Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 13 “I have a boyfriend,”

-Podnieś swój leniwy tyłek – przeszywający głos, nikogo innego niż Carly Risi, wdarł się do pokoju, kiedy drzwi otwarły się na oścież i uderzyły w komodę za nimi, co sprawiło, że zerwałam się ze snu, mimo tego że moje oczy cały czas były przymknięte.
Mrucząc pod nosem, wsadziłam twarz głębiej w poduszkę, desperacko próbując się przed nią schować, mając nadzieję, że im głębiej zakopię się w pościel, to prześcieradło mnie pochłonie, a Carly wyjdzie.
Ale wszystkie nadzieje i marzenia są niszczone w pewnym momencie.
-Nie waż się mnie ignorować, Kelsey Anne Jones, albo na siłę wyciągnę cię z tego łóżka, za twoje kostki. – tupiąc butem na obcasach w drewnianą podłogę, Carly skrzyżowała ramiona na piersi, a dym praktycznie wylatywał z jej uszu.
Jęknęłam, zasłaniając twarz rękami, rozpaczliwie potrzebując snu –Proszę Carly, daj mi jeszcze pięć minut. – wyjęczałam, próbując wrócić do tego spokojnego stanu umysłu, w którym byłam, zanim Carly weszła do pokoju, zachowując się jakby jej tyłek się palił.
Jęcząc, Justin zacieśnił ramię, którym oplótł mnie na około mojego brzucha, wsadził swój nos w moją szyję i dając za wygraną swojej sennej naturze, cicho zaczął drzemać.
-Liczę do trzech i masz wstać, albo Boże dopomóż mi, zamorduję się. –jej oczy wypalały dziury w mojej skórze, kiedy patrzyła się w moją stronę –Raz… - podkreśliła –Dwa… - podniosła głos –Trz…
-Na miłość Boską, zamknijcie się! –Justin warknął zza mnie, pokazując swoją głowę kilka centymetrów nad moim ramieniem i przeklął pod nosem.
Zwężając oczy, Carly sapnęła –To nie dotyczy ciebie, Bieber. – powiedziała Carly, która czuła się dość zadziornie tego poranka i stała prosto, nie zrażając się gniewnym tonem Justina.
Podnosząc brew, Justin skrzywił się z irytacją –Od kiedy przychodzisz do mojego domu, wpychasz się do mojego pokoju i krzyczysz na moją dziewczynę, dotyczy to też mnie.
Wiedząc, że ma rację, Carly zacisnęła mocno szczękę, złączając jej zęby razem –Jak chcesz, - odryknęła Justinowi i odwróciła się w moją stronę – zapomniałaś, że masz dzisiaj poranne zajęcia czy?
Otwierając szeroko oczy i zdając sobie z tego sprawę, zerwałam się z łóżka, a kocyk który dawał mi tyle ciepła, spadł, przez co wzdrygnęłam się z zimna –Która jest godzina?
-Za piętnaście siódma, co oznacza, że masz jakieś dziesięć minut na wzięcie prysznica, ubranie się i zjedzenie, zanim musimy wyjść. – patrząc się jeszcze raz na zegarek, zadrwiła –Albo w sumie możesz to wszystko pominąć i tylko się ubrać, bo nie mamy wystarczająco dużo czasu, aby zrobić to wszystko.
-Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. – mruknęłam pod nosem i wyślizgnęłam się z łóżka, szukając w pokoju czegoś do ubrania.
Przecierając oczy, Justin usiadł w łóżku, podpierając się na swoich łokciach, jego oczy patrzyły się na moją rozproszoną figurę –Dlaczego do cholery jasnej, ja słyszę o zajęciach?
-Zapomniałeś, że chodzimy do szkoły, Bieber, czy po prostu jesteś głupi? –Carly zadrwiła z niesmakiem.
A myślałam, że jest coraz lepiej…
-Carly, - syknęłam, posyłając jej spojrzenie, które mówiło zamknij się, albo coś ci zrobię, zanim przerzuciłam swoją uwagę, z powrotem na Justina – wciąż jestem zapisana, Justin, cały czas muszę uczęszczać na zajęcia.
-Myślałem, że dzisiaj je odwołałaś? – mruknął, a w jego oczach pojawiło się zirytowanie zmieszane z nutką desperacji.
-Tak myślałam, kiedy myśleliśmy, że nie uda nam się wrócić do domu na czas, ale okazało się, że wróciliśmy wcześniej niż planowaliśmy. – posłałam mu wymowne spojrzenie, a on wiedział o co mi chodzi –Jestem teraz w domu, muszę iść, Justin.
-Nie, nie musisz. – mruknął, a jego oczy spoczęły na ścianie i zamgliły się. –Po prostu nie chcesz ze mną zostać.
Przełykając ślinę, w duchu wzięłam głęboki oddech –Justin – odetchnęłam kiwając głową. Zamykając oczy odwróciłam się do Carly –Dasz nam chwilę? Obiecuję, że będę gotowa za minutę.
Zauważając moje wściekłe spojrzenie, którym się na nią patrzyłam, Carly przytaknęła głową –Będę na zewnątrz, więc nie róbcie nic ciekawego. – pokazując na mnie srogo, Carly odwróciła się i otworzyła drzwi, znikając za nimi.
Kiedy byliśmy poza zasięgiem jej ucha, wczołgałam się na górę łóżka i w stronę Justina, gdzie przyklęknęłam przed nim. Biorąc jego głowę w moje ręce, niewinnie pocałowałam go w czoło –Nie chcę cię zostawiać, tak naprawdę jest kompletnie na odwrót. Chcę zostać i się tobą zająć, ale mam też swoje życie i chcę je skończyć.
Delikatnie kładąc ręce na moich biodrach, Justin rozważył co powiedziałam i popatrzył mi się w oczy –Nie chcę żebyś szła.
-Justin, - westchnęłam – nie chcę się z tobą kłócić…
-Więc się nie kłóćmy. –Justin nonszalancko wzruszył ramionami.
-To trochę trudne, kiedy jesteś taki uparty- odpowiedziałam i wydęłam wargi, krzywiąc się.
Podnosząc rękę, odgarnął moje włosy z twarzy i pozwolił jej upaść na moją szyję. Przyciągając mnie do siebie, delikatnie dotknął moich ust swoimi. –Nie jestem uparty; po prostu chcę cię dzisiaj tylko dla siebie.
-Masz mnie dla siebie codziennie –odpowiedziałam podnosząc brwi.
W ciągu sekundy, Justin przewrócił nas tak, że teraz on był nade mną –Nie prawda. –mruknął i dokładnie przyjrzał się mojej twarzy zanim pocałował mnie w usta i oblizał swoje.
-To prawda i dobrze o tym wiesz.
Nachylając się, Justin delikatnie mnie pocałował w bok szyi i pozwolił swojemu oddechowi połaskotać mnie po skórze i odsunął się na tyle, żeby mógł ze mną porozmawiać –Ty i ja wiemy, że nie chcesz iść. Możemy nawet dobić targu.
-Co? – chwiejnie odpowiedziałam –Na czym moglibyśmy niby dobić targu?
-Poddam się twojemu wcześniejszemu kuszeniu mnie, jeśli obiecasz, że zostaniesz dzisiaj ze mną przez cały dzień. – całując mnie od szczęki przez szyję, niepewnie oddychałam, a oczy zamknęłam.
-J…Justin… - jęknęłam, moje ciało wygięło się w jego, a nasze palce złączyły się w jedność, kiedy wyprostował moje ręce nad moją głowę.
-Umowa stoi? – mruknął, a jego usta prawie znalazły moje. Były zaraz obok. Tylko jeden obrót mojej głowy i będą moje.
-Proszę. – powiedziałam. Pomimo tego podniecenia, które było co raz większe, wiedziałam, że nie powinniśmy tego robić w tym momencie, ale tak bardzo pragnęłam jego ust na swoich.
-O co mnie prosisz?
-Pocałuj mnie.
-Nie, dopóki nie zaakceptujesz mojej oferty, kochanie. – uwodzicielsko wystawił mi język, wiedział że doprowadza mnie do szaleństwa, w środku i na zewnątrz.
-Nie, – pokiwałam głową –nie możemy tego teraz robić. – kładąc ręce na jego piersi, przycisnęłam je, pokazując, że chcę żeby ze mnie zszedł.
Burcząc pod nosem, wiedząc że nie ulegnę, Justin chrypliwie odetchnął –Dobra,- powiedział, odsuwając się ode mnie –Ale ja cię zabieram do szkoły.

-To są jakieś żarty! Jakbym wiedziała, że on cię zabierze, już by mnie tu nie było. – Carly jęknęła i powoli zeszła po schodach.
-Oh, zamknij się Risi, przyprawiasz mnie o migrenę. – Justin warknął i potarł głowę na potwierdzenie swoich słów –Masz duże usta, ale czy używasz ich do czegoś innego niż gadanie przez cały czas?
Otwierając szeroko usta, Carly zrobiła się cała biała, a kolor z jej policzek znikł –Jesteś dupkiem.
-A ty jesteś królową dramatyzacji, zgaduję, że wszyscy mamy wady, których nie lubimy, ale niestety musimy z nimi żyć. – posyłając jej sarkastyczny uśmieszek, Justin wziął klucze, z miejsca, w którym je ostatnio zostawił i wsadził je do swojej skórzanej kurtki.
-Kłócicie się, jakbyście to wy byli parą. – zemściłam się przewracając oczami i założyłam na siebie moje Conversy.
Justin prychnął –Proszę cię kochanie, nie zaczynaj tego tematu. Wolałbym zjeść gówno niż nawet pomyśleć o możliwości bycia blisko związku z Risi. – patrząc się na Carly z dezaprobatą, uśmiechnął się –Bez urazy.
-Oh, nic się nie stało. –Carly lekceważąco machnęła ręką w powietrzu –Bo wiesz, ja bym wolała wydłubać sobie oczy niż zbliżyć się do ciebie nawet na centymetr bliżej. – przerzucając włosy za ramię, Carly otworzyła drzwi wejściowe i wyszła, przechodząc przez chodnik w stronę jej auta –Widzimy się w klasie, dziwko! – Carly krzyknęła zza siebie, machając do mnie dwoma palcami i posyłając buziaczka, a potem wchodząc do auta i odjeżdżając.
-Oh, jak ironicznie. – Justin mruknął odnosząc się do tego, jak Carly mnie nazwała –Jesteś gotowa?
Kiwając głową, wzięłam jego rękę w swoją i wyszłam za nim z domu. Kiedy zbliżyliśmy się do auta poczułam, jakbym tylko ja szła. Marszcząc brwi, popatrzyłam się za siebie i zauważyłam, że Justin gapi się na zaśmiecony trawnik. Patrząc się na jego wyraz twarzy, mogłam wyczuć jak poczucie podłości się w nim wzmogło. Przykładając rękę do boku jego twarzy, zmusiłam go aby popatrzył się na mnie –To koniec, to jest już skończone. Nie myśl o tym, chodź. –pociągnęłam go za rękę i na moje szczęście; Justin zaczął ruszać swoimi nogami, a jego oczy patrzyły się przed siebie.
Odetchnęłam z ulgą i puściłam jego rękę.  Podeszłam do miejsca pasażera po czym oboje usiedliśmy na swoich miejscach.
Odpalając samochód, Justin szybko popatrzył się na trawę zanim ostro odetchnął i wyjechał na drogę, gdzie zaczął podróż w dół ulicy.
Wkładając rękę do kieszeni kurtki, Justin wyciągnął paczkę papierosów oraz zapalniczkę i rzucił je na bok. Grzebiąc w pudełku, wyciągnął jednego i wsadził pomiędzy usta, zapalając go. Wydychając kilka razy, ostro skręcił w odseparowaną ulicę, a auto gwałtownie okryło się dymem.
-Ostatnio dużo palisz. – powiedziałam zgodnie z prawdą, a niepewność była słyszalna w moim głosie.
Szelmowski uśmieszek pojawił się na jego ustach –To jest coś, co robię, kiedy jestem zestresowany. To mnie zatrzymuje przed rozwaleniem czegoś, – patrząc się na mnie kątem oka; poklepał mnie po kolanie, chwilę potem ściskając je –nie martw się o to.
-Nie martwię się, - posłałam mu mały uśmiech, opierając swoją głowę na jego i popatrzyłam się przez okno –ufam, że będziesz używał swojej głowy, kiedy będziesz sam; co będzie trwało tylko kilka godzin.
-Nie masz się o co martwić, będę dobrym chłopcem, obiecuję. – mrugając do mnie, zachichotał zatrzymując się na czerwonym świetle.
Wzdychając z podenerwowaniem, pokręciłam głową –Dlaczego mam przeczucie, że jesteś krotochwilny?
-Kroto… co? – Justin zachichotał, patrząc się na mnie wzrokiem pełnym niedowierzenia, który aż krzyczał z dezorientacji.
-Krotochwilny, - powtórzyłam – to oznacza kogoś głupkowatego, oczywiście w żartach, – wzruszyłam ramionami, przekornie pokazując palcem w jego kierunku –myślę że właśnie to robisz.
Przyciskając rękę do jego piersi, Justin kpiąco złapał powietrze z trudem –Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. – głupkowato się uśmiechając, delikatnie ścisnął mój podbródek, pomiędzy swój kciuk, zawinięty we wskazujący palec, chcąc mnie uspokoić –Za dużo się martwisz. Nie zrobiłbym niczego, czego nie pochwalasz, przysięgam ci na moje życie. –Wyciągając papierosa z ust, wypuścił z nich perfekcyjne kółeczka z dymu.
-Lepiej mnie nie kłam, Justinie Drew Bieberze, bo przysięgam…
Przerywając mi pocałunkiem w usta, Justin wyszczerzył się do mnie –Gadasz za dużo, wiesz o tym? – kiedy sapnęłam z irytacją, on dalej mówił – Nic nie zrobię, poza tym chłopacy są za mną, zajmą się mną, kiedy cię nie będzie, okay?
Przetwarzając to wszystko w głowie, w końcu się poddałam –Doooooooooooobra, - leniwie przeciągnęłam –ale kiedy wrócę i dowiem się, że…
-Że… co? – Justin zakwestionował moje słowa z podniesioną brwią.
-Że, nie wiem, - mruknęłam – spaliłeś dom! – wyrzuciłam ręce z wyolbrzymieniem –Zamorduję cie moimi własnymi rękami.
Naciskając na gaz, kiedy światło zmieniło się na zielone, Justin otworzył okno, wyrzucając papierosa i zamknął je z powrotem – Przestraszyłaś mnie, kochanie, aż narobiłem w gacie. –zaczął się śmiać, a ja wyciągnęłam rękę i uderzyłam go w ramię. Justin złapał moją rękę, zanim zdążyłam ją odsunąć. Przejeżdżając ustami po moich knykciach –Wyluzuj, - odetchnął –skup się na szkole i skończeniu tego gówna jak najszybciej, żebyś mogła wrócić do mnie do domu.
Uśmiechając się, próbowałam walczyć z rumieńcem, który zaczął pojawiać się na moich policzkach –Tak, tak… - mruknęłam.
Głaskając mój policzek, Justin nic nie powiedział, tylko odwrócił się w moją stronę, z oczami promieniejącymi z uwielbienia.
Zerkając na niego, teraz i wcześniej, czułam znajome uczucie motylków bez końca latających w moim brzuchu. Obracając się na siedzeniu, oparłam głowę o zagłówek i pozwoliłam oczom popatrzeć się w bok, oglądając szybko przemijające, przez prędkość z jaką Justin jechał, drzewa i domy.
-Jesteśmy na miejscu. – Justin oznajmił, kiedy dojechał przed wejście do budynku. Parkując samochód, popatrzył się na mnie –Odbiorę cię o trzeciej, okay?
Kiwając głową, pochyliłam się, całując go w usta. Kiedy miałam się odsunąć, Justin chwycił mnie za tył szyi i trzymał mnie w miejscu, pogłębiając pocałunek. Bez pytania o pozwolenie, Justin wsunął swój język do moich ust, przejeżdżając nim po moim, czym zmusił mnie do cichego jęknięcia.  
Biorąc jego szczękę w moje ręce, przycisnęłam się do niego mocniej, zanim wreszcie odsunęłam się od niego z brakiem tchu –Widzimy się później. – szepnęłam, próbując się uspokoić, od tego podniecenia, którego właśnie doznałam.
-Tak, do później. –uśmiechając się, dziobnął mnie w nos, zanim całkowicie się odsunął, patrząc jak biorę torbę, wychodzę z auta i zamykam za sobą drzwi.
Delikatnie do niego machając, poczekałam zanim odjechał i poszłam spotkać się z Carly przy wejściu.
-To było niezłe przedstawienie. – Carly poruszyła brwiami i zachichotała –Śniadanie, które rano zjadłam podeszło mi do gardła, ale udało mi się je zatrzymać w żołądku.
Szturchnęłam ją swoim bokiem w jej –Oh, zamknij się, jakbyś ty z Johnem nigdy się nie obściskiwała.
-Nie tak. – Carly zaśmiała się i objęła mnie ramieniem, przyciągając do siebie –Ale musiałabym kłamać, mówiąc że nie uważam, tego za słodkie.
Wywracając oczami, delikatnie się zaśmiałam –Jesteś prawie tak samo zmienna jak on.
-Hej, - popatrzyła się na mnie –mam mieszane uczucia tylko jeśli chodzi o pewnie sprawy, głównie jego, z drugiej strony Justin jest po prostu… no cóż, Justinem.
-To ma sens. – zadrwiłam.
-Wiesz, że to prawda. –Carly wzruszyła ramionami. Zatrzymując się przy drzwiach, gdzie miała się odbyć nasza pierwsza lekcja, Carly niechętnie chwyciła za klamkę –Przygotuj się na dwie godziny piekła. – mruknęła.

-Dzięki Bogu, to już koniec; myślałam, że on nigdy nie skończy gadać. –Carly głośno wykrzyknęła, trzymając książki, jej ręce latały w powietrzu z dużym wyolbrzymieniem –Przysięgam, czułam że czas leci jeszcze wolniej, tylko dlatego, że utknęliśmy z nim.
-Może jeśli przestałabyś narzekać i sprawdzać godzinę co pięć sekund, minęłoby szybciej. – wytknęłam jej, śmiejąc się.
-Nie, przepraszam, nie mogę. Czuję się jakbym była na pogrzebie. Cały czas gada i gada o niczym, tylko o jakiś gównach. – Carly sapnęła z frustracją i założyła ręce na piersi, cały czas trzymając w nich książki.
-Cokolwiek powiesz, Carly. –otwierając drzwi, które prowadziły do kawiarni, zajęłam stolik zaraz obok okna. –Umieram z głodu. – położyłam moją torbę na stole; szukając w niej jakiś drobniaków, które tam były.
-Ja też, - Carly usiadła naprzeciwko mnie –myślę że może zjem dzisiaj pizzę, a ty?
-Tak samo. – wyciągając pomiętą pięciodolarówkę, położyłam torbę na pustym krześle obok mnie.
-Zaraz wracam. –Carly oznajmiła, wstając, zasuwając za sobą krzesło i odgarniając włosy z twarzy.
-Gdzie idziesz? –popatrzyłam się na nią.
-Do łazienki, chce mi się siku od kilku godzin.
-Dlaczego nie poszłaś podczas lekcji?
Patrząc się na mnie wymownym wzrokiem, westchnęła –Ponieważ pan Rodgers nie pozwala nikomu iść. Jest takim dupkiem.
-Okay, więc się pośpiesz, jestem głodna. – wydęłam dolną wargę.
-Możesz iść ze mną, jak chcesz.
-Nie, dzięki, nienawidzę tych łazienek. Dlatego wstrzymuję się, aż będę w domu.
Wywracając oczami, Carly zaczęła się oddalać, jej ciało zaczęło znikać pośród morza dzieciaków, czekających na lunch, niektórzy wychodzili, a niektórzy dopiero wchodzili.
Przebierając palcami, ziewnęłam, zasłaniając usta i patrzyłam się na wszystkich załatwiających swoje sprawy. Wyciągając telefon, przejrzałam aplikacje, szukając czegoś, co dotrzymało by mi towarzystwa podczas czekania na Carly. Znajdując numer Justina, napisałam mu, że za pół  godziny będę gotowa i schowałam go znowu do kieszeni.
Szuranie krzesła naprzeciwko, przyciągnęło moją uwagę. Odkładając telefon, westchnęłam. –Nareszcie, ty… - patrząc się w górę, przestałam mówić, kiedy zauważyłam, że nie rozmawiam z Carly, tylko z Tannerem.
-Hej. – uśmiechnął się, pokazując wszystkie zęby i odwrócił krzesło, siadając na nim okrakiem.
-Uhm, cześć. – odpowiedziałam szorstko, szukając jakiegokolwiek śladu po mojej najlepszej przyjaciółce, polegając tylko na niej, żebym nie musiała z nim utknąć, sam na sam.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, czy coś zrobiłem? – Tanner poszukał moich oczu, nie było ani śladu po uśmiechu, a brwi złączył ze sobą.
Patrząc się mu w oczy, poczułam jak moje serce przyśpiesza. –Nie zupełnie, nie.
-Więc o co chodzi? – polizał swoje usta, uważnie się na mnie patrząc, jego twarz była wykrzywiona w zdezorientowaniu.
-Mam chłopaka. – wypaplałam. Policzkując się i wyklinając się w myślach, zamknęłam oczy.
-Wiem… - wydał z siebie coś co miało być chichotem.
-I nie podobałoby mu się, że ze mną rozmawiasz. –wyznałam, znowu się uspokajając. Nie mogłam mu pokazać jaki miał na mnie wpływ.
-Dlaczego nie?
-Ponieważ… - przerwałam, będąc co raz bardziej zirytowaną przez jego krótkie słowa i pytania – po prostu by mu się nie podobało, więc radzę ci zostawić mnie w spokoju.
-Popatrz, - westchnął – jeśli chodzi ci o to co zdarzyło się kilka dni temu, to ja po prostu się rozglądałem.
Teraz była moja kolej na podnoszenie brwi. –Przez co myślisz, że to ma z tym jakiś związek?
-Ponieważ tylko wtedy z tobą rozmawiałem, a nawet wtedy wydawałaś się zdenerwowana. Umiem przejrzeć ludzi.
-Oh, naprawdę? Więc co niby teraz czuję? – zakwestionowałam.
-Zirytowanie, - odpowiedział z uśmieszkiem – ale nigdzie się nie wybieram, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnimy.
Nerwowo zarechotałam –Naprawdę uważam, że to nie będzie konieczne…
-Proszę? Obiecuję, że zostawię cię potem w spokoju, jeśli mi tak powiesz. – podniósł ręce, pokazując że nie chce mi zrobić krzywdy.
-Dobra, - westchnęłam, usadowiłam się wygodnie w moim krześle i skrzyżowałam ręce na piersi –wyjaśniaj.
-Moi najlepsi przyjaciele podpuścili mnie do rozmowy z tobą. Powiedziałem im, że myślę, że jesteś urocza, bo jesteś, a oni mi powiedzieli, że chodzisz z Justinem Bieberem, a ja nie mam jaj żeby z tobą pogadać. Więc, to zrobiłem. – wzruszył ramionami –To nie miało nikogo zranić. Nie chciałem żebyś poczuła się w  jakimś sensie zagrożona. Obiecuję, że nie jestem żadnym zbokiem. – zaśmiał się z całego serca.
Zwężając oczy, wydęłam usta –Najlepsi przyjaciele? Czy ty dopiero się tu nie wprowadziłeś?
-Tak… czekaj, skąd to wiesz? – przechylił głowę w bok.
Otwierając usta żeby coś powiedzieć, pokręciłam głową. –Nie martw się o to. Po prostu mi odpowiedz.
Patrząc się na mnie dziwnym wzrokiem, wzruszył na to ramionami –Mieszkałem tu do piętnastego roku życia, potem przeniosłem się do Colorado, ale wróciłem tutaj, żeby skończyć szkołę.
-Dlaczego wróciłeś? – zapytałam
-Powiedziałem ci już, chciałem tu skończyć szkołę, z moimi przyjaciółmi. – odpowiedział nonszalancko.
Czułam, że patrzę się na niego przez wieczność i dopiero po kilku minutach odetchnęłam –Dobra, - wymamrotałam –wierzę ci.
-Słodko. – wyszczerzył się.
-Ale to nie znaczy, że ci ufam. Wciąż cię nie znam i nie wiem kim jesteś.
-To zrozumiałe. – kiwnął głową, a jego oczy zapaliły się z psotnością –Więc dlaczego nie poznamy się lepiej?
-Wróciłam! – Carly zawołała,  jej twarz zmieniła wyraz, a krok spowolniał, kiedy doszła do stołu. Jej wzrok zatrzymał się na Tannerze.
Podnosząc głowę, westchnęłam z ulgą –Cześć Carls, - wymusiłam słaby uśmiech –co zajęło ci tyle czasu?
-Długa kolejka, kto by pomyślał, że tyle ludzi musiało do toalety? – odchrząknęła – Idziemy wziąć coś do jedzenia? – jej oczy poszukały moich i przeniosły spojrzenie pełne zmartwienia.
-Uhm, nie. Myślę, ze powinnyśmy iść. Jest coraz później i powiedziałam Justinowi,– zaznaczyłam jego imię – że będę gotowa do trzeciej.
Carly popatrzyła się na zegarek –A jest druga pięćdziesiąt. Tak, chodźmy, prawdopodobnie już na nas czeka. Biorąc torbę, przeprosiła, cierpliwie… albo raczej niecierpliwie, czekając aż wezmę swoje rzeczy.
-Do zobaczenia. –mruknęłam, nawet nie zasuwając za sobą krzesła i poszłam za Carly, rozpaczliwie chcąc stąd wyjść.
-Poczekaj… kiedy znowu się zobaczymy? – usłyszałyśmy głos Tannera za nami.
Patrząc się przez ramię, wzruszyłam ramionami –Nie wiem. – otwierając drzwi, które prowadziły na zewnątrz, Carly i ja wyszłyśmy jak najszybciej, jakby nasze życia od tego zależały i skierowałyśmy się w stronę znajomego auta, które stało koło chodnika.
Czując, że spada mi kamień z serca, przełknęłam ślinę.
-Hej. – Tanner złapał mnie za łokieć i odwrócił mnie w swoją stronę.
Otwierając szeroko oczy, popatrzyłam się najpierw na Carly, na auto Justina, a dopiero potem znowu na Tannera –Myślę, że nie powinieneś…
-Powiedziałem ci, że zostawię cię w spokoju i dotrzymam słowa, ale nie mogę nic poradzić na to, że źle się czuję, przez to, że się mnie boisz. – zmarszczył brwi.
Chciałam jęknąć i powiedzieć, że to nie ciebie się boję, ale sytuacji, w którą się właśnie pakujesz, ale  zamiast tego tylko westchnęłam. –Tanner, popatrz, wydajesz się naprawdę miłym facetem i w ogóle, ale nie mogę teraz tego zrobić, okay?
Drzwi trzasnęły za nami, przez co wzdrygnęłam, ale nie było sensu w odwracaniu się. Wiedziałam kto to.
-Zabieraj z niej swoje brudne łapy. – Justin jadowicie krzyknął.
Podnosząc ręce do góry, oczy Tannera szeroko się otworzyły i cofnął się do tyłu, od razu mnie puszczając. –Whoa, koleś, wyluzuj. Nic nie robiłem, przysięgam.
Zaciskając szczękę, Justin objął mnie w talii, przyciągając mnie do siebie i z dala od Tannera –Właź do auta. – warknął mi do ucha.
-Justin…
-Kelsey, - Justin  odpowiedział ze złością w głosie – teraz.
Bez słowa, odwróciłam się i opuściłam miejsce, chwiejnie kierując się w stronę auta Justina. Otwierając drzwi, usiadłam w środku, modląc się do Boga żeby Justin nie zrobił niczego głupiego.
Zmuszając się do wyjrzenia i popatrzenia na nich, zmrużyłam oczy przez słońce, patrząc się na ich ciała. Justin był blisko Tannera, tyłem do mnie, ale mogłam powiedzieć, że był w swoim ochronnym trybie, ponieważ jego ręce były zaciśnięte przy bokach.
Podnosząc kolana do piersi, ugryzłam się w wargę, desperacko chcąc żeby to się już skończyło i żeby zabrał mnie do domu, gdzie będę mogła go uspokoić.
Chwilę później, drzwi z mojej lewej otworzyły się i Justin usiadł na miejscu. Promieniował złością i wiedziałam, że był bardziej niż wkurzony.
-Justin. – szepnęłam, rozpaczliwie próbując powstrzymać go od jego ciemnej strony… strony, której najbardziej nienawidziłam.
-Nie teraz Kelsey. – Justin syknął, jego szczęka drgała, a jego oczy trzymały w sobie czarną burzę, kiedy patrzył się przed siebie. Biorąc głęboki oddech, odpalił auto i odjechał, wyciągając kolejnego papierosa, włożył go do ust, zapalił i pozwolił dymowi wypełnić całe auto.

~~~~~~~~
Nie sądziłam, że uda mi się dodać rozdział tak szybko, ale jednak :D

1 komentarz: