ktoś po prostu chce się zabawić. Chodź. – pociągnęła mnie za rękę, prowadząc mnie na drugą stronę jeziora. – Kto ostatni na drugiej stronie jeziora, ten gotuje!
-Kochanie, nie ważne kto wygra i tak nie będziemy jeść, bo żadne z nas nie potrafi gotować.
-Nie zgadzam się z tym, Bieber, a teraz nie wymiguj się z tego… chyba że, wiesz,– uśmiechnęła się – boisz się startować przeciwko mnie.
-Bieber? Naprawdę, Jones? – zachichotałem i stanąłem obok niej –Zaczynamy, kochanie, przygotuj się na gotowanie obiadu. – wchodząc do wody, obserwowałem jak robi to samo.
-Zaczynamy, - Kelsey uśmiechnęła się – gotowy? – kiedy przytaknąłem, popatrzyła się do przodu –Na mój znak, trzy, dwa, jeden, już!
***
-Nie mogę uwierzyć, że wygrałaś. – mruknąłem wycierając głowę ręcznikiem.
-Więc lepiej w to uwierz kochanie – Kelsey tryumfalnie się rozpromieniła z powodu jej zwycięstwa i położyła jej, teraz wilgotny, ręcznik obok mnie. – Bierz się za gotowanie. – pokazała kciukiem za siebie gdzie z lewej strony chatki znajdowała się mała przestrzeń, która była kuchnią.
-Nienawidzę cię. – wymamrotałem, leniwo przechodząc obok niej i kierując się w stronę kuchni.
-Nie prawda. – zaśmiała się idąc za mną.
-Teraz prawda. – odpowiedziałem, figlarnie patrząc się na nią złowieszczym wzrokiem i otwierałem szafki szukając czegoś i dobrego i łatwego do przygotowania.
-Nie okłamuj się. – Kelsey droczyła się ze mną stojąc z tyłu i używając moich własnych słów przeciwko mnie.
-Jak tam chcesz. – biorąc do ręki pudełko sproszkowanych, tłuczonych ziemniaków i położyłem je na blacie biorąc się za przeszukiwanie innej półki i znajdując puszkę zupy warzywnej. – To musi wystarczyć. – obracając się uklęknąłem i otworzyłem szufladę i wyjąłem dwa garnki.
Kładąc je na kuchence, otworzyłem lodówkę znajdując w niej mleko.
-Nie jest zepsute? Przecież dawno cię tu nie było – Kelsey zapytała się z tyłu.
-Nie, poprosiłem o przysługę jednego chłopaka, którego znam i który mieszka w okolicy żeby zrobił zakupy. – otwierając pudełko, wsypałem sproszkowane ziemniaki do garnka, polałem je połową szklanki mleka i wziąłem kostkę masła ucinając około ćwiartkę. Wrzucając ją do środka cały czas mieszałem wszystko razem, mając nadzieję, że się uda.
-Justin?
-Hm? – obracając się zobaczyłem Kelsey, która pokazywała rękami w stronę szafki. Śmiejąc się, podniosłem ją i usadowiłem obok mnie na wyspie. Biorąc drugi garnek, postawiłem go obok tego, który już był zajęty. Otwierając puszkę otwieraczem, wlałem zawartość do środka mieszając ją inną łyżką.
-Uwielbiam się patrzeć jak gotujesz. – Kelsey mruknęła, a jej oczy błyszczały będąc przy przyciemnionym świetle.
-Tak?
Wyszczerzyła się kiwając głową – Tak, to całkiem zabawne patrząc się, jaki jesteś skupiony. Szczerze mówiąc,  jest to urocze.
-Oh, teraz jestem uroczy, tak? – uśmiechnąłem się, kładąc ręce po jej dwóch stronach.
-Mhm – złączając swoje usta razem i patrząc mi się w oczy z powagą, jej palce delikatnie dotykały mojego podbródka. Ostrożnie machała swoimi nogami w przód i w tył, tak żeby mnie nie uderzyć.
Schylając głowę, pocałowałem ją w dłoń. Biorąc ją w swoją, złączyłem nasze palce, które były pomiędzy jej nogami. – Jesteś dla mnie idealna.
Uśmiechając się, Kelsey popatrzyła się w dół na swoje kolana, zasłaniając się.
Biorąc ją za podbródek, delikatnie ją zmusiłem żeby się na mnie popatrzyła. Uśmiechając się, schyliłem się i słodko ją pocałowałem.
-Justin. - Kelsey wymamrotała przez moje usta.
-Mmm?
-Jedzenie.
-Cholera, - wychrypiałem, odsuwając się i pochodząc do gotujących się garnków. Na szczęście dla nas obu, jedzenie się nie spaliło – strasznie mnie rozpraszasz.
-To nie moja wina, że jestem zniewalająca. – Kelsey figlarnie zarzuciła swoimi włosami do tyłu, trzepocząc do mnie rzęsami.
Śmiejąc się, pokręciłem głową, a na moich ustach był widoczny wielki uśmiech. Gapiłem się na jedyną dziewczynę, która umiała sprawić, że zapominałem o wszystkim i wszystkich. – Wiesz, przez to, że mnie tak strasznie rozpraszasz i w ogóle, nie byłbym zdziwiony jak następnym razem skończy się to spalonym domem. – zaszydziłem, kręcąc głową w stronę Kelsey.
-Oh, zamknij się. – wywróciła oczami, wystawiając mi język.
-Ile mamy lat? Pięć?
-W tym momencie tak. – odpowiedziała mi, a jej uśmiech rozświetlił cały pokój.
Wyszczerzyłem się znowu ją całując i wyłączyłem garnki po tym jak wymieszałem ich zawartość kilka razy. Wyciągając dwa talerze z szafki, w której były naczynia, postawiłem je na stole i wypełniłem je zupą i tłuczonymi ziemniakami. Biorąc dwie łyżki, usiadłem na jednym ze stołków, a Kelsey usiadła obok mnie – Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
-Czyżby ktoś się denerwował, czy mi będzie smakować? – Kelsey trąciła mnie swoim bokiem w mój i zanurzyła swoją łyżkę w talerzu.
Po połknięciu, ugryzłem się w policzek, ciekawy co pomyślała. –I?
-To jest… naprawdę dobre, Justin. Uwielbiam to. – biorąc kolejną pełną łyżkę, pocałowała mnie w policzek. –Jesteś cudowny, wiesz o tym?
Wzruszyłem ramionami z pewnością siebie i posłałem jej jeden z moich nikczemnych uśmiechów – Próbuję.
Kelsey odchyliła się do tyłu ze śmiechu – Nienawidzę cię. – mruknęła  kilka sekund później.
Nieufnie się na nią popatrzyłem –Co tym razem zrobiłem?
-Prawie się przez ciebie zakrztusiłam jedzeniem, to zrobiłeś. – poparzyła się na mnie kątem oka i wyszczerzyła się udając mnie.
-Jak chcesz, mogę się zamknąć. – wypychając moje usta tłuczonymi ziemniakami groźnie patrząc na Kelsey.
-Świetny pomysł.
Po skończeniu posiłku, włożyłem naczynia do zlewu i nalałem sobie szklankę wody.
Patrzyłem się jak Kelsey wzięła do ręki gąbkę i zaczęła myć naczynia. Upewniając się, że jest czymś zajęta, w myślach podziękowałem Bogu, że znalazła coś do roboty, a ja udałem się do łazienki, biorąc inną z toreb, które ze sobą wziąłem.
To był mój i Kelsey pierwszy wyjazd jako pary bez żadnych gości i na pewno chciałem go wykorzystać w 100%.
Włączając wodę, upewniłem się żeby wlać trochę soli do kąpieli o zapachu wanilii, który poleciła mi Carly. Kiedy Kelsey spała, zaplanowałem to wszystko w kilka godzin, a Carly była akurat w domu z Johnem i była bardziej niż szczęśliwa, że może mi pomóc w zadowoleniu Kelsey.
-Przynajmniej to możesz dla niej zrobić, - Carly stwierdziła niskim sykiem tego wieczoru – po tym całym gównie, przez które musiała przejść.
Zignorowałem to wspomnienie, ponieważ mimo tego, że cholernie jej nienawidziłem, potrzebowałem jej pomocy.
Kręcąc się po łazience, postawiłem świeczki w różnych rozmiarach, ustawiając je w liniach w każdym kącie i zapalając je przez co stworzyłem parne i przyciemnione światło.
Biorąc torbę na zamek, którą wypełniłem płatkami róż, które na szczęście jeszcze nie zwiędły, rozsypałem je na około wanny, przy okazji wrzucając kilka do wody.
Cofając się o krok, uśmiechnąłem się ze spełnieniem. Wszystko wyglądało perfekcyjne, dokładnie  tak jak sobie zaplanowałem.
-Justin? – głos Kelsey doszedł do mnie z kuchni i sprawił, że oczy mi się rozszerzyły. Odkładając torbę w kąt, tak żeby nie było jej widać, wyszedłem z łazienki, zauważając Kelsey z rękami na jej biodrach, która rozglądała się po dużym pokoju.
Zakradając się za nią, przykucnąłem, oplotłem ją rękami na około talii i przyciągnąłem do siebie zanim wstałem i przyłożyłem swój policzek do jej – Zamknij oczy.
-Co? – wyszeptała, biorąc moje ręce w swoje.
-Powiedziałem zamknij oczy, kochanie, chcę ci coś pokazać. – całując ją w małżowinę, Kelsey powoli zamknęła swoje oczy, postępując zgodnie z instrukcją. Prowadząc ją do łazienki, otworzyłem drzwi i cały czas będąc z nią złączonym, weszliśmy do łazienki.
Upewniając się, że drzwi się za mną zamknęły, przyłożyłem moje ucho do jej – Otwórz oczy. – powiedziałem w cichym pomrukiem, przez co ciarki przeszły przez jej plecy.
Otwierając oczy, z trudem złapała powietrze rozglądając się na około – T… ty to zrobiłeś? – wyszeptała, zachwycona.
-Mhm, zasługujesz na chwilę relaksu. –wypuściłem powietrze, całując ją w szyję. – Chodź, weźmiemy razem kąpiel. –ochryple mruknąłem
Obracając się w moich ramionach, Kelsey gapiła się na mnie swoimi orzechowymi oczami, a jej zęby mocno przygryzały jej dolną wargę. Łapiąc za kraniec koszulkę, którą też miała nad jeziorem, Kelsey chciała ją ściągać, kiedy ją zatrzymałem, kładąc moje ręce na ramionach.
-Pozwól mi, -złapałem  koszulkę, a Kelsey ją puściła, podciągnąłem ją, odsłaniając jej ciało moim łakomym oczom. Rzucając podkoszulek na bok, odpiąłem jej stanik, zsuwając go w dół i rzuciłem go byle gdzie, przyciskając moje usta do jej ust.
Przyciągając mnie bliżej, Kelsey przejechała swoimi palcami przez moje włosy, gwałtownie ciągnąc za końcówki. Zjeżdżając swoimi rękami do moich spodenek, Kelsey zsunęła je, zostawiając mnie kompletnie gołego.
Głaszcząc jej policzki moim kciukiem, gapiłem się na nią z powagą, każdy centymetr mojego ciała mrowił przez uwielbienie do tej dziewczyny.
Obracając się na palach, Kelsey niewinnie mnie pocałowała.
Oblizując moje usta, aby posmakować jej ust, złapałem ją za rękę i podprowadziłem do wanny, wypełnionej do pełna ciepłą wodą i puchem przez sole, które wlałem.  Pomagając jej w wejściu, również wszedłem i oboje zatopiliśmy się w wodzie.
Siedząc naprzeciwko siebie, Kelsey jęknęła z uznaniem przez temperaturę wody. –Jak mi dobrze. – wyszeptała.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z nią – Byłoby jeszcze lepiej, jakbyś podeszła tutaj.
Uśmiechając się, Kelsey zaśmiała się i przeniosła się w miejsce, gdzie ja siedziałem. Siadając ze skrzyżowanymi nogami przede mną i nachyliła się, głaszcząc mnie po klatce piersiowej.
-Dobrze się bawisz?
-Bardzo dobrze. – śmiejąc się, odsunęła się, gapiąc się w moje oczy z pragnieniem. Wzdychając z zadowoleniem, oparła swoją głowę na mojej piersi – Kocham cię.
-Też cię kocham, kochanie. – całując ją w skroń, przejechałem moją ręką po jej plecach w kojącym geście, nie chcąc nic więcej niż to, żeby było jej wygodnie.
-Jak przyjemnie. – mruknąłem, przysuwając się do mnie bliżej, a jej oczy zamknęły się pod wpływem dotyku moich delikatnych rąk.
Biorąc butelkę szamponu, wylałem sporą ilość na moją rękę i natarłem nim jej włosy – Nie ruszaj się, kochanie, namydlę ci włosy, okay?
-Mhm. – kuląc się, uśmiechnąłem się do niej i cały czas szorowałem jej głowę. Kiedy skończyłem, Kelsey się odsunęła.
-Moja kolej – wyszczerzyła się, biorąc szampon, który używałem i rozcierając trochę na ręce zanurzyła swoje palce w moje włosy.
Nalewając trochę wody do niedaleko stojącego wiadra, przesunąłem się tak, że miałem trochę miejsca do poruszania się. Wracając do niej, pokazałem jej żeby zamknęła oczy i powoli wylałem wodę z wiadra nad jej głową, pozwalając jej się wolno lać i przy okazji płukać mydło z mojej drugiej ręki.
Znowu wypełniając wiadro, Kelsey usiadła na swoich kolanach i uniosła wiadro nad moją głowę, pozwalając wodzie spływać również pozbywając się piany z mojej głowy.
Po wypłukaniu się, usiedliśmy nic nie mówiąc, a Kelsey bawiła się bąbelkami, które ją otaczały. Złączając swoje ręce, złapała trochę z nich i dmuchnęła, pozwalając im rozpryskać się na mojej twarzy.
Z zaskoczenia przyciskając jej rękę do ust, Kelsey stłumiła chichot i gapiła się na mnie z szeroko otwartymi oczami – Przepraszam, Justin, ja…
Zanim miała szansę skończyć zdanie, wylałem na nią wodę.
Z trudem łapiąc oddech, Kelsey opadła szczęka – Co do…
-Karma jest suką. – zaśmiałem się, a Kelsey zmrużyła oczy patrząc się na mnie.
-Dobrze zagrane, przyjacielu, dobrze zagrane… - pokręciła głową, delikatnie się śmiejąc.
Biorąc jej rękę w swoją, zamknąłem ją w uścisku. – Wiesz, że cię kocham. –przekornie zagruchałem, całując ją w kącik ust.
-Wiem, - uśmiechnęła się – a ty wiesz, że ja kocham ciebie. – chowając twarz we mnie, przytuliła mnie, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
Ściskając ją, westchnąłem z zadowoleniem. Wszystko było na swoim miejscu, byłem w ramionach mojej dziewczyny, tam gdzie powinienem być – Chodź, - wyciągnąłem zatyczkę, pozwalając wodze odpłynąć – osuszmy się i ubierzmy.
-Justin, dorzuciłeś więcej drewna do ognia? – Kelsey zapytała się podchodząc do kanapy gdzie siedziałem. W tym momencie miała na sobie moje spodnie od dresu i jej luźny podkoszulek.
-Mhm, ogień był co raz mniejszy, więc dodałem więcej żeby go ożywić, chodź tutaj. – pokazałem na miejsce pomiędzy moimi nogami, gdzie podeszła i usiadła tyłem do mojej klatki piersiowej, a moje ręce bezpiecznie ją objęły.
-Było zabawnie. – wyszeptała po chwili ciszy.
-Było, prawda?
-Tak, – popatrzyła się na mnie przez ramię, a odbicie ognia tańczyło w jej oczach. – było.
-Powinniśmy to kiedyś powtórzyć. – pocałowałem ją w tył głowy.
Kładąc jej ramiona na moich, Kelsey zaczęła jeździć palcami w górę i w dół po mojej ręce.
Przyjemna cisza nastąpiła między nami, kiedy siedzieliśmy w swoich ramionach, patrząc się na palący się ogień. Żadne z nas nic nie mówiło.
-Justin? – Kelsey niepewnie wyszeptała.
-Tak, kochanie? – popatrzyłem się na nią.
-Widzisz nas, żebyśmy kiedyś się, no wiesz, pobrali… w przyszłości? – walczyła z chęcią żeby się na mnie popatrzyć i wiedziałem, że jest zdenerwowana jaka będzie moja reakcja.
Uśmiechając się, pocałowałem ją w policzek – Z dziećmi i w ogóle. – mruknąłem i wiedziałem, że powiedziałem dobrze, bo od razu się zrelaksowała w moich ramionach.
-Dziećmi? – wyszeptała po krótkiej przerwie – Jak w rodzinie?
-Jeśli mam zamiar spędzić resztę mojego życia z tobą, będę potrzebował kogoś innego na czyim punkcie oszaleję.
Śmiejąc się, Kelsey przechyliła swoją głowę, tak że leżała na moim ramieniu. – Jesteś taki skąpy. – powiedziała z niezadowoleniem.
-Nie zachowuj się jakby to nie była prawda. – popatrzyłem się na nią chytrym wzrokiem, na który odpowiedziała przygarbieniem się.
-Jak chcesz.
-Nie zbywaj mnie „jak chcesz”.
-Właśnie to zrobiłam. – Kelsey odpowiedziała – Co z tym zrobisz? Ni… ach, Justin! – Kelsey wrzasnęła, kiedy zacząłem łaskotać ją po bokach, przesuwając się tak, że teraz była nade mną, a ja unosiłem się nad nią.
-P… przestań, b… błagam ci… ię. – Kelsey głośno się śmiała, a jej twarz przybrała kolor różowy.
-Nie doceniasz mnie, kochanie. – zachichotałem, nie okazując jej łaski  i cały czas dźgałem ją palcami w jej najsłabsze punkty.
-Just… Justin!- Kelsey wybełkotała, a w jej głosie było słychać śmiech – Przestań!
-Przyznaj, że jestem najseksowniejszym facetem na świecie, a przemyślę wypuszczenie cię.
-Okay, ale czekaj, przemyślisz wypuszczenie mnie? – podkreśliła, niezadowolona z mojej oferty.
-Łut szczęścia, kochanie, - wyszczerzyłem się – teraz powiedz to i może cię wypuszczę.
Marszcząc brwi, Kelsey wiedziała, że nie ma jak się z tego wymigać – Dobra, - mruknęła – Justin, jesteś…
Zanim miała szansę do powiedzenia tej trudnej prawdy, mój telefon zaczął dzwonić. Postanawiając go zignorować, podniosłem brew w stronę Kelsey – Więc?
-Justin, jesteś najseks…
Dzyń, dzyń, dzyń!
Jęknąłem, odrzucając moją głowę w tył z rozdrażnieniem, kiedy telefon cały czas dzwonił.
-Może powinieneś to odebrać…
-Nie, to jest mój czas z tobą. Mogą się nagrać na pocztę głosową, jeśli to jest takie ważne.
-Justin… - Kelsey się na mnie popatrzyła – Jeśli to nie byłoby ważne, jestem pewna, że by nie dzwonili. Chociaż zobacz kto to. – drążyła temat dalej, a ja wiedziałem, że ma rację.
Wyślizgując się z pozycji nad nią, wstałem, podchodząc do kominka, gdzie zostawiłem wcześniej telefon, kiedy zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Krzywiąc się odwróciłem się do Kelsey, która była wyszczerzona od ucha do ucha – Po prostu chciałaś się uwolnić, prawda?
-Może. – powiedziała słodko, trzepocząc niewinnie rzęsami, jakby nie zrobiła niczego złego.
-Dorwę cię za to później. – uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem jak jej oczy się rozszerzają. Śmiejąc się, złapałem telefon na czas aby zobaczyć imię Bruce’a na ekranie telefonu. Marszcząc brwi ze zmieszania dlaczego dzwoni, odebrałem połączenie –Co? – ostro zapytałem, zirytowany, że przeszkadza mi w czasie z moją kochaną dziewczyną.
Ignorując mnie, Bruce głośno warknął – Zbieraj swój tyłek do domu w tym momencie. Mamy sprawę do załatwienia.

~~~~~~~~
AAAA....  Jak myślicie, co się dzieje O.o

Uwaga!
Od teraz blog prowadzić będę z koleżanką, ponieważ stwierdziłam iż się nie wyrabiam. Chcę abyście posty mogli czytać szybciej :) 

   <--też chcę takiego ASDFGHJKL

2 komentarze:

  1. Oooo rany!! A;e to było słodkie i gorące...

    OdpowiedzUsuń
  2. ejjj Brunce wszystko zepsuł ;c

    OdpowiedzUsuń