Kelsey’s POV
Mój żołądek wykręcił się boleśnie. To nie mogło się teraz dziać.
W momencie, kiedy Justin obok mnie zastygł w bezruchu
wiedziałam, że coś jest nie tak. Ale nie spodziewałam się, że będzie to Luke.
Ze wszystkich dni, kiedy mógł tutaj przyjść, wybrał akurat
dzisiejszy.
- Kelsey, kochanie, wszystko dobrze? – spytała moja mama ale
mimo, że była bardzo blisko odnosiłam wrażenie, jakby jej głos dobiegał z
bardzo daleka.
Przełknęłam głośno ślinę, obserwując Luka, który uśmiechnął
się flirciarsko – lub z mojej perspektywy – obrzydliwie do osoby obok niego,
która położyła mu dłoń na ramieniu, drugą wskazując zapewne ich miejsca.
Odwrócili się idąc do swojego stolika, kiedy niemiła
przyjaciółka Luka położyła mu dłoń na klatce piersiowej wskazując na coś, a
jego spojrzenie zaczęło przemieszczać się w moim kierunku.
Patrząc na rodziców, uszczypnęłam Justina w rękę żeby
zwrócić jego uwagę.
- Kelsey, wszystko w porządku? – na jej twarzy pojawiło się
zmartwienie.
- Oh.. uhm.. tak. Wszystko dobrze – potrząsając głową,
upiłam łyka swojego picia.
- Trzęsiesz się, skarbie – powiedziała z troską, a ja zdałam
sobie sprawę, że faktycznie tak było.
- Kelsey… - zaczął mój tata, patrząc na mnie spod
uniesionych brwi. – Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku?
Justin wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że mógłby bez
problemu wypalić mi w twarzy dziurę. Wiedziałam, że chciał coś powiedzieć ale
gdyby to zrobił, byłoby już po jego przykrywce. Oblizałam usta i odkaszlnęłam.
- Tak tylko.. wydawało mi się, że widziałam robaka.. albo
coś – machnęłam dłonią, próbując zmienić temat.
- Robaka? – spytał Dennis, po raz pierwszy odkąd się tu
znaleźliśmy.
- Tak – syknęłam. – Robaka.
Kiedy zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy, dopadło mnie
poczucie winy.
- Przepraszam, nie chciałam na ciebie naskoczyć –
westchnęłam i podniosłam się z miejsca. – Wybaczycie mi na moment?
- Gdzie idziesz? – spytał mój tata, zaskoczony tą całą
sytuacją.
- Do łazienki
Moja mama machnęła dłonią pokazując mi, że mogę iść.
Uśmiechnęłam się do niej i w tym samym czasie pokazałam
Justinowi wzrokiem, że jestem zaniepokojona i zdenerwowana. Wstając ze swojego
miejsca poczekał, aż przejdę. Przyłożył dłoń do mojego policzka. Pochylając
się, przycisnął do niego swoje usta.
- Wszystko będzie dobrze – mruknął.
- Wiem – szepnęłam, lekko się do niego uśmiechając po czym
odsunęłam się, a Justin śledził mnie wzrokiem całą drogę do łazienki.
Ciągnąc za klamkę weszłam do środka, po czym podskoczyłam
zaskoczona na dźwięk zamykanych drzwi.
Przeklinając swoje życie, spróbowałam się uspokoić.
Podeszłam do zlewu, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.
Moja twarz pozbawiona była swoich naturalnych barw, a ja
wyglądałam jakbym zobaczyła ducha. Moje policzki były zaczerwienione, a dłonie
strasznie zaczęły mi się pocić.
Oblizałam usta i odkręciłam kurek, pozwalając zimnej wodzie
płynąć po moich rękach. Gęsia skórka pojawiła się na mojej skórze, z powodu
zimna. Przycisnęłam dłonie do policzków, próbując pozbyć się z nich tego
gorąca. Zerwałam kawałek papieru, teraz dla odmiany się osuszając. Wzięłam
głęboki oddech patrząc na odbicie w lustrze osoby, która nawet nie przypominała
mnie.
Kiedy moje życie
stało się tak tragiczne?
Dlaczego Bóg mnie tak bardzo nienawidzi?
Chciałam tylko przeżyć jeden
szczęśliwy wieczór, w którym mogłabym cieszyć się chwilą a nie o coś martwić.
Wszystko zaczynało być dobrze, więc oczywiście coś musiało się zdarzyć.
Potrząsając głową spróbowałam pozbyć się łez, które
desperacko próbowały się wydostać. Zdecydowałam, że najlepiej będzie wrócić do
stolika. I tak wyglądałam już wystarczająco podejrzanie.
Otworzyłam drzwi, żeby wyjść z łazienki, kiedy poczułam parę
rąk, z siłą przyciskających mnie do ściany. Z moich ust wydobył się wrzask,
spowodowany nagłym bólem, a ktoś przycisnął do nich swoją dłoń. Zaalarmowana
popatrzyłam w górę, gdzie zobaczyłam Luka.
Mój żołądek wywrócił się do góry nogami w strachu, ale tak
jak poprzednim razem, próbowałam to ukryć. Kiedy wystarczająco się uspokoiłam,
odsunął rękę.
- Puszczaj mnie – powiedziałam, próbując wyrwać się z jego
uścisku.
- Nie mogę tego zrobić, skarbie – odpowiedział, powodując
ciarki przechodzące moje ciało.
- Luke, tutaj są ludzie. Nie ujdzie ci to na sucho, jeśli
nie zabierzesz ze mnie swoich ohydnych łap.
- Ou, wciąż zadziorna, tak jak ostatnim razem kiedy się
widzieliśmy – uśmiechnął się. – Chyba nie chcesz powtórki z tego, co się wtedy
stało? – nie odezwałam się ani słowem, a on twardo się we mnie wpatrywał.
Spróbowałam się wydostać, bardzo chcąc stąd uciec. Jeśli
Justin by nas zobaczył, kolacja obróciła by się w najgorsze, co mogłoby się
stać.
A w końcu zaczęło się nam układać.
- Sugeruję, żebyś przestała się ruszać, albo skręcę twoją
małą, piękną szyjkę.
- Puszczaj mnie, albo przysięgam, że zacznę krzyczeć –
ostrzegłam.
- Zrób to, a odstrzelę ci głowę – szepnął, wbijając palce w
skórę moich ramion.
Zastygłam.
- Czego chcesz?
Zachichotał, przysuwając swoją głowę do mojego ucha.
- Ciebie.
Justin’s POV
Minęło koło dziesięć minut, odkąd Kelsey poszła do łazienki,
a ja zaczynałem się martwić. Wiedziałem, że dziewczynom zawsze to tyle zajmuje,
ale z Lukiem w pobliżu, mogłem myśleć tylko o najgorszym.
- Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku – Melissa
mruknęła do swojego męża.
- Nie masz się o co martwić – nawet jeśli Paul wydawał się
być spokojny, denerwował się tak samo jak jego żona.
- Justin, wiesz może co jej się stało? – Paul odwrócił się
do mnie, a na jego twarzy malowała się jedynie troska o swoją córkę.
Potrząsnąłem głową i podniosłem się z miejsca.
- Nie, ale może pójdę to sprawdzić.
Uniósł brew, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Chyba nie chcesz wejść do
środka łazienki?
Zachichotałem.
- Nie, proszę pana. Zapukam tylko do drzwi od zewnątrz.
Kiwając głową odwrócił się, próbując przestać się martwić.
- Może to ja powinnam pójść i zobaczyć, czy wszystko w
porządku? – Melissa wstała, a coś w środku od razu powiedziało mi, żeby jej na
to nie pozwolić.
- Nie! – powiedziałem głośniej, niż zamierzałem. – To znaczy.. chyba nie chcesz, żeby myślała,
że jej nie ufasz? Ja mogę iść – wymuszając uśmiech odszedłem stamtąd, zanim
zdążyli się odezwać.
Uśmiechając się do przechodzących osób, skręciłem w stronę
łazienek. Przeszedłem obok pomieszczenia dla mężczyzn i nagle uderzył mnie
nagły widok.
Luke trzymający Kelsey przyciśniętą do ściany.
Złość wystrzeliła w moich żyłach, a ja mocno zacisnąłem
szczękę podchodząc do nich. Złapałem Luka za koszulkę i odciągnąłem go od niej.
- Co ty kurwa myślisz, że robisz?
Wściekłość pojawiła się w jego oczach, a jego ramiona
zgarbiły się jak u zwierzęcia, gotowego na atak. Jeśli ten sukinsyn chciał
walki, byłem na to gotowy. Pobiłbym tego kutasa i sprawiłbym, że błagałby o
litość.
Łapiąc Kelsey za nadgarstek, pociągnąłem ją za siebie, żeby
móc ją obronić tak, jak obiecałem.
- Możesz schować swoją dziewczynę, ale to nie powstrzyma
mnie przed zabiciem ciebie i tej małej suki – zadrwił Luke, dokładnie wiedząc
co powiedzieć, żeby mnie zdenerwować.
- Nazwij ją tak jeszcze raz, a cię zabiję – syknąłem.
- Ou, ale się boję – udał, że przebiegają go dreszcze i
wywrócił oczami pokazując, że zupełnie go to nie obchodziło.
Dokładnie znałem jego sztuczki i nie mogłem pozwolić mu mnie
podejść. Nie wtedy, kiedy między mną a Kelsey było tak dobrze.
- Jesteś cipą Delgado – powiedziałem, z odrazą wymalowaną na
twarzy. – Tylko taki amator jak ty, spróbowałby rozwiązać problem w publicznym
miejscu. Każda szanująca się osoba wiedziałaby, że walka powinna zostać
rozegrana na zewnątrz, bez żadnych świadków.
- Nie, Bieber. Tutaj chodzi o technikę. Wiem, jak grać w tą
grę lepiej, niż ci się wydaje – uśmiechnął się.
Parsknąłem śmiechem.
- Jesteś żałosny jeśli myślisz, że uda ci się wygrać. Już
raz ci powiedziałem, że to ja zawsze wyjdę pierwszy i nic co powiesz tego nie
zmieni.
- Tak, to dlatego wciąż tutaj jestem? – rozłożył ramiona i
obrócił się wokół własnej osi.
- Jedynym powodem dla którego wciąż oddychasz jest to, że
byłem w stanie uspokoić się, żeby bardziej nie skrzywdzić swojej dziewczyny. W
przeciwieństwie do ciebie, Delgado, ja mam szacunek dla dziewczyn – czułem
narastającą ochotę na zabicie go.
Kelsey wyczuła to i położyła dłoń na moim ramieniu,
przyciskając usta do mojego ucha.
- Nie rób tego tutaj – szepnęła, a ja wiedziałem, że miała
rację.
Pokiwałem głową, próbując się uspokoić.
- Nie mam czasu na twoje gówno. Radzę, żebyś stąd spieprzał,
bo inaczej tego pożałujesz.
- Odchodzisz? – zadrwił Luke, potrząsając głową. – A to mnie
nazywasz cipą.
- Coś, co ci się nigdy nie uda – odpowiedziałem, ciągnąc za
sobą Kelsey w stronę stolika. Przeszliśmy przez pomieszczenie i byliśmy prawie
na miejscu, kiedy poczułem rękę Kelsey wyślizgującą się z mojego uścisku.
Odwróciłem się i zobaczyłem Luka, lewą ręką obejmującego Kelsey za szyję,
przyciskając ją tyłem do swojej piersi, a prawą trzymającą broń, przy jej
talii.
Kelsey wzięła głęboki oddech, a jej oczy zaczęły wypełniać
się łzami, wpatrując się we mnie w przerażeniu.
- Rusz się, a ją zastrzelę – powiedział Luke, przyciskając
ją do siebie mocniej.
Wszyscy patrzyli na nas oczami szeroko otwartymi w szoku, a
Paul i Melissa wstali od stolika zaalarmowani.
Mój żołądek skurczył się, a ja sięgnąłem dłonią do broni,
ukrytej pod moją koszulką. Wyciągnąłem ją przed siebie, celując prosto w niego.
- Puść ją, Luke.
- Lepiej, żeby wszyscy odłożyli telefony jeśli chcą, kurwa
przeżyć! – warknął, powstrzymując wszystkich przed wezwaniem pomocy. – Odłóż
broń, Bieber.
- Ty pierwszy, Delgado – odpowiedziałem.
- Nie mogę tego zrobić – uśmiechnął się, przejeżdżając
bronią wzdłuż boku Kelsey powodując, że moja krew zawrzała.
- Nie wyjdziesz z tego żywy, jeśli nie pozwolisz jej odejść
– warknąłem, mocno trzymając broń żeby być w stanie strzelić, na wypadek
konieczności.
- Zaryzykuję – odpowiedział, wpatrując się we mnie
intensywnie.
- Ona nie ma z tobą nic wspólnego – syknąłem, desperacko chcąc
ją uwolnić.
- Ale ma dużo wspólnego z tobą, a co jest lepsze od zabicia
ciebie? – uśmiechnął się. – Zabicie jedynej rzeczy, która jest dla ciebie
ważna.
- Dotknij ją, a rozerwę cię na strzępy, kawałek po kawałku –
ostrzegłem.
- Twoje groźby nic dla mnie nie znaczą.
- Powinny – odpowiedziałem. – Nie nazywają mnie DANGER bez
powodu. Zabiję cię i sprawię, że będzie to wyglądało jak wypadek. Rozwalę cię,
rozumiesz mnie kurwa? Będziesz błagał o wybaczenie – wszystkie moje emocje
wyszły na zewnątrz i ciemność zaczęła przejmować nade mną kontrolę.
- Justin.. – mruknęła Kelsey przez łzy, a jej mascara
zaczęła spływać jej po policzkach, wyrażając jej strach.
- Zamknij się! – krzyknął Luke, brutalnie przyciskając broń
do Kelsey, powodując u niej ból.
Zrobiłem krok naprzód, gotowy do ataku.
- Zrób jeszcze jeden krok, a odstrzelę jej głowę, Bieber! –
krzyknął Luke, a jego twarz wykrzywiła się w furii.
- Nie wiesz w co się pakujesz – potrząsnąłem głową, śmiejąc
się. – Myślisz, że po tym wszystkim po ciebie nie przyjdę? Proszę, zabij ją a
zobaczysz, co ci po tym kurwa zrobię.
- Chcesz wiedzieć, czego się o tobie nauczyłem? – Luke nie
czekał na moją odpowiedź tylko kontynuował. – Dużo mówisz, ale nic nie robisz.
- Nazywasz bicie cię do momentu, kiedy przestaniesz oddychać
nic nie robieniem? Więc jesteś jeszcze głupszy niż sądziłem. Zrozum, że nie
masz na mnie nic.
- Co do Boga się tutaj dzieje? – odwróciłem się i zobaczyłem
Paula w kompletnym szoku.
- Trzymaj usta zamknięte, jeśli chcesz jeszcze oddychać –
warknął Luke.
- Nie mów tak do niego. To jest między tobą a mną –
syknąłem.
- Co jest, Bieber? Stajesz się miękki? – Luke uśmiechnął
się.
- Nie, to nazywa się zajmowanie problemem, a w tym momencie
jesteś nim ty. Puść Kelsey, a przeżyjesz. Dotknij ją, a cię zabiję. Twój wybór.
- Myślę, że zaryzykuję – uśmiechnął się, przyciskając do
siebie Kelsey.
Odbezpieczając broń cichym kliknięciem, wyciągnąłem ją przed
siebie celując prosto w jego serce.
- Puść Kelsey.
Luke powtórzył mój gest.
- Nie wydaje mi się.
- Daję ci pięć sekund, Delgado – spojrzałem na zaszklone,
spuchnięte oczy Kelsey, przekazując jej wiadomość, modląc się o to, aby ją
zrozumiała.
Jedynym wyjściem z sytuacji byłoby, gdyby Kelsey zdołała się
uwolnić.
- Pięć sekund zaraz minie, Bieber. Nie chciałbyś się pożegnać
ze swoją dziewczyną?
- Nie będę musiał – odpowiedziałem, jeszcze raz patrząc na
Kelsey i uniosłem brwi.
Przygryzając wargę, lekko skinęła.
- Wydajesz się być taki pewny siebie – parsknął śmiechem
Luke.
Popatrzyłem jak Kelsey, bez jego wiedzy przesunęła się
lekko. Po jej urywanym oddechu widać było jej zdenerwowanie. Wiedziała, że
jeśli spieprzy sprawę, będzie martwa. Za wiele było do stracenia, w tym jej
życie a także życie wszystkich innych.
- Może dlatego, że jestem o wiele mądrzejszy niż myślisz,
Delgado – zacisnąłem palce na broni.
- Z mojego punktu widzenia, to ty jesteś chodzącym wrakiem
pełnym nerwów. Dlaczego w końcu nie przestaniesz zachowywać się, jakbyś
wszystkim rządził?
- Zawsze będę rządził miastem, Delgado i nic na to nie
poradzisz.
Luke wzruszył ramionami.
- Nie, kiedy zabiję twoją dziewczynę i odstrzelę ci głowę.
Uśmiechnąłem się.
- Próbuj dalej.
W momencie, kiedy Luke miał coś odpowiedzieć, Kelsey uniosła
stopę i zatopiła obcas swojego buta prosto w jego stopie, po czym uderzyła go
łokciem prosto w żebra, powodując podwójny ból.
Odsunąłem ją i łapiąc nadgarstek Luka, uderzyłem nim o
kolano, żeby pozbyć się jego broni z ręki. Gdy upadła na podłogę, kopnąłem ją
dalej i posłałem mu ostre uderzenie w szczękę.
Rodzice Kelsey złapali ją i zaczęli wypytywać, czy wszystko
jest w porządku i co się stało.
Łapiąc Luka za ramiona, dwa razy uderzyłem go w brzuch, po
czym jeszcze raz, tym razem w nos. Ostry odgłos zasygnalizował, że
prawdopodobnie go złamałem.
Przyłożyłem mu broń do głowy.
- Jak to jest mieć pistolet przy swojej skroni, chłopcze? –
warknąłem, nie chcąc niczego więcej tylko odstrzelenia mu głowy.
- Justin, przestań! – powiedziała Kelsey, wiedząc, że
zupełnie bym się przed tym nie zawahał.
Potrząsnąłem głową i przekląłem mentalnie. Wiedziałem, że
nie mogłem zabić tego drania na oczach wszystkich, w tym na oczach jej
rodziców. Łapiąc go za szyję, przycisnąłem go do stołu. Pochylając się tak,
żeby mieć swoją twarz przy jego warknąłem.
- Jeśli jeszcze raz tak zrobisz, zabiję cię. Rozumiesz?
Kiedy nie odpowiedział, zacisnąłem uścisk na jego szyi.
- Powiedziałem – rozumiesz?
Nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego wbił mi paznokcie w
rękę, chcąc się wydostać.
- Puść go, Justin! Nie rób tego tutaj, proszę! – usłyszałem
głos Kelsey ale zignorowałem ją, skupiając całą swoją uwagę na Luku.
Przysunąłem się tak, żeby tylko on usłyszał to, co miałem do powiedzenia.
- To nie jest koniec, Delgado. Słyszysz mnie? Upewnię się,
że pożałujesz, że zacząłeś ze mną tą wojnę. Sprawię, że doznasz najbardziej
okrutnej śmierci. Będziesz błagał o swoje życie i przebaczenie. Jeśli myślałeś,
że puszczę cię wolno po tym co zrobiłeś Kelsey, to wyobraź sobie co zrobię ci
teraz. To ostatni strzał. Po dzisiejszej nocy, ciesz się póki możesz, Delgado,
bo nie będzie dla ciebie żadnego jutra kiedy z tobą skończę – odsunąłem się.
Kelsey podbiegła do mnie i złapała mnie mocno za ramię.
- Policja jest już w drodze! – ktoś krzyknął. – Wszyscy,
proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze!
Wziąłem głęboki oddech i zacisnąłem oczy, chcąc, żeby to
wszystko okazało się tylko snem. Niestety tak się jednak nie stało.
Kelsey wtuliła się w moją klatkę piersiową, jej rodzice
wpatrywali się w to wszystko zszokowani, a Dennis patrzył na nas przerażony.
Pieprzyć moje życie.
~~~~~~~~
To jest cudowne
OdpowiedzUsuńChce następne rozdziały!!!!
DANGER
50 year-old Senior Developer Hamilton Simnett, hailing from Maple enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and Painting. Took a trip to Greater Accra and drives a Ferrari 275 GTB/4*S ART Spider. przejdz tutaj
OdpowiedzUsuń