Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 3 “I’ll take my chances.” (Part 2/2)

Justin’s PoV
Droga do domu była strasznie wkurwiająca, ponieważ jedyne, o czym mogłem myśleć było rozdarcie Johna i nakarmienie nim psów za to, że chociażby otworzył do mnie buzię w taki sposób, w jaki to zrobił.
I to wszystko przez starą, dobrą Carly Risi, tą głupią dziwkę.
Winiłem ją za wszystko. Gdyby zajęła się swoimi jebanymi sprawami i nigdy nie powiedziałaby rodzicom Kelsey o naszym związku, może nic z tego gówna które miało miejsce między nami by się nie wydarzyło i moglibyśmy się jakoś rozumieć.
Najważniejsze w tym zdaniu było słowo może, ale, mimo wszystko, akceptowałbym ją dla Kesley.
Ta suka może i uratowała mi życie, ale tylko dlatego, że nie chciała bym z nią skończył. Zadrzyj ze mną, a ja nie będę się bał ciebie zabić - kobieta czy nie - a ona dobrze o tym wiedziała. Mądre z jej strony było to, że zrobiła co musiała, by zostać przy życiu. Jednak teraz uczepiła się jaj Johna, a ten idiota był zbyt zaślepiony miłością, by zauważyć, kim naprawdę jest - obłudną, niewiele znaczącą ciotą.
Byłem tak pochłonięty myślami, że nawet nie zauważyłem, kiedy dojechałem do domu. Pokiwałem głową, szydząc sam z siebie. Wyłączyłem silnik i zabrałem klucze, wychodząc z samochodu.
Wszedłem do domu i rzuciłem klucze na komodę za mną, po czym ruszyłem do pokoju, w którym chłopcy siedzieli na kanapie i rozmawiali, pochyleni do siebie.
- Co robicie? - spytałem. Bruce jako pierwszy podniósł wzrok, jednak kompletnie zignorował moje pytanie.
- Bezpiecznie ją dowiozłeś?
- Tak. Powiedziała, że wróci potem do domu z Risi. - starałem się nie wysyczeć jej imienia z obrzydzeniem, ale chyba mi nie wyszło, bo John mruknął coś pod nosem - Masz coś do powiedzenia, brachu? - syknąłem z sarkazmem - Dlaczego się nie odezwiesz, tylko zawsze zachowujesz się jak mała suka i szepczesz gówno pod nosem?
John zerwał się na równe nogi i ruszył w moim kierunku.
- Nie mówiłem nic gnoju, więc dlaczego się kurwa nie uspokoisz i nie zeskoczysz z wysokiego konia, na którym najwyraźniej siedzisz? - warknął wściekły.
- Może zrobię to dopiero w chwili, w której przestaniesz zachowywać się jak mały chuj przez jakąś dziewczynę. - w tej chwili powiedziałem za wiele dla Johna. Popchnął mnie do tyłu, a ja w odpowiedzi wymierzyłem w jego kierunku pięść i zanim się zorientowaliśmy, obydwoje okładaliśmy się pięściami.
- Wystarczy! - warknął Bruce stając między nami, gdy Marco odepchnął Johna, a Marcus przytrzymywał mnie - To cholernie idiotyczne! Ile macie lat? Pięć? - wysyczał wściekły - Mam już wystarczająco wiele tego gówna w życiu. Byliście najlepszymi przyjaciółmi przez długi czas, od kiedy tylko pamiętam i teraz wyrzucicie to wszystko przez jakąś bzdurę?
- To on to wszystko kurwa zaczął! - zacząłem się bronić całkowicie nie dowierzając, że jestem za to wszystko obwiniany. Dotknąłem ust i zdziwiłem się, na palcach zauważając krew.
- No cóż, gdybyś może zamknął swoją zasraną buzię, to nie bylibyśmy w takiej sytuacji! - wypalił Bruce.
- A kim ty do kurwy nędzy jesteś? Jerry’m Springer’em? - splunąłem, wyrywając się z uścisku Marcusa - Będę mówić i robić co kurwa chcę.
- I właśnie to wprowadza cię w takie kłopoty! - odpowiedział Bruce nierówno oddychając i kiwając głową - Mamy interesy, którymi musimy się zająć i ostatnią rzeczą której potrzebujemy jest to, byście dobrali się sobie do gardeł. - nadal kiwając głową, położył ręce na biodrach - Czuję się tak, jakbym musiał was na trochę odsunąć od pracy, byście mogli się uspokoić.
- Odsunąć? - zaśmiałem się - Nie wiem co brałeś, ale to ty musisz się uspokoić i znowu zachowywać jak Bruce, którego znałem, bo to zachowywanie na Buddę i jestem za pokojem doprowadza mnie do szaleństwa. John stłumił śmiech, zgadzając się ze mną nawet, jeśli nie chciał.
- On ma rację. - dodał, a Bruce rzucił mu złe spojrzenie. Pokiwał głową, a zamiast groźnego spojrzenia na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Do diabła, może powinienem być Buddą, bo jestem za pokojem wtedy, gdy wasza dwójka się kłóci.
- Nie, dziękuję. Miałem tego gówna za dużo w moim życiu. Teraz stań się znowu ostry, albo będę musiał skopać ci tyłek, by ci pomóc. - uśmiechnąłem się.
- Mogę sobie z tobą poradzić każdego dnia, Bieber. - Bruce rzucił rękawicę i uśmiechnął się, pewien z zwycięstwa. Uniosłem brwi, rozbawiony.
- Czy to wyzwanie?
- Tylko jeśli chcesz, Bieber. - Bruce złośliwie uśmiechał się w moim kierunku. Wzruszając ramionami, wpatrywałem się w niego przez chwilę, po czym ruszyłem w jego kierunku. Chwyciłem go za szyję i pociągnąłem w dół, kostkami drugiej dłoni pocierając czubek jego głowy.
Chłopcy zaśmiali się wpatrzeni, jak Bruce próbuje wydostać się z mojego uścisku. Gdy już prawie mu się udało, przerwał nam dźwięk czyjegoś telefonu. Puszczając Bruce’a wpatrywałam się, jak wyciąga swojego Blackberry z kieszeni spodni.
- Halo? - powiedział, przyciskając przedmiot do ucha. Wymienił parę słów z osobą po drugiej słowie, a my tylko słuchaliśmy, nie wydając z siebie żadnych dźwięków. Gdy tylko skończył, zmarszczyłem brwi.
- O co chodzi?
- Wygląda na to, że ktoś się tu prosi o kłopoty i musimy się tym zająć. - Bruce spojrzał na każdego z nas - The Snipers właśnie stanęli na naszym terytorium Stratford.
Kelsey’s PoV
- Jak było? - spytała Carly w momencie, w którym usiadła na miejscu obok mnie.
- Jak było co? - udawałam głupią, otwierając notes w którym pisałam w szkole. Przygotowałam długopis i zaznaczyłam nim pustą stronę gotowa, by zapisywać wykład Mr. Campbell.
- Wiesz, o czym mówię. - trąciła mnie. kiedy pokiwałam głową, przewrócił oczami - Ostatnia noc z Justinem. - wyszeptała takim tonem, jakby mówiła o najbardziej oczywistej rzeczy na świecie.
- Oh. - podkreśliłam, wzruszając ramionami - Było w porządku.
- Tylko w porządku? - Carly rzuciła mi wątpliwe spojrzenie, niezadowolona z mojej odpowiedzi - To chyba jasne, że zrobił coś więcej niż, no nie wiem… Pocałunek. Słyszałam jęki nawet na dworze. - moja szyja zaczęła piec, gdy Carly jak zwykle zaczęła mówić, co myślała.
- Boże Carly, nie musisz być tak głośno. - powiedziałam szybko, a ona uniosła dłonie w obronie.
- Przepraszam, ale nie dajesz mi żadnych szczegółów, a jako przyjaciółka sama muszę je znać. - na jej słowa zachichotałam.
- Nie, nie musisz.
- Muszę. Ja mówiłam ci wszystko o moich nocach z Johnem! - jęknęła, wydymając usta. Rzuciłam jej zniesmaczone spojrzenie.
- Uwierz mi, nie chciałam wiedzieć żadnej z tych rzeczy.
- Ale ci je powiedziałam, bo tak robią przyjaciółki. Rany Kels, potrzebujesz przeczytać podręcznik o przyjaźni? - spytała, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Podręcznik? Serio, Carly?
- Co? Mają takie dla ludzi jak ty. - dokuczała mi, uśmiechając się zwycięsko. Przewróciłam oczami.
- Nie odpuszczasz, co? - jej oczy pojaśniały gdy zdała sobie sprawę, że uginam się pod jej presją.
- Nie. - uśmiechnęła się, niezmiernie dumna z samej siebie. Cicho westchnęłam.
- No więc, jeśli musisz wiedzieć, tak, my… No wiesz… - rozejrzałam się chcąc się upewnić, że nikt nas nie podsłuchuje, jednak głos i tak zniżyłam do szeptu - Zrobiliśmy to.
- I? - Carly przygryzła dolną wargę, chcąc usłyszeć więcej.
- Było wspaniale. - wymamrotałam. Carly uśmiechnęła się.
- No cóż, przynajmniej w jednej rzeczy jest dobry.
- Carly! - skarciłam przyjaciółkę, lekko ją odpychając.
- Co? To prawda! - potarła miejsce na ramieniu, w które ją uderzyłam - Niech przynajmniej da ci przyjemność i zrobi dobrze po tych trzech latach.
- Jesteś niemożliwa. - wymamrotałam, spoglądając na nią ze złością, co jednak szybko zamieniłam śmiechem.
- Wiem. - poruszyła brwiami - Już mi to mówiono.
- O Boże. - zaśmiałam się, zatykając uszy dłońmi - Nie chciałam tego wiedzieć!
- Wiesz wszystko inne, więc mogę dodać jeszcze jedną rzecz, prawda? - Carly mrugnęła do mnie i odwróciła głowę w sekundzie, gdy pani Campbell rozpoczęła wkład.
________________________________
- To było brutalne. - Carly wypuściła powietrze, gdy szłyśmy korytarzem. Właśnie skończyłyśmy drugą lekcję - On nie potrafi skończyć gadać… To przyprawia o mdłości.
- Jak coś takiego jak mówienie może przyprawiać o mdłości? - zaśmiałam się.
- Kiedy chodzi o pana Tannera to tak, jest to możliwe, uwierz mi. - pokręciła głową, grzebiąc w torebce, jak przypuszczałam w poszukiwaniu kluczy.
- No cóż, oddałaś swoją pracę Jacobsowi? - spojrzałam na nią znad rzęs. Pokiwała głową, zbyt pochłonięta tym, co robi.
- Tak, zanim weszłaś.
- Dobrze, ostatnia rzecz jakiej potrzebujesz to problemy na jej lekcjach. Z tego co słyszałam, jeśli nie oddasz przynajmniej jednego zadania, od razu cię przekreśla.
- Słyszałam to samo. Ta dziwka jest szalona. - Carly pokiwała głową. Dopiero co wyszłyśmy na dwór i szłyśmy w kierunku parkingu, kiedy Carly zatrzymała się za mną. - Cholera. - wysyczała.
- O co chodzi? - odwróciłam się do niej.
- Zapomniałam telefonu z klasy. - odpowiedziała, a ja jęknęłam poirytowana.
- Mówisz poważnie?
- Tak, ale nie ma sprawy, po prostu wrócę sama i go wezmę. Tutaj masz klucz, włącz auto i poczekaj na mnie, zaraz wrócę.
- Okej. - wzięłam kluczyk z jej dłoni i trzymając książki przyciśnięte do piersi szłam dalej, szukając auta Carly.
Kiedy znalazłam je niedaleko miejsca w którym stałam, ruszyłam w jego kierunku, mijając inne. Wpatrywałam się w ziemię i nie skupiałam się, co dzieje się przede mną, przez co wpadłam na twardą pierść nieznanej mi osoby, a książki wypadły mi z rąk.
- Cholera. - mruknęłam i klęknęłam, by je podnieść. Ręce nieznanego mi chłopaka zaczęły robić to samo, przez co od razu stałam się ostrożniejsza. Przesuwając wzrokiem po długości jego ręki prawie jęknęłam w momencie, w którym spojrzałam w parę jego świecących, niebieskich oczu.
- Przepraszam za to. - odezwał się, jego głos był szorstki - Nie zauważyłem cię, maleńka. - wyciągnął w moim kierunku książki, obydwoje wstaliśmy w tym samym momencie. Wsadziłam książki od ramie.
- Dziękuję… - przerwałam, nie znając jego imienia.
- Tranner. - zrobił przerwę - Tranner Evans. - szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Jestem Kels…
- …sey Jones. - skończył za mnie, wsuwając dłonie w kieszenie spodni - Wiem, kim jesteś. - jego usta wygięły się w uśmiechu - Jesteś dziewczyną Justina Biebera, prawda?

~~~~~~~~
Skąd on zna Justin i skąd wie że Kelsy jest jego dziewczyną?
Emocjonujące :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz