Danger's back and he's more dangerous than ever

Fifty Seven



 Kelsey’s POV

Wszyscy czekaliśmy cierpliwie, lub – powinnam powiedzieć niecierpliwie, na przyjazd policji. Wciąż nie byliśmy w stanie poruszyć się po tym, co się stało.
Przygryzłam wargę, kiedy łysy mężczyzna obchodząc stoliki, podszedł do grupki osób stojących obok mnie, Justina i mojej rodziny.
Luke był Bóg wie gdzie, prawdopodobnie poszedł do łazienki żeby zmyć krew ze swojej twarzy. W końcu Justin złamał mu nos.
Justin zesztywniał obok mnie, więc mogłam domyśleć się, że dokładnie wiedział kim był mężczyzna w mundurze.
- Dlaczego nie jestem zaskoczony? – ohydny uśmiech pojawił się na jego ustach. – Za tym całym bałaganem stoi Bieber – potrząsnął głową, wyciągając notatnik i długopis. – Kto jest właścicielem tego miejsca?
Justin odwrócił gorzko wzrok i zacisnął szczękę. W tym momencie był bardziej niż zdenerwowany.
- Ja jestem, proszę pana – mężczyzna w garniturze, znany również jako Dennis, podszedł i stanął przed nami.
- Mógłby mi Pan dokładnie powiedzieć co tu zaszło? – po zapisaniu czegoś, popatrzył na Dennisa ciekawy tego, co miał mu do powiedzenia.
Dennis oblizał usta i skinął głową.
- Witałem właśnie paru klientów.. pytałem, czy smakuje im jedzenie, rozmawiałem z nimi, kiedy usłyszałem zamieszanie…
- Mhm – łysy mężczyzna zapisał coś, zanim znów na niego spojrzał. – O co chodziło?
- Ta oto panienka Jones – położył dłoń na moim ramieniu. – Była przetrzymywana z bronią przystawioną do twarzy przez tego tutaj…. – wskazał na miejsce, w którym ostatni raz był widziany Luke, a my wszyscy podążyliśmy za nim wzrokiem.
Uniósł wysoko brwi i rozejrzał się, drapiąc się w czubek głowy.
- Był tutaj dosłownie minutę temu.
- A gdzie jest teraz? – oficer obrócił się, szukając czegokolwiek podejrzanego.
Mój żołądek wywrócił się góry nogami kiedy zdałam sobie sprawę, że wcale nie poszedł zmyć z siebie krwi. Uciekł.
Justin nie poruszył się, nawet z powodu tej informacji.
- Co to ma znaczyć, że tego drania tutaj nie ma? – syknął mój tata. – Przecież tu był! Jakim cudem stąd wyszedł?
- Uspokój się, Paul – mruknęła moja mama.
- Kim była osoba, która przetrzymywała panienkę Jones? Zaczniemy poszukiwania. Nie musi się Pan o nic martwić panie..
- Jones – odparł  mój tata.
- Panie Jones – pokiwał głową, notując coś. – Jak ma na imię..
- Luke – odezwał się Justin. – Jego pieprzone imię to Luke Delgado.
Przygryzłam wargę, modląc się, żeby jego przekleństwa nie sprawiły żadnego kłopotu.
Nagle pojawiło się kilku oficerów, zaczęli ze sobą przez chwilę rozmawiać, po czym trzymając w ręku swoje walkie-talkie opuścili pomieszczenie.
- Namierzymy Pana Delgado a w tym czasie.. czy mógłby nam pan powiedzieć co się stało?
- Tak – Dennis przełknął głośno ślinę. – Luke ostrzegł nas, żebyśmy nie dzwonili po pomoc, bo inaczej ją zabije. Zdawał się wiedzieć, co robi, bo po tym zaczął kłótnię z tym tutaj – wskazał na Justina, a oficer kiwnął głową. – Wymienili kilka.. słów. Grożąc sobie nawzajem. Ten młody mężczyzna próbował uwolnić Kelsey, ale mu się to nie udawało. Chwilę później, Kelsey zrobiła coś, dzięki czemu uwolniła się z jego uścisku i wtedy po was zadzwoniłem.
Notując kilka słów, odwrócił się w naszą stronę.
- Co stało się po tym, jak Luke uwolnił Kelsey? – wpatrywał się twardo w Justina.
- Złapałem go, kopnąłem w brzuch, potem w twarz i zrobiłbym mu więcej, ale moja dziewczyna mnie przed tym powstrzymała.
- Dziewczyna? – uniósł brew.
Uśmiechnęłam się, lekko machając.
- To ja.
- Dlaczego właściwie Luke Delgado cię złapał? – odwrócił się w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami.
- Jeśli mam być szczera – nie wiem. Poszłam do łazienki, a kiedy chciałam wyjść, przycisnął mnie do ściany. Powiedziałam, żeby mnie puścił, ale nie posłuchał. Spytałam, czego chce i wtedy powiedział, że chodzi mu o mnie. Zanim stało się cokolwiek innego, Justin odepchnął go ode mnie i powiedział, że ma się do mnie nie zbliżać. Wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę stolika, kiedy zostałam odciągnięta. Owinął ręce wokół mojej szyi, przycisnął mnie do siebie i wyciągnął broń.
- I?
- Już chyba wszystko wiecie, czego jeszcze byście chcieli? – spytał Justin, zirytowany tym całym procesem przesłuchiwania.
Na myśl, że za każdym razem musiał przechodzić to samo, poczułam ból brzucha.
- Dlaczego Luke Delgado miałby coś do ciebie mieć? – spojrzał na Justina. – Czy jest coś, o czym nie wiemy panie Bieber?
- Nie wiem. Nie miałem styczności z Delgado, póki tej nocy nie zdarzyło się to gówno – potrząsnął głową. – Może przestaniecie zadawać pytania i zaczniecie szukać dupka, który spowodował ten cały bałagan?
Zamykając notes i wsuwając go do kieszeni spodni, ściągnął usta.
- Będziemy w kontakcie, panie Bieber.
Justin pokręcił głową.
- Wiem.
- Będziemy was na bieżąco informować co się dzieje z Lukiem Delgado.
Kiwając głową, mój tata uścisnął jego dłoń, po czym razem obserwowaliśmy jak opuszczał pomieszczenie.
Inny oficer podszedł do nas.
- Musicie państwo opuścić to pomieszczenie. Bardzo prosimy o wyjście.
Trzymałam Justina za ramię upewniając się, że nie pójdzie już drugi raz podczas tej kolacji za Lukiem. Wystarczy, że celowano we mnie bronią. Więcej problemów z władzami nie potrzebowałam. Moi rodzice trzymali się blisko, wciąż będąc w szoku po tym co się stało. Poczucie winy zżerało mnie od środka. Powinnam powiedzieć im, żebyśmy opuścili pomieszczenie, kiedy tylko zobaczyłam tam Luka. Powinnam wiedzieć, że coś takiego mogło się stać. Zimne, wieczorne powietrze uderzyło mnie w twarz, powodując ciarki na całym moim ciele, gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz. Obok nas przeszło kilka osób, chcących już tylko znaleźć się w domu i zapomnieć o tym wszystkim.
Kiedy teren był czysty, odwróciłam się w stronę Justina.
- Wszystko w porządku? – szepnęłam.
Justin spojrzał na mnie tylko, ze złością wypisaną na twarzy. Jego klatka piersiowa poruszała się w dół i w górę, a jego szczęka była zaciśnięta.
Łapiąc go za rękę, ścisnęłam ją, chcąc jego pełnej uwagi.
- Justin?
Zmuszając się do spojrzenia na mnie, jego oczy trochę złagodniały. Mogłam wyczuć smutek.. żal..
Potrząsnęłam głową chcąc mu powiedzieć, że to nie jego wina, gdy odezwał się mój tata.
- Nie mogę w to uwierzyć – syknął.
- Tato…
- Nie, Kelsey! – warknął sprawiając, że podskoczyłam zaskoczona. Nigdy na mnie nie krzyczał, chyba, że chodziło o poważne kłopoty. – Jak możesz stać tam… obok tego.. kryminalisty.. i pytać go, czy wszystko jest w porządku? Co z nami? Twoją rodziną?
Stałam tam oniemiała, nie wiedząc co powiedzieć.
- Przepraszam – popatrzyłam na każdego z nich, w tym na Justina. – To nie powinno się było stać..
- Prawie dzisiaj przez niego umarłaś, Kelsey Anne! – krzyknęła moja mama, zwracając na siebie naszą uwagę. – Jak możesz stać tam i zamiast swojego taty, bronić tego potwora?!
Potrząsnęłam głową.
- Nie rozumiecie..
- Oh, rozumiemy i to aż za dobrze – syknęła, biorąc Dennisa za rękę i popychając go w kierunku taty. – Carly miała rację od samego początku. On jest chodzącym problemem!
Znów potrząsnęłam głową.
- Nie..
- Jest kryminalistą i widziałam to dzisiaj na własne oczy – wyrzuciła ręce w górę, chcąc do mnie dotrzeć. Ale nic, co miała do powiedzenia, nie zmieniłoby moich uczuć do niego.
Nie znali jego i nie znali sytuacji z Lukiem.
Nie wiedzieli nic.
- On mnie bronił! – krzyknęłam, nie będąc w stanie dłużej kontrolować emocji.
- Bronił?! Chyba sprawił, że prawie zostałaś zabita!
- Jak możesz tak mówić? Gdyby nie Justin, to teraz bym tutaj nie stała!
- Nie, Kelsey! – mój tato zrobił krok naprzód. – Rozumiesz, że mogłaś dzisiaj zginąć?
- Ale nie zginęłam!
- Nie bądź niemądra, Kelsey! – warknął. – Mogłaś dzisiaj umrzeć i wiesz, że to prawda! Jak możesz stać tam, patrzeć mi w oczy i bronić tego potwora? – z obrzydzeniem machnął ręką w stronę Justina.
Kiedy otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, usłyszałam głos zza pleców i poczułam, jak łamie mi się serce.
- On ma rację – odwróciłam się i spojrzałam na Justina, który stał z rękami w kieszeniach, z pustym wyrazem twarzy.
- Oczywiście, że mam rację! – warknął, zwracając swoją uwagę na Justina. Przeszedł koło mnie i stanął naprzeciwko niego. – Chciałem dać ci szansę. Czułem się źle, oceniając kogoś, kogo nie znałem. Pozwoliłem przyjść ci tutaj, na kolację z moją rodziną, a w zamian dostałem broń celującą w moją córkę!
Justin tylko stał tam, pozwalając mojemu tacie mówić, co mu się podobało.
To nie było do niego podobne.
- Masz szczęście, że nie powiedziałem policji, że prawie postrzeliłeś moją córkę. Myśleć, że jesteś przyzwoitym chłopcem…. Wygląd naprawdę może zmylić.
Wpatrywałam się w niego w szoku, nie wierząc w to, co właśnie robił.
- Jak możesz stać tam i pozwalać mu na mówienie tych wszystkich rzeczy?
- On jest twoim ojcem, Kelsey! – sapnął Justin. – Nie jest tylko jakimś gościem; nie mogę mu po prostu przyłożyć w twarz. Nie mogę się bronić wiedząc, że ma rację.
- Wcale nie.
- Nie bądź naiwna, Kelsey – Justin potrząsnął głową, patrząc na mnie z bólem w oczach. – Mogłaś umrzeć…
- Ale nie umarłam! Dlaczego tego nie rozumiecie?! Ciągle tu stoję! Ciągle oddycham!
- To tylko kwestia czasu, zanim znów po ciebie przyjdzie! – krzyknął Justin.
- To się go pozbędziesz!
- Pozbędziesz – powtórzył. – Jak jego nie będzie, to pojawi się kolejna osoba, która będzie próbowała cię zranić – potrząsnął głową. – To się nigdy nie skończy!
- Znów po nią przyjdzie? – mruknął tata.
Przygryzłam wnętrze policzka.
- Proszę.. nie rób tego – szepnęłam.
- Tak, znów po nią przyjdzie – odpowiedział Justin.
Mój tata uświadomił sobie coś, bo nagle ignorując wszystkich, skupił całą swoją uwagę na Justinie.
- Przez cały ten czas.. kiedy umawiałeś się z moją córką.. była ona w niebezpieczeństwie? – w jego oczach pojawiły się łzy, a mój żołądek skręcił się boleśnie.
Dwie osoby, które kocham, niszczące mi wszystko.
Justin pokiwał głową.
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Justin.. – mruknęłam, potrząsając głową. – To nie prawda..
- Kelsey.. – przeniósł spojrzenie z mojego taty na mnie. – Nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku. Dzisiejsza noc udowodniła nam, że twoje życie zawsze będzie zagrożone. Jeśli nie przez Luka.. to przez kogoś innego.
- Nie – odpowiedziałam.
- Nie bądź uparta..
- Obiecywałeś, że zawsze przy mnie będziesz – pisnęłam, jak dziecko mówiące do swoich rodziców. – Pamiętasz?
Justin nie odezwał się ani słowem.
- Obiecałeś, że będziesz mnie bronił i że nigdy nie odejdziesz – łzy pojawiły się w moich oczach.
- I popatrz co się stało – potrząsnął głową, a jego oczy zrobiły się czerwone od wstrzymywania łez. Nie ważne co się działo, nie bał się pokazać swojej słabszej strony. – Prawie umarłaś.
- Nie – potrząsnęłam głową. – Wcale nie.
- Luke miał cię na celowniku i mało brakowało, żeby zabrał cię, żebym znów musiał cię szukać – przerwał. – Tym razem, Kelsey, miałbym na to małe szanse.
- Przestań myśleć o „co jeśli”. Jestem tutaj, bezpieczna, żywa, czy to nie powinno się teraz liczyć?
- Nie rozumiesz? Moje życie jest zbyt niebezpieczne – szepnął.
- Nie możesz tego zrobić – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Nie jestem tym, za kogo mnie masz – cofnął się.
- Nie jesteś tym, za kogo cię mam? – sapnęłam zirytowana.
- Zabijam ludzi, żeby przeżyć. Robię rzeczy, których sobie nawet nie wyobrażasz. Policja mnie ściga i cały czas muszę na siebie uważać – wziął głęboki oddech. – Nie możesz tak żyć.
- Przesadzasz!
- Przesadzeniem byłoby powiedzenie, że wszystko jest w porządku! – krzyknął.
Stałam tam, nie pozwalając jego słowom mnie dotknąć.
- Powiedziałam ci, że nigdzie się nie wybieram.
- Nie rozumiesz – potrząsnął głową. – Przez bycie ze mną, jesteś celem. Możesz umrzeć w każdej chwili, nie ważne gdzie jesteśmy i dzisiejsza noc to potwierdziła! Doświadczyłaś tego co może się stać, jeśli ze mną zostaniesz.
- Skąd się to bierze? – wpatrywałam się w niego. – Gdzie była rozmowa o bezpieczeństwie miesiąc temu?
- To prawda – mruknął. – Za późno zdałem sobie z tego sprawę.
- Nie.. to jest to, co uważasz za prawdę – łzy spłynęły po moich policzkach. – Dlaczego nie możesz pozwolić sobie na bycie szczęśliwym?
- Bo nie mogę! – warknął, przebiegając dłonią po swoich włosach i ciągnąc za ich końce. – W tym pakiecie nie ma bycia szczęśliwym.
- Boże, Justin! – krzyknęłam. – Zachowujesz się tak, jakbyś już był stracony.
- Bo jestem!
- Wcale nie! Możesz być szczęśliwy, jeśli chcesz, ale wolisz tego nie robić! – przygryzłam wargę. – Nie ważne co zrobisz, albo powiesz, to nie zmieni tego, co do ciebie czuję. – szepnęłam. – Już na początku powiedziałam ci, że nigdzie się nie wybieram. Pamiętasz, kiedy powiedziałeś mi o Jen?
Nie odezwał się nic, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach i wiedząc, że mam zamiar mówić dalej.
- Powiedziałam ci, że nie odejdę tak jak ona i tego nie zrobię. Jestem tu z konkretnego powodu i nigdzie się nie wybieram – złapałam go za rękę.
- To nie jest bajka, Kelsey. To realne życie. Tutaj nie ma szczęśliwych zakończeń.
-  Przestań mówić jakby..
- Jakby co?
- Jakby to był koniec – mruknęłam.
- To JEST koniec – oblizał usta i odwrócił wzrok. – Koniec nas.
- Nie – potrząsnęłam głową. – Wcale nie.
- Tak, jest – powiedział, puszczając moją dłoń.
- Dlaczego… Dlaczego to robisz? – spojrzałam na niego.
- To jedyny sposób, żebyś mogła pozostać bezpieczna – odwrócił się, wpatrując się twardo w podłogę. – Przepraszam.. Nie chciałem, żeby to się stało.
Mój tata zrobił kilka kroków naprzód, stając twarzą w twarz z Justinem.
- Nie chcę cię widzieć nigdzie w pobliżu mojej córki.. Rozumiesz?
- Tato! – krzyknęłam z frustracją.
Justin pokiwał głową.
- Nie musi się Pan o to martwić. Od teraz, pozwalam Pana córce odejść.
- Justin! – krzyknęłam, ale on mnie zignorował. Zamiast tego, zaczął się wycofywać.
- Nie! – krzyknęłam, biegnąć za nim mimo protestów moich rodziców i złapałam go za ramię. – Nie rób tego! Nie zostawiaj mnie!
- Nie utrudniaj mi tego, Kelsey – syknął, nawet na mnie nie patrząc.
- Kocham cię! Nic to dla ciebie nie znaczy? – chlipnęłam, a łzy zaczęły coraz bardziej spływać po mojej twarzy.
- Przestań, Kelsey! – krzyknął, zaciskając mocno szczękę.
- Jak możesz odejść ode mnie, nawet na mnie nie patrząc? Dlaczego tak łatwo jest ci mnie zostawić? Czy ty w ogóle mnie kochałeś, czy to było jedno, wielkie kłamstwo?
- Chcesz wiedzieć, czy cię kochałem?
Cofnęłam dłoń, krzyżując ręce na klatce piersiowej bojąc się tego, co miał do powiedzenia.
- Kiedy zostałem dźgnięty nożem, przyszedłem do ciebie. Kiedy cię zraniłem, jedyne czego chciałem, to sprawić, żeby wszystko było dobrze. Kiedy Luke cię zabrał, nawet nie wahałem się przed szukaniem ciebie. Gdy zobaczyłem tego kutasa na tobie, jedyne o czym mogłem myśleć, to żeby za to zapłacił. Nie ma nic, czego bym nie zrobił żeby sprawić, że będziesz bezpieczna – potrząsnął głową. – Kiedy dzisiaj cię zabrał… moje serce przestało bić. Myśl, że mogłem cię stracić była nie do zniesienia.
Moje serce przyspieszyło, a ja poczułam winę, że w ogóle zwątpiłam w to, że mnie kochał.
- Mimo obawy, że zostaniesz zraniona.. byłem z tobą bo znaczysz dla mnie WSZYSTKO. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo, jak kocham ciebie i nigdy nie będę.
Oblizałam usta i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Dobrze.. dobrze więc – podeszłam do niego i objęłam jego twarz dłońmi. – Możemy coś wymyślić.
- Nie – Justin potrząsnął głową, zabierając moje ręce. – To, co powiedziałem, niczego nie zmienia.
- Justin – mruknęłam. – Proszę.. Może nam się udać..
- Przestań – syknął. – To koniec, Kelsey.
Potrząsnęłam głową, a łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach.
- Proszę Justin – złapałam go za rękę. – Nie rób tego, proszę.
Patrząc na mnie z bólem, odsunął się i tylko potrząsając głową, odszedł.
- Justin. Proszę, kocham cię!
Justin pozostał jednak niewzruszony, odchodząc z dłońmi w kieszeniach i podniesioną głową.
- Justin! – krzyknęłam. – Kocham cię!
Nic nie mogło wyrazić tego, jak się wtedy czułam. Jakby ktoś zniszczył mój cały świat. Straciłam jedyną osobę, którą naprawdę kochałam.
Upadając na ziemię, przyłożyłam trzęsącą się dłoń do ust, żeby powstrzymać płacz, ale łzy i tak niekontrolowanie zaczęły płynąć po moich policzkach.

Justin’s POV

Moja klatka piersiowa poruszała się w dół i w górę, z powodu wszystkich emocji, które się we mnie kłębiły.
Zaciskałem i otwierałem dłoń, próbując się uspokoić, ale nic w tym momencie nie mogło powstrzymać mnie przed tym, co zamierzałem zrobić.
Kelsey desperacko próbowała mnie nawoływać. Musiałem iść, musiałem iść i się nie odwracać bo gdybym to zrobił, podbiegłbym do niej i przeprosił. Powiedziałbym jej, że tego nie chciałem i że mi przykro. Obiecałbym jej niemożliwe, czyli, że wszystko wróciłoby do normy.
A to się nigdy nie zdarzy.
Nie ważne jak bardzo nie chciałem jej zostawić, musiałem. Była w zbyt wielkim zagrożeniu a przeze mnie mało dzisiaj nie zginęła.
Wchodząc do auta, ruszyłem w drogę, zaciskając dłonie mocno na kierownicy.
Jak mogłem pozwolić temu zajść tak daleko? Powinienem zająć się tym śmieciem już dawno temu.
- Nie rób tego – głos Kelsey ciągle pojawiał się w mojej głowie.
Zamykając oczy, potrząsnąłem głową.
- Kocham cię!
Otwierając oczy, poczułem łzę spływającą po moim policzku. Po tym, rozkleiłem się zupełnie. Nic nigdy nie szło dobrze w moim życiu. Po raz pierwszy, poczułem się bezużyteczny. Przebiegając dłonią po włosach i ciągnąc za ich końce, chciałem pozbyć się wszystkich wspomnień z tego wieczoru.
- Jak możesz stać tam i bronić tego potwora?
- Mogłaś umrzeć..
- Nie chcę widzieć cię nigdzie w pobliżu mojej córki..
Krzycząc, zacząłem uderzać w kierownicę. Przez tego śmiecia Delgado, musiałem pozwolić odejść osobie, która znaczyła dla mnie najwięcej.
Ocierając twarz, postanowiłem skończyć z użalaniem się nad sobą. To był najwyższy czas, żeby zająć się tym raz, na zawsze.
Przejeżdżając kilka ulic, co nie zajęło mi długo, znalazłem się pod domem. Zamykając auto i wbiegając do środka krzyknąłem.
- Bruce!
Pojawił się sekundę później, patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
 - Justin? Co tutaj robisz? Jak poszedł obiad z rodzicami Kelsey?
Potrząsnąłem głową, nie chcąc odpowiadać na te pytania.
- On za to zapłaci.
- Kto?
- Luke – syknąłem. 

~~~~~~~~

 

3 komentarze:

  1. To super opowiadanie!!!!
    KOCHAM CIE I TO !!!!!!!
    LOVE LOVE LOVE LOVE

    OdpowiedzUsuń
  2. Poryczałam się, naprawdę
    jaj nigdy w życiu na opowiadaniu !!!!!!!!!!
    ~~~~~~~~~~
    To naprawdę straszne nie wierze że mógł tak zostawić Kelsy :(
    Ale kocham i takDANGERA

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryczę, płaczę jak on mógł?
    <33 Kocham go nawet za to

    OdpowiedzUsuń