Kelsey’s PoV
- Nie chcesz, żebym szła?
Gorączkowo wodząc wolną dłonią po swojej twarzy, Justin powolnie warknął.
- Nie wiem, kurwa, czego chcę.
- Więc pozwól mi odejść – zasugerowałam, jednak natychmiast zamknęłam usta dostrzegając jego rozżarzone, gorące spojrzenie.
- Nie – rzucił krótko, a to, jak swobodnie
ton jego głosu przechodził z szorstkiego na luźny, zmroziło mi krew w
żyłach. Patrząc w niebo, Justin wziął głęboki oddech, wciągając przez
nozdrza chłodne powietrze, które miało pomóc mu się rozluźnić. Rozluźnił
uścisk, i pozwolił ręce, która dotychczas mnie trzymała opaść swobodnie
do jego boku. Obserwowałam jak zamknął oczy i włożył ręce do kieszeni
swoich dresowych spodni.
Przygryzając wargę, zastanawiałam się, czy powinnam go potępić i zostawić, czy zostać z nim i wysłuchać, co miał do powiedzenia.
Wybrałam tę drugą opcję.
Odwróciłam się, stając z Justinem ramię w
ramię, wstrzymując na parę sekund oddech. Atmosfera wokół nas gęstniała i
czułam się, jakby ktoś mnie dusił.
- Wiesz, czego nie rozumiem? – wychrypiał
Justin. Jego oczy ukryte za ciemną, złowrogą mgłą zdradzały, że walczył
sam ze sobą, by nie wybuchnąć. Nie dając mi nawet szansy na odpowiedź,
kontynuował. – Mówisz, że nie chcesz, bym się na ciebie wściekał, a
robisz wszystko, by mnie zdenerwować.
- Justin…
- Pozwoliłem ci mówić? – warknął, ostrym
tonem swojego głosu przecinając gęstniejącą atmosferę, a ja spojrzałam
na niego z szeroko otwartymi oczami.
Zaciskając mocno wargi, przełknęłam ślinę i zmarszczyłam brwi w zakłopotaniu.
- Dlaczego tak się zachowujesz? – szepnęłam,
wypowiadając na głos to, co szumiało mi w głowie, jednak szybko tego
pożałowałam. Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć już nic więcej i
przeklęłam siebie w myślach, gdy zauważyłam, jak piorunujące spojrzenie
przymrużonych oczu Justina niemal wypala dziury w moich własnych.
- To proste pytanie, Kelsey – syknął. – Czy pozwoliłem ci mówić? Tak, czy nie?
- Nie – mruknęłam, opuszczając bezradnie ramiona. Schyliłam głowę, a włosy zasłoniły mi twarz. Wzięłam głęboki oddech.
- Więc się, kurwa, zamknij.
Zgarnęłam włosy za ucho i skinęłam głową
stale zaciskając wargi. Chciałam spojrzeć mu w oczy, jednak nie miałam
takiej możliwości, gdyż Justin nawet na mnie nie patrzył.
- Mówisz, że się o mnie troszczysz, mówisz,
że mnie kochasz, a gdy na chwilę się odwrócę, ty robisz wszystko
odwrotnie niż cię prosiłem? – kiwnął głową, oblizując wargi. – Wtrącanie
się w moje sprawy jest jedyną rzeczą, której nie możesz robić. O nic
innego cię nie proszę. – trzymając się drewnianej powierzchni patio,
Justin zaciągał się świeżym powietrzem. – To niebezpieczne, Kelsey…
jeszcze tego nie rozumiesz? Nie mogę ryzykować narażając twoje życie na
niebezpieczeństwo, bo ty próbujesz mi pomóc.
- Widzisz jedynie złe strony tego, co
zrobiłam… nie pozwalasz sobie pokazać prawdziwego powodu, tylko od razu
lecisz do Bruce’a – zadrwiłam – Tak jest za każdym razem, kiedy próbuję
zrobić dla ciebie coś dobrego. Zawsze znajdziesz sposób na
wyolbrzymienie sprawy.
- Nie obchodzi mnie jaki miałaś powód, by to
zrobić – spojrzał na mnie. – Jeśli zrobiłaś to, bo próbowałaś pomóc,
albo myślałaś, że to będzie dla mnie najlepsze, to już ci mówiłem, że nie potrzebuję, ani nie chcę twojej pomocy. Sam potrafię o siebie zadbać, co zresztą robię od wielu lat.
- Ty nawet nie wiesz, co sobie robisz – mruknęłam z niedowierzaniem. – Miałeś załamanie nerwowe, Justin. Kompletnie postradałeś zmysły i prawie wykrwawiłeś się na śmierć i jeśli myślisz, że już jest okay albo chociaż się poprawia, to
jesteś w błędzie – zrobiłam krok w przód, walcząc z głosem w mojej
głowie, który nakazywał mi trzymać się z daleka. – Wiem, że nie powinnam
iść do Bruce’a bez konsultacji z tobą, ale nie mogłam pozwolić im
zacząć czegoś, czego nie bylibyście w stanie skończyć.
- To, co jest między Bruce’m a mną, jest, no wiesz – między mną a nim, nie tobą.
Zignorowałam go, kiwając głową.
- Jeśli Bruce rozpocząłby wojnę między wami i
The Snipers, to wszystko mogłoby być tragiczne w skutkach. Nie jesteś
psychicznie i emocjonalnie gotowy, żeby stawić im czoła. Nie widzisz
tego, ale ja owszem, John i Bruce tak samo. Może później, za kilka tygodni, może nawet za miesiąc, ale nie teraz. Nie w takim stanie.
Energicznie potrząsając głową, Justin odwrócił się, jego twarz przybrała kamienny wyraz, a szczęka zacisnęła się mocno.
Nie wiedząc, co powiedzieć, dosięgnęłam jego
ramienia i położyłam na nim dłoń, by go pocieszyć, jednak Justin strącił
ją i spojrzał na mnie z niesmakiem.
- Nie dotykaj mnie, kurwa – syknął, a każde jego słowo przesiąknięte było jadem.
Posmutniałam, słysząc jego słowa, które teraz
boleśnie grały w mojej głowie. Zabrałam rękę i ogrzałam ją ciepłem
drugiej dłoni. Zimne powietrze przeszywało mnie na wskroś. Gdyby nie
grawitacja, dzięki której moje stopy trzymały się podłoża, pewnie
dryfowałabym teraz w powietrzu, co chwilę zmieniając kierunek lotu. W
tej żałowałam, że to nie było możliwe.
- Idę do łóżka – Justin stanął twarzą do
mnie. Podszedł ekstremalnie blisko mnie, a jego twarz znajdowała się
około cal od mojej. To wszystko wyglądało tak, jakby chciał mnie
pocałować, ostatecznie jednak tego nie zrobił. – I radzę, żebyś nie szła
za mną. – minął mnie, uderzając swoim ramieniem o moje i odszedł.
Wzdrygnęłam się słysząc dźwięk drzwi zamykanych za jego oddalającą się
postacią.
Przeczesałam palcami włosy i skrzyżowałam
ramiona wzdłuż klatki piersiowej pocierając dłońmi ramiona, próbując
wytworzyć w ten sposób coś w rodzaju ciepła, walcząc ze stale rosnącą
lawiną słów cisnących mi się na usta.
Jak ktoś tak kochający, słodki i czuły mógł w
mgnieniu oka zmienić się w potwora mieszając mi tym samym w głowie?
Miałam już dość tej całej jego bipolarności i zmiennych nastrojów.
- Wszystko w porządku?
Spoglądając przez ramię ujrzałam Johna,
wystawiającego głowę przez drzwi, a jego twarz przybrała smutny wyraz,
gdy dostrzegł moją przybitą minę
Wzruszyłam ramionami, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
- To nic takiego – szepnęłam, mój głos był
tak niepewny i słaby, że dusiłam się własnymi słowami. Wzięłam głęboki
oddech, a następnie wypuściłam całe powietrze, ścierając z twarzy
najmniejsze nawet ślady jakichkolwiek emocji. – Myślałam, że poszedłeś
spać?
- Ja pomyślałem, że tu przyjdziesz, żeby wyjaśnić wszystko z Justinem, ale zgaduję, że się nie udało.
- Taaa… - oblizałam spierzchnięte wargi. – Ja
już nie wiem, co mam robić. Nic, co robię nie jest właściwe, jeśli
chodzi o niego. Szczerze, to czuję się jak chodząca porażka.
- Nie powinnaś się tak czuć – mruknął John,
wychodząc na zewnątrz. Podszedł do mnie i objął mnie, przyciągając do
siebie i pogłaskał przyjacielsko moje ramię. – Dobrze zrobiłaś. Nawet,
gdybyś do nas nie przyszła, tak czy inaczej próbowałbym namówić Burce’a
do zaniechania walki. Wiem, co się dzieje, gdy Justin tak się zachowuje,
więc wiem też, że miałaś pełne prawo się niepokoić.
- On mnie nienawidzi.- wyszeptałam ze smutkiem, nie mając pojęcia w jakim kierunku zmierzała rozmowa z Johnem.
- Nie nienawidzi cię. Może mu się wydawać,
że tak jest, ale oboje wiemy, że nieważne co zrobisz, niemożliwym
będzie dla niego przestać cię kochać – John zabrał ramię i włożył dłoń
do kieszeni swoich jeansów. – Uwierz mi, to minie. Musisz mu tylko dać
trochę czasu i spokoju. Nie możesz na niego naciskać, musisz pozwolić mu
przyjść do siebie, kiedy będzie na to gotowy.
- A jeśli to nigdy nie nastąpi? – spytałam, nieświadomie roniąc kilka łez.
Spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem, John trącił moje biodro swoim.
- Justin nie może dnia bez ciebie wytrzymać,
czy ty naprawdę sądzisz, że jakaś kłótnia to zmieni? Justin po prostu
taki jest. Nauczyłaś się z tym żyć, teraz musisz nauczyć się sobie z tym
radzić.
- Co masz na myśli?
- Ja to widzę tak, że masz dwa wyjścia. Albo
walczysz z tym demonem, który siedzi w Justinie razem z nim, albo
pozwalasz mu uporać się z tym samemu. Twój wybór.
Bez chwili namysłu wiedziałam, jaką podjąć decyzję.
- Zamierzam walczyć razem z nim. Nie
zostawiłam go wcześniej i nie zamierzam robić tego teraz. Nie chcę być
kolejną Jen w jego życiu.
- Jen, huh? – zaciekawiony John uniósł brew. – Czemu o niej mówisz?
Wzruszyłam ramionami, zaciskając wargi w cienką linię.
- Wiem, co mu zrobiła i jak bardzo jej działania mu zaszkodziły… Nie chcę, żeby mną gardził, lub odwrócił się ode mnie.
- Jen oszukała go bardziej, niż jesteś w
stanie sobie wyobrazić – stwierdził John. – Nie miałabyś serca zachować
się tak samo i Justin to wie. To znaczy, to jak stawiasz czoła wszystkim
przeciwnościom losu pokazuje, że jesteś bardziej dojrzała, niż ona
kiedykolwiek będzie.
Zachichotałam cicho i obdarzyłam go szerokim, szczerym uśmiechem.
- Dzięki, John. Naprawdę tego potrzebowałam.
- Nie ma za co. Najwyższa pora zobaczyć twój uśmiech.
Poczułam, jak na moje policzki wpływa
rumieniec, zaśmiałam się ponownie i posłałam mu szeroki uśmiech, który
jednak zniknął z mojej twarzy od razu, gdy zauważyłam, że Justin
obserwował nas z okna swojego pokoju.
Westchnęłam lekko i zmarszczyłam brwi
wiedząc, że znalazłam się w głębokich tarapatach. Cofnęłam się o krok i
zgarnęłam zakrywające moje oczy włosy za ucho.
- Robi się późno, powinniśmy wrócić do środka.
Otwierając usta, by coś powiedzieć, John zrobił krok w przód, dostrzegając moją nagłą zmianę nastroju.
- Kelsey, czy wszystko w porz…
- Dobranoc, John – przerwałam mu i
pospiesznie otworzyłam tylne drzwi, przemknęłam przez kuchnię i
zatrzymałam się w salonie, schyliłam się i opierając dłońmi o kolana
wzięłam kilka wdechów mając nadzieję na to, że uda mi się złapać oddech.
Spojrzałam na schody czując, jak moje serce wali co raz bardziej, a głos w mojej głowie kpi ze mnie: „masz przechlapane”.
Gdy uświadomiłam sobie, że nie było innego
wyjścia, niż tylko stanąć twarzą w twarz z Justinem, zrobiłam niepewny
krok w przód, stając na pierwszym schodku.
Przymykając oczy, w duchu modliłam się, żeby
Justin odebrał to, co zobaczył tylko jako dwójkę rozmawiających ze sobą
przyjaciół, z których jedno pocieszało drugie.
Rozwarłam szeroko powieki, czując jak moje
zaczyna bić mocniej, gdy ujrzałam, że drzwi jego pokoju były zamknięte.
Wzięłam dwa, głębokie oddechy i chwyciłam za klamkę, po czym pociągnęłam
za nią, zdając sobie sprawę, że wbrew moim obawom, wcale nie zamknął
drzwi na klucz.
Popchnęłam je i otworzyłam, oczami wodząc
dookoła pokoju, aż dostrzegłam Justina stojącego plecami do mnie,
zwróconego twarzą do szafki stojącej obok łóżka.
Przełknęłam ślinę i przygryzłam dolną wargę.
- Hey… - szepnęłam, chcąc przerwać tę niezręczną ciszę między nami.
- Myślałem, że mówiłem ci, żebyś za mną nie
szła – syknął Justin, a ja czułam się, jak gdyby właśnie wbił mi nóż
prosto w serce. Jego chłodny ton sprawił, że żołądek zacisnął mi się z
nerwów.
- Nie szłam – zaprzeczyłam. – Minęło około
dziesięć minut odkąd odszedłeś. Wydaje mi się, że to wystarczająco dużo
czasu, żebyś zdążył tu dojść, nie sądzisz?
- O czym rozmawiałaś z Johnem? – Justin
unikał kontaktu wzrokowego, skupiając swoją uwagę na ścieleniu łóżka,
zmieniając temat naszej rozmowy.
- Po prostu spytał, czy wszystko w porządku,
Justin – posłałam mu błagalne spojrzenie pragnąc, by mi uwierzył i nie
ciągnął dalej tematu Johna i mnie. – To wszystko, przysięgam.
Parsknął ponuro, kiwając głową.
- I wymagasz ode mnie, bym uwierzył, że między wami nic nie ma?
Przewróciłam oczami i posłałam mu pełne niedowierzania spojrzenie.
- John i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, Justin. Wiesz o tym.
- Wiem? – parsknął, obdarzając mnie pełnym
irytacji spojrzeniem. Jego ciało drżało ze złości, a on wodził pełnym
niesmaku i wstrętu wzrokiem po mojej sylwetce.
- Tak, wiesz – powiedziałam. – Nie
wiedziałam, że teraz to zbrodnia rozmawiać z którymś z chłopaków –
wywróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Nie wywracaj na mnie oczami – syknął z
zaciśniętymi zębami. – I nie próbuj zgrywać niewiniątka. Obydwoje wiemy,
że tylko czekasz na odpowiednią okazję, by móc rzucić się na Johna.
- Nigdy nie zrobiłabym tego ani tobie, ani Carly, Justin. Do jasnej cholery, John jest chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki!
- I niby to coś zmienia?
- Tak! – wyrzuciłam ręce w powietrze, próbując przekonać go do swojej racji. – Kocham ciebie i tylko
ciebie – wzięłam głęboki oddech i zrobiłam kilka kroków chcąc stanąć z
nim twarzą w twarz. – Jesteś jedynym z którym jestem i jedynym, z którym
chcę być. Ty, nie John.
Zapadła cisza. Justin chciał odwrócić wzrok, jednak coś go powstrzymało, bowiem spojrzał na mnie.
Traktując to jako swoją szansę, ujęłam jego twarz w swoje dłonie.
- Ostatnio jesteś negatywnie na wszystko
nastawiony i cały czas próbujesz znaleźć coś, co świadczyłoby przeciwko
mnie, ale tym razem ci się to nie uda, bo wiesz, że nie darzę Johna
żadnym, głębszym uczuciem. Jeśli chciałabym Johna, byłabym z nim, a nie z
tobą, ale nie chcę być z nim, Justin – wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam jego głowę do swojej. – Chcę ciebie – westchnęłam.
Staliśmy tam, ciężko oddychając, a
oczekiwanie na to, aż któreś z nas zrobi pierwszy ruch wydawało się
ciągnąć przez wieczność. Nie byłam w stanie dłużej znieść tego napięcia,
pochyliłam się ku niemu, zmniejszając tym samym odległość między nami.
Justin trwał chwilę w bezruchu, po czym wytrzeszczył oczy uświadamiając
sobie całą sytuację. Złapał mnie za ramiona i pospiesznie mnie od siebie
odepchnął, a jego wcześniej łagodne oczy, teraz znów ukrywały się za
kotarą gniewu.
- Nie rób tak.
- Dlaczego?
- Bo tak powiedziałem – puścił mnie i pokiwał
głową, robiąc kilka kroków, by się ode mnie oddalić. – Nie będziemy
dłużej o tym dyskutować.
- To nie koniec – zaprzeczyłam.
- Ależ owszem. Idź do łóżka, Kelsey – Justin
odwrócił się i skierował kroki w stronę drzwi, łapiąc po drodze swoją
skórzaną kurtkę, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że zdążył przebrać się w
codzienne ubrania – jeansowe rurki, czarne Supry i białą koszulkę z
dekoltem w szpic.
- Gdzie idziesz? – mruknęłam z ciekawości,
zerkając na świecąca na czerwono godzinę „12:55 pm”. Dochodziła pierwsza
w nocy i wszystko oprócz miejsc otwartych całodobowo, było zamknięte.
- Na zewnątrz – otrzepał dłonią rękawy kurtki i otworzył drzwi.
- Kiedy wrócisz? – spytałam głośno, by mój głos był dla niego wystarczająco dobrze słyszalny.
Rzucił mi szybkie spojrzenie przez lewę
ramie, nie nawiązując jednak ani na chwilę kontaktu wzrokowego i nie
odpowiadając na moje pytanie wyszedł, pozostawiając mnie samą, bardziej
zakłopotaną niż kiedykolwiek.
Justin’s PoV
Musiałem wyjść. Przynajmniej tak twierdziłem.
Kelsey wykopała sobie zbyt głęboką dziurę, by móc się z niej teraz
wydostać. Wtrąciła się w moje sprawy bez uprzedzenia i tym samym złamała
jedyną zasadę, o przestrzeganie której ją prosiłem.
Mógłbym być dupkiem.
Mógłbym mówić jej o wszystkim, nawet
konsultacjach z chłopakami, albo nawet pozwalać słuchać naszych rozmów,
ale tego nie robiłem, bo to, czym się zajmowałem było zbyt ważne,
dlatego nie zawsze mówiłem prawdę odnośnie tego, gdzie byłem i co
robiłem. Po prostu nie chciałem jej martwić.
Tak bardzo, jak wychodziłem na dupka, tak
bardzo zależało mi na Kelsey – nie na kimś innym, tylko właśnie na niej,
bo nawet w najgorszych momentach była pierwszą osobą, o której
myślałem.
Kiedy czułem, że zatracam się w ciemności,
jedyną rzeczą, dzięki której całkowicie się nie załamałem zawsze była
Kelsey, ale walka z demonami była tak długa, że w końcu pozwoliłem, by
myśli o Kelsey zniknęły z mojego umysłu.
Ustępowałem jej w wielu sprawach – zazwyczaj w
naszych kłótniach ustępowałem po zwykłym, prostym „przepraszam”, lecz
nie tym razem. Musiała wyciągnąć ze swojego postępowania nauczkę.
Szperając po całym domu w poszukiwaniu
kluczy, wreszcie udało mi się je znaleźć w zamku. Prześlizgnąłem się
przez przedni ganek i ścieżkę i wsiadłem do samochodu zaparkowanego tuż
obok czarnego SUV’a należącego do Bruce’a.
Odpaliłem silnik i nawet nie zawahałem się
wyjechać na wyjechanie na drogę, konkretniej na ulicę, gdzie pędziłem w
dół pustej ścieżki. Zerknąłem w lusterko sprawdzając, czy nie ma śladu
ukrywających się policjantów – których spotkać było bardzo łatwo, jeśli
wcześniej spotkałeś ich dostatecznie wiele razy – oparłem się o oparcie
fotela, rozsiadając wygodnie w siedzeniu.
Otwierając schowek, trzymałem kierownicę
podpierając ją kolanami, podczas, gdy sam szukałem w środku paczki
papierosów. Gdy w końcu znalazłem, wyciągnąłem z paczki dwa papierosy,
jeden kładąc na podstawkę obok mnie, a następnie drugiego z nich
włożyłem do ust i odpaliłem.
Trzymając papierosa w dwóch palcach, rzuciłem
paczkę z powrotem do schowka i odłożyłem na bok zapalniczkę. Ponownie
rozsiadłem się na siedzeniu i oparłem lewy łokieć na podłokietniku,
wkładając jednocześnie papierosa do ust, zaciągając się i chwile
przeczekując, zanim wydychałem dym w postaci idealnych kółek.
Minęła chwila, nim nareszcie poczułem się dobrze, pozbywając się niechcianego zdenerwowania i stresu.
Skręciłem na Denver Boulevard i zerkałem na
wszystkie mijane sklepy, każdy zamknięty z powodu późnej godziny, po
chwili wjeżdżając w opustoszałą część Stratford, zbliżając się do dobrze
znanych mi magazynów, w których znikałem już wiele razy wcześniej.
Zaparkowałem od frontu i wyłączyłem silnik,
spoglądając na stare, zdezelowane frontowe drzwi, które ledwo wisiały na
swoich zawiasach. Wysiadłem z samochodu i powoli ruszyłem naprzód,
przymykając oczy. Zaciągnąłem się po raz kolejny i wydmuchałem dym,
czując jak wraz z nim znikają moje nerwy.
- Fajnie, huh? – spytałem delikatnie.
Kelsey zaparło dech w piersiach, wpatrując się w piękny widok przed nami.
- Tak – odpowiedziała. – Coś pięknego – odetchnęła, podziwiając uroki natury. – Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
Kiwnąłem głową ze zrozumieniem.
- Jak znalazłeś to miejsce? Jeśli mogę wiedzieć… - oderwała wzrok od nieba i spojrzała na mnie, wyczekując odpowiedzi.
Stałem wyprostowany, pewny siebie, opanowany.
- Po tym, jak to miejsce prawie spłonęło,
przyjechałem to sprawdzić, a gdy tu wróciłem, zobaczyłem to – gestem
wskazałem na widoki. – I momentalnie się zakochałem – odwróciłem się, by
na nią spojrzeć, a moja twarz przybrała poważny wyraz.
Zgarnęła kosmyk włosów za ucho i posłała mi skromny uśmiech.
- Jest pięknie. Chciałabym mieć miejsce takie jak to – odparła z zakłopotaniem, ponownie patrząc w niebo.
Cisza wypełniała przestrzeń, dopóki nie odezwałem się ponownie.
- Teraz masz – powiedziałem głośno i wyraźnie, podkreślając każde słowo.
Jeśli możliwym było sprawić, by znów poczuła, że żyje, to mi wystarczało.
Wydałem z siebie sarkastyczny chichot. Zawsze, kiedy chciałem uciec, musiałem sobie o niej przypomnieć.
Ale nie mogłem tego powstrzymać. Wiedziałem,
że Kelsey była kimś wyjątkowym. Nigdy we mnie nie wątpiła i nigdy się
nie bała. Akceptowała mnie takiego, jakim byłem, a to było wszystko,
czego kiedykolwiek od kogoś pragnąłem.
I przychodziło jej to bez problemu.
Wiele poświęciła, byśmy mogli być razem.
Ryzykowała zerwaniem więzi z rodziną i swoją tak zwaną najlepszą
przyjaciółką. Wiedziała, jak wygląda moje życie a mimo wszystko to
zaakceptowała. Nigdy nie przestała we mnie wierzyć a teraz byłem tam,
oddalając się od osoby, bez której nie mogłem żyć.
Sam już, kurwa, nie wiem, co jest ze mną nie tak.
Okłamała cię, moja podświadomość szydziła ze mnie, knuła za twoimi plecami.
Wstrząsnąłem głową, chcąc pozbyć się
narastającej z każdą sekundą frustracji, wyrzucając z głowy wspomnienie o
tym, gdy trzy lata temu po raz pierwszy zabrałem Kelsey w to miejsce.
Wypuściłem z ust dym, patrząc jak krótko potem zlewa się z powietrzem, po chwili znikając.
Czułem się stracony i niewidzialny. To nie byłem ja
i zdawałem sobie z tego sprawę, jednak nie potrafiłem nad tym
zapanować. Nie potrafiłem z tym walczyć, a jedyna osoba zdolna do tego,
by mi pomóc była w tej chwili w domu, zastanawiając się, co właśnie
robiłem.
Była najpewniej strasznie zmartwiona – mimo wszystkiego, do czego doszło między nami – i właśnie to mnie dobijało
Wystawiła cię – głos w mojej głowie odezwał się ponownie. – Odwróciła się do Johna, a przecież powinna być z tobą.
Rzuciłem resztkę papierosa na ziemię i
rozdeptałem ją podeszwą buta, wkładając w międzyczasie dłonie do
kieszeni kurtki. Podszedłem do frontowych drzwi i otworzyłem je
delikatnym kopnięciem, po czym wszedłem do środka.
Zauważyłem, że wciąż było tak samo. Wszystko
było na swoim miejscu i zupełnie nic się nie zmieniło od czasu, gdy
byłem tu ostatnio.
Odsłoniłem strzępki zasłon, które zakrywały okno od wewnętrznej strony i przeszedłem do innej części magazynu.
Wdychając powietrze ponownie, zerknąłem w róg
przy tylnych drzwiach, obserwując błyszczący księżyc, który oświetlał
wzgórze widoczne za oknem.
Spacerując, rozmyślałem o kilku sprawach, gdy
w pewnej chwili głowa zaczęła boleć mnie tak mocno, że miałem wrażenie,
jakoby ktoś uderzył mnie wielkim, ciężkim młotem. Przymknąłem oczy, a
wspomnienia znów do mnie powróciły.
- Po co mnie tu przywiozłeś? – spytała głośno Kelsey
Odwróciłem głowę ku niej i rzuciłem jej pełne zakłopotania spojrzenie zastanawiając się, co właściwie miała na myśli.
- Co?
Z zawahaniem przygryzła wargę.
- Nieważne – wstrząsnęła głową, odwracając wzrok.
- Nie, powiedz – nalegałem, czując
kurczącą się cierpliwość. Nienawidziłem, gdy ludzie zaczynali coś mówić,
a potem jak gdyby nigdy nic urywali temat.
- Nie odpuścisz, prawda? – mruknęła?
- Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego jeszcze raz.
- Spytałam, po co mnie tu przywiozłeś.
Przejechałem czubkiem języka po swoich zębach i opuściłem głowę, chcąc spokojnie odetchnąć.
- Oh… - mruknąłem, łapiąc odrobinę powietrza.
- Taaa… - bawiła się palcami.
- Ja… cóż, szczerze to nie mam pojęcia –
wzruszyłem ramionami. – Chciałem na chwilę uciec i myślałem, że mógłbym
coś przygotować dla ciebie… za to co powiedziałem wcześniej.
Zmarszczyła brwi w zakłopotaniu.
- No wiesz – okręciłem się na podeszwach swoich Supr. – Kiedy nazwałem cię suką… - sztucznie kaszlnąłem.
Zaskoczona uniosła brew. Kiedy dotarło do niej, co miałem na myśli, uśmiechnęła się złośliwie.
- Czyżby Justin Bieber miał zamiar przeprosić?
Prychnąłem.
- Nie, skąd.
- A czy nie to właśnie powiedziałeś? – przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, krzyżując w międzyczasie ręce na piersiach.
- Nie. Powiedziałem, że pomyślałem, że
mógłbym coś dla ciebie przygotować. Nigdy nie powiedziałem słowa
„przepraszam” – poprawiłem ją.
Kelsey zaśmiała się.
- Zachowujesz się, jakby przeproszenie
kogoś było przestępstwem – potrząsnęła głową i opuściła ramiona. –
Zrobiłeś to, ale nieświadomie – nalegała.
- Nie przekonasz mnie – uśmiechnąłem się.
- Nie martw się, nie będę próbować –
posłała mi sztuczny uśmiech, po czym odwróciła ode mnie wzrok, ponownie
podziwiając kolorowe niebo.
Nigdy nie przestała mnie zadziwiać.
Złapałem się za głowę i w duchu zacząłem
przeklinać siebie, uderzając przy tym pięścią w powietrze na znak
frustracji. Wszystko, co zrobiłem, wszystko co powiedziałem… Zawsze znalazłem sposób, by ją zranić.
Dziwka.
Daleko jej było do tego.
A mimo to ją tak nazwałem.
Obrażałem ją, nie zastanawiając się nawet jak wielką krzywdę mogły wyrządzić jej moje słowa.
Udawała niewzruszoną, jednak wiedziałem, że w głębi duszy bolało ją to.
Spojrzałem w niebo i ścisnąłem tył mojej szyi
głęboko oddychając, starając się odzyskać spokój, lecz czego bym w tej
chwili nie zrobił, nie cofnęłoby tych strasznych rzeczy, które zrobiłem.
Zraniłem ją tak wiele razy, że w tym momencie nie potrafiłem nawet
przebaczyć sam sobie.
Opuściłem głowę i wpatrywałem się w podłogę, czując pieczenie w gardle na samo wspomnienie tego, co powiedziałem jej wcześniej.
-Czy coś mnie ominęło? Wygląda na to, że
jesteś bardzo opiekuńczy w stosunku do mojej dziewczyny, John. Czy ją
też przeleciałeś? – odburknięcie ze zniesmaczeniem rozeszło się po
pokoju – To znaczy, nie byłbym zdziwiony, jeśli byś to zrobił; to zawsze
ci dobrzy okazują się największymi dziwkami.
- Ja pierdolę – warknąłem, pociągając za
końcówki włosów, potrząsając przy tym głową, modląc się do Boga, by to
wszystko zniknęło.
Nie chciałem tego.
Żadnej z tych rzeczy.
Chciałem po prostu odzyskać swoje życie.
Chciałem móc ją wspierać.
Chciałem móc ją całować.
Chciałem przestać ją ranić.
Przez całe swoje życie odpychałem od
siebie ludzi, i zawsze uważałem, że wszystko było tylko i wyłącznie moją
winą. Obwiniałem się i pozwalałem tej osobie odejść.
Ale nieważne jak mocno bym ją odpychał,
jeszcze bardziej chciałem, by została. Była moim wybawieniem i byłem
przekonany, że trzymaliśmy się razem nie bez powodu. Utrzymywała
„starego” Justina przy życiu. Sprawiała, że znów mogłem poczuć się jak
dziecko, ten beztroski nastolatek, który nie wiedział, jak wygląda
pistolet i nie znał uczucia towarzyszącego zabijaniu drugiej osoby.
Nie byłem potworem.
Byłem normalny.
Otrząsnąłem się i wyciągnąłem telefon, by zobaczyć, która godzina. 2:55 pm. Wiedząc,
że już czas wracać do domu, bo tylko Bóg jeden wie, co przyniesie
jutro, chciałem schować telefon, lecz mój wzrok mimowolnie powędrował na
twarz Kelsey widoczną na wyświetlaczu.
- Kelsey! – zawołałem irytująco wiedząc, że przykuję tym jej uwagę
- Co? – burknęła, leniwie odwracając się w
moją stronę, tym samym stwarzając mi idealną okazję do zrobienia jej
szybkiego zdjęcia.
- Proszę cię, nie mów, że właśnie zrobiłeś mi zdjęcie – jęknęła Kelsey, rzucając mi błagalne spojrzenie.
Zapisując zdjęcie do telefonu, uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Nie ma opcji, skarbie.
Pospiesznie podnosząc się z kanapy, Kelsey rzuciła się, by zdobyć mój telefon.
- Nie możesz tak robić, Justin!
- No cóż, a jednak zrobiłem – trzymałem rękę poza jej zasięgiem, obserwując, jak próbuje jej dosięgnąć.
- To nie fair! Nie byłam gotowa! – zrobiła nadąsaną minę. – Pewnie wyszłam brzydko.
Zmarszczyłem brwi i opuściłem rękę.
- To niemożliwe, żebyś kiedykolwiek wyglądała brzydko. Nawet, gdybyś bardzo się starała.
Przewróciła oczami i zabrała mój telefon, przeszukując aplikacje zanim znalazła tę podpisaną „Zdjęcia”.
- Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś moim chłopakiem.
- Nie – odebrałem jej telefon i przewinąłem kilka zdjęć, zanim trafiłem na to, zrobione chwilę wcześniej.
- Czy według ciebie to wygląda brzydko? – pokazałem jej, samemu wpatrując się w wyświetlany obraz.
- Tak – mruknęła.
- Gadasz bzdury – wyszedłem z aplikacji i zamierzałem schować telefon, kiedy Kelsey zatrzymała mnie jeszcze raz.
- To ja na tapecie? – spytała cicho.
Spojrzałem w dół, posyłając jej mały uśmiech.
- Tak, to ty… - pocałowałem ją w policzek i objąłem. – Chcesz wiedzieć, dlaczego?
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłem uwielbienie w jej oczach.
- Dlaczego?
- Bo jesteś idealna.
Przejeżdżałem kciukiem po wyświetlaczu,
po jakimś czasie czując w głowie szarpnięcie, które pozwoliło mi znów
trzeźwo myśleć. Zmusiłem się do zaprzestania tej czynności i schowałem
urządzenie do kieszeni, po czym udałem się do samochodu.
Ściągnąłem kurtkę i przewiesiłem ją przez
lewe ramię, pozwalając zimnemu powietrzu rozbijać się o moją skórę.
Wrzuciłem ją na tylne siedzenie, a sam usiadłem na miejscu kierowcy,
przekręciłem w stacyjce kluczyk i odpaliłem samochód, wyjeżdżając
następnie na drogę skręcając w ulicę, którą miałem dojechać do domu.
Zacisnąłem palce na kierownicy i
wykonałem wszystkie niezbędne manewry, bym mógł dojechać do domu cały i
zdrowy. Gdy dotarłem na miejsce, zabrałem kurtkę z tylnego siedzenia i
wziąłem z samochodu paczkę papierosów, po czym zamknąłem go, co
uczyniłem również w przypadku frontowych drzwi po wejściu do domu.
Zdecydowałem się nie iść na górę wiedząc, że i tak nie byłbym w stanie zasnąć, więc postanowiłem wyjść na taras.
W tej nocy było coś, co przynosiło mi ukojenie, pomimo tego, jak zimno było o tej godzinie.
Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go,
zaciągając się dymem i po chwili wydychając go z dwiema krótkimi
przerwami. Podrapałem się w szyję i wziąłem krzesło, stawiając je na
środku i usiadłem na nim, starając się zrelaksować.
Wydychając długi kłąb dymu, przypadkowo wciągnąłem trochę nosem, co z resztą zdarzało mi się często, gdy byłem w złym humorze.
Oblizałem wargi, przesuwając dłońmi w górę i w dół na całej długości ud, chcąc się w ten sposób trochę ogrzać. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem zastanawiać się jak w ogóle mogłem oddychać po tych wszystkich, zjebanych rzeczach, które zrobiłem.
Oblizałem wargi, przesuwając dłońmi w górę i w dół na całej długości ud, chcąc się w ten sposób trochę ogrzać. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem zastanawiać się jak w ogóle mogłem oddychać po tych wszystkich, zjebanych rzeczach, które zrobiłem.
Splatając ze sobą palce, pochyliłem się,
opierając łokcie na czubkach kolan. Schowałem twarz w dłoniach i
zacząłem po cichu modlić się o to, by ten koszmar wreszcie się skończył.
W pewnej chwili usłyszałem szuranie
dochodzące z wnętrza domu. Zmrużyłem oczy i rozejrzałem się w
poszukiwaniu kogoś, kto mógł wydać ten hałas.
- Kto tam jest? – zawołałem poirytowany.
Gdy odpowiedziała mi jedynie cisza,
chciałem znów się odwrócić, gdy z cienia wyłoniła się sylwetka, która
chwilę potem wyszła na zewnątrz.
Kelsey stała tam w dresowych spodniach i
koszulce, którą często nosiła do spania, z narzuconym na ramiona moim
swetrem. Przygryzając wargę, stąpała z nogi na nogę i patrzyła na mnie
szeroko otwartymi oczami.
Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy,
jednak żadne z nas nic nie powiedziało ani nic nie zrobiło, ale można
było poczuć to wszystko – złość, frustrację, lęk, smutek, rozczarowanie,
zmartwienie i, oczywiście, miłość.
Krztusząc się, wypuściłem z płuc kłąb
powietrza, nie odwracając od niej wzroku, jednocześnie rozważając
wszystkie opcje wyjścia z tej sytuacji.
Mogłem stracić ją na zawsze, albo walczyć o jedyną osobę, która nigdy we mnie nie zwątpiła.
Podjąłem decyzję i skinąłem głową w kierunku Kelsey.
- Musimy porozmawiać.
~~~~~~~~~~~~~~
Wiem ze dodaje z wielkim opoźnieniem i BARDZO PRZEPRASZAM WAS za to, ale wyjechalam i niemoglam dodawac następnych postów. Mam nadzieją że mi wybaczycie <3
Jak pewnie zauważyliście dodałam 2 nowe zakładki: Rozdziały Danger i Zapowiedź. Wszysto żeby lepiej czytało Wam sie Danger i Dangers Back :)
PROSZE WAS BARDZO O KOMENTARZE, CHCE ZOBACZYĆ ILE WAS JEST BO NIE WIEM CZY JEST DALSZY SENS TŁUMACZENIA TEGO OPOWIADANIA
~~~~~~~~~~~~~~
Wiem ze dodaje z wielkim opoźnieniem i BARDZO PRZEPRASZAM WAS za to, ale wyjechalam i niemoglam dodawac następnych postów. Mam nadzieją że mi wybaczycie <3
Jak pewnie zauważyliście dodałam 2 nowe zakładki: Rozdziały Danger i Zapowiedź. Wszysto żeby lepiej czytało Wam sie Danger i Dangers Back :)
PROSZE WAS BARDZO O KOMENTARZE, CHCE ZOBACZYĆ ILE WAS JEST BO NIE WIEM CZY JEST DALSZY SENS TŁUMACZENIA TEGO OPOWIADANIA
<3 <3 Czytam to opowiadanie juz od dłuższego czasu i jest naprawde świetne <3 Kocham Kelsey i Justina
OdpowiedzUsuńjesteś najlepsza na świecie :*
OdpowiedzUsuńTlumacz dalej jestes swietna :D
OdpowiedzUsuńJest sens tłumaczyć nawet dla jednej osoby więc nieprzestawaj
OdpowiedzUsuńTlumacz dalej!!!
OdpowiedzUsuńTŁUMACZ !!
OdpowiedzUsuńProsze tlumacz dalej :) kocham Danger's back tak jak Danger <3 <3
OdpowiedzUsuńProszę tłumacz :)
OdpowiedzUsuń