Kelsey’s POV
Wszyscy czekaliśmy cierpliwie, lub – powinnam powiedzieć
niecierpliwie, na przyjazd policji. Wciąż nie byliśmy w stanie poruszyć się po
tym, co się stało.
Przygryzłam wargę, kiedy łysy mężczyzna obchodząc stoliki,
podszedł do grupki osób stojących obok mnie, Justina i mojej rodziny.
Luke był Bóg wie gdzie, prawdopodobnie poszedł do łazienki
żeby zmyć krew ze swojej twarzy. W końcu Justin złamał mu nos.
Justin zesztywniał obok mnie, więc mogłam domyśleć się, że
dokładnie wiedział kim był mężczyzna w mundurze.
- Dlaczego nie jestem zaskoczony? – ohydny uśmiech pojawił
się na jego ustach. – Za tym całym bałaganem stoi Bieber – potrząsnął głową,
wyciągając notatnik i długopis. – Kto jest właścicielem tego miejsca?
Justin odwrócił gorzko wzrok i zacisnął szczękę. W tym
momencie był bardziej niż zdenerwowany.
- Ja jestem, proszę pana – mężczyzna w garniturze, znany
również jako Dennis, podszedł i stanął przed nami.
- Mógłby mi Pan dokładnie powiedzieć co tu zaszło? – po
zapisaniu czegoś, popatrzył na Dennisa ciekawy tego, co miał mu do powiedzenia.
Dennis oblizał usta i skinął głową.
- Witałem właśnie paru klientów.. pytałem, czy smakuje im
jedzenie, rozmawiałem z nimi, kiedy usłyszałem zamieszanie…
- Mhm – łysy mężczyzna zapisał coś, zanim znów na niego
spojrzał. – O co chodziło?
- Ta oto panienka Jones – położył dłoń na moim ramieniu. –
Była przetrzymywana z bronią przystawioną do twarzy przez tego tutaj…. –
wskazał na miejsce, w którym ostatni raz był widziany Luke, a my wszyscy
podążyliśmy za nim wzrokiem.
Uniósł wysoko brwi i rozejrzał się, drapiąc się w czubek
głowy.
- Był tutaj dosłownie minutę temu.
- A gdzie jest teraz? – oficer obrócił się, szukając
czegokolwiek podejrzanego.
Mój żołądek wywrócił się góry nogami kiedy zdałam sobie
sprawę, że wcale nie poszedł zmyć z siebie krwi. Uciekł.
Justin nie poruszył się, nawet z powodu tej informacji.
- Co to ma znaczyć, że tego drania tutaj nie ma? – syknął
mój tata. – Przecież tu był! Jakim cudem stąd wyszedł?
- Uspokój się, Paul – mruknęła moja mama.
- Kim była osoba, która przetrzymywała panienkę Jones?
Zaczniemy poszukiwania. Nie musi się Pan o nic martwić panie..
- Jones – odparł mój
tata.
- Panie Jones – pokiwał głową, notując coś. – Jak ma na
imię..
- Luke – odezwał się Justin. – Jego pieprzone imię to Luke
Delgado.
Przygryzłam wargę, modląc się, żeby jego przekleństwa nie
sprawiły żadnego kłopotu.
Nagle pojawiło się kilku oficerów, zaczęli ze sobą przez
chwilę rozmawiać, po czym trzymając w ręku swoje walkie-talkie opuścili
pomieszczenie.
- Namierzymy Pana Delgado a w tym czasie.. czy mógłby nam
pan powiedzieć co się stało?
- Tak – Dennis przełknął głośno ślinę. – Luke ostrzegł nas,
żebyśmy nie dzwonili po pomoc, bo inaczej ją zabije. Zdawał się wiedzieć, co
robi, bo po tym zaczął kłótnię z tym tutaj – wskazał na Justina, a oficer
kiwnął głową. – Wymienili kilka.. słów. Grożąc sobie nawzajem. Ten młody
mężczyzna próbował uwolnić Kelsey, ale mu się to nie udawało. Chwilę później,
Kelsey zrobiła coś, dzięki czemu uwolniła się z jego uścisku i wtedy po was
zadzwoniłem.
Notując kilka słów, odwrócił się w naszą stronę.
- Co stało się po tym, jak Luke uwolnił Kelsey? – wpatrywał
się twardo w Justina.
- Złapałem go, kopnąłem w brzuch, potem w twarz i zrobiłbym
mu więcej, ale moja dziewczyna mnie przed tym powstrzymała.
- Dziewczyna? – uniósł brew.
Uśmiechnęłam się, lekko machając.
- To ja.
- Dlaczego właściwie Luke Delgado cię złapał? – odwrócił się
w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami.
- Jeśli mam być szczera – nie wiem. Poszłam do łazienki, a
kiedy chciałam wyjść, przycisnął mnie do ściany. Powiedziałam, żeby mnie
puścił, ale nie posłuchał. Spytałam, czego chce i wtedy powiedział, że chodzi
mu o mnie. Zanim stało się cokolwiek innego, Justin odepchnął go ode mnie i
powiedział, że ma się do mnie nie zbliżać. Wziął mnie za rękę i skierowaliśmy
się w stronę stolika, kiedy zostałam odciągnięta. Owinął ręce wokół mojej szyi,
przycisnął mnie do siebie i wyciągnął broń.
- I?
- Już chyba wszystko wiecie, czego jeszcze byście chcieli? –
spytał Justin, zirytowany tym całym procesem przesłuchiwania.
Na myśl, że za każdym razem musiał przechodzić to samo,
poczułam ból brzucha.
- Dlaczego Luke Delgado miałby coś do ciebie mieć? –
spojrzał na Justina. – Czy jest coś, o czym nie wiemy panie Bieber?
- Nie wiem. Nie miałem styczności z Delgado, póki tej nocy
nie zdarzyło się to gówno – potrząsnął głową. – Może przestaniecie zadawać
pytania i zaczniecie szukać dupka, który spowodował ten cały bałagan?
Zamykając notes i wsuwając go do kieszeni spodni, ściągnął
usta.
- Będziemy w kontakcie, panie Bieber.
Justin pokręcił głową.
- Wiem.
- Będziemy was na bieżąco informować co się dzieje z Lukiem
Delgado.
Kiwając głową, mój tata uścisnął jego dłoń, po czym razem
obserwowaliśmy jak opuszczał pomieszczenie.
Inny oficer podszedł do nas.
- Musicie państwo opuścić to pomieszczenie. Bardzo prosimy o
wyjście.
Trzymałam Justina za ramię upewniając się, że nie pójdzie
już drugi raz podczas tej kolacji za Lukiem. Wystarczy, że celowano we mnie
bronią. Więcej problemów z władzami nie potrzebowałam. Moi rodzice trzymali się
blisko, wciąż będąc w szoku po tym co się stało. Poczucie winy zżerało mnie od
środka. Powinnam powiedzieć im, żebyśmy opuścili pomieszczenie, kiedy tylko
zobaczyłam tam Luka. Powinnam wiedzieć, że coś takiego mogło się stać. Zimne,
wieczorne powietrze uderzyło mnie w twarz, powodując ciarki na całym moim
ciele, gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz. Obok nas przeszło kilka osób, chcących
już tylko znaleźć się w domu i zapomnieć o tym wszystkim.
Kiedy teren był czysty, odwróciłam się w stronę Justina.
- Wszystko w porządku? – szepnęłam.
Justin spojrzał na mnie tylko, ze złością wypisaną na
twarzy. Jego klatka piersiowa poruszała się w dół i w górę, a jego szczęka była
zaciśnięta.
Łapiąc go za rękę, ścisnęłam ją, chcąc jego pełnej uwagi.
- Justin?
Zmuszając się do spojrzenia na mnie, jego oczy trochę
złagodniały. Mogłam wyczuć smutek.. żal..
Potrząsnęłam głową chcąc mu powiedzieć, że to nie jego wina,
gdy odezwał się mój tata.
- Nie mogę w to uwierzyć – syknął.
- Tato…
- Nie, Kelsey! – warknął sprawiając, że podskoczyłam
zaskoczona. Nigdy na mnie nie krzyczał, chyba, że chodziło o poważne kłopoty. –
Jak możesz stać tam… obok tego.. kryminalisty.. i pytać go, czy wszystko jest w
porządku? Co z nami? Twoją rodziną?
Stałam tam oniemiała, nie wiedząc co powiedzieć.
- Przepraszam – popatrzyłam na każdego z nich, w tym na
Justina. – To nie powinno się było stać..
- Prawie dzisiaj przez niego umarłaś, Kelsey Anne! –
krzyknęła moja mama, zwracając na siebie naszą uwagę. – Jak możesz stać tam i
zamiast swojego taty, bronić tego potwora?!
Potrząsnęłam głową.
- Nie rozumiecie..
- Oh, rozumiemy i to aż za dobrze – syknęła, biorąc Dennisa
za rękę i popychając go w kierunku taty. – Carly miała rację od samego
początku. On jest chodzącym problemem!
Znów potrząsnęłam głową.
- Nie..
- Jest kryminalistą i widziałam to dzisiaj na własne oczy –
wyrzuciła ręce w górę, chcąc do mnie dotrzeć. Ale nic, co miała do powiedzenia,
nie zmieniłoby moich uczuć do niego.
Nie znali jego i nie znali sytuacji z Lukiem.
Nie wiedzieli nic.
- On mnie bronił! – krzyknęłam, nie będąc w stanie dłużej
kontrolować emocji.
- Bronił?! Chyba sprawił, że prawie zostałaś zabita!
- Jak możesz tak mówić? Gdyby nie Justin, to teraz bym tutaj
nie stała!
- Nie, Kelsey! – mój tato zrobił krok naprzód. – Rozumiesz,
że mogłaś dzisiaj zginąć?
- Ale nie zginęłam!
- Nie bądź niemądra, Kelsey! – warknął. – Mogłaś dzisiaj
umrzeć i wiesz, że to prawda! Jak możesz stać tam, patrzeć mi w oczy i bronić
tego potwora? – z obrzydzeniem machnął ręką w stronę Justina.
Kiedy otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, usłyszałam głos
zza pleców i poczułam, jak łamie mi się serce.
- On ma rację – odwróciłam się i spojrzałam na Justina,
który stał z rękami w kieszeniach, z pustym wyrazem twarzy.
- Oczywiście, że mam rację! – warknął, zwracając swoją uwagę
na Justina. Przeszedł koło mnie i stanął naprzeciwko niego. – Chciałem dać ci
szansę. Czułem się źle, oceniając kogoś, kogo nie znałem. Pozwoliłem przyjść ci
tutaj, na kolację z moją rodziną, a w zamian dostałem broń celującą w moją
córkę!
Justin tylko stał tam, pozwalając mojemu tacie mówić, co mu
się podobało.
To nie było do niego
podobne.
- Masz szczęście, że nie powiedziałem policji, że prawie
postrzeliłeś moją córkę. Myśleć, że jesteś przyzwoitym chłopcem…. Wygląd
naprawdę może zmylić.
Wpatrywałam się w niego w szoku, nie wierząc w to, co
właśnie robił.
- Jak możesz stać tam i pozwalać mu na mówienie tych
wszystkich rzeczy?
- On jest twoim ojcem, Kelsey! – sapnął Justin. – Nie jest
tylko jakimś gościem; nie mogę mu po prostu przyłożyć w twarz. Nie mogę się
bronić wiedząc, że ma rację.
- Wcale nie.
- Nie bądź naiwna, Kelsey – Justin potrząsnął głową, patrząc
na mnie z bólem w oczach. – Mogłaś umrzeć…
- Ale nie umarłam! Dlaczego tego nie rozumiecie?! Ciągle tu
stoję! Ciągle oddycham!
- To tylko kwestia czasu, zanim znów po ciebie przyjdzie! –
krzyknął Justin.
- To się go pozbędziesz!
- Pozbędziesz – powtórzył. – Jak jego nie będzie, to pojawi
się kolejna osoba, która będzie próbowała cię zranić – potrząsnął głową. – To
się nigdy nie skończy!
- Znów po nią przyjdzie? – mruknął tata.
Przygryzłam wnętrze policzka.
- Proszę.. nie rób tego – szepnęłam.
- Tak, znów po nią przyjdzie – odpowiedział Justin.
Mój tata uświadomił sobie coś, bo nagle ignorując
wszystkich, skupił całą swoją uwagę na Justinie.
- Przez cały ten czas.. kiedy umawiałeś się z moją córką..
była ona w niebezpieczeństwie? – w jego oczach pojawiły się łzy, a mój żołądek
skręcił się boleśnie.
Dwie osoby, które kocham, niszczące mi wszystko.
Justin pokiwał głową.
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Justin.. – mruknęłam, potrząsając głową. – To nie prawda..
- Kelsey.. – przeniósł spojrzenie z mojego taty na mnie. –
Nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku. Dzisiejsza noc udowodniła
nam, że twoje życie zawsze będzie zagrożone. Jeśli nie przez Luka.. to przez
kogoś innego.
- Nie – odpowiedziałam.
- Nie bądź uparta..
- Obiecywałeś, że zawsze przy mnie będziesz – pisnęłam, jak
dziecko mówiące do swoich rodziców. – Pamiętasz?
Justin nie odezwał się ani słowem.
- Obiecałeś, że będziesz mnie bronił i że nigdy nie
odejdziesz – łzy pojawiły się w moich oczach.
- I popatrz co się stało – potrząsnął głową, a jego oczy
zrobiły się czerwone od wstrzymywania łez. Nie ważne co się działo, nie bał się
pokazać swojej słabszej strony. – Prawie umarłaś.
- Nie – potrząsnęłam głową. – Wcale nie.
- Luke miał cię na celowniku i mało brakowało, żeby zabrał
cię, żebym znów musiał cię szukać – przerwał. – Tym razem, Kelsey, miałbym na
to małe szanse.
- Przestań myśleć o „co jeśli”. Jestem tutaj, bezpieczna,
żywa, czy to nie powinno się teraz liczyć?
- Nie rozumiesz? Moje życie jest zbyt niebezpieczne –
szepnął.
- Nie możesz tego zrobić – powiedziałam przez zaciśnięte
zęby.
- Nie jestem tym, za kogo mnie masz – cofnął się.
- Nie jesteś tym, za kogo cię mam? – sapnęłam zirytowana.
- Zabijam ludzi, żeby przeżyć. Robię rzeczy, których sobie
nawet nie wyobrażasz. Policja mnie ściga i cały czas muszę na siebie uważać –
wziął głęboki oddech. – Nie możesz tak żyć.
- Przesadzasz!
- Przesadzeniem byłoby powiedzenie, że wszystko jest w
porządku! – krzyknął.
Stałam tam, nie pozwalając jego słowom mnie dotknąć.
- Powiedziałam ci, że nigdzie się nie wybieram.
- Nie rozumiesz – potrząsnął głową. – Przez bycie ze mną,
jesteś celem. Możesz umrzeć w każdej chwili, nie ważne gdzie jesteśmy i
dzisiejsza noc to potwierdziła! Doświadczyłaś tego co może się stać, jeśli ze
mną zostaniesz.
- Skąd się to bierze? – wpatrywałam się w niego. – Gdzie
była rozmowa o bezpieczeństwie miesiąc temu?
- To prawda – mruknął. – Za późno zdałem sobie z tego
sprawę.
- Nie.. to jest to, co uważasz za prawdę – łzy spłynęły po
moich policzkach. – Dlaczego nie możesz pozwolić sobie na bycie szczęśliwym?
- Bo nie mogę! – warknął, przebiegając dłonią po swoich
włosach i ciągnąc za ich końce. – W tym pakiecie nie ma bycia szczęśliwym.
- Boże, Justin! – krzyknęłam. – Zachowujesz się tak, jakbyś
już był stracony.
- Bo jestem!
- Wcale nie! Możesz być szczęśliwy, jeśli chcesz, ale wolisz
tego nie robić! – przygryzłam wargę. – Nie ważne co zrobisz, albo powiesz, to
nie zmieni tego, co do ciebie czuję. – szepnęłam. – Już na początku
powiedziałam ci, że nigdzie się nie wybieram. Pamiętasz, kiedy powiedziałeś mi
o Jen?
Nie odezwał się nic, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach i
wiedząc, że mam zamiar mówić dalej.
- Powiedziałam ci, że nie odejdę tak jak ona i tego nie
zrobię. Jestem tu z konkretnego powodu i nigdzie się nie wybieram – złapałam go
za rękę.
- To nie jest bajka, Kelsey. To realne życie. Tutaj nie ma
szczęśliwych zakończeń.
- Przestań mówić
jakby..
- Jakby co?
- Jakby to był koniec – mruknęłam.
- To JEST koniec –
oblizał usta i odwrócił wzrok. – Koniec nas.
- Nie – potrząsnęłam głową. – Wcale nie.
- Tak, jest – powiedział, puszczając moją dłoń.
- Dlaczego… Dlaczego to robisz? – spojrzałam na niego.
- To jedyny sposób, żebyś mogła pozostać bezpieczna –
odwrócił się, wpatrując się twardo w podłogę. – Przepraszam.. Nie chciałem,
żeby to się stało.
Mój tata zrobił kilka kroków naprzód, stając twarzą w twarz
z Justinem.
- Nie chcę cię widzieć nigdzie w pobliżu mojej córki..
Rozumiesz?
- Tato! – krzyknęłam z frustracją.
Justin pokiwał głową.
- Nie musi się Pan o to martwić. Od teraz, pozwalam Pana
córce odejść.
- Justin! – krzyknęłam, ale on mnie zignorował. Zamiast
tego, zaczął się wycofywać.
- Nie! – krzyknęłam, biegnąć za nim mimo protestów moich
rodziców i złapałam go za ramię. – Nie rób tego! Nie zostawiaj mnie!
- Nie utrudniaj mi tego, Kelsey – syknął, nawet na mnie nie
patrząc.
- Kocham cię! Nic to dla ciebie nie znaczy? – chlipnęłam, a
łzy zaczęły coraz bardziej spływać po mojej twarzy.
- Przestań, Kelsey! – krzyknął, zaciskając mocno szczękę.
- Jak możesz odejść ode mnie, nawet na mnie nie patrząc?
Dlaczego tak łatwo jest ci mnie zostawić? Czy ty w ogóle mnie kochałeś, czy to
było jedno, wielkie kłamstwo?
- Chcesz wiedzieć, czy cię kochałem?
Cofnęłam dłoń, krzyżując ręce na klatce piersiowej bojąc się
tego, co miał do powiedzenia.
- Kiedy zostałem dźgnięty nożem, przyszedłem do ciebie.
Kiedy cię zraniłem, jedyne czego chciałem, to sprawić, żeby wszystko było
dobrze. Kiedy Luke cię zabrał, nawet nie wahałem się przed szukaniem ciebie.
Gdy zobaczyłem tego kutasa na tobie, jedyne o czym mogłem myśleć, to żeby za to
zapłacił. Nie ma nic, czego bym nie zrobił żeby sprawić, że będziesz bezpieczna
– potrząsnął głową. – Kiedy dzisiaj cię zabrał… moje serce przestało bić. Myśl,
że mogłem cię stracić była nie do zniesienia.
Moje serce przyspieszyło, a ja poczułam winę, że w ogóle
zwątpiłam w to, że mnie kochał.
- Mimo obawy, że zostaniesz zraniona.. byłem z tobą bo
znaczysz dla mnie WSZYSTKO. Nigdy nie
kochałem nikogo tak bardzo, jak kocham ciebie i nigdy nie będę.
Oblizałam usta i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Dobrze.. dobrze więc – podeszłam do niego i objęłam jego
twarz dłońmi. – Możemy coś wymyślić.
- Nie – Justin potrząsnął głową, zabierając moje ręce. – To,
co powiedziałem, niczego nie zmienia.
- Justin – mruknęłam. – Proszę.. Może nam się udać..
- Przestań – syknął. – To koniec, Kelsey.
Potrząsnęłam głową, a łzy znów zaczęły spływać po moich
policzkach.
- Proszę Justin – złapałam go za rękę. – Nie rób tego,
proszę.
Patrząc na mnie z bólem, odsunął się i tylko potrząsając
głową, odszedł.
- Justin. Proszę, kocham cię!
Justin pozostał jednak niewzruszony, odchodząc z dłońmi w
kieszeniach i podniesioną głową.
- Justin! – krzyknęłam. – Kocham cię!
Nic nie mogło wyrazić tego, jak się wtedy czułam. Jakby ktoś
zniszczył mój cały świat. Straciłam jedyną osobę, którą naprawdę kochałam.
Upadając na ziemię, przyłożyłam trzęsącą się dłoń do ust,
żeby powstrzymać płacz, ale łzy i tak niekontrolowanie zaczęły płynąć po moich
policzkach.
Justin’s POV
Moja klatka piersiowa poruszała się w dół i w górę, z powodu
wszystkich emocji, które się we mnie kłębiły.
Zaciskałem i otwierałem dłoń, próbując się uspokoić, ale nic
w tym momencie nie mogło powstrzymać mnie przed tym, co zamierzałem zrobić.
Kelsey desperacko próbowała mnie nawoływać. Musiałem iść,
musiałem iść i się nie odwracać bo gdybym to zrobił, podbiegłbym do niej i
przeprosił. Powiedziałbym jej, że tego nie chciałem i że mi przykro. Obiecałbym
jej niemożliwe, czyli, że wszystko wróciłoby do normy.
A to się nigdy nie
zdarzy.
Nie ważne jak bardzo nie chciałem jej zostawić, musiałem.
Była w zbyt wielkim zagrożeniu a przeze mnie mało dzisiaj nie zginęła.
Wchodząc do auta, ruszyłem w drogę, zaciskając dłonie mocno
na kierownicy.
Jak mogłem pozwolić temu zajść tak daleko? Powinienem zająć
się tym śmieciem już dawno temu.
- Nie rób tego –
głos Kelsey ciągle pojawiał się w mojej głowie.
Zamykając oczy, potrząsnąłem głową.
- Kocham cię!
Otwierając oczy, poczułem łzę spływającą po moim policzku.
Po tym, rozkleiłem się zupełnie. Nic nigdy nie szło dobrze w moim życiu. Po raz
pierwszy, poczułem się bezużyteczny. Przebiegając dłonią po włosach i ciągnąc
za ich końce, chciałem pozbyć się wszystkich wspomnień z tego wieczoru.
- Jak możesz stać tam
i bronić tego potwora?
- Mogłaś umrzeć..
- Nie chcę widzieć cię
nigdzie w pobliżu mojej córki..
Krzycząc, zacząłem uderzać w kierownicę. Przez tego śmiecia
Delgado, musiałem pozwolić odejść osobie, która znaczyła dla mnie najwięcej.
Ocierając twarz, postanowiłem skończyć z użalaniem się nad
sobą. To był najwyższy czas, żeby zająć się tym raz, na zawsze.
Przejeżdżając kilka ulic, co nie zajęło mi długo, znalazłem
się pod domem. Zamykając auto i wbiegając do środka krzyknąłem.
- Bruce!
Pojawił się sekundę później, patrząc na mnie spod
uniesionych brwi.
- Justin? Co tutaj
robisz? Jak poszedł obiad z rodzicami Kelsey?
Potrząsnąłem głową, nie chcąc odpowiadać na te pytania.
- On za to zapłaci.
- Kto?
- Luke – syknąłem.
~~~~~~~~
To super opowiadanie!!!!
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIE I TO !!!!!!!
LOVE LOVE LOVE LOVE
Poryczałam się, naprawdę
OdpowiedzUsuńjaj nigdy w życiu na opowiadaniu !!!!!!!!!!
~~~~~~~~~~
To naprawdę straszne nie wierze że mógł tak zostawić Kelsy :(
Ale kocham i takDANGERA
Ryczę, płaczę jak on mógł?
OdpowiedzUsuń<33 Kocham go nawet za to