Danger's back and he's more dangerous than ever

Forty nine



Kelsey’s Pov
- Mam co zrobić? – Carly wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem, a jej oczy i usta były szeroko otworzone w szoku.
Przygryzłam wargę zastanawiając się, czy to był dobry pomysł, ale właściwie nie miałam na to za wiele czasu. Teraz albo nigdy.
- Chcę żebyś była świadkiem w dochodzeniu.
Carly potrząsnęła głową starając się zrozumieć to, co do niej mówiłam.
- Proszę Carly – poprosiłam, z desperacją ukrytą w moich słowach. – Jesteś jego jedyną nadzieją.
- Kelsey.. – Carly potrząsnęła głową. – Nie sądzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, o co mnie właśnie prosisz.
- Zdaję sobie z tego sprawę, naprawdę. Jesteś jedyną osobą która może to zrobić. Tamtej nocy byłaś na przyjęciu i go widziałaś.
- Kelsey.. prosisz mnie o to, żebym okłamała policję dla kryminalisty..
- On nie jest kryminalistą Carly – warknęłam.
- Jasne, to dlatego jest ścigany przez policję – powiedziała z sarkazmem, wywracając oczami. – Widzę w tym sens.
- On nie zrobił nic złego! Oni tylko myślą, że coś zrobił co jest strasznie niesprawiedliwe. On był ze mną tamtej nocy, pamiętasz?
Carly nie odezwała się ani słowem, tylko westchnęła.
- Dlaczego nie widzisz, że on nie jest dla ciebie odpowiedni? To jest perfekcyjny przykład na to, dlaczego nie chcę, żebyś była gdziekolwiek w pobliżu niego.
- Nie jesteś moim rodzicem, Carly. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką! Powinnaś mnie wspierać.. – potrząsnęłam głową, powstrzymując siebie od zagłębiania się w wyjaśnienia. – Wiesz co? Nie potrzebuję tego. Po prostu idź, a ja coś wymyślę – syknęłam.
Właśnie miałam się odwrócić, kiedy ona potrząsnęła głowa.
- Nie.. nie – zaczęła Carly, biorąc głęboki oddech.
Spojrzałam na nią z ostrożnością ciekawa, co chciała powiedzieć.
- Ja..ja to zrobię – mruknęła, odwracając wzrok.
Moje oczy powiększyły się.
- Zrobisz?
- Tak – Carly pokiwała głową. – Jeśli to ma mi przywrócić przyjaciółkę, zrobię to.
Uśmiechnęłam się lekko nie do końca pewna, czy powinnam jej wierzyć czy nie.
- Skąd mogę wiedzieć, że mnie nie okłamujesz? – popatrzyłam na nią. – Praktycznie obraziłaś mojego chłopaka, dosłownie moment wcześniej.
- Ponieważ, Kelsey. Mimo, że za nim nie przepadam, z jakiegoś dziwnego powodu on sprawia, że jesteś szczęśliwa a jako twoja najlepsza przyjaciółka, tylko tego chcę.
Przeniosłam ciężar ciała na jedną nogę, uważnie przypatrując się jej twarzy, chcąc znaleźć chociaż odrobinę nieszczerości.
- Widzę sposób w jaki zawsze za nim stajesz i to, że on zrobi wszystko, żeby cię obronić. Że jesteście dla siebie – Carly oblizała usta i westchnęła. – On przyszedł do mojego domu.. wiesz.. po tym co się stało.
- Wiem – odpowiedziałam.
- Zgaduję, że wiesz co tam się stało.. – uniosła brew.
- Mhm – pokiwałam głową.
- Więc zapewne wiesz, że groził mi, żebym więcej się do ciebie nie zbliżała..
Nie odezwałam się ani słowem ale ona i tak dostała odpowiedź głośną i wyraźną.
- Uważam, że to, w jaki sposób mnie potraktował było pozbawione szacunku ale.. wiem, co za tym stało.
Uważnie słuchałam tego, co miała mi do powiedzenia.
- To co próbuję powiedzieć.. to, że mimo tego, że go nie lubię, zrobię cokolwiek żeby pomóc – lekko się uśmiechnęła. – Powiedz mi tylko co i to zrobię.
- Dobrze – uśmiechnęłam się do niej. – Musimy to omówić z Justinem.
Podeszłam do swojego telefonu i wybrałam numer Justina. Po kilka sygnałach odebrał.
- Justin?
- Tak, skarbie?
- Carly chce z tobą porozmawiać.
Justin’s POV
- Dobra – usiadłem na kanapie obok Johna. – To co teraz robimy?
- Czekamy – Bruce wzruszył ramionami. – Zachowujemy się normalnie, nie robimy nic niezwykłego. Kiedy przyjdą jutro zadawać pytania, nie pokazuj ani cienia wahania.
- Cóż, to łatwe.
- Nic czego byś wcześniej nie robił, Bieber – Bruce mrugnął do mnie.
- Masz rację – zachichotałem.
- Rozmawiałeś o tym z Kelsey? – zapytał John, zwracając na siebie moją uwagę. – Wiesz, że nie może tutaj przychodzić w trakcie dochodzenia. Oni będą obserwować cię przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, dopóki sprawa się nie zakończy.
- Wiem. Powiedziałem jej, że musi zaczekać kilka dni.
- Jak to przyjęła? – spytał Marco.
Wzruszyłem ramionami.
- Była trochę zdenerwowana ale rozumie, dlaczego tak musi być.
- To dobrze. Ostatnim czego potrzebujemy, to dziewczyna uznająca, że może tutaj przyjść w trakcie dochodzenia policji.
Bruce potrząsnął głową.
- Nie zrobiłaby tego, jest na to zbyt mądra.
- Stary, czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć? – zaszydziłem, wpatrując się w Bruca.
- Co?
- To znaczy.. prawiłeś komplementy mojej dziewczynie cały dzień..
- Oczywiście, że nie, Bieber. Jest ładna ale.. nie podoba mi się w TEN sposób. Po prostu mam do niej szacunek.
- Dobrze, bo nie chciałbym być zmuszony do skopania ci dupy, żebyś trzymał się od niej z daleka – uśmiechnąłem się.
- Nawet byś mnie nie dotknął.
- Chcesz się założyć? – podniosłem się.
Bruce również wstał.
- Dawaj.
Podeszliśmy do siebie i wybuchliśmy śmiechem. Przybiliśmy piątkę, a ja klepnąłem go w dłonią w plecy, zanim z powrotem wróciliśmy na miejsce.
- Jesteście idiotami – John wywrócił oczami, rzucając we mnie poduszką. Złapałem ją i odrzuciłem w jego stronę.
- Nie rzucaj we mnie poduszkami tylko dlatego, że jesteś zazdrosny.
- Naprawdę zamierzasz teraz używać wszystko co mówiłem do ciebie, przeciwko mnie?
- Może – parsknąłem śmiechem, wzruszając ramionami. – Może nie.
- Jesteś strasznie niedojrzały.
- Jesteś strasznie niedojrzały – powtórzyłem wysokim głosem.
- Hej, panienki, wystarczy – Bruce zachichotał.
Popatrzyliśmy na siebie z Johnem, po czym odwróciliśmy się i rzuciliśmy w Bruca poduszkami. Kiedy tylko na niego spadły, ten spojrzał na nas.
- Za co to do cholery było?
John i ja wzruszyliśmy ramionami.
- Karma.
- Czasami zachowujecie się jak dzieci, przysięgam – zaszydził, potrząsając głową.
Miałem właśnie zamiar coś powiedzieć, kiedy poczułem wibrujący telefon w kieszeni. Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran, żeby zobaczyć kto dzwonił.
- Kto to? – spytali w tym samym czasie.
Popatrzyłem na nich dziwnie, potrząsając głową.
- Kelsey.
- Nie odbieraj – powiedział Bruce.
Przygryzłem wargę.
- Co jest takiego ważnego? – przejechałem palcem po ekranie odblokowując go i przykładając telefon do ucha, ignorując natarczywe spojrzenie Bruca. – Halo?
- Justin?
- Tak, skarbie?
Chłopcy potrząsnęli głowami a ja prychnąłem, skupiając się na telefonie.
- Carly chce z tobą porozmawiać.
Zastygłem, szeroko otwierając oczy.
- Co?
- Jest tutaj. Przywitaj się Carly - Kelsey włączyła tryb głośnomówiący.
Po kilka sekundach usłyszałem cichy głos.
- Cześć Justin..
Zwęziłem oczy wpatrując się przed siebie. Zrobiło mi się niedobrze na fakt, że była w pobliżu Kelsey.
- Co robisz w jej domu?
- Justin.. – Kelsey westchnęła.
- Czy nie mówiłem Ci, żebyś się do niej nie zbliżała?
- Justin – Kelsey znów się odezwała.
- Chcesz żebym cię za…
- Justin! – warknęła Kelsey, powodując, że chłopcy zachichotali do siebie.
Spojrzałem na nich wzrokiem mówiącym, że mają się zamknąć.
- Co? - Syknąłem.
- Przestań być takim kutasem chociaż na dwie sekundy i mnie wysłuchaj.
Ta suka ma szczęście, że ją kocham bo inaczej stałbym się naprawdę niemiły.
- Co? – mruknąłem, sadowiąc się na kanapie.
- Poprosiłam ją, żeby do mnie wpadła.
- I dlaczego do cholery miałabyś to zrobić?
- Możesz przestać i dać mi dokończyć? – skarciła mnie.
Wywróciłem oczami.
- Nie ważne.
- Ma zamiar pomóc ci z policją.
Zszokowany skupiłem się na tym, co miała do powiedzenia.
- Co?
- Powiedziała, że to zrobi. Okłamie policję odnośnie tej nocy – mogłem poczuć radość, kryjącą się za słowami Kelsey.
- A ty jej ufasz?
- Cóż.. tak.
- Kelsey – mruknąłem. – Czy ja niczego cię nie nauczyłem?
- Myślałam, że się ucieszysz…
- Cieszę się tylko.. Skąd wiesz, że możemy jej ufać?
- Byłyśmy przyjaciółkami przez lata, Justin. Znam ją jak własną kieszeń. Wiem, kiedy kłamie a kiedy nie.
Postanowiłem o tym pomyśleć. Moje wnętrze mówiło mi, żeby jej zaufać, zaufać Kelsey, że ona nie kłamie ale rozum mówił mi, żeby tego nie robić. Skoro raz zachowała się w taki sposób wobec Kelsey, może zrobić to znowu.
Przebiegłem dłonią po twarzy.
- Daj ją do telefonu.
Kelsey nie powiedziała nic, tylko przekazała jej komórkę.
- Halo? – usłyszałem cichy głos.
Powstrzymałem się przed powiedzeniem czegoś chamskiego.
- Kelsey powiedziała, że zamieszasz mi pomóc – powiedziałem zdecydowanym głosem chcąc jej pokazać, że chodzi o biznes a jeśli spieprzy sprawę, zabiję ją w sekundę bez zastanowienia.
- Tak…
Spojrzałem na chłopców zauważając ich zdziwione spojrzenie kiedy zastanawiali się, o co chodzi. Postanowiłem przełączyć na głośnomówiący, żeby łatwiej było to omówić.
- Skąd mogę wiedzieć, że mogę ci zaufać?
- B-bo.. – przerwała, po czym odchrząknęła i ponowiła. – Obiecałam to Kelsey.
- Co sprawia, że myślisz, że to wystarczy?
- Ja.. nie wiem.
Uśmiechnąłem się do siebie. Ta suka bała się ze mną rozmawiać; wątpię, żeby postanowiła mnie oszukać. Wiedziała, co byłoby stawką jeśli tak by się stało.
- Okej. Więc tak. Powiem policji, że się widzieliśmy, po czym wyszliśmy wcześniej.. żeby się.. zabawić. Jeśli wiesz, co mam na myśli – uśmiechnąłem się a chłopcy zachichotali.
- Uhm.. okej.
- Jeśli spytają, wyszliśmy około pierwszej. Zabrałem się do siebie, zabawiliśmy się po czym wyszłaś i noc się zakończyła.
- To wszystko?
- Tak. Tyle wystarczy. Nie za wiele informacji. Dajemy im wystarczająco dużo, żeby była to prawda i nie tyle, żeby coś wyszło na jaw.
- Okej..
- Chyba, że chciałabyś poznać szczegóły tego co… - zatrzymałem się. – Robiliśmy.
Powstrzymałem się od śmiechu. Zabawianie się kosztem tej suki było niezłe.
- Uhm.. Nie. Tyle wystarczy.
- Jesteś pewna? Bo.. to znaczy.. możemy im powiedzieć jak duży jest mój kutas i co z nim robiłaś przez całą noc.
Bruce praktycznie spadł z krzesła, próbując kontrolować śmiech.
- Nie, dzięki.
Wzruszyłem ramionami.
- Okej, cokolwiek zechcesz.
Usłyszałem szmer po drugiej stronie, kiedy telefon był przekazywany.
- Jesteś dupkiem – syknęła Kelsey.
Zachichotałem.
- Przepraszam, skarbie. Musiałem.
- Nie, nie musiałeś.
- Nie bądź zła – uśmiechnąłem się.
- Nienawidzę cię.
- Wcale nie.
- Tak. W tym momencie, naprawdę cię nienawidzę.
- A świnie latają – zachichotałem. – Do zobaczenia wkrótce, skarbie.
- Ta, do zobaczenia – rozłączyła się.
Nie mogłem się powstrzymać. Wybuchnąłem śmiechem kiedy tylko rozmowa dobiegła końca.
- Bawienie się z tą suką jest zbyt łatwe.
- Mogę sobie wyobrazić, jak bardzo przerażona była – Marco zachichotał.
Od śmiechu zaczął boleć mnie brzuch. Po kilku minutach uspokoiłem się na tyle, żeby wziąć głęboki oddech i zablokować telefon, wsuwając go do kieszeni.
- Szykuje się dzień pełen wrażeń – Bruce podniósł się. – Idę do łóżka.
- Tak – John również wstał. – Mogę sobie wyobrazić, jak szybko jutro policja się pojawi.
Marco i Marcus zgodzili się, także wstając.
- Ja jeszcze trochę posiedzę. Do zobaczenia jutro.
- Okej, śpij dobrze. Masz przed sobą wielki dzień.
Zachichotałem, przybijając z nimi piątkę, zanim zniknęli na schodach. Kiedy teren był czysty, wyciągnąłem telefon i wybrałem najczęściej wyszukiwany numer.
- Co?
- Kocham cię.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
 - Ja ciebie też.
Uśmiechnąłem się i zdecydowałem zakończyć rozmowę na tym. Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i wszedłem po schodach na górę.
Kelsey’s POV
- Dziękuję Carly – uśmiechnęłam się lekko. – To wiele dla mnie znaczy i dla Justina też, on po prostu czasami jest dupkiem – wywróciłam oczami.
- Nie ma sprawy. On ma prawo mi nie ufać ale cieszę się, że ty masz do mnie zaufanie. To było miłe przyjść do ciebie i trochę tu posiedzieć mimo, jeśli to tak wyglądało – stała w progu mojego domu, gotowa do wyjścia.
- Tak, było miło. Może jeśli ta cała sprawa się skończy mogłybyśmy dalej zachowywać się tak, jak za dawnych czasów.
- Zapamiętam to – uśmiechnęła się. – Powodzenia ze wszystkim.
Biorąc mnie w swoje ramiona, mocno mnie przytuliła.
- Tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też – odsunęłam się i obserwowałam, jak wychodziła zanim jeszcze raz się odwróciła. – Denerwujesz się?
- Czym?
- No wiesz.. policją i tym wszystkim – szepnęłam tak, żeby tylko Carly mogła mnie słyszeć.
- Raczej nie. Historia, którą mam opowiedzieć jest całkiem prosta.
- Okej – uśmiechnęłam się. – Dziękuję jeszcze raz. Naprawdę to doceniam, tak samo Justin.
- Na pewno to docenia – Carly zachichotała. – Do zobaczenia wkrótce?
Pokiwałam głową.
- Na pewno.
- Cześć, Kelsey.
- Na razie, Carly – pomachałam do niej kiedy wyszła. Zamknęłam drzwi do swojego pokoju, wypuściłam z ust głęboki oddech nie zdając sobie sprawy, że do tej pory go wstrzymywałam. Po kilku sekundach zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran żeby zobaczyć, kto dzwoni.
- Co?
- Kocham cię.
Nie odezwałam się, przygryzając wnętrze policzka. Czy on naprawdę zadzwonił tylko po to, żeby mi to powiedzieć? Uśmiechnęłam się do ciebie.
- Ja ciebie też.
Oczekiwałam, że powie coś jeszcze ale ten się rozłączył.
Kretyn.
Zachichotałam do siebie i potrząsnęłam głową. Zgasiłam światło i weszłam pod koc, którym ściśle się owinęłam. Położyłam telefon obok siebie i zamknęłam oczy.
Jedyne o czym myślałam, to Justin i to, jak bardzo chciałam, żeby wszystko było dobrze.
Justin’s POV
- Otwierać! Policja! – pukaniu do drzwi towarzyszyły wrzaski. Miałem ochotę żeby wyjść i ich zabić na miejscu ale przypomniałem sobie, dlaczego tutaj są.
Podniosłem się z łóżka, ziewnąłem i podrapałem się w klatkę piersiową. Bardzo powoli zszedłem po schodach i podszedłem do drzwi. Miałem na sobie tylko bokserki i prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło.
- Masz trzy sekundy zanim wyważymy drzwi, Bieber! – krzyknęli. – Raz, dwa..
- Możecie przestać wrzeszczeć? Przecież idę! – mruknąłem i otworzyłem drzwi. Kiedy tylko to zrobiłem, stanąłem twarzą w twarz z trzema policjantami.
- Mamy nakaz przeszukania – wysoki, łysy mężczyzna trzymał kawałek papieru.
Pokiwałem głową i pozwoliłem im wejść do środka.
Weszli, a dwóch z nich od razu weszło na górę. Jeden został na dole żeby, jak zgaduję, porozmawiać ze mną. Wszedłem do kuchni i nalałem sobie szklankę wody, zanim wróciłem do miejsca, w którym stał policjant a teraz również chłopcy, zmęczeni jak ja.
- O co chodzi?
- Policja, nakaz przeszukania.
Pokiwali głowami i zajęli miejsce przed telewizorem.
- Panie Bieber – usłyszałem za sobą srogi głos więc odwróciłem się.
- Tak?
- Mam do ciebie kilka pytań – w dłoni trzymał notatnik i długopis.
Usiadłem i oparłem łokcie na kolanach.
- Strzelaj.
- Gdzie byłeś w nocy, 12 listopada 2011?
- Na imprezie.
Zapisał w notatniku moje słowa, zanim na mnie spojrzał.
- Jaki rodzaj imprezy?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Nie wiem. Są jakieś specjalne rodzaje?
- Po prostu odpowiedz na pytanie – westchnął.
- Zwyczajna impreza. Wszyscy byli zaproszeni – wzruszyłem ramionami.
- I co na tej imprezie robiłeś?
- Piłem, rozmawiałem, tańczyłem i uprawiałem seks. Czyli to, co zazwyczaj robi się na imprezach – uśmiechnąłem się.
Odchrząknął czując się niekomfortowo i zapisał informacje, które ode mnie dostał.
- Miałeś na tej imprezie jakieś konfrontacje? Czy ktoś cię zdenerwował na tyle żebyś mógł mu zrobić coś.. drastycznego?
Starałem się nie okazywać żadnych emocji, ale lekko się uśmiechnąłem.
- To jest inna droga pytania o to, czy kogoś zabiłem?
Nie odpowiedział. Zamiast tego wpatrywał się we mnie, próbując doszukać się w mojej twarzy czegokolwiek niekomfortowego. Parsknąłem śmiechem.
- Sorry, ale nie. Byłem zajęty bawieniem się.
- A co było tą zabawą?
- Naprawdę? Czy ty w ogóle kiedykolwiek gdzieś wychodzisz?
- Odpowiedz.
Podniosłem dłonie w obronnym geście.
- Okej, nie trzeba od razu się złościć. Mogłeś po prostu powiedzieć, że nie – mruknąłem.
- Panie Bieber..
- To się nazywa żart. Słyszałeś kiedyś o czymś takim?
Znów nic nie powiedział, tylko ciągle mi się przyglądał.
- Uprawiałem seks – wzruszyłem ramionami. – Co mogę powiedzieć? Lubię słyszeć kiedy krzyczy moje imię – uśmiechnąłem się.
Jeśli wcześniej czuł się nie komfortowo, to wyobraź sobie co czuł teraz. Mentalnie zachichotałem.
- Czy przed tym.. rozmawiałeś albo miałeś jakikolwiek kontakt z Panem Johnsonem Parkerem?
- Panem kim? – spytałem, grając głupiego.
- Johnsonem Parkerem.
- Nigdy o nim nie słyszałem.
- Gdzie byłeś tamtej nocy?
- W domu.
Podejrzliwie na mnie popatrzył.
- Robiąc co?
- Uprawiając seks.
- Przepraszam?
- Znalazłem na imprezie dziewczynę, z którą mogłem się zabawić. Zabrałem ją do domu i uprawiałem z nią seks.
- I o której to było?
- Około pierwszej.
- Oczekujesz, że w to uwierzę?
- Wierz w co chcesz albo możesz sam jej spytać.
- Imię?
- Carly Risi.
Zapisał to w notatniku, po czym go zamknął.
- Będziemy w kontakcie, Panie Bieber.
Pokiwałem głową.
- Będę tutaj.
Po skończeniu rozmowy, dwóch pozostałych policjantów zeszło na dół.
- Nic.
- Zobaczymy się wkrótce, Bieber – powiedział łysy mężczyzna.
Pokiwałem głową.
- Zadzwońcie do mnie, zanim przyjdziecie. Kto wie, z kim będę wtedy uprawiać seks. Chyba nie chcielibyście wejść tutaj w trakcie, prawda?
Zachowali kamienną twarz i wyszli z domu.
- Czy mógłbyś być jeszcze bardziej bezpośredni? – syknął Bruce.
- No co? Czasem trzeba się z nimi trochę pobawić – wzruszyłem ramionami.
Carly’s POV
Wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Kelsey zadzwoniła do mnie mówiąc, że policja może tutaj być w każdej chwili, a ja nie mogłam być jeszcze bardziej zdenerwowana.
Jeśli to schrzanię, Kelsey nigdy się do mnie nie odezwie, a Justin mnie zabije.
Spędziłam kolejne pół godziny na zastanawianiu się, co może być źle, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
- Policja! Otwierać!
Kiedy otwierałam drzwi przypomniałam sobie słowa Kelsey. Mam nie być ani za miła, ani zbyt ostra. Powinnam być tak spokojna, jakbym to z nią rozmawiała.
- Tak? – spojrzałam na nich z lekkim uśmiechem na ustach.
- Chcielibyśmy zabrać cię na komisariat.
Uspokój się Carly, uspokój się.
- Mogę zapytać dlaczego, oficerze? – spytałam.
- Chcielibyśmy zadać ci kilka pytań dotyczących śmierci Johnsona Parkera.
Przygryzłam wnętrze policzka.
- Dobrze, tylko wezmę swoją kurtkę.
Odwróciłam się i ściągnęłam ją z wieszaka, po czym na siebie założyłam.
- Tędy.
Szłam za nimi aż do auta, gdzie otworzyli przede mną drzwi i kazali mi wejść do środka. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, stanęłam oko w oko z ogromnym budynkiem. Przygryzłam wargę i wyszłam za auta za oficerami. Weszłam za nimi do budynku, gdzie zaprowadzili mnie do biura, w którym było jeszcze więcej oficerów. Niektórzy szli z kubkiem kawy w ręku, inni z dokumentami.
Oficer otworzył przede mną metalowe drzwi do pomieszczenia, w którym stał stalowy stół i krzesło, co sprawiło, że moje serce automatycznie przestało bić.
- Zajmij miejsce. Przyjdziemy za chwilę.
Pokiwałam głową i niekomfortowo usiadłam na krześle, kiedy zamknęły się za nimi drzwi.
Kilka sekund później drzwi znów się otworzył i ku mojej niespodziance, do środka został wepchnięty Justin.
- Nie musisz mnie do cholery pchać. Z jakiegoś powodu mam przecież nogi – syknął i wywrócił oczami.
- Proszę siadać i się zamknąć, Panie Bieber – powiedział oficer, zanim zamknął drzwi.
- Jebany dupek – mruknął.
- Justin? – szepnęłam, będąc w kompletnym szoku.
Podniósł głowę kiedy usłyszał mój głos.
- Carly? Co ty tu do cholery robisz? – zapytał, sam będąc zaskoczony.
- Zabrali mnie na przesłuchanie.
Justin warknął, najwyraźniej zdenerwowany.
- Powiedziałaś cokolwiek?
- Nie. Tylko zgodziłam się z nimi pójść. Kelsey powiedziała, że mam się zachowywać spokojnie, nie ważne co się stanie.
Pokiwał głową.
- Dobrze. Chcą ciebie tylko wystraszyć. Nie pozwól im namieszać sobie w głowie.
- Okej – oblizałam usta. – Ale dlaczego ty tutaj jesteś i dlaczego masz kajdanki?
- Najwyraźniej samo przepytywanie w moim domu nie było wystarczające, więc ci idioci zakuli mnie i przywieźli tu myśląc, że są twardzi.
- Idiotyczne – mruknęłam.
- Wiem coś o tym – westchnął.
Siedzieliśmy w ciszy, kiedy przyszedł policjant.
- Pan Bieber?
- Alec – Justin pokiwał głową, nie wykazując żadnych emocji.
- Wyjdź na zewnątrz, William tam na ciebie czeka. Ja muszę porozmawiać z tą panienką – czarująco uśmiechnął się w moją stronę.
Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
Justin wyszedł, gdzie został wzięty za ramię, zanim zamknięto drzwi do pomieszczenia.
- Więc.. słyszałem, że byłaś na imprezie jedenastego listopada?
- Tak.
- I co tam robiłaś?
- Bawiłam się. To był weekend, czego się spodziewałeś? – uśmiechnęłam się.
- I co robiłaś na tej imprezie?
- Bawiłam się, z innymi dzieciakami z mojej szkoły.
- Jakieś imiona, które pamiętasz?
- Raczej nie.
- I.. widziałaś może tam coś dziwnego?
- Cóż.. było tam trochę osób, których nie znałam, ale była to impreza otwarta dla wszystkich..
- Był tam ktoś, kogo rozpoznałaś?
- Justin.
- Naprawdę?
- Tak.
- Zauważyłaś w nim coś.. dziwnego?
- Co masz na myśli?
- Wydawał się być zły, wściekły?
- Nie – lekko się zaśmiałam. – Ani trochę.
- Dlaczego wydaje ci się, że był wesoły?
- Śmiał się, bawił. Kto nie byłby wesoły na imprezie? –  niewinnie zatrzepotałam rzęsami.
Chwilę zastanawiał się nad tym co mówiłam.
- Zauważyłaś na imprezie Johnsona Parkera?
- Przepraszam, kogo?
- Johnson Parker. Wysoki, czarne włosy, zielone oczy, piegi?
- Nie, przepraszam.
Pokiwał głową.
- O której opuściłaś imprezę?
- Około pierwszej.
- Ktoś był z tobą?
- Justin.
Zdawało się, że przykułam jego uwagę.
- Byłaś z Justinem?
- Tak. Rozmawialiśmy chwilę na przyjęciu po czym zabrał mnie do siebie.
- I co tam robiliście?
Zarumieniłam się i wzruszyłam ramionami.
- Panno Risi. Proszę o odpowiedź albo będę zmuszony załatwić to inaczej.
- Trochę się zabawiliśmy – mruknęłam.
- Przepraszam?
- Uprawialiśmy seks! – krzyknęłam, trochę zirytowana. – Zadowolony?
Wydawał się zaskoczony, po przez chwilę nic się nie odzywał.
- Widzę.. I co robiliście.. po tym jak.. – uciął.
- Zostałam do rana, około dziesiątej i wyszłam. Nie mogłam tam przecież zostać na zawsze.
- Widzę – pokiwał głową i wsunął ręce w kieszenie. – Wiesz, że jeśli kłamiesz, żeby go obronić, trafisz do więzienia?
Pokiwałam głową starając się nie okazywać strachu.
- Nie mam nic do ukrycia.
- Jesteś pewna? A może kłamiesz, żeby obronić Pana Biebera?
- Nie mam żadnego powodu, żeby kłamać.
- Oh.. ale tak robisz. Wiem, w jakie gry bawią się teraz dzieciaki i wiem, że on bawi się z nami więc proszę, żebyś powiedziała mi prawdę, młoda damo. Możesz być aresztowana za utrudnianie śledztwa. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
- Tak jak powiedziałam wcześniej, wiecie już wszystko. A teraz przepraszam, oficerze, ale czy już skończyliśmy? Mam trochę rzeczy do zrobienia w domu.
Chwilę się nad tym zastanawiał, po czym pokiwał głową.
- Możesz iść.
- Czy jest coś jeszcze czego potrzebujecie, zanim pójdę?
Potrząsnął głową a ja mentalnie podziękowałam Bogu.
- Przepraszam, jeśli w niczym konkretnie nie pomogłam – udałam, że jest mi smutno.
- Nie ma sprawy. Proszę iść i cieszyć się dniem.
Kiwnęłam, uśmiechając się do niego. Wyszłam z pomieszczenia, dając Justinowi znak, że wszystko poszło zgodnie z planem, a on uśmiechnął się do siebie.
Justin’s POV
Miałem ochotę staranować ścianę, kiedy policja wróciła i powiedzieli mi, że zabierają mnie na komisariat. Powiedziałem im, że wiedzą wszystko, co powinni. To znaczy, czego mogliby jeszcze chcieć? Wszystko im powiedziałem.
Siedziałem z chłopcami, oglądając telewizor, czekając aż cała ta sprawa się zakończy, kiedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi.
- Otwieraj Bieber! Wiemy, że jesteś w środku! – usłyszałem ten sam, znajomy głos.
Uniosłem wysoko brwi zdezorientowany. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na nich.
- Tak?
- Jesteśmy tutaj, żeby zabrać się na przesłuchanie w sprawie zabójstwa Johnsona Parkera.
- Możemy zrobić to w lekki sposób, albo w ten ostry, panie Bieber.
- Nie możecie go zabrać za nic – odezwał się Bruce. – Wszystko wam już powiedział.
- Mamy każde prawo, żeby go zabrać. To nasza robota.
- Tak? W takim razie masz gównianą robotę, Jenkins – warknąłem.
- Proszę, żebyś się zamknął, Panie Bieber, albo będzie miał Pan ogromne problemy.
Bez żadnego uprzedzenia złapali mnie za ramiona, założyli na ręce kajdanki i wyprowadzili mnie z domu. Zajęło chwilę, zanim dotarliśmy na komisariat. Weszliśmy do środka, a jeden z oficerów wepchnął mnie do jednego z pomieszczeń.
- Nie musisz mnie do cholery pchać. Z jakiegoś powodu mam przecież nogi.
- Proszę usiąść i się zamknąć, panie Bieber – powiedział, zanim zamknął drzwi.
- Jebany dupek – mruknąłem do siebie.
- Justin? – podniosłem głowę i zauważyłem Carly, siedzącą na krześle obok stołu.
Cieszyłem się, że mogłem chociaż porozmawiać z Carly zanim ją przesłuchali. Ostatnie czego potrzebowałem, to żeby była zdenerwowana przed Alec’iem. Jedyne, co w nim szanowałem, to zdolność to czytania z twarzy ludzi, ich emocji i sposobu, w jaki się zachowują.
- Justin.
Odwróciłem się i zauważyłem Aleca.
- Wejdź.
Wstałem i wszedłem do pomieszczenia.
- O co chodzi?
- Zajmij miejsce.
Zrobiłem co mi kazał mimo, że nie miałem na to najmniejszej ochoty.
- Powiedz mi wszystko od początku do końca. Gdzie byłeś jedenastego listopada?
- Już powiedziałem temu łysemu. Dlaczego muszę się powtarzać? To tylko strata czasu.
- Proszę po prostu odpowiedzieć, panie Bieber.
Wywróciłem oczami wiedząc, że pytają mając nadzieję, że coś zmieniłem w swojej historii ale musieli wiedzieć, że jestem mistrzem w kłamaniu.
- Byłem na imprezie i zanim zapytasz, piłem i tańczyłem – wzruszyłem ramionami. – Jak zawsze.
Pokiwał głową.
- Widziałeś tam Johnsona Parkera?
- Nie. Tak jak mówiłem temu drugiemu, byłem z przyjaciółmi. Nie obchodzili mnie inni.
- O której wyszedłeś z imprezy?
- Około pierwszej.
- Byłeś wtedy z kimś?
- Tak. Z dziewczyną o imieniu Carly.
- I co robiliście?
Uśmiechnąłem się.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Wpatrywał się we mnie pokazując, że chodzi tylko o interesy. Odwróciłem wzrok, przygryzając wargę.
- Powiedzmy, że nie mogła przestać krzyczeć mojego imienia przez całą noc.
Alec zanotował w głowie wszystko, co mówiłem zanim opuścił pomieszczanie. Rozejrzałem się wokół wiedząc, że prawdopodobnie mnie obserwują. Kilka minut później, łysy oficer pojawił się w drzwiach.
- Możesz iść.
Uśmiechnąłem się.
- Było miło z wami robić interesy, panowie.
Nie poruszył się, ani nie pokazał żadnych emocji. Zamiast tego tylko skrzywił się, kiedy koło niego przechodziłem.
- Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nic przeciwko temu dzieciakowi nie znaleźliśmy. To była idealna szansa – jeden z oficerów mruknął.
- Muszę mu to przyznać. Ten dzieciak wie co robi – mruknął Alec.
Włożyłem dłonie w kieszenie kurtki i wyszedłem z budynku, czując na skórze ostry podmuch wiatru. W tym jednak momencie, nic mnie nie obchodziło. Chciałem tylko być w stanie zobaczyć swoją dziewczynę i wziąć ją w ramiona.  
~~~~~~~~~~
Kocham DANGERA 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz