Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 14 “My main priority is you—”

Justin’s POV

Stwierdzenie, że byłem zły było nieporozumieniem. Byłem kompletnie i całkowicie wkuriowny, aż kipiałem ze złości. Myślałem, żeby odwrócić się i wykrzyczeć temu skurwielowi wszystko, prosto w twarz.

Ale powstrzymałem się na tyle, żeby odjechać zanim zrobiłbym coś, czego potem będę żałować. Poza tym, fakt, że uciąłem sobie z nim krótką pogawędkę, zanim odszedłem, przekonał mnie, że ten skurwiel pomyśli dwa razy zanim znowu zbliży się do mojej dziewczyny.

Kiedy usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, wiedziałem, że mogę powiedzieć wszystko, cokolwiek chciałem. - Jeśli jeszcze raz zobaczę cię kiedykolwiek w jej pobliżu-

- Serio? Nie zrobiłem nic złego. - Tanner podniósł ręce do góry, jakby się poddawał. - Próbowałem się upewnić, czy wszystko jest okej, to tyle.

Moje oczy zwęziły się. - Możesz to tłumaczyć jak chcesz. Ale połóż na niej swoje ręce jeszcze raz, a twoje szanse na przetrwanie spadną do zera.

Tanner zamrugał, jego usta wygięły się w lekkim niedowierzaniu.

- Fakt, że wiesz TO wszystko o niej, czego nie powinieneś, jeszcze mocniej utwierdza mnie w nienawiści do ciebie. Jeśli jesteś choć trochę inteligentny, powinieneś się zamknąć i odejść, zanim zrobię ci… - Uśmiechnąłem się lekko, podchodząc do niego i stając z nim oko w oko. - Dlaczego nie wracasz do Colorado, nie potrzebujemy cię tutaj, w Stratford.

- Skąd do cholery wiesz, że jestem z Colorado?! - Tanner ze zdziwienia wygiął brwi i ściągnął usta.

Podły uśmieszek pojawił się w rogu moich ust. - Wiem wszystko, o wszystkich stąd. To jest moje miasto, jeśli się jeszcze nie zorientowałeś. Więc jeśli spędzisz noc upijając się pod mostem, który prowadzi do Southside, będę wiedział. Jeśli Bobby pieprzył Leannę w zeszły weekend, też będę wiedział. A wiesz dlaczego? Tutaj wszystko do mnie wraca, kapujesz? - Podchodząc bliżej, spojrzałem mu w oczy. -  Więc jeśli będziesz miał odwagę, by podejść do Kelsey jeszcze raz, będę wiedział i uwierz mi, minie bardzo krótki okres czasu, zanim znajdę cię i skopię ci tyłek.

Zaciskając szczękę, Tanner zwinął dłonie w pięść. - Nawet mnie nie znasz! - Warknął z irytacją.

- Ale za to, ty znasz mnie i wiesz, do czego jestem zdolny. Więc jeśli pomyślisz, że nie skopię ci tyłka, to do swojej listy możesz dodać kolejną rzecz, dzieciaku.

- Cokolwiek. - Tanner splunął, i nie patrząc na mnie, wepchnął dłonie do kieszeni swoich jeansów.

- Dobra, więc mamy wszystko wyjaśnione… - Powoli zacząłem się odwracać, by odejść i wtedy złapałem go za ramię i kopnąłem w jaja.

Skręcając się z bólu, Tanner jęczał głośno. Trzymając się za brzuch, wypuścił wiązankę niezrozumiałych przekleństw w moim kierunku. Teraz patrzył już na mnie z nieukrywaną nienawiścią.

Pochylając się, przykucnąłem na wysokości jego oczu, wciąż z ręką na jego ramieniu. Uśmiechając się, walczyłem z chichotem, wydobywającym się z mojego gardła. - Potraktuj to, jako pierwsze ostrzeżenie, Evans. Jeśli kiedykolwiek jeszcze raz zobaczę cię, w odległości choćby jednego metra od niej… - Urwałem, kręcąc głową. - Myślę, że lepiej nie kończyć. Jestem pewien, że bardzo dobrze, wiesz, co się wtedy stanie. - Poklepałem go lekko po ramieniu i odszedłem w kierunku mojego samochodu.

Popatrzyłem na Kelsey i zwróciłem uwagę na to, jak skurczona siedziała w fotelu. Zorientowałem się, że pomimo dobrej miny, w środku naprawdę cierpiała. Pochylając się, przejechałem kciukiem po linii jej szczęki. - Wszystko okej? - wymruczałem cicho.

Unikając mojego dotyku, Kelsey popatrzyła na mnie, pierwszy raz, odkąd utkwiła wzrok w drodze. - Wszystko w porządku. - odpowiedziała monotonnie.

Wzdychając, wyciągnąłem papierosa z ust i strzepnąłem popiół przez otwarte okno. Wziąłem następnego bucha i pozwoliłem dymowi wypełnić powietrze lekką mgięłką, zanim rozwiał je wiatr. - Nie bądź zła.

- Zła? - Kelsey popatrzyła na mnie po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy jechać. Kręcąc głową, fuknęła. - Oh, nie jestem zła, Justin. Ja… nawet sama nie wiem. Rozczarowana może? Kompletnie mnie rozczarowałeś. Nie wspominając o tym, jak łatwo wkurzasz się o nic.

- O nic?! On położył swoje  łapy na Tobie i jeśli się nie mylę, próbowałaś go przed tym powstrzymać.

- Nie - Kelsey odparowała ostro. - Próbowałam mu tylko dać do zrozumienia, żeby mnie puścił. Nie miałam, go przed czym powstrzymywać, on tylko chciał przeprosić.

- Przeprosić? - wybuchnąłem śmiechem, nie wierząc, w to co słyszę. - Niby za co?

- Za to, że mnie przestraszył, kiedy ostatnio gadaliśmy. - Kelsey wzruszyła ramionami. - Wyglądał naprawdę miło.

- Żaden chłopak nie staje na głowie tylko po to, żeby spotkać dziewczynę, którą ledwo zna i poinformować ją, ze zna ją dobrze i ludzi, z którymi przebywa. - Pokręciłem głową, wywalając peta przez otwarte okno. - To nie ma żadnego sensu.

- Cóż, zanim przyszedłeś, powiedział mi, że…

- Czekaj - przerwałem jej, moje brwi się złączyły. - Gadałaś z tym dupkiem, zanim przyjechałem?

Niepewna na początku, Kelsey westchnęła. Wiedząc, że nie będzie potrafiła mnie okłamać, zmarszczyłem brwi jeszcze mocniej. Nie powinna mnie nigdy okłamywać. - Tak. - wyszeptała.

Zaciskając szczękę, jeszcze mocniej zacisnąłem ręce na kierownicy. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej sfrustrowany. - Co powiedział? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.

Patrząc na mnie, Kelsey wzięła głęboki oddech, a potem zapadła się w fotel. - Nie bądź na mnie zły. - powiedziała cicho, a w jej oczach zobaczyłem wewnętrzne błaganie.

Biorąc głęboki, uspokajający oddech, rozluźniłem uchwyt na kierownicy, rytm moje serca powoli wracał do normalności. - Nie jestem zły.

Rzucając mi zdesperowane spojrzenie, wyciągnęła rękę i chwyciła moją dłoń, zaczęła wodzić lekko opuszkami palców po mojej dłoni. - Proszę.

Rozluźniając zaciśniętą szczękę, podrapałem się po głowie wolną ręką. - Opowiedz mi… - powiedziałem spokojnie, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to jak rozkaz.

Odczekując chwilę, aby ułożyć sobie w głowie wszystko, to co chciała powiedzieć, utkwiła wzrok na przeciwko. - Powiedział mi, że to jego przyjaciele podpuścili go, żeby ze mną pogadał. Mieszkają tu od zawsze, więc nas znają. Tanner zapytał się, kim jestem i powiedzieli mu, że twoją dziewczyną. Myśleli, że do mnie nie zagada, więc dlatego to zrobił, tyle. Dlatego właśnie znał moje imię. Gdyby nie jego przyjaciele, nie wiedziałby o tym.

- Gówno prawda. - pokręciłem głową - Nie ufam temu dzieciakowi i ty też nie powinnaś. Jeśli będzie się prosił o kłopoty znowu, to jest cholernym palantem, po tym co mu zrobiłem. To po prostu nie gra, cała ta jego historia to jedno wielkie kłamstwo.

- Justin…

- Nie. - splunąłem, warcząc na nią jeszcze raz - Usłyszałem, co miałaś do powiedzenia w obronie tego idioty, teraz już nie chcę tego słuchać. Nie chcę żebyś z nim gadała i tyle. Rozumiesz? - patrząc na nią, czekałem na odpowiedź, która wiedziałem, że przyjdzie.

- Okej. - Kelsey wymruczała cicho, po długim milczeniu.

- Dobrze - klępnąłem ją delikatnie w kolano i skręciłem na podjazd - jesteśmy w domu i nie chcę już o tym gadać.- wyciągając kluczyki ze stacyjki, popatrzyłem na Kelsey, w jej twarzy odbijała się wściekłość, gdy zamaszyście rozpinała pasy.

- Oczywiście, że nie chcesz. - wysyczała z wściekłością kręcąc głową.

- Co to miało znaczyć? - warknąłem, kompletnie zdezorientowany, o co w tym wszystkim chodzi, przecież 5 sekund temu było już wszystko okej.

- Nic. - warknęła, wychodząc z auta i trzaskając drzwiami.

Zaciskając zęby, wysiadłem z samochodu. - Co ci kurwa mówiłem o trzaskaniu drzwiami?

- O jeny, czy z tego powody też się rozbeczysz? - Kelsey krzyknęła, odwróciła się plecami, wyrzucając ręce w powietrze.

- Co ci się kurwa stało?! - wykrzyknąłem, oszołomiony, chwyciłem ją za spodnie i okręciłem.

- Nienawidzę tego! - krzyknęła, przebierając nogami. - Zawsze jest tak, jak TY chcesz! Broń boże powiem coś, z czym się nie zgadzasz! Nie mówię, że chciałam gadać z Tannerem, ale to śmieszne, że nie mogę nawet pogadać z jednym chłopakiem, bo ty od razu dostajesz kręćka!

- Wariuję? Skarbie, jeśli straciłbym rozum, ten dzieciak już dawno siedziałby w kałuży swojej krwi! A wszystko, co zrobiłem, to tylko go ostrzegłem, żeby się do ciebie nie zbliżał. Nie lubię go i jesteś naiwna, jeśli sądzisz, że jest czysty jak łza i nie będzie chciał cię skrzywdzić.

- Oh, skończ już tę gadkę! Słyszałam to już setki razy! - Kelsey warknęła rozdrażniona, skrzyżowała ramiona na piersi, dając mi do zrozumienia, że jest wściekła. - Chcesz dla mnie, jak najlepiej, chcesz żebym była bezpieczna, ale nikt jeszcze mi nawet nie groził. To, że ty masz wachlarz wrogów, nie oznacza, że każdy z nich będzie chciał zrobić mi krzywdę.

Moje oczy rozszerzyły się z kompletnego niedowierzania. - Czy ty dzisiaj coś jarałaś?! - wyrzuciłem ramiona w górę, naśladując ją, zbliżyłem się do miejsca, gdzie stała, jednak zachowując pewną odległość między nami. - Zawsze będziesz w cholernym niebezpieczeństwie, nie ważne kto stanie na mojej drodze.

Pozwoliłem przyswoić jej moje słowa, Kelsey była fioletowa ze złości, ale nie chciała dać tego po sobie poznać.

Biorąc to za pozwolenie, mówiłem dalej. Cofnąłem się do tego bolesnego momentu w przeszłości. - Też uważałaś, ze Andrew nic ci nie zrobi, gdy wsiadałaś do tego pieprzonego samochodu, tego dnia kiedy jedliśmy obiad. I jak to się skończyło? Zostałaś porwana przez Luke’a, jako przynęta na MNIE. Nie każdy jest twoim przyjacielem Kelsey i nie każdy chce nim być. Otwórz oczy i rozglądnij się. Nikt nie ma dobrych intencji w stosunku do ciebie, oprócz nas, ludzi, którzy cię kochają. Chcesz wierzyć, ze na tym świecie są dobrzy ludzie, ale nie oszukujmy się, nie ma ich. Ten świat jest popieprzony tak samo, jak ludzie żyjący na nim!

Kelsey odwróciła wzrok, jej jeszcze przed chwilą szybko unosząca się klatka piersiowa, zwolniła do normalnego rytmu. - Nie możesz żyć w ciągłym strachu, że każda napotkana przeze mnie osoba będzie chciała zrobić mi krzywdę. To nie jest zdrowe, ani dla mnie, a już na pewno nie dla ciebie. Nie możesz poświęcać każdej sekundy na sprawdzanie, czy jestem bezpieczna. Masz inne sprawy na głowie, na przykład jak do diabla chcesz to wszystko poukładać.

- Moim głównym zadaniem jest upewnienie się, że jesteś cała. Nie obchodzi mnie mój stan, jeśli jeszcze nie zauważyłaś.

- Ale ja się o ciebie martwię i ostatnią rzeczą, o której marzę jest to, żeby stracić cię ponownie.

- Nie stracisz.. nie jeśli pomyślisz nad tym, co ci powiedziałem. - wymruczałem.

Wzdychając Kelsey założyła uciekające pasmo włosów za ucho. - Jestem już tym zmęczona, ta ciągła walka… - wyszeptała, jej smutne oczy napotkały moje, a ja pierwszy raz zobaczyłem, jak głębokie ma worki pod oczami, które mogły oznaczać tylko jedno - wielkie zmęczenie.

- Więc nie dawaj mi powodów do kłótni - powiedziałem ostro, wpychając ręce do kieszeni spodni. - ponieważ ja też jestem już tym zmęczony. - przełknąłem ślinę, powoli się do niej zbliżając, jednocześnie upewniając się, że pozwoli mi podejść. Kiedy się nie poruszyła, podszedłem jeszcze bliżej, tak, że nasze nosy prawie się stykały. Zabrałem zagubiony kosmyk włosów z jej twarzy i uniosłem jej brodę. - Kocham Cię, wiesz to…

- Oczywiście, że wiem. - Kelsey wymruczała delikatnie, znalazłem uczucie w odbiciu jej tęczówek.

- I wiesz, że jedynego czego pragnę, to to, co najlepsze dla ciebie.

Skinąwszy głową, Kelsey oparła swój policzek na mojej dłoni, gdy ją przytuliłem, w jej oczach zobaczyłem pałająca miłość do mnie.

Stykając się z jej czołem, wyszeptałem słodko. - Pogadamy o tym później, chodź. - pochylając się, chwyciłem ją pod kolanami, układając ją sobie w ramionach, jakby leżała w kołysce. Przeszedłem resztę drogi do domu i otworzyłem drzwi, wzrok wszystkich chłopaków spoczął na nas.

Pokręciłem głową, zanim zdążyli otworzyć buzie, żeby coś powiedzieć. Lekkim kopnięciem zamknąłem drzwi i skierowałem się do schodów, aby wejść do mojego pokoju, starając się robić jak najmniej hałasu. Zamykając drzwi biodrem, położyłem Kelsey na łóżku, moje ciało lekko zwisało nad nią. Przykryłem ją kocem, po czym ściągnąłem jej buty, dałem jej słodkiego buziaka w nos. Cofając się, byłem gotowy odejść, gdy Kelsey chwyciła mnie za ramię, zatrzymując mnie.

- Nie idź - wyszeptała cichutko, poczułem przyjemny dreszcz w dole moich pleców.

Zaciskając usta, odwróciłem się, zatroskanie pojawiło się na mojej twarzy. - Potrzebujesz odpoczynku. - wymamrotałem, popatrzyłem na nią, czując szereg emocji, których nie potrafiłem rozszyfrować.

- Nie. - Kelsey pokręciła głową. - To, czego potrzebuję to Ty. - wyszeptała, a jej ręka zatopiła się w moich włosach, ciągnąc mnie w dół.

- Kelsey… - wyszeptałem, starając się zapanować nad sobą. Chwyciłem jej ręce i odciągnąłem na bok, z dala ode mnie. - Śpij.

Nastała cisza, w której Kelsey parę razy otwierała usta, żeby coś powiedzieć, aż w końcu odparła. - Potrzebuję, żebyś mnie kochał. - wyszeptała.

Moje ciało zwiotczało, kiedy walczyłem ze sobą. - Przecież Cię kocham.

Kręcąc głową ponownie, Kelsey nienaturalnie zmarszczyła się, próbując wymyślić, co właściwie chciała powiedzieć. - Potrzebuję, żebyś mi to pokazał.

Patrząc w jej oczy, aby upewnić się, że dobrze ją zrozumiałem, przygryzłem wnętrze policzka. - Kelsey…

- Proszę - wyszeptała, prawie płacząc. Złapała moje ramię, a jej palce zaczęły wędrować po mojej skórze. - Potrzebuję tego.

Patrząc w jej orzechowe oczy, nie zobaczyłem, tego czego się spodziewałem. Zamiast pożądania, zobaczyłem desperację, chęć upewnienia się, że wszystko będzie dobrze między nami. Nie marnując czasu, westchnąłem lekko, moje usta odnalazły jej w słodkim pocałunku.

Odrywając moje usta, poczułem iskrę, która przeszła między nami, a której dotąd nie czuliśmy. Kelsey chwyciła tył mojej głowy, wyginając ciało w łuk, żeby jeszcze pogłębić nasze pocałunki.

Skopując moje buty, powoli odkrywałem koc, opadając między jej nogami, tak że moje ręce przesuwały się po obu jej bokach, a moje usta łapczywie całowały jej.

Lekki pomruk zadowolenia wydobył się z jej gardła, gdy poczuła moje usta wędrujące po jej szyi. Kelsey chwyciła za tył mojej głowy, gdy zacząłem ssać jej ciało, delikatnie, by dać jej jak najwięcej przyjemności.

Wślizgując ręce pod jej bluzkę, powoli zacząłem ją podnosić, centymetr po centymetrze, całując każdy skrawek jej ciała, który się pokazywał, zaczynając od jej podbrzusza, a kończąc na piersiach, zanim dowędrowałem do końca, wystarczająco żebym mógł ściągnąć jej bluzkę i rzucić na podłogę.

Patrząc na nią, wstrzymałem oddech, moje oczy wędrowały po jej całym ciele, które było moje. Po chwili, chwyciłem jej szyję, zacząłem przygryzać jej szczękę i wędrować do jej ucha, gdzie ugryzłem ją w płatek ucha, co zaowocowało miłym pomrukiem Kelsey.

Chichocząc cicho, odsunąłem się i zrzuciłem z siebie mój T-shirt, wylądował na podłodze, obok ciuchów Kelsey.

Natychmiast jak magnes, ręce Kelsey znalazły mój brzuch i zaczęły po im wędrować, wychylając się, soczyście pocałowała moją klatkę piersiową, jej język wirował wraz z jej pocałunkami.

Biorąc świszczący oddech, chwyciłem jej tył głowy i przyciągnąłem ją, żeby popatrzyła na mnie, opierając się, przycisnąłem gorączkowo jej usta do moich. Odwracając głowę, by ją lepiej widzieć, chwyciłem jej biodra i zacząłem przesuwać palcami nad górną krawędzią jej jeansów.

Czując wysuwające się biodra w moją stronę, uśmiechnąłem się jej w usta, wiedziałem, że to mój czas, więc powoli zacząłem rozpinać jej spodnie i lekko przesuwałem je po jej nogach, tak ze wydawały się być długie na kilometr.

Przesuwając je w dół, aż do jej pięt, wyrzuciłem je na podłogę. Wziąłem jej lewą nogę i zacząłem całować, zaczynając od jej kostki, przez udo, upewniłem się, ze ucałowałem każdy centymetr jej ciała, zanim znowu połączyłem nasze usta.

- Przestań drażnić.- Kelsey mruknęła prawie nie oddychając - Proszę.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, skarbie. - odpinając pasek moich spodni, ściągnąłem je. Zrównując się z nią, wsunąłem moje dłonie w jej i złączyłem nasze palce, trzymając je nad jej głową. - Gotowa?

Kiwając głową, Kelsey przygryzła wargę, jej oczy przymknęły się, w oczekiwaniu, na to co nadejdzie.

- Popatrz na mnie. - trąciłem ją nosem, moja klatka ocierała się o jej.

Otwierając oczy, Kelsey ciężko dyszała, zobaczyła moje spojrzenie utkwione w niej.

Muskając jej wargi, wszedłem w nią delikatnie, skupiając się na tym, by poczuła mnie centymetr po centymetrze, wiedziałam,że temu uczuciu nie może oprzeć się żadna dziewczyna.

Wywracając oczy w czystej rozkoszy, jęk wydobył się z jej ust, gdy Kelsey wyszeptała moje imię w oczekiwaniu. - O mój boże… - dyszała, gdy wypełniłem ją całkowicie.

Przyciskając moje usta do jej, ssałem i przygryzałem jej dolną wargę, zanim nasze języki się spotkały.

Gdy jej palce zanurzyły się w moich włosach, jęknąłem, nasze języki zaczęły toczyć ze sobą walkę.

Cofając się, delikatnie wbiłem się w nią z powrotem, poświęcając jej całą moją uwagę. - Kocham Cię.- wymruczałem prosto w jej usta.

- Ja też Cię kocham - popatrzyła na mnie, z podziwem w oczach.

Rozluźniając uścisk, wziąłem jej biodra w dłonie, przyspieszając tempo, jednak nie na tyle, by nie szalała dalej z pożądania.

Biorąc to, jako pretekst Kelsey przejechała palcami po moich włosach, a potem pociągnęła za ich końce, ciągle wysuwając biodra w moją stronę. - Justin - wydyszała, przechylając głowę, dając mi dojście do jej szyi.

Zanurzając w niej głowę, zacząłem ssać w najsłodszym miejscu, które wiedziałem, że przywróci ją o zawrót głowy. Gryzieniem znacząc ślady na jej ciele, wygładzałem je pocałunkami.

Obejmując mnie nogami, Kelsey przysunęła mnie bliżej i złapała moją twarz w jej dłonie, pocałowała mnie gwałtownie.

Opadając na poduszkę, Kelsey wypuściła z siebie płytki oddech, jej paznokcie wbiły się w moje plecy. - Justin… - wyszeptała jej uda zacisnęły się wokół mnie mocniej, gdy wydała z sobie świszczący oddech.

Wiedząc, że jest już blisko, oparłem się, dając jej słodkiego buziaka i przyspieszyłem będąc wewnątrz niej, pchnąłem jeszcze trzy razy; Kelsey wydała z siebie jęk rozkoszy, jej ciało wygięło się w spaźmie, a ja opadałem wraz z nią.

Przyciskając czoło do jej wilgotnego ramienia, moje ramiona owinęły się wokół jej talii, oboje doszliśmy w tym samym momencie. Biorąc głęboki oddech palce Kelsey przejechały po moich włosach, pocałowałem ją kilkakrotnie w jej rozpaloną skórę.

W ciszy, która zapanowała zachłannie patrzyłem na nią, była taka piękna i cała moja. - Przepraszam. - wyszeptałem.

Marszcząc brwi, jej palce przestały błądzić po moich włosach, na tę sekundę, w której powiedziała. - Ale za co?

- Za to, że jestem nadopiekuńczy…- mruknąłem z porażką w głosie. - Wiem, że dzisiaj przesadziłem, to ja jestem winny. Ty nie zrobiłaś nic złego, to ja… Masz rację, że byłaś na mnie zła.

- Nie byłam zła, byłam sfrustrowana. Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale byłam z Carly, po drugie ty też tam byłeś. Wiedziałam, ze nie może mi nic zrobić.

- Ale gdyby mnie tam nie było? - popatrzyłem na nią.

- Skopałabym mu tyłek. - zachichotała cicho. - Bruce nauczył mnie kilku dobrych ruchów. Myślał, że powinnam nauczyć się, kilku podstaw samoobrony, gdy ciebie nie było.

Chichocząc, objąłem ją mocniej, bojąc się, że gdy tylko ją wypuszczę z ramion, wszystko się pokomplikuje.

- Za bardzo się przejmujesz.- wyszeptała - i wiesz, że to nie jest zdrowe. Za dużo o tym myślisz, a potem wystarczy chwila i tracisz nad sobą panowanie.

- Nic, na to nie poradzę.

- Ale możesz się starać to kontrolować. Wiem, że to jest trudne… Wiem, że wtedy znajdujesz się w miejscu, gdzie nie panujesz nad sobą, ale po to masz mnie…nas, chłopaków. Jesteśmy tu po to, żebyś znów stanął na nogi.

- Przecież ci powiedziałem.. jedyna osoba, która może mi pomóc to ty.

- Więc mi pozwól… Pozwól mi zająć sie tobą i przestań się na mnie wkurzać. - podkreślała każde kluczowe słowo, skupiając się na nich.

- Nie można naprawić czegoś, co już jest zepsute… - wymruczałem, obiektywnie oceniając moją sytuację.

Chwytając moją głowę, Kelsey zmusiła mnie, bym na nią popatrzył, jej kciuki lekko głaskały moje policzki. - Nie jesteś zepsuty, Justin… Jesteś /zagubiony./ Może i nie możesz naprawić tego wszystkiego, co się stało, ale na pewno możesz postępować tak, żeby się to już nie powtórzyło. - wzdychając, przyłożyła swoje usta do mojego czoła, trzymając je tam dłużej, niż przypuszczałem. - Teraz masz ku temu okazję; otaczają cię ludzie, którzy się o ciebie troszczą. Więc przestań zamartwiać się tym, co było. To minęło, a my jesteśmy tu po to, żebyś w końcu spojrzał w przyszłość.

- Życie już tyle razy mnie wyrolowało… Wiem, że nigdy nie zrobiłaś czegoś celowo, ale jakiś głos w mojej głowie ciągle ostrzegał mnie, bym był czujny. - przyznałem.

- Powinieneś już dawno przestać… wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdziła, jak ty nigdy nie skrzywdziłbyś mnie… - opuszczając ręce, Kelsey przygryzła kącik ust, głęboko się nad czymś zastanawiając. - Nie jestem Jen, Justin. - wyrzuciła z siebie w końcu.

Szybko unosząc głowę, popatrzyłem na nią oszołomiony. - Oczywiście, że nie jesteś.

-Naprawdę? Czy /naprawdę/ wiesz, że nie jestem? - Kelsey wyszeptała, ze słyszalną nutką smutku w głosie.

Milcząc spojrzałem na nią, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Tak myślałam. - wyszeptała, odwracając wzrok. - nie skrzywdzę cię, tak jak ona. Nie chcę być z nikim innym. Musisz wiedzieć, że to że Jen cię zdradziła, nie oznacza, że ja to zrobię.

Ściskając ją mocniej, przycisnąłem twarz do jej piersi - Wiem. - wymruczałem.

- Ona skrzywdziła cię mocniej niż ktokolwiek inny w twoim życiu.. Wiem to, ale musisz o tym zapomnieć, jeśli chcesz pójść dalej. Nie możesz tego roztrząsać w nieskończoność, za każdym razem, gdy stanie się coś złego, albo gdy się pokłócimy….

Nie wiedząc, co odpowiedzieć, bezwładnie opadłem na jej ramiona. - Nie chcę, żeby ktokolwiek mi cię odebrał. - wyszeptałem w jej nagą skórę, zatroskanie czaiło się w każdym słowie.

Ponownie dotykając moich włosów, Kelsey wygładziła je, by potem znowu za nie pociągnąć. - Nie chcę nikogo innego. - wymruczała. - Chcę ciebie.

Patrząc na nią, złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek, który zaraz oddała. Odgarniając jej włosy z twarzy dałem jej szybkiego buziaka w policzek, a potem przesunąłem kciukiem po skórze pod jej oczami. - Jesteś wyczerpana. - wymamrotałem, moje serce skurczyło się, gdy zobaczyłem zmęczenie na jej twarzy. Przekręcając się tak, że leżałem obok niej wziąłem Kelsey w objęcia, tak że jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej.

Malując palcem wyimaginowane kształty, Kelsey ziewnęła, przyciskając swoją dłoń, Kelsey popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami. - Przy Tobie jestem szczęśliwa. - wyszeptała, a potem jej oczy zamknęły się, a ona zapadła w głęboki sen.

Usłyszałem delikatne pukanie do drzwi i zobaczyłem John’a - Wszystko okej? - wyszeptał niepewnie, zanim wszedł do pokoju.

- Tak, jest okej. - odparłem. - Kładłem Kelsey spać.

Oczy John’a znalazły śpiącą Kelsey, nagły grymas pojawił się na jego twarzy. - Jest bardzo zmęczona?

Przytaknąłem - Nawet nie wiesz, jak.

- Nie dziwię się. Bardzo dużo przeszła przez te ostatnie dni… - zaciskając usta John, skinął głową pokazując na korytarz - Chłopcy chcieliby pogadać, a zważając na to, co się stało poprzednim razem… Nie chcemy, żeby to się powtórzyło, więc przysłali mnie tutaj, bym cię ściągnął na dół. Przyjdziesz?

Marszcząc brwi, jeszcze raz spojrzałem na Kelsey i odwróciłem się do John’a. - Jasne, zaraz zejdę. Dajcie mi minutę, żebym się ubrał.

Kiwając głową, John bezszelestnie wyszedł.

Pochylając się, wygładziłem zmarszczki wokół jej oczu, zanim dałem jej lekkiego buziaka. - Wracam za parę minut, skarbie. - wymruczałem.

Jęcząc w odpowiedzi, Kelsey mocniej wtuliła się w poduszkę, westchnienie zadowolenia wypłynęło z jej rozchylonych warg.

Chichocząc, wyciągnąłem ramię spod Kelsey, przykrywając ją kocem aż po samą brodę, wciągnąłem na siebie spodnie i cichutko wyszedłem z pokoju.

- O czym chcieliście rozmawiać? - wszedłem do salonu, drapiąc się po piersi, klapnąłem na kanapie obok Marcusa.

- Podobno, the Snipers wyjechali z miasta dzisiejszej nocy. Według Vinny odjeżdżali drogą w pobliżu wybrzeża. Najprawdopodobniej wracają do domu. - poinformował Bruce, wygodnie rozsiadając się w fotelu, na jego twarzy odbijała się czysta satysfakcja.

- W końcu poszli po rozum do głowy? - pokiwałem głową. - Szkoda, że wyjechali, chciałem się z nimi jeszcze trochę podroczyć. - wściekle warknąłem, myśląc o tych wszystkich pojebanych rzeczach, które zrobili.

- Naprawdę myślisz, że wyjechali? - odezwał się Marco, momentalnie wszystkie oczy skierowały się na niego.

- Co masz na myśli? - zwęziłem wzrok, pochylając się do przodu, tak, że moje łokcie dotknęły kolan.

- Jak dla mnie wygląda to na jakieś przedstawienie. Ostrzegliśmy ich, a oni co, wyjeżdżają bez odegrania się? Jakoś tego nie widzę.

- Może zmęczyli się już tym wszystkim i doszli do wniosku, że jednak nie pasują tutaj. - Marcus wzruszył ramionami. - A może są zbyt lalusiowaci, żeby z nami wygrać.

Bruce pokręcił głową - Nie, tu chodzi o coś więcej. Taki gang nie daje tak łatwo za wygraną. - Zaciskając usta, Bruce zesztywniał.- Będą chcieli dobić innego interesu, a potem tu wrócą.

- Dlaczego nie zrobili tego, zanim przyjechali do Stratford?

- Aby nas zmylić…; myślimy, że wyjechali, a oni tak naprawdę się ukrywają, załatwiając swoje inne sprawy, podczas gdy my zastanawiamy się, jak radzić sobie z własnymi.

Poruszyłem się, wszystkie obawy utkwiłem w jednym zdaniu - Co chcesz przez to powiedzieć?

- Oni coś planują… coś dużego i zaatakują, wtedy kiedy będziemy się najmniej spodziewać. - Bruce przypatrywał się każdemu z nas, po kolei. - Co oznacza, że cały czas musimy być gotowi do walki.

- A dziewczyny? - John zapytał z napięciem w głosie.

- Bez świadków. - Bruce powiedział bezapelacyjnie. - Nie możemy ich wciągać w sam środek wojny.

Nagle uderzyła mnie straszna myśl. - A co jeśli już to zrobiliśmy? - wymruczałem cicho, nie patrząc na nich.

Cisza pełna napięcia zapadła między nami, każdy patrzył na każdego. - Wtedy zabijemy każdego skurwiela, który wejdzie nam w drogę.

~~~~~~~~
Już ... troche trwało ale już jest następny :)

10 komentarzy:

  1. Super!
    Dodasz kiedyś następny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nastepny ?

    OdpowiedzUsuń
  3. już nie mogę się doczekać :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. będzie następny rozdział? :((( / ja również czekam :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu nie ma następnego? :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku to ff jest takie qhjbasdlbf ♥ Bardzo się cieszę że tłumaczysz to opowiadanie ♥ mam tylko jedno pytanko... jaki jest powód tego że przestałaś tłumaczyć ff? wiem że jestem wścibska (przepraszam za to) ale liczę że mi odpiszesz ♥
    Nats ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Eeejj!!! Jak mogłaś skończyć w takim momencie jestem wsciekla zaczynalo sie rozkrecac myslalam ze po wszystkim chlopaki z Jusem zuca te i interesy i bedzie w porzadku. Justin oswiadcZy sie Kelsy i beda mieli dziewczynke i chlopca, Jestes okrutna ale i tak cie kocham❤❤❤❤❤❤ mam nadzieje ze jak zagladne tu jeszcze raz to bedzie nowy rozdzial i ze ztym nie skonczylas bo jestes swietna.

    OdpowiedzUsuń
  8. wszyscy czekamy na nastepny rozdział az akcja sie rozwinie :D Wracajjj !!!! :*

    OdpowiedzUsuń