Kelsey’s PoV
Jęknęłam przekręcając się na bok. Sen powoli zaczął się oddalać, gdy
poranne światło wpadło do pokoju z przedpokoju i rzuciło słaby blask na
moją twarz. Ziewając otarłam śpiochy z oczu i rozciągnęłam się, dłońmi
błądząc po prześcieradle.
Kilka razy mrugnęłam, po czym otworzyłam oczy i spojrzałam na prawo,
by zobaczyć pustą przestrzeń, nigdzie nie było żadnych oznak obecności
Justina. Natychmiast usiadłam, przyciskając kołdrę do piersi,
przewróciło mi się w żołądku ze zmartwienia.
Gdy tylko miałam otworzyć usta i go zawołać, drzwi od łazienki
otworzyły się, a para dostała się do pokoju zanim Justin wyszedł z
ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
Potrząsnął głową, by wytrzepać kropelki wody, po czym przejechał
palcami po włosach i dostrzegł mnie siedzącą na łóżku. W jego brązowych
oczach od razu pojawił się błysk, a ja zauważyłam, ze zrelaksowałam się
pod jego spojrzeniem.
- Obudziłaś się - wypuścił powietrze, a na jego twarzy pojawił się
lekki uśmiech. Skinęłam głową nie wiedząc, co powiedzieć, ponieważ
zaschło mi w ustach. Oblizałam wargi i przełknęłam ślinę, starając się
dojść do siebie zanim zauważy, że całkowicie obudziłam się tylko
dlatego, iż brakowało go u mojego boku. Ale Justin znal mnie lepiej niż
ja sama siebie i niemal natychmiast zauważył moje zamieszanie. Uniósl
brwi, a jego rysy twarzy złagodniały.
- Wszystko okej? - mruknął, podchodząc do mnie mimo braku odzieży.
Zauważył, że zaniemówiłam, wpatrzona w niego zmierzającego w moim
kierunku, jego bose stopy uderzały w twardą, drewnianą podłogę.
- Tak. - wydusiłam z siebie, starając się nie patrzeć w jego oczy. Schowałam kosmyk włosów za ucho, a pod kołdrą zawinęłam nogi.
- Dlaczego mnie okłamujesz? - mruknął cicho, zbyt rozdrażniony by
powiedzieć coś więcej. Przez chrypę słyszalną w jego głosie byłam w
stanie odgadnąć, że starał się nie dopuścić do siebie złości.
- Nie… Nie oszukuje, po prostu… - potrząsnęłam głową, na chwilę
przerywając. Nie musiałam się przecież z tego wykręcać. Nie ważne jak
bardzo starałam się postawić wokół mnie mur, nie udawało mi się go
utrzymać, gdy chłopak był w pobliżu. W przeciwieństwie do innych miał
wystarczająco dużo siły, by go zburzyć - Nie wiedziałam, gdzie poszedłeś
i zaczęłam panikować… - zamarłam lekko zakłopotana, gdy teraz myślałam o
tej chwili.
- Czy nie słyszałaś kompletnie nic z tego, co mówiłem do ciebie
ostatniej nocy? - stwierdził z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć
własnym uszom - Gdy mówiłem, że nigdy więcej cię nie zostawię to
właśnie to miałem na myśli, okej? Obiecywałem ci to ostatniej nocy i
dotrzymam tej obietnicy.
Niezależnie od tego, że starał się zachować spokój, jego głos i tak
był ostrzejszy, niż chciał. Wyginając usta na bok, skubałam tkaninę na
mojej piersi, żołądek zaciskał mi się w niemiłym uczuciu, którego
pragnąłem się poybyć.
- Przepraszam. - mruknęłam cicho, nie chcąc zaczynać kłótni przez coś
tak głupiego. Jego oczy nadal były skierowane na mnie, ani razu się nie
odwracając. Czułam, jak praktycznie wypala dziurę w mojej głowie.
- Cholera. - wysyczał Justin, drapiąc się po karku. Upewnił się, że
ręcznik dobrze trzyma się w pasie i podszedł od drugiej strony łóīka, po
czym uklęknął obok mnie. Pochylając się, przejechał opuszkami palców po
moim ramieniu, odsuwając moje włosy - Spójrz na mnie. - wyszeptał,
palcem przejeżdżając po linii mojej szczęki.
Nie chcąc się kłócić, odwróciłam ciało w kierunku Justina, nogi
jednak nadal miałam ułożone na wprost. Justin rozsunął moje nogi, po
czym pociągnął mnie do siebie tak, że były po jego obu stronach.
Trzymając moje uda spojrzał w moje oczy, w jego nie widziałam nic poza
powagą.
- Nie chciałem być dla ciebie nieuprzejmy, po prostu… Irytuje mnie,
że nie pozwalasz się sobie rozwijać. - pocierając moją skórę kciukami,
wziął głęboki oddech - Wróciłem na dobre i nigdzie się nie wybieram. Raz
popełniłem błąd i nie mam zamiaru zrobić tego ponownie. - oczy
skierował w moje - Rozumiesz?
Zaniemówiłam, starając się przetworzyć jego słowa. “Raz popełniłem błąd i nie mam zamiaru zrobić tego ponownie.”
roznosiło się w mojej głowie, przycisnęłam wargi do jego; dając mu
odpowiedź, której potrzebował i chciał. Gdy po kilku minutach pocałunek
coraz bardziej się pogłębiał, Justin odsunął się, zanim zamieniło się to
w coś więcej.
- Idź się odśwież, a ja będę na dole, okej?
- Okej. - wyszeptałam, a z kolejnym pocałunkiem Justin podniósł się z
podłogi i przyglądał się, jak idę do łazienki i zamykam za sobą drzwi,
by nacieszyć się relaksującym prysznicem.
________________________________
Ubrałam na siebie rurki i flanelową koszulę, a na nogi wsunęłam
Toms’y, po czym zeszłam na dół, do kuchni. To stało się dla mnie
codziennością, odkąd Justin został aresztowany; zostawałam tu mając
nadzieję, że wróci i zostanie, przez co praktycznie mieszkałam tu, a nie
w apartamencie, który miałyśmy z Carly.
Kiedy skończyłam 19 lat i zaczęłam studia, miałam dosyć ciągłego
upokarzania, dokuczania, chamstwa i braku zrozumienia do tego, co
przechodzę ze strony rodziców, dlatego uznałam, że lepiej po prostu ich
zostawić.
Nie pytajcie mnie, jak to zrobiłam; sama do teraz nie wiem, ale mimo wszystko, byłam wolna od ich rozkazów i żyłam tak, jak JA chciałam.
Oczywiście nadal pozostawałam z nimi w kontakcie, odwiedzałam ich
praktycznie co drugi dzień, gdy tylko miałam czas. Zwłaszcza Dennisa,
który przez rok z Justinem widział zbyt wiele i moim obowiązkiem było
upewnienie się, czy wszystko z nim w porządku.
- Dzień dobry Kels, chcesz jajka? - Bruce przywitał mnie swoim
codziennym uśmiechem, już przyzwyczajony do mojego widoku przez ostatnie
trzy lata. W zasadzie stał się dla nas niczym ojciec, od kiedy nie było
Justina.
Gdybyście nie wiedzieli, jakie życie ma poza tym, jakie pokazywał,
nie bylibyście w stanie nawet domyślić się, że jest przestępcą.
- Byłoby wspaniale Bruce, dziękuję. - odpowiedziałam mu z uśmiechem,
otwierając lodówkę i biorąc sobie butelkę wody. Usiadłam w rogu na moim
miejscu, uśmiechnęłam się ciepło do Marco i Marcusa - Cześć chłopcy.
- Co słychać, Kels? - Marco skinął do mnie, nawet nie podnosząc
wzroku ze swojego telefonu. Palcami gorączkowo wystukiwał coś na ekranie
swojego iPhona, najwyraźniej z kimś pisząc. Uśmiechnęłam się dobrze
wiedząc, kto to. Kiwając głową wzięłam łyka wody, unikając ciekawskiego
wzroku Justina skierowanego na mnie od kiedy tylko weszłam do
pomieszczenia.
- Dobrze spałaś, Kelsey? - Marcus uśmiechnął się i oparł się o
krzesło figlarne do mnie mrugając, przez co na mojej twarzy pojawił się
rumieniec.
- Zamknij się. - mruknęłam, rzucając mu złe spojrzenie, które szybko
zastąpiłam chytrym uśmiechem, by pokazać, że jedynie się drażniłam.
Justin uderzył go w tył głowy, a z ust Marcusa wydobył się niski pomruk.
- Co, do cholery? - mruknął, pocierając miejsce, które uderzył Justin.
- Nie rozmawiaj z nią tak. To, co my robimy, to nie twoja sprawa. -
syknął, rzucając Marcusowi zabójcze spojrzenie, zanim odwrócił się do
Bruce’a.
- Rany chłopie, tylko żartowałem… - urwał, z kpiną kiwając głową.
Zachichotałam, zakrywając usta dłonią, by nie śmiać się głośniej niż
teraz.
- Aw, nie ma problemu, Marcus.
- Dzięki. - Marcus pokręcił głową - Można by było pomyśleć, że to ty
będziesz spięta w takiej sytuacji, bez obrazy, ale najwidoczniej Bieber
stracił rozum, gdy poszedł do więzienia.
- Zamknij się, albo osobiście wybiję ci wszystkie zęby, Marcus. -
zagroził Justin, wspomnienie jego pobytu w więzieniu doprowadzało go do
wrzenia.
Marcus tylko podniósł ręce w obronnym geście pokazując, że odpuszcza, nie chcąc wkurzać Justina.
- Od kiedy gotujesz? - spytał Justin Bruce’a i oparł się o blat, jego
brwi były zmarszczone, najwyraźniej starał się odsunąć temat z Marcusem
i skupić na innych rzeczach. Bruce wzruszył ramionami.
- Od kiedy Kelsey zmusiła nas… mnie… do nauki. - zaśmiał się i
postawił patelnię na kuchence, po czym poszedł po olej i jajka. Justin
rzucił mi zdziwione spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami.
- Nie mogłam wytrzymać, gdy codziennie tylko jadali poza domem. To
niezdrowe dla was. Wiem, że sama nie jestem najlepszym kucharzem, ale
dzięki Rachel Ray przynajmniej nauczyłam się robić przyzwoitą
jajecznicę. - po raz pierwszy od czasu, który wydawał się być
wiecznością, uśmiechnęłam się szczerze. Ciepło wypełniło moje ciało i
buzowało we mnie - Nie ma za co. - dodałam jeszcze, pokazując mu
najszerszy uśmiech jaki miałam.
Odwróciłam się do Marco, który nadal pisał tak, jakby nas tu nie było.
- Odpadną ci palce, jeśli dalej będziesz tyle pisał. - zaczęłam, co
wreszcie odciągnęło Marco od patrzenia się w telefon i zmusiło go do
zauważenia mojego istnienia.
- Zaryzykuję. - odpowiedział, a ja zaśmiałam się, kiwając głową.
- A ty mówisz, że ja i Justin jesteśmy, cytuję, pobudzeni. -
kiwając głową, pokiwałam palcem w jego kierunku - Hipokryta! -
zaśpiewałam, zmuszając Bruce’a i Marcus’a do śmiechu. Justin zignorował
mój żart. Zamiast tego, coś innego przyciągnęło jego uwagę.
- Co ty masz na sobie? - odezwał się, zmieszanie było słyszalne w
jego głosie, gdy przesunął wzrokiem po całym moim ciele. Odwracając
wzrok od Marco uniosłam brwi i spojrzałam na siebie, po czym na Justina.
- Uhm, ubrania? - odpowiedziałam niepewnie, na co Justin przewrócił oczami.
- Wiem, że to ubrania, Kelsey, nie jestem aż taki głupi. Chodzi mi o
to, że to nie są ubrania, które miałaś na sobie ostatniej nocy. -
podrapał się po głowie, próbując zrozumieć, skąd miałam ubrania. Szybko
olśniło mnie, o co mu chodzi i nagle wszystko ucichło.
- Miałam tu trochę rzeczy. - mruknęłam cicho, niezręczne napięcie
rosło wokół nas. Oczywiste było, że Justin nie wiedział nic o ostatnich
latach poza rzeczami, o których mu powiedzieliśmy.
- Zostawała tu przez parę nocy w każdym tygodniu twojej nieobecności.
- odezwał się Bruce, łamiąc ciszę, która ogarnęła pomieszczenie. Nawet
nie zauważyłam, że skończył gotować.
Wiercąc się na moim miejscu bawiłam się palcami, czekając na moment,
aż Justin wreszcie otworzy usta i coś powie. Wszystko szło świetnie,
wreszcie wszyscy rozumieliśmy się jak za dawnych czasów, tak, jakby nic
się nie zmieniło, a on musi wejść z tematem, który cofa nas do
początku.
I tak, jakby sprawa nie mogła się jeszcze bardziej pogorszyć, do
kuchni wszedł John, a napięcie wokół nas jeszcze bardziej wzrosło, nawet
nie wiem dlaczego. Skinął do nas głową na powitanie i wyciągnął sobie
wodę y butelki, tak samo jak ja.
- Dzień dobry. - jego głos był twardy i do rzeczy, coś, do czego nie byłam przyzwyczajona, ponieważ John nigdy nie był szorstki.
- Dobry. - mruknęłam, a chłopcy przywitali się z Johnem klaśnięciem
dłoni, starając się rozjaśnić atmosferę i udawać, że nic się nie stało.
Justin jednak nadal utrzymywał twardy wzrok, nie wykonując ani
jednego ruchu, by przywitać się z Johnem. Jego szczęka drgnęła i
wiedziałam, że coś jest nie tak. Justin ani trochę nie cieszył się z
widoku Johna.
John usiadł obok mnie, szturchając mnie ramieniem.
- Carly do mnie dzwoniła i chciała, żebym powiedział ci, że lekcje
zaczynają się za około pół godziny. - na jego słowa moje oczy szeroko
się otworzyły.
- Cholera. - mruknęłam pod nosem - Całkowicie zapomniałam. - wstałam,
dosunęłam krzesło i dopiłam wodę, pustą butelkę wyrzucając do kosza.
- Lekcje? - Justin spojrzał na mnie - Co to ma znaczyć, że masz
lekcje? Czy ty aby nie skończyłaś już szkoły? - zaprzeczyłam ruchem
głowy.
- Skończyłam liceum, tak, ale teraz jestem na studiach. -
stwierdziłam rzeczowo. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak John
go ubiegł.
- Może gdybyś był tu przez ostatnie trzy lata, to wiedziałbyś takie
rzeczy. - syknął pod nosem głośniej, niż zamierzał. Moje oczy szeroko
się otworzyły. Byłam zszokowana jego ostrymi słowami i wiedziałam, że
nie skrzywdzą jedynie mnie, ale również Justina, który właśnie zaciskał
dłonie w pięści.
- Jeszcze raz wyrzuć mi takie gówno w twarz, a nie tylko obiję ci
twoją jebaną mordę, ale też porozdzieram cię na strzępy, ty mały
skurwielu.
- Justin… - zaczęłam cicho wiedząc, do czego to zmierza i dopomóż mi
boże, nie byłam w nastroju do przerywania bójek, tym bardziej dwójki
ludzi, z którymi byłam najbliżej.
- Gówno zrobisz. - syknął John - Potrafisz tylko mówić, a nic nie
robisz. Mam w dupie to, że siedziałeś w więzieniu czy to, że już kiedyś
kogoś zabiłeś; nie masz wystarczających jaj, by położyć na mnie ręce. -
odparł z przekąsem.
Oczy Justina pociemniały i widać w nich było szalejącą burzę, przez
co wiedziałam, że John przesadził. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia,
Justin znalazł się przy Johnie, złapał jego szyję i przycisnął go do
ściany.
- Powiedz to jeszcze raz. - rozkazał - No śmiało, powiedz to. -
wysyczał przez zaciśnięte zęby, jego palce pobielały od ściskania szyi
Johna - Powiedz, że ciebie nie zabiję.
- Justin, nie! - krzyknęłam, podbiegając do niego. John walczył o
powietrze, jego dłonie znalazły się na dłoniach Justina, starając się
jakoś poluźnić jego uścisk, co nie miało sensu. Justin był zbyt silny.
Odciągając go od ściany, Justin ponownie go na nią popchnął, tym
razem jeszcze mocniej, a krzyk i płacz chcący wydostać się na zewnątrz
utknął w gardle Johna.
- Proszę Justin, nie rób tego! To twój najlepszy przyjaciel! - chwyciłam jego nadgarstek, łzy rozmazywały mi obraz.
- Najlepszy przyjaciel, w dupie. - Justin uśmiechnął się szyderczo,
jego twarz wyglądała niczym śmierć, nie dało się od niego wyczuć nic
poza nienawiścią.
- Proszę… - wyszeptałam, ciągnąc go tak mocno, jak tylko mogłam.
Bruce chwycił mnie w pasie i odstawił na bok, przekazując Marcusowi,
który przycisnął mnie do swojego boku. Łapiąc Justina za tył koszulki,
Bruce odciągnął go od Johna i w przeciągu kilku sekund John upadł na
podłogę, z trudem łapiąc powietrze.
- Co to kurwa mać ma być, chłopie? - warknął Bruce ze złością, nadal
trzymając Justina, by ten nie był w stanie ponownie zaatakować Johna -
Co do kurwy nędzy dzieje się między waszą dwójką? - wpatrywał się w nich
z niedowierzaniem, zszokowany tak samo, jak my wszyscy.
- Spytaj ten kawałek gówna! - Justin wyrzucił rękę w kierunku Johna,
jego twarz była czerwona ze złości, a żyły na szyi nadal były widoczne.
- Myślałem, że wyjaśniliśmy to sobie wczoraj wieczorem? - Bruce
przeniósł dłoń na kark Justina, a drugą wystawił do Johna na wszelki
wypadek, gdyby ten chciał ruszyć w kierunku Justina.
- Ja też tak myślałem, ale najwidoczniej ktoś tu ma problem z
utrzymaniem języka za zębami. - wysyczał Justin, jego nozdrza poruszały
się z wściekłości.
- Spokojnie! - w głosie Bruce’a można było usłyszeć nutkę szyderstwa,
gdy zniecierpliwiony potrząsał głową, nie będąc w stanie dłużej
wytrzymać ich nieznośnego zachowania - To jest śmieszne. - mruknął.
- Po prostu mnie kurwa puść. - splunął Justin, wyrywając się z uścisku Bruce’a. Poprawił bluzkę i przejechał palcami po włosach.
- Chodź. - mruknęłam cicho, podchodząc do Justina - Musisz się
uspokoić, a nie stanie się to, jeśli tutaj zostaniemy. - złapałam jego
słoń i pociągnęłam go do wyjścia y kuchni - Dlaczego nie zawieziesz mnie
do szkoły? Wyjdziesz na trochę z domu…
- To dobry pomysł. - Bruce westchnął, pocierając czubek głowy i zsuwając dłoń na kark. Spojrzałam na Johna.
- Powiedz Carly, że spotkam ją w klasie, okej? - powiedziałam cicho, w odpowiedzi uzyskując skinienie.
- Masz usta śmieciu, dlaczego ich nie użyjesz? - Justin uśmiechnął
się szyderczo, prawie powodując kolejną bijatykę co było ostatnim, czego
wszyscy potrzebowaliśmy.
- Przestań. - ostrzegłam go, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej,
by powstrzymać go od zrobienia kolejnej głupiej rzeczy - Po prostu
chodźmy.
Justin spojrzał na mnie z góry po raz pierwszy od chwili, w której
się do niego odezwałam, jego oczy złagodniały pod moim spojrzeniem.
Machając do chłopaków wymusiłam lekki uśmiech i chwytając kluczki
wyszłam z domu, z Justinem na ogonie. Otworzyłam samochód, po czym
podałam kluczyki chłopakowi.
- Wiem, że minęło już trochę czasu, ale zakładam, że nadal wiesz, jak
się prowadzi? - spytałam, a Justin wyrwał mi kluczyki, cicho warcząc.
- Czy każdy będzie kurwa do tego wracał? Wiem, że ‘minęło trochę
czasu’. - zadrwił - ale, do cholery, nie straciłem pieprzonej pamięci.
Wsiadł do samochodu i czekał, aż zajmę miejsce pasażera. Kiedy to
zrobiłam zapalił auto, po czym zjechał z podjazdu na ulicę. Gdy tylko
zapięłam pas, przyspieszył.
- Który to kampus?
- To w pobliżu północnego końca, chodzę do Campton University. -
wymamrotałam czując się niezręcznie, powietrze wokół mnie sprawiało, że
się dusiłam. Kładąc łokieć na oparciu położyłam brodę na dłoni,
wpatrzona w widok za oknem.
- Przepraszam. - powiedział Justin po chwili - Nie chciałem się na tobie wyżyć.
- Jest okej. - wzruszyłam ramionami.
- Nie. - stwierdził ostro - Nie jest. Nie zasługujesz na to, bym był
dla ciebie dupkiem; chciałaś tylko pomóc. Ja po prostu… - przerwał,
próbując znaleźć odpowiednie słowa - Byłem zły i…
- Justin. - westchnęłam, odwracając się, by na niego spojrzeć -
Powiedziałam, że jest okej. Nie jestem zdenerwowana, dobra? Czuję się dobrze.
- rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie, po czym znowu zwróciłam się do
okna. Nienawidziłam gdy zachowywał się, jakbym była pięcioletnim
dzieckiem, któremu trzeba wyjaśnić, dlaczego zostało skarcone.
Krzywiąc się do siebie, zaczęłam palcem rysować przypadkowe wzory na szybie okna, chcąc przyspieszyć czas.
- Co z tobą nie tak? - spytał, a w jego głosie było słychać, że
powstrzymuje się przed wybuchem, co wywoływało dreszcz na moich plecach.
- Co masz na myśli? - starałam się mówić pewnie i skupiać wzrok na
czymkolwiek poza nim, ponieważ wiedziałam, że się we mnie wpatruje.
- Próbowałem się tobie wytłumaczyć, przeprosić cię, a ty zachowujesz się, jakbym zrobił coś nie tak.
- Po prostu nienawidzę, gdy traktujesz mnie jak jakąś kruchą lalkę,
która może się rozpaść. - syknęłam - Nie mogę wytrzymać, gdy jesteś dla
mnie wredny. Nie jestem tą samą dziewczyną co wcześniej. -
zauważając jak głośno jestem, zniżyłam głos do szeptu - wiele się może
zmienić w ciągu trzech lat… - przerwałam, wpatrzona w swoje paznokcie.
Po czasie, w którym chłopak wyglądał, jakby karcił się za wcześniejszy dobór słów Justin zamknął usta, nie wypowiadając ich.
- Wiem. - nie wydając z siebie żadnego dźwięku więcej Justin pochylił
się, biorąc moją lewą rękę w swoją, po czym lekko ją ścisnął. Zamarłam
przez nagły gest, całkiem się go nie spodziewając.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie nic z
siebie wydusić. Zaciskając wargi oparłam się o siedzenie, pozwalając
nagłemu, jednak lubianemu uczuciu wygodnej ciszy nas pochłonąć.
- Odwdzięczę ci się, wiesz to.
- Słucham?
- Cały ten czas, który straciliśmy. - spojrzał na mnie, a nadzieja
połyskiwała w piwnym wirze jego tęczówek - Wiem, że nie mogę wymazać
ostatnich trzech lat. Jednak jestem pewien jak diabli, że mogę się
postarać, by kolejne trzy i cała reszta, którą razem spędzimy, były o
wiele lepsze. - przyciągając moją dłoń do swoich ust, delikatnie
pocałował każdą kostkę, zanim złączył nasze palce. Jego oczy ani razu
nie oderwały się od jezdni, a lekki cień uśmiechu pojawił się na jego
twarzy.
- Chcesz przez to powiedzieć, że będziemy razem przez długi czas? -
przygryzając dolną wargę powstrzymałam chęć szerokiego uśmiechu.
- Długi czas? - spojrzał na mnie z adoracją w oczach - Chyba raczej
na zawsze. - pochylając się lekko musnął moje usta, ponownie ściskając
moją rękę - Czy zostały jeszcze jakieś papierosy w schowku? -
zainteresowany uniósł brwi.
- Tak mi się wydaje. - moja twarz wykrzywiła się w niepewności - Nie jestem stuprocentowo pewna.
Unosząc kolana, Justin użył ich do sterowania samochodem, a jedną
dłoń skierował do schowka, drugiej nadal nie odrywając od mojej. Jego
oczy rozjaśniły się na widok paczki Malboro, którą znalazł. Biorąc ją
razem z zapalniczką zatrzasnął schowek, wracając na swoje miejsce.
Wyciągnął papierosa z paczki i wsunął go między wargi, po czym zapalił
go i mocno się zaciągnął.
Przez chwilę trzymając dym w płucach, Justin wypuścił go po chwili,
wypełniając cały samochód jego zapachem. Otworzył okno, by dym wydostał
się na zewnątrz.
- Cholera, minęło już trochę czasu, od kiedy raz mogłem zapalić. -
zaśmiał się, trzymając papierosa w rogu ust, gdy złapał kierownicę
dłońmi. Po kilku minutach, Justin wjechał na teren uniwersytetu - To w
tym budynku jesteś? - zatrzymał samochód na parkingu, dym wylatywał z
jego ust przy każdym słowie.
- Tak, mam wykłady w tamtym budynku. - odpięłam pas i zwróciłam się do niego - Bądź grzeczny. - ostrzegłam go złośliwie.
- A czy ja nie zawsze jestem grzeczny? - zażartował, w jego głosie dało się wyczuć sarkazm. Rzuciłam mu złe spojrzenie.
- Nie żartuję. W domu prawie odpłynąłeś. Gdyby nie było tam chłopaków
lub mnie, zabiłbyś go, Justin… - powiedziałam, a on pokiwał głową.
- Nie martw się o to, kochanie. Nic się nie stanie; raz straciłem
panowanie, ale to się nie powtórzy… nie gdy Bruce mnie pilnuje, to tak
czy inaczej. - zaśmiał się - A teraz idź do klasy, zanim się spóźnisz. -
westchnęłam, wzruszając ramionami.
- No dobrze, ale jak wrócę do domu i dowiem się, że się pobiliście, to ciebie skrzywdzę. - ostrzegłam go, mrużąc oczy.
- Aż się cały trzęsę, skarbie. - Justin uśmiechnął się, jego lewa
ręka nadal znajdowała się na kierownicy, a łokieć prawej ręki opierał
się na oparciu, gdy pochylił się w moim kierunku.
- Justin… - jęknęłam, gdy przycisnął usta do moich, przerywając mi.
- Idź na lekcje, nie masz się czym martwić. - zapewnił mnie po raz
kolejny, pochylając się ponownie i gładząc mój policzek - Chodź. -
chwycił moją brodę między kciuk a palec wskakujący, po czym przyciągnął
mnie do przodu, składając na moich ustach delikatny pocałunek.
- Kocham cię. - wyszeptałam.
- Ja ciebie też. - pocałował moje czoło, po czym głową skinął w kierunku szkoły - Baw się dobrze.
- Oh, na pewno będę się świetnie bawić. - mój głos był przepełniony
sarkazmem, jednak cicho się zaśmiałam - Do zobaczenia później, Carly
odwiezie mnie do domu.
- Carly? - Justin zacisnął zęby. Westchnęłam, wiedząc o co chodzi.
- Tak Justin, Carly. Jest moim kierowcą do i ze szkoły już od dłuższego czasu.
- Tak? Ale już wróciłem do miasta, więc możesz jej powiedzieć, żeby się odpierdoliła. - cały wrzał, gwałtownie oddychając.
- Justin! - krzyknęłam, niezadowolona z jego słów skierowanych do mojej najlepszej przyjaciółki.
- Co? - splunął beztrosko, ani trochę się tym nie przejmując. Marszcząc brwi, pokręciłam głową.
- Nic. Zobaczymy się w domu… cokolwiek. - lekceważąco machnęłam ręką,
otwierając drzwi i wychodząc na teren kampusu. Odwróciłam się, idąc
ścieżką prowadzącą do podwójnych drzwi, po czym zniknęłam za nimi i
skierowałam się do klasy, nawet się nie odwracając. Jedyne co
usłyszałam, to głośny pisk kół odjeżdżającego auta Justina.
~~~~~~
Proszę skończyłam rozdział 3, nie stety jest on tak długi że podzieliłam go na 2 części. :P
AJAJAJ <3
OdpowiedzUsuń