Danger's back and he's more dangerous than ever

Rozdział 2 "I'll never leave you"

Zostałam w objęciach Justina tak długo, że wydawała mi się to być wieczność. Kochałam czuć jego ramiona wokół mojej osoby, jego klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół w naturalnym rytmie. Zamknęłam oczy delektując się chwilą, wiedząc, że za kilka sekund będziemy musieli zmierzyć się z prawdą, że rzeczy już nie są takie same.Justin trącił nosem miejsce pomiędzy moją szyją i barkiem, po czym lekko je musnął.
- Chodź, lepiej wróćmy do chłopaków, zanim się obrażą. - zaśmiał się lekko, starając się załagodzić napiętą atmosferę między nami. Zmarszczyłam brwi, a grymas pojawił się na mojej twarzy.
- Nie. - mruknęłam, kiwając głową i przysuwając się bliżej do niego, ciepło jego ciała promieniowało do mojego. Jego pierś zadrżała od śmiechu, pogładził moje włosy. W jego oczach było widać rozbawienie, gdy patrzył na mnie z góry.
- Co ma znaczyć nie?
- Po prostu nie. - mruknęłam, stojąc w miejscu - Nie chcę do nich wracać… - zamarłam, kiwając się na stopach. Przełknęłam ślinę wiedząc, że wkopywałam się głębiej i później będę tego żałować. Gdy tylko miałam zabrać ręce i przestać go tulić, Justin złapał je i zatrzymał na miejscu.
- Czemu nie chcesz tam wracać? - mruknął cicho. Spojrzenie jego oczu pokazywało, że wiedział o co chodzi, gdy próbował mnie namówić, abym powiedziała prawdę.
- Ja… - westchnęłam i wzięłam głęboki oddech, potrząsając głową - Nic. - ucisk Justina zacieśnił się na moich ramionach; nagła aura niezadowolenia wytworzyła się między nami.
- Kelsey, - zaczął, mocno zaciskając powieki, w duchu zmuszając się do uspokojenia, zanim ponownie je otworzył i spojrzał na mnie - Nie mów, że to nic. Wiesz, jak bardzo tego nienawidzę.
Skinęłam głową, wiedząc, że ma rację. Ignorując uczucie rosnące we mnie i zmuszające mnie do bronienia siebie, nie chciałam zaczynać kolejnej kłótni, gdy dopiero co skończyliśmy jedną.
- Po prostu… Dzisiejszej nocy chcę być z tobą… Tylko ty i ja, nikt inny. - patrzyłam na swoje stopy zawstydzona, że się poddałam. Po długiej ciszy, Justin wreszcie postanowił się odezwać.
- Poczekaj tu. - odsunął moje ramiona, po czym ruszył korytarzem. Ciekawa, zrobiłam kilka kroków do przodu zastanawiając się, dokąd idzie i co ma zamiar zrobić. Stojąc w progu kuchni wpatrywałam się, jak Justin odsuwa drzwi do ogródka, gdzie Carly i chłopcy obecnie siedzieli. Zamienił kilka słów z Bruce’m, zanim zamknął je i wrócił do mnie.
- Wydaje mi się, że powiedziałem ci, abyś czekała w salonie? - jego usta wygięły się w uśmieszku. Wzruszyłam ramionami, bawiąc się rąbkiem koszuli.
- Byłam ciekawa. - niewinnie spojrzałam na niego, powstrzymując chęć uśmiechu.
- Ta sama ciekawa wszystkiego Kelsey Jones, co? - Justin wpatrywał się we mnie z nieznikającym z twarzy uśmieszkiem - Co ci o tym mówiłem? - przechylił głowę na bok, a jego ciało powoli zbliżało się do mojego. Odsunęłam się trochę, z niewinnym uśmiechem na twarzy.
- No cóż… - z moich ust wydobył się cichy chichot - Wiesz… złe nawyki powoli umierają. - unosząc brwi, wsunął ręce w kieszenie dżinsów i zmrużył oczy, uważnie się we mnie wpatrując.
- No co ty? - na jego słowa pokiwałam głową.
- Mhm. - robiąc kilka kroków w moim kierunku, Justin zatrzymał neutralny wyraz twarzy, nic nim zdradzając.
- No cóż, a jeśli załaskoczę cie na śmierć nadal będziesz upierać się przy swoim?
- Co masz na… - zanim zdążyłam dokończyć pytanie, Justin ruszył w moim kierunku. Z moich ust wydobył się krzyk zdumienia, szybko zaczęłam uciekać.
- Możesz uciekać tak szybko jak chcesz kochanie, i tak cię złapię. - Jusin zaśmiał się, goniąc mnie wokół kanapy i po schodach. Głośno dyszałam nie wiedząc, do którego pokoju powinnam uciec, po czym zdecydowałam iść do Justina. Gdy tylko się tam znalazłam, odwróciłam się szybko łapiąc drzwi, gotowa zatrzasnąć je mu przed nosem, kiedy przytrzymał je, zanim mi się udało. Krzycząc odwróciłam się, pędząc w kierunku drugiej strony łóżka, kiedy ramiona Justina objęły mnie w talii.
- Mam cię! - Justin zaśmiał się.
- Justin! - również się zaśmiałam, gdy rzucił mnie na łóżko i znalazł się nade mną, trzymając moje ręce nad głową. Uśmiechnął się, jego oddech był nierówny od pościgu.
- Mówiłem ci… - zauważyłam, jak blisko siebie jesteśmy, gdy Justin zniżył głos do szeptu - że ciebie złapię.
- Tak. - przełknęłam ślinę, moje oczy nie opuszczały jego gdy próbowałam się uspokoić i zmusić serce do bicia w naturalnym rytmie. Justin przeniósł wzrok z moich oczu na usta, powtarzając czynność kilka razy, zanim nawilżył wargi, pochylając się w dół.
Moje oczy się rozszerzyły, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje i zanim zdążyłam się zemścić, jego usta przyległy do moich.
Było słychać łapanie tchu, spowodowane piorunem, który przeszedł przez nas, kiedy Justin złączył swoje palce z moimi i mocno przycisnął moje ręce do materaca.
Starałam się nie jęczeć, ale wszystko we mnie pragnęło jego dotyku, czekało na więcej, potrzebowało czuć jego miłość przechodzącą na mnie. Pragnęłam znowu czuć się adorowana, słyszeć jak szepta do mojego ucha komplementy, mówi, jaka jestem piękna, jak bardzo mnie kocha i o mnie dba. Tęskniłam za byciem potarganą w jego prześcieradłach, za naszymi ciałami przy sobie i zaplątanymi nogami.
Kochałam wiedzieć, że był mój i tylko mój.
Pomimo to, coś we mnie walczyło przeciwko tym uczuciom, mówiąc mi, że tak nie może być i nie powinniśmy tego robić. Nie mogłam jednak myśleć o tym, co mówi mi moje wnętrze, bo Justin zaczął całować moją szyję, zabierając moje myśli gdzie indziej.
-Tak za tobą tęskniłem. – wyszeptał i delikatnie musnął miejsce pod moim podbródkiem, zanim zaczął ssać skórę w mym słabym punkcie, doprowadzając mnie na granicę podniecenia. Jęcząc, wygięłam się w łuk i przygryzłam dolną wargę
– Justin… - wyczuwałam tą intensywność pomiędzy nami, sto razy większą przez to, co robił Justin. Zostawiając ślad na mojej skórze podniósł się, wypuszczając moje ręce i kładąc swoje za moją głową, co trzymało go w równowadze, kiedy wpatrywał się w moje oczy. Nie mówiąc słowa, cały czas był spokojny, równomiernie oddychając.
Spojrzałam w jego oczy i zostałam zabrana w wir pragnienia, niedostatku, potrzeby, adoracji i determinacji, które było widać w jego orzechowych tęczówkach. Czułam się, jakbym była w transie. Nie mogłam się ruszyć ani nic powiedzieć, byłam sparaliżowana przez niego. Wtedy zauważyłam oporność w jego oczach, niepewność, którą w sobie trzymał. Na początku niepewnie nachyliłam się, przejeżdżając palcami przez napięte punkty i je masując. Zamknął oczy pod wpływem mojego dotyku i nachylił się do mnie, od razu się uspokajając, a jego ciało się zrelaksowało.
– Tęskniłem za twoim dotykiem. – wymamrotał bardziej do siebie niż do mnie. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem wiedząc, jak się czuje. Wewnątrz siebie błagałam, aby wszystko było tak jak kiedyś. Chciałam zapomnieć o ostatnich trzech latach i skupić się tylko na przyszłości.
Podnosząc głowę, złożyłam na jego ustach słodki pocałunek, obejmując jego policzek dłonią. Znowu pociągnęłam go nad siebie. Patrzyłam jak  odpycha się i przyciska swoje czoło do mojego.
-Kocham cię. – wymamrotał, delikatnie odgarniając włosy, które opadły mi na twarz i wsadził mi je za ucho, kciukiem muskając skórę na moim policzku.
-Też cię kocham. – odszeptałam, a łzy zamazały mi widok. Nie mogłam uwierzyć, że to się teraz działo, a przytłaczające uczucie spowodowane tym, że mogę go zobaczyć, dotknąć i porozmawiać z nim uderzyło mnie niczym tona cegieł. Oplatając ręce wokół mojej talii, Justin schował twarz w mojej szyi, mocno mnie trzymając.
– Nie masz pojęcia ile czekałem, by znowu to usłyszeć.– wyznał stłumionym głosem.
Przygryzając wargę niepewnie wsunęłam palce w jego włosy, delikatnie go głaszcząc w kojącym geście, nie chcąc niczego więcej oprócz zostania w tej pozycji na zawsze.
Przyjemna cisza wypełniła powietrze. Justin trzymał mnie przy sobie, a nasze oddechy były zsynchronizowane. Od dawna nie czułam się taka spokojna i nie chciałam stracić tego momentu.
-Wiesz - wyszeptał po kilku sekundach – wszystko czego chciałem to to, by z tobą wszystko było dobrze. Nie przejmowałem się sobą czy tym, co mi się stanie. Wszystko co mnie obchodziło to ty i jak sobie z tym poradzisz.
Zamknęłam oczy na wspomnienia, które przeze mnie przeszły, przypominając mi o wszystkich strasznych rzeczach, które się stały odkąd dowiedziałam się, że został zabrany do aresztu.
–Byłam w rozsypce. – nieśmiało wyznałam – Nie mogłam spać wiedząc, że nie zobaczę cię kolejnego dnia. Zmartwienie przeszło przez twarz Justina, mocniej zacisnął ramiona na mojej szczupłej talii
– Wiem. – wymamrotał. – Nie mogłem znieść tego, że nie mogę cię pocieszyć. Wiedziałem, że to cię będzie niszczyć, ale nie myślałem o tym, jak bardzo to na ciebie wpłynie.
- Naprawdę myślałeś, że nie rozpadnę się na kawałki? – popatrzyłam się na niego z niedowierzaniem. Zaschło mi w ustach, gdy Justin zesztywniał w moich ramionach, a jego oczy się zaszkliły.
-Żeby być całkiem szczerym… – Justin się zatrzymał, oblizując swoje usta i próbując znaleźć odpowiednie słowa na swoją obronę – miałem nadzieję, że nie. Gdzieś tam wiedziałem, że będzie cię to rozrywać od środka, ale bylem pewien, że nie dojdziesz do punktu gdzie będziesz chciała skończyć wszystko to, co jest związane ze mną.
-Uwierz mi, nie chciałam. Po prostu nie wiedziałam co innego mogę zrobić. – westchnęłam, a niepewność zaczęła się we mnie gotować – To, że kłamałeś mi prosto w twarz bardzo mnie zabolało… i zanim zaczniesz się bronić… – szybko zareagowałam widząc, że Justin otwiera usta, by dorzucić swoje parę groszy do tej części historii – Wiem, że to co robiłeś było dla mnie, wiem, ale… część mnie po prostu nie mogła znieść tego, że powiedziałeś mi, że przyjdziesz, a potem musiałam się dowiedzieć, od kogoś innego, prawdę o tym co tak naprawdę robiłeś.
Justin potrząsnął głową, oparł podbródek na mojej klatce piersiowej i popatrzył się na mnie
– Chciałem ci powiedzieć… - zaczął zanim mu przerwałam.
-Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
-Ponieważ wiedziałem, że będziesz na mnie czekać, martwić się przez każdą sekundę nocy, czy wszystko ze mną dobrze i kiedy wrócę do domu, do ciebie. Nie mogłem tego zrobić wiedząc, że w końcu cię to zrani.
-To, co mnie bardziej zraniło to dowiedzenie się, że mój chłopak został aresztowany. Nie ważne co byś mi powiedział, wiedziałabym, że będzie jakiś rezultat, zły albo dobry. Zawsze mówiłeś mi prawdę, nie ważne jaka ona nie była. Kiedy chodziło o Parkera, powiedziałeś mi o tym co się stanie, zwracam honor, więc nie miałam się o co martwić. Kiedy chodziło o twój wymarzony biznes z chłopakami, wiedziałam że mam się nie martwić, bo wiedziałeś co robisz, a przez większość czasu kiedy o tym rozmawiałeś, byłam z tobą.
Justin przez chwilę mnie obserwował, ale ja się czułam jakby to była wieczność, wchłaniał moje słowa i wtedy, po raz pierwszy tego wieczoru, powiedział słowa, na które tak czekałam.
– Przepraszam. – odetchnął, a w jego oczach było widać smutek i skruchę. Wtedy, czułam się jakby nic innego się nie liczyło.
Nie dałam rady się już dłużej powstrzymywać, łzy które trzymałam w sobie przez tak długi czas zaczęły spływać po moich policzkach, a dolna warga zaczęła się delikatnie trząść. Troska w jednej chwili wypełniła oczy Justina, kiedy zauważył słoną substancję na mojej skórze.
– Shhh, kochanie… – Justin otarł moje policzki, a potem przyciągnął moją głowę do swojej piersi. Podciągnął mnie i teraz siedziałam na jego kolanach – Nie chciałem, żebyś płakała. – pocałował mnie kilka razy w czubek głowy, głaszcząc potem to miejsce.
Trzymając się zagłębienia jego szyi, cały czas płakałam mu w ramię, wszystkie emocje wypływały ze mnie w jednym momencie.
- Cholera, Kelsey. – Justin mocno mnie przytulił, można było usłyszeć zaniepokojenie w jego słowach, kiedy wyszeptał mi do ucha słowa zachęty – Proszę, nie płacz. – westchnął – Nienawidzę, kiedy jesteś przeze mnie smutna.
Kiedy nic nie mówiłam, ciągnął dalej.
– Wszystko się ułoży, wszystko się nam ułoży. – powiedział kilka sekund później, przerywając niekomfortową ciszę, która nas otoczyła.
– Uda nam się. – uspokajająco mnie ścisnął. Wcisnęłam się w jego ramię jeszcze mocniej, nie czując się jeszcze na siłach żeby popatrzeć mu się w twarz, jego obietnica utknęła w mojej głowie w szyderczy sposób.
Wszystko czego od niego chciałam przez ten cały czas to, by okazał skruchę. Nie potrzebowałam nieszczerych obietnic ani słów zachęty, ostatnio miałam tego za dużo. Jedyne czego potrzebowałam, to jego miłość, pocieszenie i przeprosiny.
I to dostałam
Wiedziałam, że ten Justin, w którym się zakochałam wciąż w nim był, pomimo tych lat, które przeżyliśmy w rozłące. A to było wszystko czego pragnęłam.
Odsuwając się, nieprzytomnie wytarłam policzki, zanim chwyciłam obie strony jego twarzy i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, któremu szybko się poddał. Chwytając moje biodra, Justin ścisnął mnie i przesunął językiem po mej dolnej wargę, pytając o pozwolenie.
Rozsuwając usta jęknęłam w jego, w sekundzie w której poczułam jego język poruszający się w stronę mojego i przejęłam dowodzenie. Naciskając klatką piersiową na jego, wsunęłam palce w jego włosy, szarpiąc za końce, czym zmusiłam go do jęku.
Uśmiechając się przez pocałunek, z premedytacją przysunęłam moje biodra do niego, wiedząc że doprowadzi go to do szaleństwa.
-Jezu Chryste. – wymamrotał Justin, przygryzając moją dolną wargę i pociągając za nią, zanim znowu wsunął swój język do moich ust, a jego dłonie zjechały do mojego tyłka, ściskając pośladki.
Mocno ciągnąc go za włosy głośno jęknęłam, wszystko wokół nas zatrzymało się jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie, jakbyśmy byli tylko my.
Delikatnie przyciskając mnie do materaca Justin uniósł się, nie odrywając jednak ode mnie. Przez uniesioną koszulkę muskał palcami odkrytą skórę na moim brzuchu i oderwał swoje usta do moich, ciężko oddychając.
– Czekałem na ten moment… – szukając moich oczu, wziął głęboki wdech – od kiedy dowiedziałem się, że mnie wypuszczają.
Gryząc wewnętrzną stronę mojej dolnej wargi, wzruszyłam ramionami.
– Więc na co czekasz? – wyszeptałam. W jego orzechowych oczach można było zauważyć, jak pożądanie bierze górę nad niewinnością, zamieniając ją w burzę namiętności. Nie marnując kolejnych chwil, Justin znowu połączył nasze usta, a jego ręce znalazły się na brzegu mojej koszulki, unosząc ją.
Owijając moje nogi na około jego talii, złączyłam nasze ciała w jedność, tęsknota za byciem potrzebną była coraz większa. Podciągając moją koszulkę do góry i ściągając ją, Justin gapił się na mnie z oczami pełnymi pożądania.
– Jesteś taka piękna. – pocałował mnie, a jego ręce zjechały do moich jeansów. Rozpinając, ściągnął je, a potem rzucił w bok.
Przejeżdżając palcami po jego plecach, złapałam koniec jego koszulki, a potem ściągnęłam ją i rzuciłam na ziemię koło łóżka. Moje ręce instynktownie zjechały na jego klatkę piersiową, zaczęłam nimi po niej suwać w górę i w dół. Nie mogłam oderwać oczu i zauważyłam, że moje założenia z wcześniej okazały się prawdą; trenował.
Szarpiąc jego biodra, znowu sprowadziłam go nade mnie. Przerywając pocałunek, Justin zaczął całować moją szyję przez co cichy jęk wydostał się z moich ust.
Korzystając z okazji odpięłam zamek i guziki jego spodni. Zszarpałam je na tyle nisko, że Justin mógł je zdjąć kopnięciem. Kiedy to zrobił zaczęłam wędrować rękami po jego całym ciele, w górę i po całych plecach, czując jego delikatną skórę pod palcami. Z moich ust wydostał się jęk, a Justin wziął głęboki wdech przez nos i w ciągu kilku sekund reszta naszych ubrań przestała nas chronić.
–Kocham cię. – pocałował mnie.
-Też cię kocham. - ustawiając się pomiędzy moimi nogami, Justin położył swoje ręce po moich bokach.
– Powiedz jak będzie boleć, dobra? Wiem, że trochę minęło…
Twierdząco kiwając głową, złączyłam nasze usta przygotowując się na to niesamowite uczucie, które miałam zaraz poczuć. Przytrzymałam się go, a Justin skotłował nasze usta i jednym szybkim ruchem był we mnie.
Ciche westchnięcie wydostało się z jego ust przez trzyletni brak seksu, a ja poczułam, że krzyk ugrzązł mi w gardle. Wcisnelam stopę w materac, palce zwijały się przez to co czułam. Wbiłam paznokcie w plecy chłopaka, głośno jęcząc. Mocne i zdeterminowane ruchy Justina były coraz silniejsze z każdym pchnięciem. Język Justina odszukał moj, jego ręce były na moim całym ciele, a usta zaraz poszły w ich ślad.
– Cholernie dobrze się czuję, kochanie. – wybełkotał Justin w moją pierś, nie przestając się poruszać.
Godzinę później, czułam jak cała trzęsę się z oczekiwania na ostatni ruch. Wzięłam głęboki oddech, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Justin wstrzymał oddech i pchnął jeszcze raz, zanim wykonczony upadł na mnie. Wziął kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. Był oszołomiony, a pot kapał mu ze skroni. Obrócił się na bok i przyciągnął mnie do siebie, badając mnie wzrokiem z miłością w ochach.
Leżąc obok niego, widziałam tą bezwarunkową miłość, która rozprzestrzeniała się w jego oczach. Odpuściłam całej złości, napięciu, zawiedzeniu i upartości, które w sobie trzymałam. Kochałam go i nie ważne jakie miałam powody, by z nim nie zamieszkać, wiedziałam że nie mogłam. Znaczył dla mnie zbyt wiele, a nasza miłość była zbyt silna, by ją zniszczyć.
Kładąc rękę na jego piersi, złożyłam tam lekki pocałunek. Obejmując go ramionami na około jego brzucha, schowałam twarz w ramieniu chłopaka, splatając nasze nogi.
– Tęskniłam za tym.– wyszeptałam.
-Tęskniłem za tobą. – Justin pocałował moją skroń, trzymając mnie mocno. Wziął moją prawą rękę w swoją lewą, podniósł ją do swoich ust, całując każdą kostkę, a potem złączając nasze palce.
Mimo, że nie chciałam spać, nie mogłam powstrzymać moich oczu od zamknięcia się i zanim się obejrzałam, odpłynęłam w spokojny sen, którego nie miałam od dawna.

POV Justina
Leżałem, nie będąc w stanie zasnąć po przespanych nochach w więziennej celi. Patrzyłem tylko na Kelsey, podziwiałem jaka jest piękna i dziękowałem Bogu, że znowu mogłem ją mieć w swoich ramionach.
Różne myśli chodziły mi po głowie, przypominając mi, jak bardzo spieprzyłem sprawy w ciągu ostatnich kilku lat, a rzecz, której żałowałem najbardziej to brak pożegnania się z Kelsey, kiedy miałem na to szansę.
Jeśli powiedziałbym jej prawdę, mógłbym ją pocałować na do widzenia, by mogła mnie zapamiętać, a nie zostawiać ją z pustką w głowie, z niewiedzą o nadchodzących wydarzeniach.
Kiedy dzisiaj powiedziała, że z nami koniec nie wiedziałem, co mam robić. Czułem się, jakby mój cały świat rozpadał się na kawałki, a ja się dusiłem. Nie mogłem jej stracić, ponieważ wraz z nią straciłbym część siebie. Kelsey jest dla mnie wszystkim, a ja sam bez niej jestem niczym.
Głaszcząc jej włosy, poczułem w moim żołądku nieznany uścisk. Oblizując usta spojrzałem na nią spod moich rzęs, kciukiem obrysowywałem jej wargi, przesuwając się w stronę jej szczęki, przed trafieniem do powiek.
Wiedząc, że zbyt szybko nie usnę, delikatnie wyrwałem się spod ręki Kelsey i rozplątałem nasze nogi. Delikatnie i słodko ją całując, zsunąłem się z łóżka i wstałem. Biorąc moje bokserki, wsunąłem je na siebie zanim założyłem jeansy. Pozwalając im nisko zwisać wyszedłem z pokoju.
Zbiegając po schodach, myślałem że nie usłyszę nic oprócz ciszy, dlatego byłem zdziwiony, kiedy zobaczyłem chłopaków na kanapie, gadających ze sobą i grających w karty. Bruce pierwszy na mnie spojrzał.
- Hej, - kiwnął głową w moją stronę – wyspałeś się?
Chłopcy parsknęli, bez wątpienia wiedząc co działo się na górze.
- Tak, wyspałem się. – odgryzłem się z szerokim uśmiechem i siadłem koło Marcusa, który podał mi piwo.
- Pierwszy dzień po powrocie, a ty już zaliczasz, Bieber? – Marcus mi dokuczył – Cholera. – potrząsnął głową – Oboje z pewnością wiecie, jak to zrobić.
- … do cholery. – walnąłem go ręką w tył głowy – Nie widziałem mojej dziewczyny przez trzy lata. Nie bądź wściekły tylko dlatego, że ty nie masz kogo zaspokoić. – uśmiechnąłem się, chichocząc. Tym razem Marco się uśmiechnął.
- Nie masz racji, Bieber. Tak wyszło, że mam swoją dziewczynę, dziękuję bardzo. - na jego słowa uniosłem brwi, zdziwiony tym co właśnie usłyszałem.
- Wreszcie znalazłeś kogoś innego niż twoje niezliczone zdjęcia Megan Fox? –nie mogłem się nie zaśmiać, a chłopcy zrobili to samo.
- Patrzcie kto teraz jest zabawny. – zaszydził Marco, biorąc łyk swojego piwa.
- Tylko sobie żartuje, chłopie. – przechylając głowę do tyłu i wypiłem duszkiem około połowy i postawiłem je z powrotem na stole. Oblizując usta i wciąż delektując się smakiem, wygodnie oparłem się o oparcie krzesła. – Jak ma na imię?
- Alec. – Marco próbował się nie uśmiechać, a ja nie mogłem tego nie zrobić. Sam zawsze dokuczał mi z powodu mojego związku z Kelsey, a teraz był w tej samej sytuacji. – Alec Johnson.
-Rumienisz się Messina? Czy widzę, że twoje policzki stają się różowe? – dokuczyłem, gapiąc się na Marco, starając się nie śmiać. Marco potrząsnął głową, śmiejąc się.
- Nie, idioto. – wybełkotał, patrząc się w dal.
-Ktoś się zakochał. – zagruchałem, posyłając mu bezczelny uśmieszek.
-Zamknij się, Justin. – Marco wymamrotał, figlarnie się na mnie patrząc – Nie jestem zakochany. Nie jestem takim typem człowieka. – lekceważąco machnął ręką.
- Typem? - Marcus wszedł w rozmowę, podnosząc brew – Pft, jesteś w niej tak zakochany, że dzwonisz do niej co wieczór, tylko by powiedzieć jej dobranoc. – próbował się nie zaśmiać, wiedząc, że wrobił Marca.
- Jakim cudem…
- Ściany nie są z kamienia, Marco. Wiesz, że cię słyszę. – Marcus potrząsnął głową, jego pierś trzęsła się od tego komizmu, który znalazł w tym wszystkim. Zachichotałem.
– Po tobie, bracie.
- A po tobie nie?
- Nigdy nie powiedziałem, że nie. – odgryzłem się z figlarnym uśmiechem, kończąc moje piwo i stawiając je tam, gdzie były wszystkie wypite – Co z wami chłopcy? – obróciłem się do Marcusa i Bruce – Czy macie jakieś dziewczyny, które możecie nazwać swoimi?
Bruce cofnął się na kanapę, wyraźnie zdziwiony moim pytaniem, co sprawiło że było to jeszcze zabawniejsze. Mogłem powiedzieć, że próbował się nie uśmiechać. Kiedy nic nie mówił, zacząłem go namawiać.
- Co? - wzruszył ramionami i mrugnął do mnie pijąc piwo, sygnalizując, że odpowiedź to “tak”.
- Nie ma mnie przez trzy lata, a każdy z was znalazł sobie dziewczynę? Co to za gówno? – żartobliwie wymamrotałem do niego, uśmiechając się.
- Nie myślałeś, że zostaniemy wiecznymi singlami, prawda? – Bruce popatrzył się na mnie z rozbawieniem w oczach. Zaśmiałem się.
- No… - przeciągnąłem, a  Bruce podniósł rękę, powstrzymując mnie
- To było pytanie retoryczne. –wymruczał, biorąc sobie kolejne piwo i rzucając mi jedno. Łapiąc je, oblizałem górną wargę, zanim się napiłem
- Jak ma na imię?
- Stephanie Amara. – powiedział Bruce po połknięciu. Wycierając usta, wierzchem dłoni, kiwnął głową w stronę Marcusa – A jego to Kadra Thompson.
- Są gorące? – wyszczerzyłem się, śmiejąc się do siebie po tym, jak Bruce posłał mi ospałe spojrzenie, wyraźnie nie zadowolony z mojego pytania.
-Nie, są odrażające. – odpowiedział sarkastycznie – Co to za pytanie?
-Tylko mówię, chłopie. – podniosłem ręce w obronnym geście – Widziałem trochę dziewczyn, z którymi się umawiałeś w przeszłości no i… wiesz o co mi chodzi.
- Wal się. – burknął, gapiąc się na mnie.
- Przepraszam, – parsknąłem – to jest robota Kelsey.
Bruce rzucił mi w twarz poduszką z wesołym wyrazem twarzy.
-  Jesteś dupkiem.
- Powiedz mi coś czego nie wiem. - odparowałem ze śpiącym uśmiechem. Kończąc drugie piwo, odwróciłem się do Johna po raz pierwszy odkąd tu przyszedłem – A nasz Johnny ma Risi. – potrząsnąłem głową, wciąż nie wierząc, że jest z tą suką.
-Tak. – John przytaknął, nawet się na mnie na patrząc, gapiąc się na coś na drugim końcu pokoju.
- Co jest z tobą nie tak? – klasnąłem, a atmosfera w pokoju w jednej chwili zrobiła się nerwowa. John wzruszył ramionami.
- Nic.
- Nie opowiadaj mi bajek chłopie, co to za zachowanie? Co tym razem zrobiłem? – wymruczałem z irytacją.
- Nic bracie, nie martw się o to.
- Co to cholery ma znaczyć, “nie martw się o to”. Jesteś moim bratem, to jasne, że będę „się o to martwił”. – odwróciłem się do chłopaków i wskazałem na Johna – Co z nim?
- Wciąż jest wkurzony przez to co się stało dzisiaj z Risi. – odpowiedział Marcus, a John rzucił mu kamienny wzrok. Odwróciłem się do niego.
- Jesteś zły przez Carly? – kiedy John nic nie mówił, uznałem to za potwierdzenie. – Tylko się sobie z niej żartowałem, to nic nie znaczyło.
- Zastanawiam się jak wyglądasz, kiedy mówisz serio. – odpowiedział monotonnie John.
- Mogę nie lubić tej dziwki, ale to jest twój problem, nie mój. Ma temperament i Boże dopomóż, ale nie wpuszczę jej do naszych interesów. Nie ufam jej i ty też nie powinieneś, ale to twój błąd, nie mój. – oblizałem usta, uważnie się na niego gapiąc, moje oczy praktycznie wypalały jego – Jestem szczęśliwy, że kogoś znalazłeś bracie, ale nie myśl sobie, że jej to ujdzie na sucho tylko dlatego, że się przyjaźnimy.
- Masz na myśli jak uratowała twój tyłek przed pójściem do więzienia? To miłe. – syknął, wyraźnie niezadowolony z moich słów.
- Musiałem ją przestraszyć, żeby ze mną pracowała. Jeśli nie przestraszyłbym tej dziwki… – zanim skończyłem mówić, pięść uderzyła mnie prosto w szczękę.
- Nazwij ją dziwką jeszcze jeden raz. - John mocno na mnie naparł, ostrzegając mnie, jego klatka piersiowa ruszała się wściekle szybko.
- O co ci chodzi, bracie? – wstałem i prawie przewróciłem krzesło, które było obok mnie, a moja pięść uderzyła w jego nos, odrzucając Johna.
Po przyjęciu uderzenia, John trzymał się za nos, przeklinając pod nosem.
– Nie waż się nie szanować tak mojej dziewczyny, Justin. Jakbyś się czuł jakbym ja tak mówił o Kelsey?
- Nie miałbyś jak tego zrobić, byłbyś martwy, zanim zdążyłbyś pomyśleć nad resztą zdania. – zadrwiłem, ruszając moją szczęką, by sprawdzić, czy nie jest złamana.
- Mogę powiedzieć to samo. Nie musisz jej lubić, ale miej do mnie na tyle szacunku żeby nie mówić o niej źle, szczególnie po wszystkim co dla ciebie zrobiła. – wytarł zakrwawiony nos – To ona pocieszała twoją dziewczynę, kiedy płakała do poduszki każdej nocy. To ona ją zapewniała, że twojemu marnemu tyłkowi uda się to przetrwać. To ona się nią zajmowała kiedy my nie mogliśmy. To ona była tutaj dla Kelsey kiedy ciebie nie było.
Gapiłem się na niego z niedowierzaniem i bólem. Wiedział jak bardzo zraniłem Kelsey, a ostatnią rzeczą której potrzebowałem było przypominanie mi na każdym kroku o błędzie, który popełniłem.
- Wiesz, że jakbym mógłbym dla niej być, to bym był.
- Ale nie byłeś. Carly była i taka jest prawda. Nie bądź na nas zły, bo nie mogłeś tu być. – wzdychając, John przejechał palcami po swoich włosach - Patrz chłopie, wiem że przechodzisz przez ciężki okres, ale my też. Nie wyżywaj się na nas.
Zanim miałem szansę dopowiedzieć coś ode mnie, usłyszeliśmy z góry zamieszanie, słabe „Justin” dotarło do moich uszu. Odwrociłem głowę w kierunku dźwięku, a zmartwienie wymalowało się na mojej twarzy, gdy obserwowałem, jak Kelsey schodziła ze schodów tylko w moim t-shircie z szeroko otwartymi oczami.
Justin? – znowu zapytała, tym razem trochę głośniej.
-Jestem tutaj, kochanie.
Kiedy odwróciła swoją głowę żeby się na mnie spojrzeć, serce mi się zatrzymało, gdy zobaczyłem czerwone linie na około jej oczu.
Szybko do niej ruszyłem, po czym zatrzymałem się pod schodkiem na którym stała i wziąłem jej twarz w ręce, gładząc jej policzki moimi kciukami.
– Co się stało?
- My… Myślałam, że wyszedłeś. – zacięła się. Kiedy zauważyła moją wyczerpaną twarz. Zaczęła bawić się dołem swojej koszulki, przebierając bosymi nogami i szarpała dolną wargę, przeżuwając ją z niepokojem.
Zmarszczyłem brwi z dezorientacji, chwilę zajęło mi pojęcie tego, co właśnie powiedziała.
- Wyszedłem? Dlaczego miałbym… - ale zanim dokończyłem zdanie, słowa Johna pojawiły się w mojej głowie.
Nie bądź na nas zły, bo nie mogłeś tu być.
I nagle olśniło mnie, że tak było.
Wziąłem jej ręce w swoje i ze smutkiem spojrzałem na nią, żal wypełniał moje całe ciało
- Nie zostawię cię. – wymamrotałem, przyciskając swoje czoło do jej.
Bez żegnania się z chłopakami, wziąłem Kelsey za rękę, biorąc ją na górę do mojego pokoju. Zamykając drzwi za nami, odwróciłem się do niej. Odgarniając jej włosy, niewinnie ją pocałowałem.
- Nigdy się nie martw, że znowu cię zostawię, okay? – uspokoiłem ją, stawiając pytanie na końcu i trzymając ją blisko siebie.
Tępo przytaknęła ruchem głowy, a jej usta złączyły się w cienką linię. Po raz kolejny desperacko ją całując zerwałem z niej moją koszulkę, po czym zaprowadziłem ją do łóżka. Leżąc, przyciągnąłem do siebie Kelsey
- Jestem tutaj. – bezpiecznie ją objąłem i pocałowałem w policzek – I nigdzie się nie wybieram. – zanuciłem jej do ucha.

~~~~~~
I jest następny rozdział :)

5 komentarzy:

  1. Matko, matko, matko *,*

    OdpowiedzUsuń
  2. wszystko jest super ale głupie jest to, że w ogóle trafił do pudła..eh dobrze, że znowu są razem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boze jskie to piekne .. poplakalam sie dzis przy tym na lekcji ^^

    OdpowiedzUsuń