-Co tu robisz? - nerwowo spytałam Carly, czując jak rodzice wiercą mi wzrokiem dziurę w plecach.
-Pomyślałam, że wpadnę zobaczyć co u ciebie, ale najwidoczniej byłaś w
drodze do mnie, żeby zrobić zadania z włoskiego - spojrzała na mnie z
niedowierzaniem.
-Tak - zaczęłam się kręcić. - Ale nie było cię w domu.
-Minęły dwie godziny, Kelsey - warknął mój ojciec, zaciskając usta w
linię. - Możesz nam powiedzieć gdzie byłaś przez ten cały czas, kiedy
miałaś odrabiać lekcje?
Czułam, że coś pali mnie w gardle i przewraca w żołądku. Cały czas wpatrywałam się w podłogę.
-Ja...
-I nas nie okłamuj - powiedziała moja matka ostrym tonem.
Spojrzałam na Carly, która stała tam bez ruchu. Zmarszczyłam brwi.
Coś tu było nie tak.
-Co się tu dzieje? - wypowiedziałam na głos własne myśli, nieco przytłoczona całą sytuacją.
Carly oblizała usta, unikając mojego wzroku, a rodzice wpatrywali się we mnie z niedowierzaniem.
-Powiedz nam prawdę, Kelsey - powiedział tata. - I przestań próbować zmienić temat.
-Nie próbuję. Naprawdę nie wiem co się dzieje... - wymamrotałam, wiercąc
się i rozglądając się po pokoju. Zauważyłam na schodach Dennisa z
powagą w oczach.
Skrzywiłam się, próbując odgadnąć co podpowiada mi intuicja. Żeby mi
pomóc, Dennis bezgłośnie powiedział słowa Justin i Carly. Natychmiast
zrozumiałam.
Zaciskając szczękę, lekko kiwnęłam głową, po czym spojrzałam na Carly z obrzydzeniem.
-Czekamy, Kelsey - powiedział tata, niecierpliwie uderzając butem o podłogę.
-Po co mam wam cokolwiek mówić? - spojrzałam na niego. - Jestem pewna, że Carly już wszystko wam opowiedziała.
Dziewczyna natychmiast podniosła głowę i słowa Dennisa stały się dla mnie jasne.
-Kelsey...
-Jak mogłaś mi to zrobić? - warknęłam. - Byłaś moją przyjaciółką.
-Jestem twoją przyjaciółką - krzyknęła.
-Nie - zakpiłam. - Nie jesteś, bo gdybyś nią była, nie zrobiłabyś mi tego - pokręciłam głową. - Nienawidzę cię.
- Kelsey! - pisnęła mama, niezadowolona z mojego doboru słów, ale miałam to gdzieś.
-Wynoś się - wskazałam na drzwi. - I usuń mój numer. Skończyłam z tobą.
-Chcesz skończyć naszą przyjaźń przez jakiegoś chłopaka?! - krzyknęła z niedowierzaniem.
Zaśmiałam się bez kszty humoru.
-Tu nie chodzi o Justina. Chodzi o to, że nagadałaś na mnie za moimi plecami.
-Kelsey Jones! - krzyknęła moja mama. - Nie waż się krzyczeć na Carly za próbowanie cię ochronić.
-Chronić mnie? Myślisz, że ona chce mnie ochronić? Niby przed czym?
- Przed kryminalistą - warknął ojciec z rozczarowaniem. - Jak mogłaś zrobić to nam, sobie?
-Justin nie jest kryminalistą! Nie znacie go i ty też nie - wskazałam na Carly.
-Wiem wystarczająco, żeby mieć pewność, że jest niebezpieczny - załkała Carly.
-A skąd możesz to wiedzieć? - warknęłam, patrząc jej w oczy.
-Bo ludzie mówili, że...
-Ludzie - zaśmiałam się, kręcąc głową. - Oni nic nie wiedzą. Nikt nie
wie. To, że nie jest towarzyski i nie kumpluje się z całą drużyną
piłkarską nie znaczy, że jest tym wielkim, złym facetem!
-Oni wszystko widzą i wiedzą, czym się zajmuje. Każdy to wie - wyrzuciła ręce w powietrze.
-Jesteś z nim codziennie? Dorastałaś z nim? Nie wiesz, że połowa rzeczy,
które wszyscy mówią to kłamstwa? Dobrze wiesz, że ludzie na tyle
bezczelni, że potrafią obrobić dupę każdemu, kto im podpadnie!
-Kelsey! - krzyknęła mama.
-Co?
-Język!
-Mam to w dupie!
-Nie mów tak do swojej matki - ojciec jak zawsze się wtrącił.
Wywróciłam oczami.
-Wiem kim jest, co robi i mogę was zapewnić, że wszystko co o nim mówią o kupa kłamstw!
-Więc to prawda... - szepnęła mama. - Naprawdę widywałaś się z tym chłopcem za naszymi plecami.
Odwróciłam się do niej.
-Mamo...
-Za każdym razem, gdy się wymykałaś albo spóźniałaś, to dlatego, że spotykałaś się z kryminalistą - ojciec pokręcił głową.
-Nie, to nie tak. Po prostu... - westchnęłam. - Proszę, wysłuchajcie mnie.
-Okłamałaś nas - warknął. - Tyle razy pytaliśmy cię gdzie byłaś,
dostawałaś wiele szans, żeby powiedzieć prawdę, ale zamiast tego wolałaś
skłamać nam prosto w twarz. Skąd mamy wiedzieć, że znów tego nie
zrobisz?
-Jeśli bym wam powiedziała, zdenerwoalibyście się i zabronili się z nim spotykać...
-Oczywiście, że byśmy nie pozwolili - krzyknął. - Masz szesnaście lat
Kelsey, a nas okłamujesz, wymykasz się... Odkąd poznałaś tego chłopaka,
stałaś się zupełnie inną osobą niż kiedyś.
-Inną niż co? Sztywną, nudną, nie mogącą żyć tak, jak ja chcę? - zakpiłam, krzyżując ręce na piersi.
-Nie. Byłaś nauczona szacunku i nam nie pyskowałaś. Potrafiłaś odróżnić
dobro od zła. Znasz tego chłopca tak krótko, a on już ma na ciebie wpływ
- i zdecydowanie nie jest on dobry.
-To ja zadecydowałam, żeby was okłamać, nie on. On nie jest mną, tato... Nie kontroluje mnie. Zrobiłam to, co sama chciałam.
-Więc sama zdecydowałaś, że będziesz zachowywać się jak kurwa? - zakpił,
na co wszyscy w pokoju gwałtownie zaczerpnęli powietrza.
-Paul... - szepnęła mama, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Zrzucił jej rękę, wpatrując się we mnie z rozczarowaniem.
-Jestem tobą całkowicie rozczarowany, Kelsey. Po wszystkim, co ja i
twoja matka dla ciebie zrobiliśmy, ty odpłacasz się nam w ten sposób.
Nie mogę już nawet na ciebie patrzeć - pokręcił głową, odwracając wzrok.
- Idź do swojego pokoju i nie wychodź, dopóki ci nie pozwolimy.
Zastygła mi twarz i serce. Mogłam wręcz usłyszeć jak upada, rozbijając się na milion kawałków, gdy do oczu napłynęły mi łzy.
Rozejrzałam się po pokoju, przełykając ślinę.
-Mamo?
-Po prostu idź, Kelsey - szepnęła.
Jeszcze bardziej ścisnęło mi się serce. Pokiwałam głową i zaczęłam iść, zatrzymując się na chwilę przy Carly.
-Dzięki, najlepsza przyjaciółko - wymamrotałam z obrzydzeniem, po czym weszłam po schodach do pokoju.
Justin's POV
Chodziłem w kółko po pokoju, brutalnie mierzwiąc swoje włosy. W żyłach
ciągle krążyła mi wściekłość, razem z chęcią wyrwania Jasonowi serca.
McCann posunął się za daleko, grożąc Kelsey i przywołując przeszłość. Zapłaci za to, co zrobił prawie trzy lata temu.
Byłem to winny Jazzy, swojej rodzinie j samemu sobie. Musiałem ją pomścić.
Odwróciłem głowę, słysząc otwierane drzwi. Stał w nich John.
-Czego chcesz?
-Nie rób tego.
Zaśmiałem się bez humoru.
-Niech zgadnę... Bruce cię tu przysłał.
-Nie, ale słyszałem cię i zabraniam ci tego robić. Skup się na Luke'u i aktualnych problemach, zamiast na tych z przeszłości.
-Przeszłość zawsze wraca, żeby kopnąć mnie w dupę. Wiesz o tym. Nie
mówię, że nie dam sobie z tym rady, ale... to naprawdę osobista sprawa -
pokręciłem głową. - Chodzi o moją siostrę. Dobrze wiesz, ile dla mnie
znaczyła, a ten gnojek bez wahania ją zabił.
John spojrzał na mnie ze smutkiem, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie było cię, gdy próbowałem wrócic do magazynu i ją uratować, ale
strażak mnie powstrzymał i powiedział, że nikt więcej nie przeżył. Nie
było cię, gdy usłszałem, że Jazzy zginęła w wybuchu... - pokręciłem
głową, a wspomnienia niemal natychmiast wróciły.
-flashback-
Kaszląc, wyszedłem z płonącego budynku. Ręką zasłaniałem usta, a moje całe ciało było brudne o popiołu.
-Woah, chwilka. Zaczekaj moment, kolego - mężczyzna w uniformie chwycił mnie za rękę, sadzając na czymś. - Wszystko w porządku?
-Jest okej. Po prostu boli mnie ciało od wszystkiego, co na mnie spadło - wymamrotałem, ponownie kaszląc.
-Okej. Boli cię klatka piersiowa? Głowa?
Odchrząknąłem.
-Tak.
-Nie masz się czym martwić. Wspominałeś, że coś na ciebie spadło?
-Tak.
-Właśnie to powoduje ból. Twoja klatka piersiowa została przygnieciona, a
wybuch był na tyle głośny, że wciąż rozbrzmiewa ci w głowie.
-Czy to minie? - spytałem zachrypniętym głosem.
-Do jutra powinno być lepiej.
-Dziękuję.
Mężczyzna cicho się zaśmiał.
-Nie ma za co. Po to tu jestem.
-Pan Bieber - podniosłem wzrok na policjanta, na którego twarzy
wymalowana była powaga. W myślach wywróciłem oczami. Zawsze próbowali
wyglądać na twardych, ale nie przekonywali mnie.
-Co?
-Mamy do ciebie kilka pytań.
-Właśnie wyszedł z płonącego budynku - powiedział zajmujący się mną
lekarz. - Nie jest w stanie odpowiadać teraz na żadne pytania. Musicie
poczekać do jutra albo będę zmuszony poinformować centralę, że nie
dostosowaliście się do zaleceń medycznych.
Policjant odwrócił się w moją stronę.
-Zobaczymy się później, Bieber.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Do zobaczenia - kiedy odszedł, spojrzałem na lekarza. - Dziękuję za pomoc.
Lekceważąco machnął ręką.
-Nie masz za co. Mówiłem prawdę. Naprawdę nie możesz wdawać się teraz w żadne dyskusje.
Pokiwałem głową, obserwując jak pakuje swoje rzeczy, mówi coś do kolegi i odchodzi.
-Co się tu kurwa stało? - powiedział Bruce, zbliżając się do mnie.
-Nie wiem. Miałem się tu z kimś spotkać, a gdy się odwróciłem
zobaczyłem, że śledzi mnie ta pieprzona Jazzy... - urwałem, a moje
źrenice się rozszerzyły. - Chwila, gdzie jest Jazzy?
-Powiedziałeś, że była z tobą w magazynie - Bruce zmarszczył brwi.
Ogarnęła mnie panika, więc natychmiast wstałem, przez co ból się nasilił. Jęknąłem, przykładając dłoń do czoła.
-Woah, wszystko okej? - spytał, chwytając mnie za ramiona.
-Tak, jest dobrze. Muszę tylko znaleźć Jazzy - zdjąłem z siebie jego
ręce i zacząłem przepychać się przez ten cały chaos - Jazzy? -
krzyknąłem głośno. - Jaz? Gdzie jesteś?
Zaczekałem chwilę na odpowiedź, ale odpowiedziała mi cisza. Zacząłem
nerwowo rozglądać się wokół, mając nadzieję ją gdzieś zobaczyć.
-Jazzy! - wrzasnąłem, desperacko chcąc znaleźć siostrę.
Postanowiłem przestać szukać jej tu i sprawdzić czy nie utknęła gdzieś w
magazynie. Przepychając się przez wszystkich stojących wokół, nie
przestałem jej wołać, modląc się, żeby mi odpowiedziała. Cały czas
rozglądałem się wokół.
-Proszę pana! - ktoś krzyknął, ale go zignorowałem.
-Proszę pana! - ta sama osoba chwyciła mnie za przed ramię. - Nie może pan tam wejść.
-Muszę znaleźć siostrę! - warknąłem, próbując bezskutecznie wyrwać się z jego uścisku. Gnojek był dla mnie za silny.
-To chyba nie jest dobry pomysł... - wymamrotał z powagą, a w jego
oczach pojawił się smutek. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak.
-Muszę znaleźć moją siostrę... Wiem, że ona gdzieś tam jest. Daj mi tylko kilka minut i mnie tu nie będzie. Proszę...
-Przykro mi, że to ja muszę pana o tym poinformować, ale nasza ekipa
przeszukała już cały magazyn... nikogo nie znaleziono. Bardzo mi przykro
z powodu pańskiej straty.
Kiedy wreszcie dotarły do mnie jego słowa, coś ścisnęło mnie w żołądku. Świat zawirował mi przed oczami.
-Nie - wymamrotałem. - Ona musi tam być. Była tam ze mną. Ja... ja tam byłem. Widzałem ją przed... Nie - potrząsnąłem głową.
-Przykro mi...
-NIE! - krzyknąłem. - Ona tam jest. Jakim kurwa cudem ja stamtąd wyszedłem, a ona nie? Stała kilka metrów ode mnie.
-Jej ciało nie wytrzymało tego ciężaru. Została przygnieciona przez zbyt
wiele rzeczy, co uniemożliwiło jej jakąkolwiek ucieczkę.
Kątem oka zobaczyłem jak Bruce'owi opada szczęka, a oczy się rozszerzają.
Pokręciłem głową, cofając się o krok.
-Nie... Nie... - ponownie potrząsnąłem głową, a do oczu napłynęły mi łzy.
Bruce zaczął się do mnie zbliżać, ale przestał, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
-Była dla mnie wszystkich... Tak bardzo chciałem ją ochronić, trzymać z
daleka od rzeczy, które robię. Powinna być w domu, śpiąca, a nie m...
mar... - przygryzłem wargę, nie będąc w stanie wypowiedzieć tego słowa.
-Nie może jej nie być - szepnąłem. - Jest moją siostrą, moim życiem. Kocham ją... Próbowałem ją chronić.
Bruce jedynie się we mnie wpatrywał.
-Ja... ja obiecałem, że będzie bezpieczna. Powiedziałem, że nie pozwolę
nikomu jej skrzywdzić - zwinąłem dłonie w pięści. - Obiecałem -
krzyknąłem. - I ją zawiodłem... - szepnąłem prawie niesłyszalnie.
Słony płyn wciąż spływał mi po policzkach. Moje ciało nie dało już rady:
w jednej chwili upadłem na kolana i przeturlałem na bok z
niedowierzaniem.
Moja siostra była martwa.
I to była tylko moja wina.
-flashback-
Kilkukrotnie zamrugałem, wracając do rzeczywistości, po czym spojrzałem na Johna.
-Nie wiesz jak to jest usłyszeć, że twoja siostra jest martwa. Nie wiesz
jakie to uczucie, gdy musisz oznajmić rodzicom, że ich córka nie żyje i
zdecydowanie nie masz pojęcia jak to jest, kiedy twój własny ojciec
mówi, że jesteś dla niego martwy - zacisnąłem szczękę. - Straciłem wtedy
siostrę, John. Straciłem też rodzinę i ten suknisyn musi za to
zapłacić.
Twarz Johna złagodniała. Wypuścił roztrzęsiony oddech, drapiąc się po tyle głowy.
-To naprawdę gruba sprawa.
-Jazzy zasługuje na to, żeby za jej śmierć została wymierzona
sprawiedliwość. Jason zasługuje na gnicie w piekle za wszystko, co
zrobił - warknąłem.
-Wiem i zaufaj mi, pomogę ci w tym. Wiesz, że bym to zrobił. Zwłaszcza
teraz, gdy wiem co ten gnojek zrobił tobie i twojej rodzinie... Ale
Bruce ma rację. Za dużo ryzykujesz.
-Nie obchodzi mnie to...
-Ale Kelsey tak.
Zamarłem.
-Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się co by pomyślała lub nawet zrobiła, gdyby jej chłopak poszedł do więzienia?
Zazgrzytałem zębami.
-Zrozumiałaby.
John pokręcił głową.
-Nie bądź taki naiwny, Justin. Zrozumiałaby dlaczego to zrobiłeś, ale
nie byłaby w stanie pojąć jak mogłeś być na tyle bezmyślny, żeby dać się
zamknąć.
-Przecież mnie kurwa nie zaaresztują - warknąłem. - Nie zrobili tego
wtedy, nie zrobią i teraz. Poza tym, bez McCanna będzie dużo lepiej. O
tyle lepiej, że mogliby mi nawet podziękować - noszalancko wzruszyłem
ramionami.
-Ta, pewnie daliby ci nagrodę, podziękowali, po czym zamknęli za
morderstwo - wywrócił oczami. - Powtarzam, nie bądź tak naiwny. Jesteś
bystry. Wiesz, jakie jest ryzyko i możliwe scenariusze, które mogłyby
się wydarzyć, jeśli zrobisz co planujesz.
-Wiem, co robię - zapewniłem.
John zmierzwił sobie włosy.
-Pozwalasz złości przejąć nad sobą kontrolę. Nie myśl przez pryzmat
złości , myśl swoim mózgiem... sercem. Gdzieś tam głęboko wiesz, co
naprawdę jest słuszne.
-Kim jesteś? Doktorem Phillem? - warknąłem z cichym śmiechem.
-Nie, ale jestem twoim najlepszym przyjacielem i wiesz, że gdybym uważał
twój wybór za słuszny, nie stałbym tu teraz, próbując namówić cię do
zmiany planów. Słuchaj, to naprawdę zły pomysł. Po prostu zapomnij na
chwilę o Jasone i skup się na Luke'u.
Odwróciłem wzrok.
-Wszystko jedno.
-Wiesz, że mam rację, więc mnie posłuchaj. Chociaż raz zrób to, co jest
słuszne - wzdychając, poklepał mnie po ramieniu, po czym wstał i
wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Jęknąłem, potrząsając głową.
Kiedy miałem zamiar pójść do łazienki i wziąć prysznic, zadzwonił mój
telefon. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się kto to. Wyjąłem go z
kieszeni, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Kelsey.
-Halo? - spytałem, odbierając. Położyłem się na łóżku, patrząc na sufit.
-J-Justin? - usłyszałem jej słaby głos.
Coś ścisnęło mnie w sercu i momentalnie usiadłem prosto.
-Kochanie? Co się dzieje?
-M-moi rodzice, Justin... Dowiedzieli się.
Rozszerzyły mi się oczy.
-Jak to się dowiedzieli?
-C-Carly im powiedziała - ponownie pociągnęła nosem. Nawet nie mogłem
sobie wyobrazić w jakim stanie teraz była. Nagle poczułem wielką chęć
wzięcia jej w ramiona i nie wypuszczania już nigdy.
-Jakim kurwa cudem... - urwałem, próbując to zrozumieć.
-Kiedy mnie podrzuciłeś, weszłam do domu i zobaczyłam rodziców z Carly w
dużym pokoju. Rodzice byli źli i chcieli znać 'prawdę'. Coś w środku
mówiło mi, że chodzi o ciebie... wtedy zobaczyłam Dennisa. Bezgłośnie
powiedział imię twoje i Carly. Wtedy powiedziałam rodzicom, że
dziewczyna już pewnie wszystko im opowiedziała. Momentalnie podniosła
głowę i zrozumiałam, że Dennis chciał mi powiedzieć, że to ona za
wszystkim stała.
Zwinąłem dłonie w pięści. Mentalnie przeklnąłem dzień, w którym urodziła się ta kłamliwa, dwulicowa dziwka.
-I? - zachęciłem ją do kontynuowania.
Czy to źle, że chciałem zabić sukę?
-Rodzice zaczęli się na mnie drzeć i... nie wiem co mam już robić. Carly im o tobie skłamała, mówiąc, że jesteś kryminalistą...
-Jestem kryminalistą, skarbie - cicho się zaśmiałem, próbując rozładować napięcie.
-Ale oni nie muszą o tym wiedzieć, poza tym Carly nawet nie wie co
robisz. Użyła słów kilku ludzi ze szkoły i nakarmiła rodziców tym
gównem, a wiesz co oni pierdolą i jak potrafią wszystko przekręcić.
-Jezu Chryste - wymamrotałem, ciągnąc się za końce włosów. - Co jeszcze powiedzieli?
-Zorientowali się, że o dlatego byłam w domu późno za każdym razem, gdy
mnie przyłapali... - przez chwilę zamilkła i słyszałem jedynie szum w
słuchawce.
Wiedziałem, że nie mówi mi wszystkiego.
-Skarbie?
-Hmm?
-Co jeszcze powiedzieli?
-Oh... nic...
-Nie okłamuj mnie - westchnąłem.
-Naprawdę, Justin...
-Kelsey - powiedziałem z powagą. - Po prostu mi powiedz.
-Mójtatanazwałmniekurwą - powiedziała to tak szybko, że nie byłem w stanie nic zrozumieć.
-Możesz powtórzyć, ale tym razem wolniej?
Usłyszałem szelest, po czym znów zapadła cisza.
-Mój tata nazwał mnie kurwą.
Kilka minut zajęło mi zrozumienie jej słów.
-On co? - warknąłem, a cała złość powróciła.
-Proszę, nie karz mi tego powtarzać - szepnęła.
Potrząsnąłem głową.
-Nie ma prawa cię tak nazywać! Nawet nic nie zrobiliśmy. Jakim cudem
mogłabyś być ku- tym czymś? - warknąłem. - Czy ty sobie kurwa żartujesz?
- syknąłem, nie mogąc uwierzyć, że jakikolwiek ojciec mógłby powiedzieć
coś tak obrzydliwego do własnej córki.
-Nie... - szepnęła.
Ponownie westchnąłem.
-Nie martw się, skarbie. Wszystkim się zajmę, okej?
-Justin, co ty chcesz zrobić? - mogłem wyczuć zmartwienie w jej głosie.
-Nic. Po prostu się uspokój i spróbuj zrelaksować. Nie chcę, żebyś już
płakała. Nie mogę znieść tego, że nie jestem obok, żeby cię pocieszyć.
-Okej...
-Dobra dziewczynka. Pójdę już, dobrze? Ale jeśli będziesz chciała
porozmawiać, śmiało dzwoń. Kocham cię - wstałem i podszedłem do szafy, z
której wyjąłem
skórzaną kurtkę.
-Też cię kocham - powiedziała i się rozłączyła.
Wkładając telefon do kieszeni, nałożyłem kurtkę i zbiegłem po schodach.
-Wrócę za kilka minut.
Bruce i John wstali, a sekundę po nich cała reszta.
-Gdzie idziesz, Bieber?
-Gdzieś. Nie martwcie się, McCann jest bezpieczny. To go nie dotyczy - zapewniłem i wyszedłem.
Odpaliłem samochód, po czym wyjechałem na drogę, trzymając w ustach
odpalonego papierosa. Wziąłem go w dwa palce i wypuściłem kółko z dymu,
jednocześnie zmieniając pas i skręcając w Bentley Lane.
Znałem to miasto jak własną kieszeń, więc nie minęło dużo czasu, gdy
wreszcie dojechałem do zamierzonego celu. Wyciągając kluczyki,
wysiadłem, po czym głośno trzasnąłem drzwiami. Wszedłem po schodkach i
pewnie zapukałem.
-Otwieraj - warknąłem.
Po kilku sekundach drzwi się otworzyły i zobaczyłem dziewczynę, którą chciałem zobaczyć od skończenia rozmowy z Kelsey.
-Witaj, Carly - wypowiedziałem jej imię z obrzydzeniem, czując, jakbym miał przez nie zwymiotować
Jej źrenice się rozszerzyły.
-Co ty tu robisz? - syknęła. - Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
Łobuzersko się uśmiechnąłem, złośliwie śmiejąc.
-Mam swoje sposoby, skarbie, nie musisz się o to martwić - zrobiłem krok
w przód tak, że mój oddech owiał jej twarz. - Ale słyszałem, co
zrobiłaś, Carly i muszę przyznać, że mi się to nie podoba.
-Wow, już ci powiedziała? - zakpiła, kręcąc głową. - Naprawdę skacze ci
wokół dupy... - wymamrotała. - Oplotłeś ją sobie wokół małego palca -
spojrzała na mnie wymownie, przechylając głowę na bok. - Jak się z tym
czujesz? To musi być przyjemne uczucie, mieć nad nią taką kontrolę.
Stężała mi twarz.
-Nie mów tak o niej, suko - warknąłem. - Nie wiesz nic o mnie ani o moim
związku z Kelsey, więc dlaczego się po prostu nie odpierdolisz?
-Wiem, że jesteś bezużytecznym kryminalistą.
-Więc powinnaś wiedzieć, że nie zawaham się przez zabiciem ciebie.
-Nie odważyłbyś się położyć na mnie ręki.
-Oh, odważyłbym i jeśli wciąż będziesz to kwestionować, to już niedługo będziesz leżała w kałuży własnej krwi - powiedziałem.
-Wiesz, właśnie udowadniasz, że mam rację - zaśmiała się bez kszty
humoru. - Jesteś kryminalistą, którego nie obchodzi nikt ani nic oprócz
jego samego.
-Twierdzisz, że wiesz tak wiele... w takim razie dlaczego wciąż
pierdolisz? - byłem tak blisko, że poczułem jak jej ciało drży. - Jeśli
byłabyś sprytna i naprawdę wiedziała co robię i do czego jestem zdolny,
nie gadałabyś tyle - spojrzałem jej w oczy. - Nie lubię też kiedy ludzie
pieprzą się z uczuciamy tych, na których mi zależy i doprowadzają ich
do płaczu. Masz czelność latać ze wszystkim do rodziców Kelsey i chesz
nazywać się jej nalepszą przyjaciółką? - pokręciłem głową. - Daleko ci
od tego.
-Jestem jej najlepszą przyjaciółką!
-Poprawka - uśmiechnąłem się złośliwie. - Byłaś jej najlepszą
przyjaciółką. Jesteś dla niej niczym i na twoim miejscu trzymałbym się
od niej z daleka. Rozumiemy się?
Tym razem nic nie powiedziała. Jedynie wolno pokiwała głową, zaciskając usta w cienką linię.
Uśmiechnąłem się.
-Dobra dziewczynka - odwróciłem się i zacząłem iść, jednocześnie wyjmując z kieszeni telefon i wybierając znajomy numer.
-Halo?
-Wszystkim się zająłem, skarbie.
-Justin, co ty zrobiłeś? - spytała Kelsey z niepokojem.
Wzruszyłem ramionami mimo, że nie mogła mnie zobaczyć.
-Powiedzmy, że nie musisz się już martwić Carly.
~~
:***** Kocham Dangera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz