Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 1 “Can’t stay eighteen forever—”

- Miejscowy gangster Justin Bieber zostaje wypuszczony po 3 latach odbywania kary w więzieniu. Nastolatek został aresztowany zaraz po zamordowaniu… - wyłączyłam telewizor i beztrosko rzuciłam pilota na bok, ciężko wypuszczając oddech.
Od samego rana, każdy kanał informacyjny, radio, czasopisma i gazety zostały wypełnione szumem o Justinie i jego zwolnieniu z wiezienia. W tym samym czasie jedynym, o czym ja byłam w stanie myśleć to to, jak, do diabla, mam zareagować, gdy zobaczę go po raz pierwszy od ponad trzech lat.
Trzy lata. 
Tylko te słowa; wymawianie, słyszenie, czytanie ich… to nie wydawało się normalne. To było tak surrealistyczne, że wydawało się być jednym wielkim, złym, strasznym snem. Miałam wrażenie, że jeśli tylko się uszczypnę, wybudzę się i wszystko wróci do normy.
Będę jadła kolację z moim chłopakiem i rodziną, napawała się smakiem jedzenia, śmiała z żartów, które między sobą dzieliliśmy i będziemy się do siebie zbliżać; odrabiając straszliwą katastrofę, w którą zamieniła się nasza ostatnia kolacja.
Ale nie, zamiast tego zostałam powiadomiona, że mój chłopak - ten, którego miałam kochać i bezgranicznie ufać - został aresztowany za zabicie człowieka, który, jak mi się wydawało, był po naszej stronie.
Mój telefon zabrzmiał w kieszeni dżinsów, odrywając mnie od głębokich myśli. Dusząc narastające uczucie w żołądku, wyciągnęłam go, a na ekranie zobaczyłam napis “Nowa wiadomość: John”. Oddech utknął mi w gardle, kiedy przejechałam palcem po ekranie, otwierając wiadomość.
Od: John
Jesteś gotowa?
Zamarłam. Bieg mojego serca znacznie przyspieszył, ciało zdrętwiało, a dłonie się spociły. To kompletnie do mnie niepodobne. Oblizując wargi, starałam się zwalczyć moje nerwowe zachowanie. Odpisałam szybko, a palce wybijały co innego, niż krzyczał mój umysł.
Do: John
Tak, jestem gotowa.
‘Gotowa’, w dupie; zaszydziła ze mnie moja podświadomość, drwiąc z licznych wątpliwości i przemyśleń. W żołądku czułam obecność każdego z lęków. Ciężko przełknęłam ślinę i potrząsnęłam głową, starając się nakierować myśli na pozytywną drogę, na której powinny się znajdować.
Powinnam być szczęśliwapełna zachwytu i ulgi oraz wypełniona wszystkimi pozytywnymi emocjami… Ale czemu w rzeczywistości nie byłam blisko czucia chociażby jednej z tych rzeczy? Dlaczego zamiast tego czułam się zagubionaprzestraszonarozczarowana i przede wszystkim… zdezorientowana?
Dzwonek rozległ się po ścianach domu i odbijając się w moich bębenkach, wyciągnął mnie z zdumienia i zmusił do uniesienia głowy, bym mogła spojrzeć na drzwi. Zaraz po tym rozległo się kilka lekkich, ale i stanowczych uderzeń i w tym momencie wiedziałam.. to już czas.
Przygryzając policzek, powoli wstałam i chwyciłam telefon, po czym podeszłam do drzwi. W chwili, gdy przekręciłam zamek nie było już odwrotu. Wzięłam głęboki oddech, chwyciłam klamkę i nacisnęłam na nią, a gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłam Carly i Johna stojących na mojej werandzie.
Oczy Carly były pełne współczucia. Dokładnie wiedziała, co czuję. Spędzała ze mną niezliczone noce, tuląc mnie, gdy wypłakiwałam się w jej ramie, wielokrotnie mówiąc, że jest mi przykro i powinnam słuchać jej od początku.
Powiedzenie, że jestem zraniona było niczym w porównaniu do prawdy. Zostałam pozbawiona wszystkich uczuć znanych człowiekowi. Byłam odrętwiała od stop do głów, nie wiedziałam, jak sobie dalej radzić, ale powoli odnajdywałam w sobie wewnętrzny komfort i walczyłam, by pozostać silną.
Wykonałam wiele dobrej roboty, by ponownie stanąć na nogach i zacząć nowe życie. Tak było, dopóki nie dowiedziałam się, że Justin zostaje zwolniony po odbyciu nadanej mu w więzieniu kary.
John spojrzał na mnie, z zgaszoną nutką sympatii w oczach. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, co czuję, ponieważ czuł praktycznie to samo.
- Wszystko w porządku? - spytała Carly, przełamując gęstą ciszę, która miedzy nami była. Natychmiast zacisnęła powieki i zaczęła przeklinać się w duchu. John owinął ręce wokół jej talii, przyciągnął Carly do siebie i ściskając biodro dyskretnie powiedział jej, żeby się zamknęła. Wymusiłam uśmiech, starając się nie skrzywić.
- Czuję się dobrze, Carls. - zanim ich minęłam i ruszyłam przed siebie drogą prowadzącą z domu na chodnik, zamknęłam za sobą drzwi. Skinęłam głową do reszty chłopaków, którzy siedzieli w samochodzie i obserwowali mnie uważnie, szukając oznak strachu. Pomachałam do nich lekko i uśmiechnęłam się słabo. Odwróciłam się i upewniłam, że John i Carly szli za mną, aż Carly nie stanęła obok mnie.
Otwierając drzwi samochodu pierwsza wsiadła do środka, a ja zaraz za nią. Bruce nacisnął pedał gazu, zwiększając prędkość samochodu, po czym zjechał na drogę prowadzącą do zakładu karnego.
Żadne z nich nie miało ochoty zadawać pytań, znając odpowiedź.
Przeniosłam wzrok na widok za oknem. Niewyraźne obrazy przyciągały moją uwagę, a umysł od razu wrócił do wspomnień z przeszłości.
- Nie chce, by cokolwiek ci się stało.
- Nic mi się nie stanie. 
- Nie mów tak. - potrząsnęłam głową - Nie karm mnie tymi kłamstwami.
- Ja nie…
- Tak. - podkreślam ostro - Nie jesteś niepokonany, Justin. Może i policji się nie udało, ale jest jeszcze wiele innych osób, które chcą cię zranić.
Zacisnęłam powieki, starając się zamaskować ból i rozpaczliwie chcąc zapomnieć.
- Kelsey…
- Boję się - wyszeptałam - Okej? Boję się, że pewnego dnia zadzwoni Bruce czy John z wiadomością, że nie żyjesz.
Przygryzłam dolną wargę, czując przytłaczające mnie emocje. Wszystko, co mówiłam i wszystko, co obiecał wracało do mnie, nawiedzały mnie te wszystkie kłamstwa.
- Cholera jasna, Kelsey - mruknął - Nie myśl tak.
- Jak mam tak nie myśleć? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem - Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, twoje życie jest całkiem pochrzanione.
- Myślisz, że tego nie wiem? - splunął - Ale się staram, okej? Nie mogę tak po prostu wyłączyć wszystkich złych rzeczy w swoim życiu. Zaufaj mi. Gdybym mógł, to właśnie tak bym zrobił. 
Przyłożyłam czoło do zimnej szyby, biorąc kilka głębokich oddechów, by się zrelaksować.
- Chciałbym być normalny i po prostu być z tobą bez żadnych zmartwień, ale nie mogę. Nie w sposób, w jaki żyję.
- Nie w sposób, w jaki żyję… - powtórzyłam sobie jego słowa, krzywiąc się przez wspomnienie. Oblizałam wargi i z trudem przełknęłam ślinę. Nie mogłam powstrzymać przewracania w żołądku i serca bijącego szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Jęknęłam, próbując otworzyć oczy, jasne światła oślepiały mnie. Całe ciało było obolałe, a głowa okropnie bolała.
- Kelsey! O mój… Kelsey, obudziłaś się! - marszcząc brwi wzrokiem zaczęłam szukać osoby, do której należał głos. Zobaczyłam mamę biegnącą do mnie, jej ramiona objęły moje ciało i trzymała mnie blisko piersi. - Dzięki Bogu. - załkała w moje ramie, gładząc włosy. Tuliłam ja mimo zmieszania, nie wiedziałam, co się dzieje.
- Mamo… - zamarłam, zauważając tatę i Dennisa wpatrujących się we mnie z szeroko otwartymi oczami, pełnymi łez. - Co się dzieje? - mruknęłam. 
Zaważyłam, jak czerwone są ich oczy i sine worki pod nimi. Przełknęłam ślinę, odsuwając się od niej. Wreszcie udało mi się rozejrzeć i prawie zemdlałam, widząc białe ściany, sprzęt medyczny, maszyny, kwiaty… Byłam w szpitalu.
- Mamo, tato… Czemu tu jestem? - oblizałam spierzchnięte usta, mój głos był ochrypły z braku nawilżenia. 
- Najpierw napij się wody, kochanie. - złapała filiżankę zza łóżka, na którym leżałam, nalała do niej wodę i przysunęła ją do moich ust. Przytrzymała mój podbródek drugą ręką i przechyliła filiżankę tak, by woda dostała się do środka. 
Przełykając zimny płyn wydobyłam z siebie westchniecie, po czym powróciłam do wcześniejszego pytania.
- Mamo…? - w jej oczach nie dało się zauważyć ani trochę sympatii, co wywołało u mnie ból żołądka.
- Tak mi przykro. - wyszeptała.
 - Na miłość boską, Melissa! - ryknął mój tata, odciągając ją na bok i potrząsając nią. - Już o tym rozmawialiśmy. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, jego oczy były ciemne z obrzydzenia - To tylko jego wina, że ona jest w szpitalu.
Splunął jadowicie, jego głos był tak surowy, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Nikogo poza jego, więc przestań bronić tego dziecka opuszczonego przez Boga, przysięgam na Boga… - przerwał, jego szczeka zacisnęła się w złości. 
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co się do cholery dzieje? - mruknęłam, nie będąc w stanie poradzić sobie z ciemnością panującą w tym miejscu. Tata puścił ramie mojej mamy, po czym spojrzał na mnie, a jego wzrok natychmiast zmiękł.
- Kelsey… - urwał, oniemiały jak moja mama. Jego jabłko Adama poruszało się powoli, pokazując mi, jak z trudem przełyka ślinę. 
- Już starczy tej zwłoki. - syknęłam zniecierpliwiona - Jestem w szpitalu i żądam, aby dowiedzieć się, dlaczego. 
Moja mama kilka razy przeniosła wzrok z taty na mnie, po czym położyła dłoń na jego ramieniu.
- Poradzę sobie z tym. - wyszeptała, delikatnie zachęcając go do wyjścia z pokoju Dennisem, zanim wróciła do mnie. Chwyciła krzesło, po czym usiadła na nim, zanim złapała moją dłoń. 
- Kelsey…
- Mamo, powiedz mi wreszcie. - zażądałam, coraz bardziej się denerwując. 
Wsunęła kosmyk włosów za ucho, zanim ponownie złapała moją dłoń i osłoniła ja drugą. 
- Zemdlałaś.
- Zemdlałam? - zmarszczyłam brwi. Pokiwała głową, jej dłonie zacisnęły się na mojej.
- Pomagałaś przygotowywać stół i poprosiłam cię, byś wyłączyła telewizor. Wyszłaś to zrobić i już nie wróciłaś. Zaczęłam się martwić, więc postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Zauważyłam, że coś jest nie tak i  zawołałam twoje imię. Nie odpowiedziałaś, więc ponownie to zrobiłam, aż nagle po prostu… Upadłaś. Zsunęłaś się z krawędzi stołu i uderzyłaś głową tak mocno, że miałaś wstrząśniecie mózgu i musiałaś mieć zrobionych kilka szwów.
- Szwy… Wstrząs mózgu? - zawołałam z niedowierzaniem - Ale.. - przerwałam, próbując sobie to wszystko pookładać. - Dlaczego niby miałam zemdleć? - z niedowierzaniem pokręciłam głową, próbując zrozumieć, co mówi.
- Nie wiedziałam kochana, dopóki nie spojrzałam na telewizor i nie zobaczyłam tego na własne oczy. - wyszeptała, a smutek dosięgnął jej oczu. 
- Co zobaczyłaś? - spytałam, desperacko szukając brakujących elementów układanki, która mogłaby pookładać moje życie w całość. Pokręciła głową i zagryzła wnętrze policzka, nie chcąc powiedzieć nic więcej.
- Mamo - mruknęłam, wpatrując się w nią ostrym spojrzeniem - Co zobaczyłaś w telewizji? - skończyłam surowo.
 - Justin - odetchnęła, jej oczy spotkały moje - Został aresztowany za morderstwo, kochanie.
I wtedy wszystko uderzyło we mnie niczym tona cegieł. 
Carly chwyciła moją dłoń i lekko nią szarpnęła. Wyrywając się ze wspomnień odwróciłam się w siedzeniu, by na nią spojrzeć.
Miała nieszczęśliwy wyraz twarzy, gdy opuszkami palców przejechała po skórze pod moimi oczami. Zamrugałam kilka razy i dopiero uświadomiłam sobie, że płakałam. Przeklęłam się w duchu i odsunęłam się od Carly, po czym sama wytarłam oczy.
Wszystkie oczy były zwrócone na mnie, wzrok każdego z nich nieprzyjemnie palił moją skórę, przez co niespokojnie zaczęłam wiercić się w fotelu. Pociągnęłam nosem, wpatrzona w swoje dłonie. Nie zamierzałam się teraz załamać. Musiałam pozostać silna. Patrząc w górę, jeszcze bardziej powstrzymałam się przed załamaniem.
Po kilku minutach kompletnej ciszy, Bruce wreszcie wjechał na ścieżkę prowadzącą na parking. Po kilku okrążeniach znalazł wolne miejsce, wjechał na nie i wyłączył silnik.
Nikt się nie ruszył, powietrze wokół nas było ciche, a nasze oddechy były jedynym, co można było w tej chwili usłyszeć.
Carly spojrzała na Johna, przygryzając wnętrze policzka. Jego oczy spotkały jej, gdy bezgłośnie się porozumieli. John otworzył drzwi, jako pierwszy przerwał grubą barykadę milczenia.
Carly trąciła mnie po chwili, wskazując otwarte drzwi. Wpatrywałam się w nie, po czym przeniosłam wzrok na Johna, wpatrzonego we mnie. Przełknęłam ślinę, wysiadając z auta i stając za nim. Ściskając dłoń Carly, John odwrócił się do mnie.
- Jesteś pewna, że jesteś w stanie to zrobić? - mruknął cicho, jego twarz wskazywała, że i tak zna odpowiedź. Głośno odetchnęłam, kiwając głową.
- Jasne, chodźmy. - przechodząc obok niego ruszyłam przed siebie, idąc za prowadzącymi Bruce’m, Marco i Marcusem. Carly chwyciła mnie za ramię, ciągnąc z powrotem.
- Nie musisz tego robić, przecież wiesz. Mogę poczekać z tobą w domu, jeśli chcesz. John odwiezie nas…
- Nie. - potrząsnęłam głową, przerywając jej - Jestem już tak daleko, zostaje. - westchnęłam - Poza tym, co byłaby ze mnie za dziewczyna, gdyby mnie tu nie było? - moje serce zacisnęło się na brzmienie słowa, które przez ostatnie trzy lata było wykreślone z mojego słownika.
- No dobrze. - Carly wypuściła powietrze, puszczając mnie. Odwróciła się do Johna, który kontynuował ich cichą rozmowę, prawdopodobnie dotyczącą mnie i tego co zrobię, gdy zobaczę Justina.
Cholera, nawet ja nie miałam pojęcia, co zrobię. Wszystko czego byłam pewna to to, że nie zemdleję jak wtedy, gdy dowiedziałam się, co zrobił.
Bruce zatrzymał się w pobliżu wejścia do budynku.
- Poczekajcie tutaj, zaraz wrócę. - poinformował nas, zanim wszedł do środka. Przeskakiwałam z nogi na nogę, nie mogąc sobie dłużej poradzić z niepewnością. Czułam się tak, jakby żołądek zaraz miał mi odpaść, dłonie miałam wilgotne od potu, a głowa strasznie bolała. Carly owinęła rękę w moim pasie, przyciągając mnie do swojego ciała; jej przycisnąć było do Johna, którego ręka była owinięta wokół Carly.
- Jesteśmy tu dla ciebie, jasne? Nie martw się. - zachęciła mnie cicho. Skinęłam głową, dając jej ponury uśmiech, gdy jej ręka mocniej się zacisnęła. Biorąc głęboki oddech przez nos, czułam mdłości. Byłam gotowa wymiotować od ilości emocji, które rozchodziły się we mnie wszystkie na raz. Uniosłam głowę w sekundzie, w której Bruce wyszedł do nas.
- Powiedzieli, że wyjdzie tyłem. Chodźmy. - skinął głową w bok budynku, po czym każdy oprócz mnie poszedł za nim.
- Kels? - spytała Carly gdy zauważyła, że nie idę za nią. Odwróciła się i zmarszczyła brwi - Kelsey, idziesz?
- Tak. - wychrypiałam - Dajcie mi chwilkę, proszę.
Skinęła głową, czekając z Johnem. Przejechałam palcami po włosach, w głowie licząc do dziesięciu i zamykając oczy. Zrelaksowałam się, zwalniając uścisk na włosach i pozwalając im swobodnie opaść na plecy, po czym podeszłam do Carly.
- Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko dobrze. Chodźmy. - złączyła nasze ręce i doszliśmy do reszty, gdy skierowali się do czegoś, co wyglądało jak bezludna okolica. Nie było tu nic poza drzwiami, które prowadziły do środka budynku. Rozglądając się, zdezorientowana zmarszczyłam brwi.
- Gdzie on jest? - spytałam, a Bruce wzruszył ramionami, trzymając dłonie w kieszeniach i również się rozglądając.
- Pani w recepcji powiedziała mi, że wyjdzie tutaj.
- Może… - Marcus przerwał w momencie, w którym dostrzegł otwieranie drzwi i cień osoby, po chwili powoli wychodzącej na dwór. Westchnięcie wydobyło się z moich ust, a oczy rozszerzyły. Roztrzęsiona dłoń zakryła usta, gdy wpatrywałam się w Justina wyłaniającego z wnętrza budynku.
Wyglądał… tak samo, ale jednak inaczej. Jego włosy były wygolone na bokach, ale środek był postawiony. Oczy były ciemne, a szczęka była wyraźniej zarysowana. Jego ramiona drgnęły w bluzce opiętej na mięśniach, dżinsy wisiały nisko na biodrach, a na nogach miał supry.
Przebiegł palcami po czubku włosów, zanim wsunął dłonie w kieszenie spodni, kciuki zostawiając na wierzchu. Zerkając w naszym kierunku, Justin zatrzymał się. W oczach widać było zdziwienie, a usta lekko się rozchyliły.
Spojrzał na Bruce’a, przeniósł wzrok na Marco, Marcusa, Johna, Carly, po czym wreszcie na mnie. Wpatrywał się w moje oczy, a ja poczułam, jak serce zamiera pod jego spojrzeniem, nie byłam się w stanie ruszyć. Jego spojrzenie złagodniało na mój widok, rzeka uczuć przelewała się z głębi jego oczu do moich, wywołując u mnie nerwy.
- Kelsey. - wychrypiał i w tym momencie wszystko rozpłynęło się w powietrzu; cały gniew, rozczarowanie, smutek, szok, żal i niepokój. Ciężko przełykając, spojrzałam na resztę wpatrzoną we mnie, jednak od razu przeniosłam wzrok na Justina. Nie byłam w stanie dłużej się powstrzymać, łzy pojawiły się w moich oczach, a wargi zadrżały przez bliskość jego obecności. Idąc do przodu, zrobiłam kilka wolnych kroków, zanim ruszyłam szybciej i, zanim to zauważyłam, biegłam w jego kierunku. Otworzył ramiona, a z moich ust wydobył się zduszony szloch gdy w nie wpadłam, rekami mocno oplatając jego szyję, nogi wokół pasa, a twarz przyciskając do szyi.
- Tak bardzo tęskniłam. - zapłakałam, trzymając go niczym całe moje życie, tak jakby mógł się rozpłynąć i znowu miałabym być sama.
- Ja za tobą też. - odetchnął w moje włosy, jego palce przesuwały się po nich. Mocno mnie tulił, wolną ręką trzymając moje udo, bym nie spadła - Kurwa kochanie, tak bardzo tęskniłem - mruknął, mocniej mnie ściskając.
Odsuwając się od jego szyi, otarłam twarz z łez i spojrzałam na niego. Jego brązowo-piwne oczy, nos, perfekcyjne usta w kształcie serca…. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, złapałam jego twarz w dłonie i uderzyłam wargami o jego. Odbierając nagły ruch, Justin zatopił się w moich ustach i przytrzymując tył głowy oddawał pocałunki, chcąc zatrzymać tą chwilę na wieczność. Postawił mnie na nogach i przytrzymał za biodra, przyciągając bliżej, a nasze usta nadal były złączone.
Po kilku sekundach Justin odsunął się bez tchu, a jego oczy skierowały się na mnie. Odgarnął włosy zakrywające moją twarz za ucho i bez przerwy się we mnie wpatrywał, prawdopodobnie ogarniając myśli, po czym oblizał wargi.
- Jesteś taka piękna. - wymamrotał, przyciskając czoło do mojego. Słaby rumieniec pojawił się na moich policzkach, kiedy owinęłam go ramionami. Zamykając oczy starałam się oddać chwili, chcąc, by to oszałamiające uczucie miłości nigdy nie zniknęło. Tym razem Justin złapał moją twarz w swoje dłonie i kciukami drażnił policzki.
- Tak bardzo cię kocham. - wyszeptał, zanim delikatnie przycisnął usta do moich, przekazując mi namiętność, którą czuł. Odrywając się trzymał moje ręce w swoich. Pochylił się do mnie, pocierając kostki.
- Boże, kocham cię. - powtórzył, zamykając oczy. Pochylając się, lekko musnęłam jego usta.
- Też cię kocham. - wyszeptałam. I to była prawda. Pomimo tego, co czułam dzisiaj w drodze do tego miejsca, nie ważne co się stanie, na końcu, i tak zawsze będę go kochała.
Jeszcze raz otaczając mnie ramionami przycisnął mnie do siebie, wdychając mój zapach, kiedy przysunął nos do karku, delikatnie drażniąc skórę.
- Tęskniłem za tobą. - nie mogłam się powstrzymać od cichego chichotu przez jego powtarzanie się.
- Już to mówiłeś. - wyszeptałam, gdy jego palce przejechały po skórze na moich plecach. Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
 - Bo to prawda… - wymamrotał, muskając moje usta raz, drugi, trzeci, zanim się odsunął - Przez cały czas będąc w tej celi, jedyne o czym myślałem to to, jak bardzo chciałbym trzymać cię w ramionach.
- Justin… - mruknęłam, czując ból. Pokręciłam głową sygnalizując, że nie chcę o tym teraz rozmawiać. Marszcząc brwi, spojrzał na mnie zdziwiony przez moją reakcję. Bawiąc się końcówkami moich włosów chwycił mój podbródek zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.
- Wszystko w porządku? - nieśmiało pokiwałam głową i zacisnęłam usta. Wszystkie emocje, które wcześniej czułam powróciły sprawiając, że czułam mdłości.
- Czuję się dobrze. - wyszeptałam. Justin wpatrując się we mnie oblizał wargi rozważając, czy nie powinien wypytywać mnie dalej, jednak szybko zdecydował zostawić ten temat w spokoju. Chwytając moją rękę, uspokajająco ją uścisnął.
- No dobrze, więc chodźmy. - pociągnął mnie i ruszyliśmy do chłopaków i Carly, którzy stali spoglądając na mnie, to na nasze splecione dłonie. Bruce oderwał od nas oczy i przeniósł wzrok na Justina. W jego oczach można było zobaczyć błysk, a z ust wygiętych w uśmiechu wydobył się gwizd.
- Cholera Bieber, dorosłeś.
- Nie mogłem zostać osiemnastolatkiem na zawsze, nie prawda, Bruce? - Justin uśmiechnął się do niego, puszczając moją rękę by uścisnąć dłoń z Bruce’m, zanim złączyli się w braterskim uścisku. Mój żołądek zacisnął się na słowa Justina. Wzdrygnęłam się niespokojnie, wpatrzona w swoje ręce. Nie chciałam patrzeć do góry, ponieważ czułam palące spojrzenie niebieskich oczu Carly na moim ciele, domagające się wyjaśnienia, co do cholery, to wszystko miało znaczyć. Szczerze mówiąc nie byłam w stanie jej odpowiedzieć,ponieważ sama nie wiedziałam, co się mi dzieje.
Oficjalnie zwariowałam. 
- Cholera, brachu… - podniosłam głowę by zobaczyć Justina stojącego przed Marcusem. - Dojrzałeś bardziej niż ja! - poklepał jego biceps i skinął głową z aprobatą. - Musiałeś ćwiczyć.
- Musiałem być w formie, skoro musieliśmy się utrzymać. Może ciebie nie było, ale tu sprawy się nie skończyły. Nadal musieliśmy pieprzyć się z tym gównem. - Marcus trącił Justina, aby pokazać, że tylko się z nim drażni, ale Justin tego nie kupił. Sprężył się, a jego mięśnie się napięły, gdy zacisnął dłonie w pięści po swoich bokach, zaciskając je i rozluźniając, aż z łoskotem wypuścił oddech, uspokajając się.
 - Radziliście sobie beze mnie? - nawet jeśli wydawał się być zrelaksowany i chętny do rozmowy, można było wyczuć gorycz w jego głosie.
- No pewnie, że tak. - Marco wzruszył ramionami, czując napięcie w powietrzu między Justinem i Marcusem - Nie stalibyśmy tu, gdyby tak nie było. Justin pokiwał głową, odcinając wzrok od jakichkolwiek uczuć.
- Dobrze to słyszeć. - przerwał, zerkając na Johna. Jego brwi powoli uniosły się do góry i zacisnął usta na widok dłoni przyjaciela złączonej z dłonią Carly.
- Jak tam, stary? - John skinął głową w stronę Justina, puszczając Carly na kilka sekund, by po bratersku przytulić przyjaciela. Gdy tylko się oderwali, znowu złapał dłoń Carly. Wargi Justina wygięły się w ponurym uśmiechu.
- To chyba ja powinienem zadać ci to pytanie, stary. - powiedział, nadal zszokowany przez niespodziankę, jaka tu na niego czekała.
Carly zacisnęła wargi tak, że aż nie było ich widać. Była zbyt zdenerwowana przez przeszywający wzrok Justina. Jej paznokcie pomalowane na czerwono wbiły się w rękę Johna, gdy nerwowo się wzdrygnęła. Chłopak krzywo się uśmiechnął.
- Jestem pewien, że sam możesz się domyślić. - powstrzymał śmiech, a jego policzki zaczerwieniły się od nagłego zainteresowania Justina. Ten zaśmiał się, kręcąc głową.
- Kto by pomyślał, co możemy dostać przy odrobinie ryzy… - przerwał, cofając wszystko - Ze wszystkich ludzi… - Carly rozchyliła usta.
- Co to ma znaczyć? - spojrzała na niego, a w jej niebieskich oczach widać było chłód. Justin uśmiechnął się, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Dokładnie to, co powiedziałem.
- To znaczy…? - Carly surowo zacisnęła usta, w jej oczach było widać ogień. Justin nie odpowiedział. Zamiast tego poklepał Johna po plecach.
- Powodzenia. - usta Carly rozchyliły się jeszcze bardziej, ale zanim była w stanie odpowiedzieć Justinowi, John ja powstrzymał.
 - Cieszę się, że nadal masz poczucie humoru. - zauważył Bruce, a jego pierś zatrzęsła się od śmiechu.
- Nie wszystko we mnie umarło, od kiedy odszedłem. - odpowiedział krotko Justin, na jego twarzy zamiast uśmiechu pojawił się grymas, a oczy się zacisnęły. Moje serce wydawało się pękać, gdy powstrzymałam oddech. Co to do cholery miało znaczyć? Jego cięty komentarz praktycznie popychał mnie na ścianę i byłam bliska stracenia kontroli.
Bruce odchrząknął, również zszokowany przez śmiałe odpowiedzi Justina. Nie wiedząc co odpowiedzieć, stanowczo na niego spojrzał.
- Powinniśmy iść. Pewnie tęskniłeś za swoim łóżkiem. - powiedział, a Justin stłumił śmiech.
- Możesz to powtórzyć. - zdenerwowany wypuścił z siebie krótkie westchnięcie - Miałem dość sprężyn wbijających się w plecy co noc. - przewrócił oczami - Ale bez problemu mogę powiedzieć, za czym tęskniłem najbardziej…
- Oh? - Bruce uniósł brew, czekając aż Justin dokończy.
- Mhm… - chwycił moją rękę - Tęskniłem za byciem z moją małą dziewczynką.
Przyciągnął mnie do siebie i owinął ręce w mojej talii, przyciskając do piersi. Gdy wtulił głowę w moje włosy przygryzłam dolną wargę, unikając napiętych, oszołomionych spojrzeń chłopaków. Przełknęłam ślinę i zmusiłam się do uśmiechu, gdy Justin tęsknie na mnie spojrzał, jakby nie mógł uwierzyć, że stałam przed nim. Musnął czubek mojego nosa i odsunął się, łapiąc mnie za rękę.
- Chodźmy. Jestem gotowy.
- W odpowiednim czasie. - Bruce przewrócił oczami i uśmiechnął się do Justina by pokazać, że tylko się z nim drażni. Odwrócił się na piecie i ruszył z powrotem na parking.
Gdy dotarliśmy do samochodu, John otworzył Carly drzwi. Wsiadła pierwsza, Marco i Marcus zaraz za nią. W momencie, w którym ja chciałam wsiąść Justin przecisnął się i wsiadł pierwszy, po czym pociągnął mnie na swoje kolana.
Uśmiechnął się do mnie, dotykając mojego podbródka, gdy tylko drzwi się zamknęły. Przejechałam palcami po zaroście na jego twarzy, pieprzyku na prawym policzku, jego różowych, zapraszających do całowania ustach. Przygryzając dolną wargę pochyliłam się do przodu, moje włosy zasłoniły nasze twarze, gdy przycisnęłam usta do jego, chcąc cieszyć się chwilą.
Cicho jęcząc w moje usta, Justin zacisnął dłonie na moich pośladkach i zmusił mnie, bym rozszerzyła nogi, przez co siedziałam na nim okrakiem. Wciskając paznokcie w tkaninę moich dżinsów, delikatnie przygryzł moją wargę, coraz bardziej mnie pobudzając. Lekko dyszałam, a moje oczy otworzyły się i wpatrywałam się w jego piwne źrenice.
Potrzeba, zachcianka… Miłość, to wszystko tam było. Rumieniło się drobinami złota w jego piwno-czekoladowych oczach. Odetchnęłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymywałam oddech, aż do momentu gdy poczułam, że ta chwila zbliża się do końca.
Zamknęłam oczy powstrzymując łzy, które chciały wydobyć się na wierzch. Dlaczego właśnie nam musiało się to przytrafić? Zmusiłam się do otworzenia oczu i położyłam głowę na jego piersi, zdesperowana, by poczuć jego ramiona wokół siebie.
Instynktownie, ramiona Justina zamknęły się wokół mojego ciała i trzymał mnie blisko siebie. Wdychając jego zapach, pozwoliłam sobie jeszcze raz zacisnąć powieki. Spokojna myśl o tym, w co mogło się to zamienić dostała się do mojego umysłu. Nawiedziła mnie tym, co nigdy się nie wydarzy.
Justin uspokajająco potarł moje plecy, ciche westchniecie wydobyło się z jego rozchylonych warg prosto do mojego ucha, ogromnie mnie pocieszając.
- Jesteśmy na miejscu. - Bruce wyciągnął mnie ze stanu spokoju, powodując ogromną gulę w gardle. Cicho jęcząc, podniosłam się z kolan Justina i gdy wysiadłam z samochodu, wpatrywałam się w jego dom. Chwytając mnie w talii, Justin przytrzymał mnie przy sobie, wchodząc po schodach i zatrzymując się przed drzwiami.
- Nic się nie zmieniło. - powiedział, a na jego twarzy widziałam zadowolenie. Przygryzłam wnętrze policzka, uświadamiając sobie, jaka prawda kryje się za jego słowami. Przekręcił klamkę i pchnął je, a nogi zaprowadziły go do środka, ciągnąc mnie za sobą. Na jego twarzy natychmiast pojawiło się zaskoczenie - Wow. - odetchnął, a jego oczy szeroko się otworzyły. John stał za nami.
- Podoba ci się? - Justin zacisnął usta, przejeżdżając językiem po ustach, nie pokazując żadnych oznak emocji. Zwracając się do nas, wzruszył ramionami.
- Jest… inaczej.
. Wiem, że to nie to czego oczekiwałeś, ale uznaliśmy, że potrzebujemy trochę zmian. - powiedział Marcus, również rozglądając się po domu.
- Zmieniliście kanapy. - szczęka Justina nieprzyjemnie drgnęła, twarz pokazywała nam, jakie uczucia naprawdę kryją się za maską. - I dywan… - przerwał - Wow.
Bruce zamienił bordowe kanapy na nowe, z czarnej skóry. Dywany na podłogach zamieniły się w drewno.
- Tak. - pochyliłam się, przyciskając wargi do jego szczęki, by go rozluźnić, co się udało, ponieważ zmiękł pod moim dotykiem - Podoba mi się. Pasuje do domu. - Justin spojrzał na mnie, w oczach był cień dezaprobaty.
- To był twój pomysł? - mruknął cicho, a ja przygryzłam dolną wargę.
- Może. - wyszeptał. Westchnął i ponownie się rozejrzał.
- Nie jest tak źle… - przeszukał umysł w poszukiwaniu najprostszej odpowiedzi, na jaką mógł się zdobyć - To dziwne, ponieważ ten dom wyglądał tak samo przez lata. Ale zmiana wyjdzie na dobrze. - wzruszył ramionami i nie mogłam powstrzymać się przed posłaniem mu uśmiechu.
Marco zaśmiał się, dokładnie wiedząc, dlaczego Justin powiedział to, co powiedział. Rzuciłam mu spojrzenie, które odwzajemnił, zanim jego zmiękło i zamiast niego pojawił się grymas. Zaśmiałam się cicho wiedząc, że nie może być na mnie wściekły.
- Co w tym śmiesznego? - Justin przyciągnął mnie z powrotem do siebie chcąc, bym poświeciła mu swoja niepodzielną uwagę, a mój żołądek zaczął się nieprzyjemnie wykręcać.
- Nic. - mruknęłam odwracając się tak, że byłam zwrócona plecami do Marco. Justin zmarszczył brwi i zacisnął uścisk.
- A mój pokój jest….
- Nadal taki sam. - dokończył John - Chcieliśmy go zmienić, ale Kelsey przekonała nas, byśmy tego nie robili. - Justin z wdzięcznością na mnie spojrzał, a usta docisnął do czoła.
- To moja dziewczynka. - wyszeptał tak, że tylko ja byłam w stanie go usłyszeć. Nic nie odpowiedziałam. Zamiast tego, nadal nie odsuwałam się od jego boku, wiedząc, że ta urocza postawa zaraz zniknie.
- No chodźcie. - przerwał Bruce, mijając nas tak, że stał teraz przed nami wszystkimi - Usiądźmy. - wskazał głową na kanapę i wszyscy ruszyliśmy za nim. Siadając obok Johna, Justin pociągnął mnie na swoje kolana. Całując mój kark, trzymał mnie blisko siebie.
Poruszyłam się niewygodnie i szarpnęłam ręce Justina, aż wreszcie mnie puścił. Posłał mi zdziwione spojrzenie, jednak zignorowałam go i zsunęłam się z jego kolan, siadając na kanapie kilka centymetrów od niego. Marszcząc brwi uchylił usta, żeby coś powiedzieć, jednak Bruce mu przerwał.
- Jesteś głodny? Chcesz coś do jedzenia? Wiem, że jedzenie w więzieniu jest gówniane. - zawołał. Justin pokręcił głową.
- Straciłem apetyt w tym miejscu zapomnianym przez Boga. Nawet nie wiem, jak wygląda prawdziwe jedzenie.
- Z biegiem czasu znowu wróci. - Bruce wstał, uśmiechając się szeroko do Justina - Dobrze jest mieć cię z powrotem. - Justin uśmiechnął się, kiwając głową w porozumieniu.
- Dobrze jest być z powrotem. - odpowiedział. Bruce poszedł na ogród na tyłach domu, gdzie stal grill gotowy do włączenia i użycia.
- Kelsey, mogę z tobą porozmawiać? - Carly wstała i zanim byłam w stanie odpowiedzieć, złapała moją dłoń, pomogła mi wstać i pociągnęła do kuchni - Co ty kurwa robisz?
- O czym ty mówisz? - spojrzałam na nią, zszokowana przez jej ostre pytanie. Wypuściła poirytowane westchnięcie - Wiesz, co mam na myśli, Kelsey. - kiedy nic nie odpowiedziałam, przejechała palcami po włosach - Justin, Kelsey. Musisz przestać pieprzyć się z jego głową.
- Ja nie…
- Tak, robisz to. Nie możesz oczekiwać, że nie zauważy, jak w jednej sekundzie jesteś kochana, całujesz się z nim, a w drugiej się oddalasz.
- Po prostu poddałam się chwili… - mruknęłam, wpatrzona w swoje dłonie.
- Nie, scena po jego wyjściu taka była. Ta w aucie… - pokręciła głową - już nie.
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Powiedz mu prawdę o tym, co na serio czujesz. - podkreśliła Carly, jej oczy ze smutkiem wpatrywały się w moje - Byłam przy tobie, gdy przechodziłaś przez to wszystko. Widziałam, co ci zrobił i jak skaleczona byłaś, gdy go zabrali. Musi wiedzieć, jak wiele bólu ci sprawił.
Przełknęłam ślinę nie spoglądając na nią, wiedząc, że ma rację. Nie mogłam przetrzymywać tego dłużej, niż chciałam. Nie ważne jak bardzo starałam się zamaskować mój ból, i tak zawsze powracał. Przygryzłam dolną wargę, ze zrozumieniem kiwając głową.
- Jasne, przepraszam.
 - Nie masz za co przepraszać. Wiem, że to trudne, ale… to najlepsze dla ciebie. - zamknęła mnie w uścisku - Prawda cię wyzwoli, Kelsey. - skinęłam głową, odsuwając się i chowając kosmyk włosów za ucho.
- Masz rację. - wypuściłam powietrze - Teraz albo nigdy, prawda? - Carly posłała mi lekki uśmiech, wiedząc, jak bardzo to dla mnie ciężkie.
- Będę tu, jeśli będziesz mnie potrzebowała.
- Dziękuję Carly. - westchnęłam, wracając do salonu z Carly idącą za mną. Bruce wrócił już z ogródka, teraz dołączył do chłopaków na kanapie i rękę zarzuconą miał na ramię Justina, omawiali coś szeptem. Słysząc nasze kroki przestali rozmawiać i spojrzeli na nas. Bruce wymamrotał coś do ucha Justina, a ten skinął głową.
Usiadłam naprzeciwko niego i wzięłam głęboki oddech, przygryzając warstwy skóry na dolnej wardze. Carly zdecydowała usiąść obok mnie i w uspokajającym geście położyła dłoń na mojej nodze, lekko ją ściskając, aby pokazać, że mnie wspiera. Spojrzałam na nią, uśmiechając się lekko i starając się unikać wzroku Justina. Starał się dowiedzieć, dlaczego zdecydowałam się usiąść tu, a nie obok niego.
- O czym rozmawialiście? - Carly zaczęła głośno rozmyślać, a jej uśmiech skierowany był do chłopaków, gdy pochyliła się do tyłu, zaciskając usta i krzyżując ręce na piersi.
- Biznes. - odparł elegancko Bruce, jego oczy rozpromieniły się żartobliwie.
- I? - Carly przerwała i zmrużyła oczy - O co chodzi w biznesie?
- To nie twój zasrany interes. - odparł Justin zaciskając szczękę, a oczy twardo wpatrywały się w Carls.
- Nie wydaje mi się, bym rozmawiała z tobą, Bieber. - syknęła i wiedziałam, że gdyby wzrok mógł zabijać, obydwoje już by nie żyli.
- Carly… - mruknęłam kręcąc głową, ale ona zdecydowała się mnie ignorować.
- Wydaje mi się, że siedzisz właśnie w moim domu, więc lepiej szybko się zamknij. - ostrzegł ją Justin, a w jego oczach można było zobaczyć prawdziwą burzę.
- Bo co? - podjudziła go Carly, nie chcąc zagiąć się pod twardym charakterem Justina. Ten zaśmiał się ponuro.
- Powiedzmy, że w więzieniu uczysz się paru rzeczy… - wrednie się uśmiechnął, a jego twarz wyprana była z jakichkolwiek uczuć - rzeczy, których jestem pewien, że nie chcesz, bym ci zrobił. Bądź więc mądra i przestań gadać.
Carly nie otworzyła już ust; nie ośmieliła się odpowiedzieć i wiedziałam, że chłopak dogadał jej wystarczająco, by już była cicho.
- Dobra dziewczynka. - Justin uśmiechnął się, a jego oczy błyszczały z rozbawienia. Pod tym wszystkim był jednak poważny i wiedziałam, że nie żartował.
- Wyluzuj, stary. - wtrącił się John, spoglądając na Carly i Justina - Tylko żartowała. - słysząc jego słowa, Justin wzruszył ramionami.
- Nie wydaje mi się. - usiadł wygodniej, opierając plecy o kanapę i przenosząc wzrok z Johna na Carly. - Żartowałaś? - oblizał wargi, palce trzymając splecione na kolanach.
Carly poczuła napięcie rosnące w powietrzu, jej klatka piersiowa szybko poruszała się w górę i dół, oddech był płytki. Kiwając głową, spojrzała na swoje dłonie.
 - Odpowiedz mi. - wysyczał Justin, głosem pełnym jadu. Caly podniosła głowę i spojrzała na niego oczami pełnymi zdziwienia.
- Co?
- Słyszałaś. - Justin gestykulował - Odpowiedz mi. Kiwanie znaczy gówno, póki nie usłyszę czegoś z twoich ust.
- Justin… - zaczął Bruce, jednak został uciszony gestem dłoni.
- Nie, daj jej mówić. Może nie było mnie przez kilka lat, ale to nie znaczy, że może okazywać mi brak szacunku oraz wpierdalać się w nasze interesy. - skarcił ją Justin - więc Carly, żartowałaś?
Carly nie powiedziała ani słowa. Zamiast tego milczała, tylko wpatrując się w Justina, zbyt oniemiała, by cokolwiek z siebie wydukać.
- Carls… - trąciłam jej bok, próbując wydobyć z niej słowo. Zaprzeczając pokiwała głową i wstała z miejsca.
- Nie. - powiedziała, a brwi chłopaka uniosły się ze zdziwienia.
- Co?
- Słyszałeś. - usiadła, nie pozwalając Justinowi dłużej na siebie wpływać - Powiedziałam nie. - Justin zaśmiał się. Na jego ustach widać było uśmiech, chociaż w oczach dało zauważyć się całkiem inne uczucia.
- Wynoś się. - wszystkich zamurowało, nastąpiła natychmiastowa cisza. Carly zbladła, nie wiedząc, jak na to zareagować.
- Co? - wymamrotała zszokowana.
- Powiedziałem, że masz się wynosić.
- Justin… - John wstał - Wyluzuj, stary.
- Możesz wyjść z nią, jeśli kurwa masz problem. - syknął Justin, ostro się w niego wpatrując - Nie myśl, że tylko dlatego, że jest twoją dziewczyną będę jej puszczał takie zachowanie płazem.
- Jedyne co powiedziałem to to, że masz wyluzować, jasne? Nikt nigdzie nie idzie. To było tylko porozumienie. - westchnął, dłonią przejeżdżając po włosach - Powiedz mu, że to był żart, Carly. - John spojrzał na nią, wzrokiem przesyłając niemą prośbę, by przytaknęła. Pomijając to jak się czuła przytaknęła, niezadowolona z tego, jak wszystko się rozgrywa.
- Przepraszam, co? - Justin przystawił dłoń do ucha - Nie dosłyszałem. - Carly skrzywiła się.
- Powiedziałam, że to był tylko żart. - oblizała wargi - Nie chciałam ciebie zlekceważyć. - mruknęła.
- I? - Justin uśmiechnął się i od razu wiedziałam, czego oczekiwał. Chciał przeprosin. Carly szybko również zorientowała się, o co chodzi i powstrzymując chęć uderzenia go w twarz, westchnęła.
- Przepraszam.
- Wybaczam, ale jeśli ponownie odstawisz coś takiego, przeprosiny tego nie załatwią. Po prostu wyrzucę cię na dupę, jasne? Rozumiesz? - skinęła głową, nie ośmielając się powiedzieć żadnego słowa. Wiedziała, że jeśli to zrobi, to będą to jedynie przekleństwa skierowane do chłopaka.
John usiadł zadowolony, że wszystko się skończyło i nie mogłam powstrzymać się od czucia tej samej ulgi. Wstrzymywałam oddech przez całą sytuację.
- Więc… - Marco wstał - Kto jest głodny? - wszyscy spojrzeliśmy na niego, jakby miał pięć głów. Po wszystkim co właśnie się stało, jedyne, co go interesuje, to głód? Zachichotałam, potrząsając głową.
- Jesteś taki dziwny. - Marco uśmiechnął się na moje słowa.
- Jakoś musiałem przerwać tą niezręczność. - figlarnie mrugnął - Więc… - spojrzał po wszystkich - Tylko ja jestem głodny? - Bruce pokiwał głową, również wstając.
- Pomogę ci, chodź. - klepiąc Marco po plecach, spojrzał na nas - Chodźmy jeść.
Justin wpatrywał się jak wszyscy wstajemy, jednak jego oczy nie odrywały się od moich.
- Idźcie bez nas.
 - Nas? - Marcus spojrzał na niego, a ten skinął głową w moim kierunku.
- Chcę porozmawiać z Kelsey przez sekundę. - Marcus spojrzał na mnie porozumiewawczo, zanim skinął do Justina i zniknął w korytarzu za innymi. Spojrzałam na chłopaka.
- O co chodzi?
- Chodź tu. - poklepał miejsce obok siebie, a bicie mojego serca od razu przyspieszyło.
- Nie. - wyszeptałam, a Justin zmarszczył brwi.
- Dlaczego nie? - spytał. Przeniosłam wzrok na swoje dłonie, nie chcąc patrzeć w jego oczy.
- Nie chcę.
- Nie wyglądałaś jakbyś miała problem siedzieć na mnie w samochodzie. - wysyczał jadowicie.
 - Rzecz, która dzieje się pod wpływem emocji. - odpowiedziałam, nie chcąc się poddać jego ostremu tonowi. Musiałam trzymać się swojego.
 - Rzecz, która dzieje się pod wpływem emocji. - powtórzył, szydząc z moich słów - A co to kurwa ma znaczyć?
- To nie powinno się zdarzyć - odpaliłam - Oto, co to miało to znaczyć.
- A dlaczego nie, do cholery? - wysyczał.
 - Bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - wymamrotałam i niemal natychmiast w pokoju nastąpiła martwa cisza. Patrząc w górę, z trudem złapałam powietrze, gdy moje oczy spotkały ciemne, puste oczy Justina.
- Co? - mruknął z niedowierzaniem, gdy przez kilka sekund żadne z nas nic nie mówiło.
- Słyszałeś - zacisnęłam kciuki, żołądek rozrywał mnie od środka.
- Nie, nie wydaje mi się. - syknął, a ja w duchu przeklęłam siebie. Psychicznie przygotowałam się do tego, co miało zajść miedzy nami - Co chcesz powiedzieć przez to, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego? - pytał surowo, miękkość ginęła w twardości jego głosu.
- Nie mogę tak dalej - wyszeptałam, unikając jego wzroku - Nie mogę udawać, jakby nic się nie stało i jakbyś wcale nie zniknął na trzy lata. - potrząsnął głową, oszołomiony.
- Skąd nagle dochodzisz do takiego wniosku?
- Miałam zamiar powiedzieć ci to od jakiegoś czasu. - mruknęłam łagodnie.
- I zdecydowałaś powiedzieć mi to w dniu, w którym wróciłem? - na jego słowa wzruszyłam ramionami - To nie może się teraz dziać. - mruknął, wzrok ciężko wbijając w mój - Kilka godzin temu wszystko było dobrze. Podbiegłaś do mnie, pocałowałaś mnie, powiedziałaś, jak bardzo tęskniłaś…
Tęskniłam, ale to nie zmienia nic w moich uczuciach do ciebie. - spojrzałam na swoje stopy, nie chcąc patrzeć w jego oczy. Miałam nadzieję, że otworzy się pode mną dziura i zabierze mnie z tego miejsca.
- W twoich uczuciach do mnie? - mruknął Justin z niedowierzaniem.
- Tak. - zacisnęłam powieki, zmuszając się do pozostania silną. - Wiele się miedzy nami zmieniło, Justin.
- Ciągle to kurwa powtarzasz, ale nie za bardzo rozumiem, o co ci chodzi. - warknął, jego cierpliwość się kończyła - Co się zmieniło?
- Wszystko. - wyszeptałam sucho - Kiedy dowiedziałam się, że zostałeś aresztowany… - zamarłam, czując jak duszę się we wspomnieniach, które ze mnie szydzą. Justin oblizał wargi, pochylony do przodu na kolanach tak, aby łokcie były umieszczone po środku, palce splecione ze sobą i wiszące w powietrzu.
- Kelsey….
- Nie. Daj mi dokończyć. - zażądałam delikatnie, mój głos był slaby - Proszę… - dodałam szybko, przekonując go wszystkim co we mnie było tylko po to, by powiedzieć co chciałam. Zacisnął wargi i pozwolił mi kontynuować.
- Czuję się głupio, kiepsko, idiotycznie, oszukana…. Nie mogłam poradzić sobie z faktem, że mogłeś zrobić coś tak beztroskiego… - zaciskając powieki, wzięłam głęboki oddech - To było dla mnie za wiele. - wsadziłam kosmyk włosów za ucho i przygryzłam dolna wargę - Zemdlałam w noc twojego aresztowania….
Jego oczy szeroko się otworzyły, gdy moje słowa i smutek ogarnął jego zmysły. Usta rozchyliły się w wyraźnym szoku, najwyraźniej nie wiedział o tym fakcie.
- Gdy tylko się obudziłam mama musiała przypomnieć mi, dlaczego tam trafiłam. Dowiedziałam się też, że mam sześć szwów i wstrząs mózgu. - czułam jego palący wzrok, jednak nie mogłam pozwolić się rozproszyć - I żeby było jeszcze zabawniej… - przerwałam, czując jak ogarnia mnie ogromny smutek - Bruce przyszedł mnie powiadomić o innych rzeczach, a najgorsze koszmary się spełniły.
Rozległo się pukanie do drzwi, zaskakując mnie. Odwracając się, spotkałam się z brązowymi oczami, które należały do Bruce’a i natychmiast żołądek mi podskoczył.
- Hej, mogę z tobą porozmawiać przez sekundę? To pilne. - wydawał się być zdenerwowany, na wykończeniu. Skinęłam głową, siadając.
- Jasne, wchodź. - wchodząc do środka upewnił się, że zamknął drzwi, zanim spojrzał na mnie - Wszystko w porządku? Dzwoniłem do ciebie i twój brat powiedział mi, co się stało.
- Tak… - powiedziałam, mój głos był zachrypnięty. Pochylając się, złapałam napełniony kubek i wzięłam łyka wody - Nic mi nie jest. 
Jego oczy wpatrywały się w moje z żalem. 
- Zostałem poinformowany, że wiesz o Justinie… - mruknął cicho, a ja pokiwałam głową.
- Dlatego zemdlałam. - odpowiedziałam krótko, odstawiając filiżankę - Jak z nim? 
- On… - Bruce przerwał, starając się znaleźć odpowiednie słowo - Nerwowo.
- To zrozumiałe. - mruknęłam, czując ból w klatce piersiowej. Bruce spuścił wzrok na swoje ręce, nie wiedząc jak kontynuować. 
- Słuchaj, jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć. - przełknęłam ślinę wiedząc, że to więcej niż zwykła wizyta i od razu przygotowałam się najgorsze. 
- O co chodzi?
- Przykro mi, że to ja muszę cie o tym poinformować… - spojrzał na mnie - ale Justin nie zostanie wypuszczony na długi czas.
- Co masz na myśli? 
- Wpakował się w gówno, Kelsey. - oblizał usta, wsuwając dolną wargę do środka - Nie wydaje mi się, że będzie w stanie się z tego wykręcić. - łzy wypełniły moje oczy, gdy przecząco pokręciłam głową. 
- Nie… - wyszeptałam - Nie, poradzi sobie… - lekceważąco machnęłam ręką - Wyjdzie z tego, zawsze się mu udaje…
- Maja dowody przeciwko niemu, Kelsey. Widzieli, jak to robi. Nie ma sposobu, by go wypuścili. Policja ma to, na co czekała, czekali od lat. Mają powód, by go zamknąć… na dobre. - słysząc jego słowa, nie mogłam powstrzymać łez spływających po moich policzkach. 
- Nie. - zapłakałam głośno - Nie, powiedział, że przyjdzie. Powiedział, że wszystko będzie dobrze… 
- Przykro mi.
- Nie! - warknęłam - Justin sobie poradzi. Wyjdzie z tego i wróci do domu. 
- Nie wróci do domu, Kelsey. - Bruce przysunął się bliżej, by spróbować mnie pocieszyć. 
- Wróci! - krzyknęłam - Odwiedzi mnie i powie, że jest mu przykro, bo ominął kolację i, że jakoś mi to wynagrodzi! - załkałam, uderzając pięścią o pierś Bruce’a. 
- Nie wróci, Kelsey. - próbował zaprzeczyć Bruce, a ja  nie przestawałam go uderzać, gdy próbował złapać moje nadgarstki. 
- Justin sam mi powiedział, że mu się uda. Nie okłamałby mnie, Bruce. - pokiwałam głową, starając się przekonać nie tylko jego, ale również siebie. 
- Złożył wiele fałszywych obietnic, Kelsey. 
- Nie! - krzyknęłam jeszcze głośniej, wymachując rękami we wszystkich kierunkach i rozpaczliwie starając się odepchnąć go od siebie.
- Kelsey! - Bruce złapał moje nadgarstki, powstrzymując od kolejnego uderzenia go - Odszedł. - wyszeptał i były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział tej nocy, zanim wpadłam w jego ramiona, histerycznie płacząc.
- Obiecałeś mi…
- Miałem nadzieję - Justin odezwał się po raz pierwszy od czasu, kiedy zaczęłam mówić - Miałem nadzieję, że coś takiego się nie stanie i nie byłoby tak, gdyby Luke mnie kurwa nie wrobił.
- Zawsze kierujesz się gniewem, zamiast głową. Czy w ogóle pomyślałeś o tym, jak to odbije się na mnie? - spojrzałam na niego zszokowana jego arogancją - Czy naprawdę myślałeś, że Luke nie zrobi czegoś takiego? Jeśli się nie mylę, Bruce mówił ci wiele razy, że nie atakuje się kogoś, kto coś na ciebie ma. Czekasz na odpowiedni moment i to właśnie powinieneś był zrobić, ale zamiast tego zrobiłeś co chciałeś. Nigdy nie słuchasz.
- Jak do kurwy nędzy miałem pozwolić temu sukinsynowi odejść skoro wiedziałem, co zrobił? - biorąc głęboki oddech, Justin opuścił głowę, zanim na mnie spojrzał - Dlaczego taka nagła zmiana? - podrapał się po karku - Było okej, a teraz… teraz nawet nie wiem - wyszeptał. Walczyłam z pragnieniem przewrócenia oczami.
- Nic nie rozumiesz, co? Nie jestem tą samą dziewczyną, którą zostawiłeś trzy lata temu.
- Nigdy cię nie zostawiłem - syknął - Zawsze tu byłem… W twoim sercu i dobrze o tym wiesz.
- Nie było cię tu fizycznie, a właśnie tego potrzebowałam. Potrzebowałam opieki; potrzebowałam słyszeć, że wszystko będzie dobrze. - spojrzałam na niego - A ty nie mogłeś tego zrobić.
- Jeśli bym mógł, to właśnie to bym zrobił i dobrze wiesz, że taka jest prawda. - odpowiedział cicho, a smutek dosięgnął jego oczu, gdy wpatrywał się we mnie.
- Już nie wiem, jaka jest prawda gdy chodzi o ciebie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jesteś dla mnie wszystkim. - wymamrotał bardziej do siebie niż do mnie, jakby dzielił się sekretem - Przez ten cały czas byłem zamknięty niczym zwierzę w tej zapomnianej przez Boga celi, jedynym o czym mogłem myśleć byłaś ty; twój dotyk, twoje pocałunki, twój uśmiech, twoje włosy, twoje oczy, po prostu… - spojrzał mi w oczy - Ty.
- Przestań. - zaprzeczająco pokręciłam głową - Nic, co teraz powiesz lub zrobić tego nie naprawi. - patrzył na mnie z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć w słowa, jakie wychodziły z moich ust.
- Co mogę zrobić, by zmienić twoje zdanie?
- Nic. - wymamrotałam - Nie możesz zrobić nic, ponieważ już mam wszystko pookładane - powiedziałam cicho.
- Nie mogę ciebie stracić. - wyszeptał Justin, jego ramiona stały się ciężkie, a palce wsunął we włosy - Nie mogę ciebie stracić, do cholery! - warknął, wstając szybko i wywracając stół z głośnym hukiem. Ze smutnymi, zdezorientowanymi oczami wpatrywałam się uważnie, jak chodzi po pokoju, mamrocząc niespójne słowa pod nosem, zanim odwrócił się do mnie - Nie możesz mnie zostawić. - wymamrotał, powstrzymując się od załamania w mojej obecności - Nie po wszystkim, co razem przeszliśmy…
Przełknęłam ślinę, czując łzy piekące moje oczy. Pokiwałam głową, starając się pozbyć współczucia, które we mnie rosło.
- Nie możemy dłużej tego ciągnąć.
- Czego? - zdziwił się, nie mogąc zrozumieć co mówię - Kocham cię, czy to nie wystarczy?
- Gdybyś mnie kochał, nigdy byś mnie nie okłamał! - uśmiechnęłam się szyderczo, złość ogarnęła moim ciałem i wiedziałam, że już mam dosyć - Obiecałeś, że tu będziesz. Powiedziałeś, że spóźnisz się, ale obiecałeś, że uda ci się przyjść. - moja broda drżała, gdy powstrzymywałam potrzebę płaczu. Nie mogłam się przy nim rozkleić. Za ciężko pracowałam, by złożyć się do kupy i nie było mowy, żebym ponownie miała się załamać.
Justin spojrzał na mnie, zdziwiony nagłym wybuchem.
- Nawet mi nie powiedziałeś, że Luke mnie obserwuje… - przerwałam, zaciskając powieki - Musiałam dowiedzieć się od Johna, że Luke tu był… w moim łóżku - przygryzłam dolną wargę, nie będąc w stanie uwierzyć w słowa wydobywające się z moich ust, tak samo jak nie mogłam uwierzyć za pierwszym razem, gdy John mi powiedział - Dotykał mnie i pozwoliłeś mi myśleć co innego! Naprawdę pozwoliłeś mi myśleć, że sobie to tylko wymyśliłam, ale dobrze wiedziałeś kto to był i miałeś czelność nie powiedzieć mi, że to Luke?
- Miałem zamiar sam sobie z nim poradzić! Dlatego ci nie powiedziałem! - krzyknął, pociągając za włosy, jego oczy miały ciemny odcień brązu - Nie chciałem ciebie martwić. Myślałem, że pozbędę się go i nie będziemy się mieli czym martwić…
- Ale zamiast tego zostałeś aresztowany. - wykrztusiłam, patrząc na swoje ręce. Poczułam ciepło spływające po moim policzku i wiedziałam, że przegrałam - Boże, jak mogłeś być tak głupi?
- Starałem się ciebie bronić! - krzyknął.
Chronić mnie - naśladowałam go rozbawiona - Chronić mnie przed czym? - wysyczałam, z każdym słowem pogłębiając szczelinę szybko powiększającą się miedzy nami.
- Luke! - wysyczał - Na początku, kiedy dowidziałem się, że ten drań ciebie obserwuje…
- Czekaj, co? - spojrzałam na niego zszokowana. Justin zamarł, przeklinając siebie w głowie.
- Kurwa… - wychrypiał, wkurzony na siebie samego.
Obserwował mnie?  - spytałam zdziwiona, a Justin spojrzał na mnie.
- Tak. - westchnął, jeszcze raz przejeżdżając dłonią po włosach, jakby wspomnienie nadal było wyraźne w jego głowie - Zadzwonił do mnie tej nocy i dokładnie powiedział co miałaś na sobie, dlatego przyszedłem, by ciebie ochraniać.
- Wow, to po po prostu staje się coraz lepsze. - wzięłam gwałtowny oddech, gniew pulsował w moich żyłach - Jeszcze coś z tej nocy przede mną ukryłeś?
- Nie. - syknął Justin kręcąc głową, starając się jakoś uspokoić - Przepraszam. - wymamrotał - Gdybym mógł to wszystko cofnąć, zrobiłbym tak. Ale nie mogę. - wziął głęboki oddech, a dłonie położył na biodrach, mentalnie przygotowując się do tego, co miało między nami zajść - Gdy powiedziałaś mi, że czułaś, jak ktoś ciebie dotykał i to nie bylem ja… Straciłem kontrolę. Jedyne o czym mogłem myśleć to trzymanie cię z dala od niego i zabiciu tego sukinsyna za chociażby myślenie o tym, że może położyć na tobie ręce. - łzy napłynęły do moich oczu.
- Moja rodzina wreszcie ciebie zaakceptowała… akceptowali nas, wszystko wreszcie miało być normalne… - spojrzałam na niego, mój wzrok był rozmazany, gdy pokiwałam głową - Ale wszystko zepsułeś. - wyszeptałam.
- Możemy to naprawić. - błagał, w jego oczach widziałam desperację - Wiem, że możemy. Tak jak wszystko inne, możemy przez to przejść. Przechodziliśmy przez gorsze….
- Proszę. - podniosłam dłoń, szydząc z niego - Oświeć mnie, kiedy przeszliśmy przez coś gorszego. - wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, jakby postradał zmysły - Przeszliśmy wiele, zgodzę się z tym, ale nic… nic nie dorówna temu.
- Mówiłem ci od początku… - przerwał, zaciskając powieki i biorąc głęboki oddech, który znowu wypuścił nosem, ponownie otwierając oczy i patrząc prosto w moje - …że nie będzie łatwo. Mówiłem, że moje życie nie jest spacerkiem po parku i wiesz, co mi powiedziałaś? - nie czekał zanim odpowiem, zamiast tego zrobił to za mnie - Powiedziałaś, ze nie odejdziesz i będziesz przy mnie nie ważne jak wiele razy coś zjebie.
- A ty obiecałeś, że nigdy nie nie skrzywdzisz. - zakrztusiłam się łzami, patrząc na niego z całym bólem na jaki mogłam się zdobyć Wszystkie emocje, które kryły się we mnie przez ostatnie trzy lata, teraz buzowały miedzy nami - Powiedziałeś, że będziesz przy mnie… Powiedziałeś, że nic ci nie będzie. Pamiętasz to?
- Kelsey…. - zamarł w miejscu dobrze wiedząc, że to zrobił. Zrobił to, o czym nigdy nie myślał, że będzie w stanie zrobić: złamał mnie na milion kawałków.
 - Okłamałeś mnie… pozwoliłeś mi wierzyć, że wszystko miedzy nami będzie dobrze! Dałeś mi nadzieję, że będziemy mogli być razem bez tych niezliczonych problemów, ale to było tylko jedno wielkie kłamstwo, czyż nie?
- Nie. - potrząsnął głową - Myślałem, że tak właśnie będzie! To dlatego zabiłem Luke’a; chciałem pozbyć się go z tego obrazka! Musiałem się go pozbyć, bym nie musiał się już o nic martwić. - przejechał dłońmi po włosach po raz trzeci, z frustracji pociągając za końce - Nie chciałem ciebie okłamać, chciałem ci powiedzieć, ale nie moglem iść i zająć się Luke’m wiedząc, ze na mnie czekać. Nie moglem ci tego zrobić!
- Ale zamiast tego wolałeś, żebym zobaczyła to w telewizji? - wpatrzona w niego z szeroko otwartymi oczami, zerwałam się na równe nogi z zupełnym niedowierzaniem - Wolałabym wcześniej wiedzieć, że robisz coś tak niebezpiecznego… tak nieostrożnego i myśleć nad ewentualnymi konsekwencjami, niż dowiedzieć się od kogoś innego! - ryknęłam w histerii - Czy wiesz jak bolesne było dowiedzenie się, co się stało i, że już nie będziesz częścią mojego życia na długi czas?
- Nigdy nie chciałem ciebie skrzywdzić. - powiedział czule, a jego oczy lśniły czymś, co wyglądało niczym łzy.
- To już nie ma znaczenia Justin, ponieważ mimo wszystko twoje słowa nie zmienią tego, co się wydarzyło. Co się stało już się nie odbędzie. - opuścił dłonią, a ramiona zgarbiły się. Wiedział, ze nie wygra ze mną tej walki.
- Jesteś moim życiem. - szepnął rozdarty - Jesteś dla mnie wszystkim. Bez ciebie, jestem niczym.
- Jestem pewna, że znajdziesz kogoś innego. - wymamrotałam.
- Nikt nie dorówna tobie. - spojrzał na mnie tak, jakbym całkowicie postradała umysł - Mógłbym spotykać się z tysiącem dziewczyn, ale żadna z nich nie mogłaby poprawić mojego dnia. Jesteś jedyną dla mnie; zawsze byłaś jedyną.
- Nie rób tego. - wyszeptałam, zaciskając dłonie w pięści, próbując zablokować go na przeciągniecie mnie na swoja stronę.
- Czego? - spytał z pokorą.
- Nie mów takich rzeczy… tym bardziej, kiedy nie są prawdziwe. - kiwałam się na nogach, powoli ginąc w presji. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Jak możesz powiedzieć coś takiego po tym wszystkim? Cholernie dobrze wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo cie kocham. Nie ważne jak wiele razy nabałaganię, wiesz, w głębi duszy, że też mnie kochasz.
Wpatrywałam się, jak wbija wzrok w mój, dłonie trzymając w kieszeniach. Klatka piersiowa nierówno poruszała się w górę i w dół. Przygryzając dolną wargę odwróciłam wzrok, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać natarczywości  jego wzroku. Wiercąc się na stopach, wsadziłam kosmyk włosów za ucho.
Staliśmy tak przez jakiś czas, żadne z nas nic nie mówiło ani nie poruszyło się do czasu, gdy Justin ruszył w moim kierunku. Oddech uwiązł mi w gardle gdy zauważyłam, jak jest coraz bliżej, aż wreszcie stał przede mną i czułam ciepło bijące z jego ciała. Zamarłam, nie będąc w stanie się cofnąć. Pochylając się, Justin przesunął palcami po moim policzku, nierówno oddychając.
- Co.. Co robisz? - wyszeptałam i zamknęłam oczy, czując jego dotyk. Milczał, dłońmi nadal badając moją twarz, a palcem przesuwając po mojej dolnej wardze.
- Jesteś taka seksowna, gdy jesteś zdenerwowana… - wymamrotał, jego gorący oddech we mnie uderzył.
- Justin… - zaczęłam oniemiała. Patrząc na mnie z góry zacisnął dłoń na moim podbródku, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. Drugą dłonią chwycił mnie za biodro i przyciągnął bliżej swojego ciała. Pochylając się, przycisnął usta do postawy mojej szyi, muskając ją lekko, zanim przejechał ustami dalej  - Kocham cię. - wychrypiał. Zadrżałam, zamurowana przez jego nagły, hipnotyzujący dotyk.
Przez chwilę suwał nosem po mojej szyi i ramionach, po czym odsunął się, jednak nie na tyle, bym mogla odejść. Nadal był blisko, jego usta znajdowały się tylko kilka centymetrów od moich.
- Uda nam się. - wyszeptał - Zrobię wszystko, by znowu wywołać uśmiech na twojej twarzy. - walczyłam z potrzebą płaczu, moje serce zacisnęło się na dźwięk jego słów.
- Chciałabym ci uwierzyć… - zaczęłam, zaprzeczając kiwając głową i wbijając zęby w dolną wargę.
- To uwierz. - wymamrotał - Uwierz mi gdy mówię, że znowu mnie pokochasz. - zachlipałam, moje oczy ze smutkiem wpatrywały się w jego. Nigdy nie przestałam; chciałam powiedzieć, ale powstrzymywałam się od powiedzenia czegokolwiek. - Zrobię wszystko by pokazać ci, jak bardzo mi przykro. Wiem, że nie mogę nadrobić czasu, który straciliśmy, ale jestem pewien, że odzyskam twoje zaufanie.
Spojrzałam na niego spod rzęs, a tętno przyspieszyło, gdy ponownie przysunął się bliżej.
- Nie odpuszczę sobie nas. Będę walczył zębami i pazurami dla ciebie. Nie pozwolę ci odejść, nie ważne jak bardzo będziesz próbowała mnie odepchnąć. - ponownie przygryzłam dolną wargę nie wiedząc, co powiedzieć. Miałam być na niego zła, ale część mnie nie mogła powstrzymać się przed oddaniem jego delikatnym dłoniom.
- Obiecujesz? - prychnęłam wewnątrz siebie wiedząc, że wkopuję się w znacznie większą przepaść, niż byłam dotychczas. Przyciskając czoło do mojego, Justin spojrzał mi czule w oczy.
- Każda częścią mnie, kochanie. - pocałował mój nos i potarł go swoim - Miedzy nami będzie dobrze… - pocałował moje usta - Obiecuję.

~~~~~~
No to jest pierwszy… Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze i tłumaczenie przypadnie wam do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz