Danger's back and he's more dangerous than ever

Fifty Five


Justin’s POV
- Jesteś słodki kiedy się denerwujesz – zagruchała Kelsey przez telefon a ja mogłem sobie wyobrazić, że się przy tym uśmiechała.
Jęknąłem.
- Nie jestem zdenerwowany, skarbie – skrzywiłem się wyrzucając piłkę w powietrze, po czym łapiąc ją i powtarzając proces, z telefonem między uchem a ramieniem.
- Nie musisz mnie okłamywać. Wiem, jacy są moi rodzice. Masz prawo, żeby być zdenerwowany.
- Po raz dziesiąty mówię, że się nie denerwuję – syknąłem zniecierpliwiony.
Kelsey zachichotała.
- Cokolwiek powiesz. Po prostu bądź sobą i wyglądaj odpowiednio.
Wywróciłem oczami.
- Sobą? Czyli chcesz, żebym wziął ze sobą broń? Poza tym, co jest złego w sposobie, w jaki się ubieram?
- Nie – westchnęła. – Nie chcę, żebyś wziął ze sobą broń – nastąpiła przerwa podczas której zapewne przebiegła palcami po włosach, jak zawsze w takiej sytuacji. – Ubierasz się jak bandyta, Justin.
Praktycznie zakrztusiłem się własną śliną.
- Bandyta?
- Tak. Nie, że żebym uważała, że to nie jest seksowne, ale moi rodzice nie polubią cię, jeśli przyjdziesz w jeansach, t-shircie i skórzanej kurtce. Idziemy na obiad. Pokaż im, że jesteś jak wszyscy.
- Ale nie jestem jak wszyscy.
- Najwyraźniej. Wiem, że nie jesteś, ale musisz chociaż spróbować udawać, że tak jest. Pokaż, że nie mają się o co martwić.
Westchnąłem, zaciskając powieki.
- Sprawiasz, że staje się to bardzo trudne, skarbie.
- Wcale nie. Po prostu jesteś zbyt leniwy, żeby się wystroić.
Zachichotałem wiedząc, że miała rację.
- Nie musisz ubierać garnituru, Justin. Wystarczy, że dobrze się zaprezentujesz.
Pokiwałem głową.
- Dobrze.
- Dziękuję.
- Wszystko dla ciebie skarbie.
Spojrzałem w górę i zauważyłem chłopaków wchodzących do salonu. Usiadłem odkładając piłkę i przełożyłem telefon do lewej dłoni, po czym przybiłem każdemu z nich piątkę.
- Dobrze. Cóż.. niestety muszę zrobić zadanie domowe. Do zobaczenia później.
- Tak, do zobaczenia – westchnąłem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – odsuwając komórkę od ucha, zakończyłem rozmowę.
- Kelsey? – spytał Bruce, wskazując telefon i unosząc wysoko brwi.
Pokiwałem głową, biorąc głęboki oddech. Marcus zachichotał.
- O co chodzi, Bieber? Nie chce uprawiać z tobą seksu?
Odwróciłem głową i spojrzałem na niego.
- Nie, idioto. Mam dzisiaj spotkać jej rodziców.
- Ohh – Bruce wyraźnie zasygnalizował, że rozumie mój ból. – Masz spotkać jej rodziców, tak? Powodzenia. Na pewno ci się przyda.
Pokiwałem głową.
- Wiem.
- Co jest nie tak z jej rodzicami? – spytał John, układając swoje nogi na stole.
- Są cholernie rygorystyczni a do tego, dzięki Carly myślą, że jestem kryminalistą.
- Bo jesteś – powiedzieli wszyscy w tym samym czasie, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Jęknąłem, wywracając oczami.
- Wiem o tym, ale oni nie muszą.
- Racja. Więc co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic. Zamierzam się tylko modlić, żeby nie było niezręcznie.
Marco parsknął śmiechem.
- Nie licz na to – potrząsnął głową, opierając łokcie o swoje kolana. – Już to widzę – odkaszlnął i wyprostował się, żeby przypominać tatę Kelsey. – Więc, Justin, czym się zajmujesz? – przybrał inną pozę, tym razem żeby być mną. – Zabijaniem ludzi – wzruszył ramionami. – A twoja córka przypadkiem była tego świadkiem, dlatego jesteśmy razem.
- Haha – zwęziłem oczy, patrząc na niego. – Masz pieprzone szczęście, że nie jestem w humorze bo w przeciwnym razie zatłukłbym cię na śmierć.
Marco uniósł dłonie w poddańczym geście.
- Tylko żartowałem, stary. Nie ma co się rzucać do bicia.
- Nie ważne – powiedziałem, podnosząc się.
- Dokąd idziesz?
- Znaleźć cholerne coś, co będę mógł dzisiaj ubrać – podrapałem się w tył głowy.
- Cipa – kaszlnął Marcus.
Wzruszyłem ramionami uśmiechem.
- Cóż.. jesteś tym z kim przebywasz.
Chłopcy zaśmiali się, a ja wszedłem po schodach i znalazłem się w swoim pokoju.
Kelsey’s POV
Właśnie zamierzałam sięgnąć do torby po zakończeniu rozmowy z Justinem, kiedy moja komórka zaczęła brzęczeć. Jęknęłam. Naprawdę chciałam już skończyć moje zadanie domowe. Podeszłam do łóżka, gdzie go zostawiłam i spojrzałam na ekran, gdzie widniał numer Carly. Przejechałam po nim kciukiem, aby go odblokować.
- Hej Kels.
- Hej Carls, co słychać? – podniosłam z podłogi torbę i postawiłam ją sobie na kolanach.
- Nic ciekawego, umieram z nudów – zaśmiała się. – A u ciebie?
- Próbuję odrobić zadania, przed obiadem Justina z moimi rodzicami – westchnęłam, przeglądając papiery w mojej teczce.
- Denerwujesz się?
- Chyba chciałaś spytać, czy Justin się denerwuje.
Carly zachichotała.
- Nie żartuj! Denerwuje się? Biorąc pod uwagę to, co robi, to trochę zaskakujące.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie mogę go za to winić. Wiesz, jacy są moi rodzice.
- To prawda.
- Chcę tylko żeby wszystko wyszło perfekcyjnie, wiesz?
- Wiem. Myśl pozytywnie. Co może pójść źle?
- Nie polubią go – mruknęłam, zakładając kosmyk za ucho i spoglądając na moje notatki z geografii.
- On dobrze wie, jak się zaprezentować. Wszystko będzie dobrze.
- Mam nadzieję.
- Kelsey! – usłyszałam krzyk mojej mamy z dołu.
Jęknęłam, wywracając oczami.
- Zaczekaj Carly – odsunęłam telefon od ucha. – Tak mamo?
- Skończyłaś już zadania domowe?
- Prawie!
- Lepiej, żebyś to zrobiła, jeśli chcesz wyjść! Nie obchodzi mnie to. Jeśli nie skończysz tego do szóstej, pójdziemy bez ciebie.
- Wiem, mamo. Powiedziałam, że prawie skończyłam!
- Pospiesz się! Nie mamy całego dnia a ty musisz jeszcze się przygotować!
Westchnęłam sfrustrowana.
- Wiem, mamo.
Z drugiej strony dobiegła mnie cisza. Moja mama w końcu przestała mówić. Wywróciłam oczami, biorąc głęboki oddech i wróciłam do telefonu.
- Przepraszam cię za to.
- Nie ma sprawy. Zgaduję, że to twoja mama.
- Skąd wiedziałaś?
- Po prostu jestem bystra.
Zaśmiałam się, potrząsając głową.
- Jesteś szalona.
- A ty musisz skończyć zadanie. Zadzwoń do mnie później żeby powiedzieć, jak poszło.
- Oczywiście – zachichotałam. – Do później.
- Pa skarbie.
Wywróciłam oczami.
- Cześć Carly – nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wzięłam do ręki zeszyt.
Justin’s POV
Oparłem się o siedzenie i wziąłem głęboki oddech, palcami nerwowo przebiegając po kierownicy. Napisałem wcześniej do Kelsey mówiąc, że zaraz wyjeżdżam, więc teraz pewnie na mnie czekała. Chciałem tylko, żeby dzisiejszy wieczór odbył się bez żadnych tragizmów, bo ostatnie czego potrzebowałem, to żeby coś poszło nie tak.
Westchnąłem i otworzyłem drzwi, wychodząc na zewnątrz.
Miałem na sobie spodnie khaki, białą koszulkę z rękawami podwiniętymi do łokci, białe vansy na stopach i białą czapkę, założoną tył na przód. Był to najbardziej zbliżony strój do czegoś odpowiedniego, który mogłem znaleźć.
Przerzuciłem klucze z prawej ręki, do lewej i wrzuciłem je do kieszeni, podchodząc do wejścia jej domu.
Przygryzając wargę, zapukałem do drzwi mając nadzieję, że otworzy je Kelsey. I tak było.
Moje oczy powędrowały od jej twarzy, po czubki stóp.
- Wyglądasz pięknie.
Miała obcisłą spódnicę, bluzkę z odpowiednim dekoltem, pięknie zrobione włosy i szpilki na nogach, które sprawiały, że wyglądała na o wiele wyższą niż była.
Poczułem niezwykłą ochotę, żeby uprawiać z nią seks tutaj i teraz.
- Dziękuję – zarumieniła się, patrząc na swoje palce, po czym znów spoglądając na mnie.
- Co myślisz? – spytałem, unosząc ramiona i cofając się o krok, żeby mogła zobaczyć to, w co byłem ubrany.
- Wyglądasz niesamowicie – uśmiechnęła się. – Wiedziałam, że ci się uda.
Zachichotałem.
- Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu znalazłem – wskazałem na swoje ubranie. – Za wszystkimi skórzanymi kurtkami i t-shirtami, które noszę.
Sarkazm w moim głosie sprawił, że się zaśmiała.
- Tylko żartowałam ale cieszę się, że mnie posłuchałeś – uśmiechnęła się niewinnie, trzepocząc rzęsami.
- Masz szczęście, że cię kocham – zachichotałem. – Chodź tutaj.
Przyciągnąłem ją do siebie za biodro i pocałowałem, kiedy usłyszałem za sobą kaszlnięcie. Odsunąłem się i spojrzałem na prawo, gdzie stał mężczyzna w średnim wieku, z pustym wyrazem twarzy.
- Przeszkadzam w czymś?
- Nie, skąd – oblizałem usta, odwracając się w jego stronę. – Miło mi pana poznać, Panie Jones – uprzejmie wyciągnąłem przed siebie rękę.
- Ciebie też, Panie Bieber – firmowo uścisnął moją dłoń. – To moja żona, Melissa i mój syn Dennis – obejmując ich ramionami, przyciągnął do siebie.
Uśmiechnąłem się, kiwając głową.
- Miło mi jest Was poznać – potrząsnąłem dłonią mamy Kelsey i poklepałem Dennisa po ramieniu.
Melissa uśmiechnęła się ciepło.
- Cieszę się, że w końcu mam okazję cię spotkać, Justin.
- Mi również, Pani Jones – pokiwałem głową, uśmiechając się.
Kelsey podeszła do mnie.
- Dobrze, może już pójdziemy? Nie chcę się spóźnić. Powiedzieliśmy Dexterowi, że będziemy około ósmej – uśmiechnęła się nerwowo, chwiejąc się na obcasach swoich szpilek w tył i w przód. Chciała już zakończyć tą kolację tak samo jak i ja.
- Racja – kiwając, wyciągnął z kieszeni klucze i odwrócił się do Kelsey. – Idź z twoim bratem i wejdźcie do auta. Zaraz przyjdziemy razem z mamą.
- Dobrze – odebrała od niego klucze, lekko się do mnie uśmiechając i ściskając moją dłoń, zanim odsunęła się i odeszła razem z Denisem.
- Przyprowadziłeś ze sobą samochód?
Odwróciłem się w stronę taty Kelsey, który wpatrywał się we mnie z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Tak, zaparkowałem je tu niedaleko – wskazałem za siebie.
- Jedź więc za nami.
Kiwnąłem.
- Dobrze, proszę pana.
Odblokowałem drzwi i wślizgnąłem się na miejsce kierowcy, cierpliwie czekając na wyjście Melissy i jej męża. W końcu weszli do auta i wyjechali na ulicę, a ja ruszyłem za nimi. Pokonując kilka przecznic, przybyliśmy na miejsce w pięć-dziesięć minut.
Zawsze kiedy chcę, żeby czas leciał wolno, tak się nie dzieje.
Wjeżdżając na parking, zacząłem szukać wolnego miejsca, które znalazłem dopiero po kilku minutach, obok białego BMW.
Wyciągnąłem klucze, otworzyłem drzwi i ruszyłem do wejścia.
Oblizałem usta i wziąłem głęboki oddech, szykując się na cokolwiek miało mi się przydarzyć. Znając rodziców Kelsey wiedziałem, że muszę przygotować się na wszystko.
Podszedłem do nich, zauważając ich przy wejściu.
- Co ci tyle zajęło? – spytała Kelsey.
Wzruszyłem ramionami.
- Przepraszam, nie mogłem znaleźć miejsca do parkowania.
Pokiwała głową, uśmiechając się, po czym złączyła nasze dłonie.
- Tędy – pokierował nas jej tata.
Wszedłem za Kelsey, podziwiając to, jak perfekcyjna była.
- To, jak dzisiaj wyglądasz zapiera dech w piersi – szepnąłem jej do ucha powodując, że się zarumieniła.
- Dziękuję – szepnęła, wpatrując się na mnie z czerwonymi policzkami.
Uśmiechnąłem się widząc jej reakcję.
- Witamy w Dexterze, cieszymy się mając państwa z nami – mężczyzna około mojego wzrostu stanął obok nas, z szerokim uśmiechem. Uniosłem brew, przyglądając się mu. Obcisłe spodnie, muszka.. musiał być gejem. – To państwa szczęśliwy dzień, bo dzisiaj serwujemy nasze specjalne posiłki! – podał każdemu z nas menu. – Na początek, co chcieliby państwo do picia?
- Dla mnie piwo, lemoniada dla mojej żony, dwie cole proszę i.. – tato Kelsey urwał, patrząc na mnie. – A co dla ciebie? Zapewne piwo?
Otworzyłem szeroko oczy. Potrząsnąłem głową, kaszląc.
- Ja nie piję. Poproszę również colę, jeśli to nie będzie problem.
Pokiwał głową, odwracając się do kelnera.
- I jeszcze jedną colę.
Notując wszystkie napoje, uśmiechnął się.
- Zaraz Wam je przyniosę.
- Dziękuję.
- Więc, Justin.. – Melissa wpatrywała się we mnie. – Czym się zajmujesz?
- Mamo – jęknęła Kelsey, posyłając jej zdesperowane spojrzenie.
- Mam prawo zapytać – syknęła, patrząc na nią surowo.
Na szczęście dla nich, dobrze wiedziałem jak się zaprezentować.
- Nie ma sprawy, Kelsey. Mają rację – odwróciłem się w stronę jej mamy i mentalnie jęknąłem. Powinienem wiedzieć, że to nastąpi. Potrząsnąłem głową wiedząc, że czekają na odpowiedź – Pracuję w sklepie samochodowym w Toronto.
Splotłem dłonie na stole, patrząc na każdego z jej rodziców.
- To.. dobrze – pokiwała głową.
- Ile zarabiasz za godzinę? – spytał jej tato, patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
- Dziewięć, dwadzieścia pięć.
- Co dokładnie robisz?
- Naprawiam zepsute auta, złamane szyby no i odnawiam zupełnie zniszczone maszyny.
Jego oczy otworzyły się szeroko.
- Imponujące.
- Dziękuję.
- I robisz to zupełnie sam?
- Odkąd skończyłem piętnaście lat – uśmiechnąłem się, wiedząc, że wszystko co mówiłem było kompletnym kłamstwem.
- To niesamowite, Justin. Może któregoś dnia podrzucę ci swój samochód, bo od kilku dni wydaje z siebie dziwne odgłosy.
Przygryzłem wnętrze policzka, starając się nie wyglądać na zestresowanego. Jak do cholery miałem pomóc w naprawie, kiedy zupełnie nic o tym nie wiedziałem?
- Byłbym zaszczycony, proszę Pana.
- Mów na mnie Paul.
- Paul – uśmiechnąłem się, kiwając głową.
- Proszę bardzo – nasz kelner podszedł do nas, z tym samym głupim uśmieszkiem na twarzy. Biorąc z tacy napoje, postawił po jednym przed każdym z nas. – Zdecydowali się już państwo na coś do jedzenia?
- Poprosimy specjalny posiłek – Paul podał mu menu.
- Dobry wybór. To będzie dla wszystkich?
- Tak, dziękuję.
- Nie ma sprawy, panie Jones – ostatni raz uśmiechając się do nas, odszedł od naszego stolika.
Zmarszczyłem brwi zastanawiając się, skąd mogli się znać. Ciekawość przejęła nade mną kontrolę.
- Przepraszam, wiem, że to nie moja sprawa ale… skąd wy się znacie?
- Moi przyjaciele są właścicielami tego miejsca.
- Nieźle – uśmiechnąłem się.
- Ma to czasem swoje zalety – zachichotał.
Niezręczna cisza zaległa między nami.
- Więc.. mamo.. czy wiedziałaś, że Justin jest szóstkowym uczniem? – spytała Kelsey, obejmując mnie ramieniem.
Spojrzałem na nią zdziwiony a ona pokazała mi wzrokiem, że mam to kontynuować.
- Kelsey.. – zaśmiałem się. – Nie musisz…
- To prawda, Justin? – mama Kelsey spojrzała na mnie.
- Tak.. liceum to nie jest żart. Muszę się starać, jeśli chcę się dostać na dobre studia – pokiwałem głową, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco.
- Mądry chłopak – Paul wydawał się być wyraźnie pod wrażeniem.
Szkoda, że nic z tego nie było prawdą.
- Gdzie planujesz iść dalej?
- Jeszcze nie podjąłem decyzji. Chcę rozważyć wszystkie opcje.
- Mądry wybór. Nie musisz niczego przyśpieszać, masz jeszcze czas.
- Dokładnie – upiłem łyk napoju, czując jak bardzo zaschło mi w gardle.
Dzwoneczki przy wejściu odezwały się bo ktoś najwyraźniej wszedł do pomieszczenia. Odwróciłem się, żeby zobaczyć kto to, a mój żołądek momentalnie się skurczył.
- Justin? – szepnęła Kelsey. – Co się dzieje?
Zignorowałem ją, nie będąc w stanie oderwać wzroku od osoby, której nienawidziłem najbardziej na świecie, a która stała teraz kilka stóp ode mnie.
- Justin – poczułem uścisk Kelsey. – Wszystko w porządku?
- On tutaj jest – mruknąłem.
- Kto?
- Luke.
Tyle wystarczyło, aby Kelsey przestała mówić, a jej twarz stała się praktycznie tak blada jak moja.
 
~~~~~~~~
 

 

1 komentarz:

  1. To opowiadanie jest super. Bardzo lubie je czytać :)
    I znowu Luke... ^_^

    OdpowiedzUsuń